„Czuję się zawiedziony Viktorem Orbánem” – stwierdził mój dobry znajomy Pan Zbigniew z Sosnowca. Stało się tak po tym jak przeczytał jedną z książek autorstwa prof. Bogdana Góralczyka poświęconą polityce Węgier po 1990 roku.
Pan Zbigniew zawiódł się nie tylko na premierze Węgier, ale pośrednio również na „Myśli Polskiej”. Bo przecież: „tyle razy pisaliście pozytywnie o działaniach Orbána, a przecież on nie jest nasz”. Potem już była wyliczanka: „czy wiecie, iż był on stypendystą zachodnich fundacji, w przeszłości nie przeszkadzał ma Soros, był człowiekiem Netanjahu w Unii i wreszcie prowadził politykę antyrosyjską i antychińską w interesie USA?”. Odpowiedziałem bardzo krótko, iż znaczna część tych zarzutów jest celna, ale nie wiem jakie to ma znaczenie w ocenie działań premiera Węgier dzisiaj. Nie przypominam sobie również byśmy o nim pisali, iż jest naszym politycznym ideałem. My nie prowadzimy politycznych procesów beatyfikacyjnych i nie szukamy w polityce dziewic. Staramy się promować to, co aktualnie służy narodowi polskiemu i co jest korzystne dla naszej wspólnoty narodowej. Dzisiejsza polityka Węgier rządzonych przez Orbána jest względem Polski pożyteczna, gdyż oddala wizję uwikłania naszej części Europy w wojnę z Rosją. Nie oznacza to jednak tego, iż uznajemy premiera tego kraju za półboga i bezkrytycznie będziemy opisywać to co dzieje się na Węgrzech. I nie dotyczy to tylko i wyłącznie Węgier. To trwała zasada w naszej redakcji i środowisku.
Dokładnie tak samo patrzymy Rosję, Białoruś, Niemcy lub dowolne państwo świata mające wpływ na naszą politykę i ich polityków. Opisujemy pewne procesy i fakty, często te pomijane w oficjalnych mediach. Nie oznacza to tego, iż będziemy ślepo chwalić i patrzeć bezkrytycznie na działania, które będą dla nas szkodliwe. Wiedząc jakie błędy popełniają rządy w Polsce i zdając sobie sprawę jakie są praprzyczyny wielu problemów, zawsze pamiętamy o tym, iż jesteśmy Polakami. Tak więc nie będziemy bezkrytycznie podzielać interpretacji przyczyn wybuchu II wojny światowej i jej przebiegu zarysowanych przez prezydenta Władimira Putina. Nie będzie naszej zgody na fałszowanie prawdy o zbrodni katyńskiej czy tej w Miednoje. Nie będzie naszej zgody na nazywanie żołnierzy Armii Krajowej bandytami lub likwidację polskich cmentarzy na terenie Białorusi. Będziemy się sprzeciwiać jakimkolwiek próbom wybielania się Niemców za działania w okresie II wojny światowej. Nie będziemy co oczywiście demonizować Rosji, Białorusi czy Niemiec, chociaż tego oczekują od mediów w Polsce jawne i tajne ośrodki władzy. Piszemy i będziemy pisać prawdę o współczesnej Rosji, Białorusi, Niemczech czy Ukrainie.
