„Gdy w lipcu 2020 r., po prezydenckiej wygranej Andrzeja Dudy, Jacek Dehnel ogłaszał swoją emigrację, w wywiadzie dla Deutsche Welle przedstawiał kraj nad Wisłą jako prawdziwe piekło dla homoseksualistów. (…) Po trzech latach Dehnel uznał, iż Berlin jest mimo wszystko groźniejszy niż Warszawa”, pisze na łamach tygodnika „Do Rzeczy” Piotr Semka.
Publicysta cytuje fragmenty wypowiedzi Dehnela z wywiadu, jakiego pisarz udzielił tygodnikowi „Newsweek”. – Męczące jest ciągłe użeranie się z pasywno-agresywnymi ludźmi, którzy mają pretensje o wszystko. Problemem może być użyczenie żetonu do muzealnej szafki na ubranie, zostawienie niewymiarowego parasola. Każda taka kwestia urasta do rzędu naruszenia praw. I tak jest kilka razy dziennie, ciągłe mikroagresje. (…) Zdarza się, iż ludzie, słysząc polszczyznę, robią jakieś dzikie miny, okazują demonstracyjnie wstręt – relacjonował literacki celebryta.
W ocenie autora „Do Rzeczy” można by wzruszyć ramionami na naiwność literackiego dandysa, który odkrywa, iż „obczyzna nie jest słodkim wymarzonym rajem” oraz, iż „pogardzani przez niego rodacy są mimo wszystko sympatyczniejsi niż mieszkańcy stolicy postępowej Europy”.
„Ja sam z racji zainteresowania Niemcami bywam w Berlinie co parę miesięcy. Nigdy nie podchodziłem do stolicy nad Szprewą z bezkrytycznym zachwytem, ale też potrafię zauważyć jej dobre strony. Może dlatego uniknąłem naiwnego rozczarowania. I na neurozy rozkapryszonego pieszczocha salonów patrzę dziś bez większego współczucia. Bardziej ciekawi mnie, co czują ci, którzy trzy lata temu prześcigali się w składaniu wyrazów zrozumienia dla jego decyzji o wyjeździe. Może teraz zaczną bardziej doceniać normalność życia nad Wisłą”, podsumowuje Piotr Semka.
Źródło: tygodnik „Do Rzeczy”
TG