Większość z nas uważa, iż żadna ekstrawypłata, a choćby jakakolwiek zwykła, nie należy się za nic żadnej partii. Chociaż więc choćby ten pierwszy krok w tę stronę, ledwie kroczek, uznano za obiecujący.
Pieniądze z naszych podatków przeznaczane są na utrzymywanie partii politycznych, których działalności nie tylko nie chcemy wspierać, ale zrobilibyśmy wiele, aby nie musieć na nią patrzeć. Tak jak mnie, prawdopodobnie jeszcze kilka osób doprowadza do furii świadomość, iż podatkami podtrzymują przy życiu Kaczyńskiego, a choćby Sasina; tak rozumiem wkurzenie przeciwników Tuska, którzy – niepytani – wspierają go, a choćby Kotulę, dokładając się do dotacji wypłacanych z budżetu Koalicji Obywatelskiej. Podobnie muszą się czuć konserwatyści, zapewniając przetrwanie Partii Razem. Ale działa to i w drugą stronę: aktywistki lewicowe, nie chcąc ze swojej kasy dotować Mentzena, na wszelki wypadek choćby raczej nie próbują zaczynać jej zarabiać.