Dopóki jedni nam zarzucają prorosyjskość, probiałoruskość czy proniemieckość, a inni wręcz odwrotnie, to pozostaje w przekonaniu, iż w tych sprawach piszemy uczciwie. Nasza narracja razi skrajniaków z jednej i drugiej strony. Wyznacznikiem naszej linii od samego początku jest tylko i wyłącznie propolskość. „Myśl Polska” pomimo różnorakich szykan i utrudnień w wydawaniu pozostaje pismem niezależnym i o ile kiedykolwiek ta niezależność byłaby zagrożona, to jestem głęboko przekonany, iż cała redakcja na czele z redaktorem naczelnym Janem Engelgardem powiedziałaby: „Non possumus”. Nie interesuje nas bycie reprezentantem interesu rosyjskiego, białoruskiego czy niemieckiego. Nie jesteśmy sługami żadnego narodu. To nasi wrogowie stawiają takie kłamliwe tezy, często będąc stypendystami amerykańskich, niemieckich czy izraelskich fundacji. Naród, ale również państwo polskie są dla nas punktem odniesienia i tak na zawsze moim zdaniem pozostanie. Jesteśmy zwolennikami analizy i umiaru w opisywaniu rzeczywistości. Dlatego nie bierzemy udziału bezpośrednio w działaniach wyborczych, co nas chroni przed koniecznością posługiwania się propagandą w interesie danego stronnictwa politycznego. Pozostając krytykami polityki wyznaczonej przez elity III RP względem Rosji czy Białorusi, Niemiec, nie musimy pełnić roli politruków rosyjskiego miru czy entuzjastów niemieckiej polityki w Europie.
Nasza „prorosyjskość”, „probiałruskość” czy „proniemieckość” to tak naprawdę pisanie o sprawach dotyczących tych państw bez uprzedzeń i wcześniej uknutych w różnorakich think-tankach i fundacjach gotowych opinii. Chcemy być wolni od rusofobicznych czy germanofobicznych uprzedzeń, które zostały tu zaczepione przez ludzi mających swoje niepolskie interesy. Będziemy w tym co piszemy twardo bronić interesów narodu polskiego. Dzisiaj nie jest to łatwe, ale trzeba wytrwać. Wojna kiedyś się skończy, a nasze położenie geograficzne pozostanie to samo. To co dzisiaj wydaje się nierealne, za dwa lub trzy lata może stać się faktem. Procesy w zglobalizowanym świecie przyśpieszają. Należy być przygotowanym do zabezpieczenia interesy narodu zarówno w kraju jak i na naszych dawnych Kresach. Musimy rozumieć rolę sąsiadów, tak jak rozumiał to lider Narodowej Demokracji Roman Dmowski i prymas Polski Stefan Wyszyński. Chcemy oczywiście dobrych i pokojowych stosunków z Rosją, Białorusią i Niemcami, nie z miłości do tych państw, chociaż dwa z nich budzą moją sympatię, tylko dlatego bo jest to korzystne dla naszego narodu.
Dlaczego tyle piszemy o Rosji, Białorusi i Niemczech? To bardzo proste. Państwa sąsiadujące z Polską muszą być przedmiotem starannej analizy i krytycznych ocen. Musimy podejmować próby uporządkowania faktów i procesów zachodzących wewnątrz tych krajów. Powinniśmy znać wypowiedzi polityków i analityków pochodzących z tych państw, również te gorzkie w stosunku do naszego narodu. Raz na zawsze trzeba w analizie politycznej odrzucić zaklęcia mówiące, iż wszystko co związane z Rosją, Białorusią, Niemcami musi być złe. Dokładnie tak samo jak opinię tych co twierdzą, iż kraje te rządzone są przez elfy zesłane przez bogów, a ludziom żyje się tam jak w biblijnym raju.
Co poradziłbym osobom takim jak Pan Zdzisław? Po pierwsze przyjąć, iż zawsze najważniejszy jest naród polski. Pozostać krytycznym wobec propagandy wszystkich stron w mass-mediach, zachować trzeźwość oceny, myśleć przyszłościowo, unikać słuchania obcych podszeptów (zwykle zaoceanicznych) i brać pod uwagę zmienne w polityce. Bardziej ufać zdrowemu rozsądkowi niż przekazowi telewizorni. Przede wszystkim uzmysłowić sobie, iż nie jesteśmy rozgrzanymi emocjami nastolatkami i nie szukać na siłę w polityce idoli.
Łukasz Jastrzębski
Myśl Polska, nr 41-42 (6-12.10.2024)