Он обеспечил перевозку потерянных мин, он нарушает тишину. «В ИКЕА уже тусовались любопытные»

news.5v.pl 18 часы назад
  • Kiedy porucznik przyjechał do jednostki, w której miały być wyładowane miny, nie zastał tam nikogo
  • Kiedy zagubione przez wojsko znalazły się pod IKEA, wysłał tam swoich żołnierzy, zmieniając treść rozkazu, aby wiadomość o nich nie rozeszła się po okolicy. To był początek jego problemów
  • W rozmowie z Onetem oficer wylicza osoby, które powinny odpowiedzieć za szereg błędów związanych z zagubieniem min
  • Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu

W czwartek 9 stycznia opublikowaliśmy w Onecie artykuł „Wojsko zgubiło miny przeciwpancerne. Znalazły się pod IKEA”. Opisaliśmy w nim losy transportu ogromnego ładunku min z wojskowego składu amunicji w Hajnówce na wschodzie Polski do podobnego składu w Mostach pod Szczecinem. Wyjaśniliśmy też, w jaki sposób niedoświadczeni i nieprzeszkoleni żołnierze w Mostach przeoczyli partię skrzyń z ponad 200 minami, które następnie opuściły skład i przez 10 dni krążyły w przekazanym do cywilnych celów wagonie PKP po całej Polsce.

W tamtym artykule wspominaliśmy o poruczniku K., tu już pod nazwiskiem, ze składu w Hajnówce, który najpierw w przepisowy sposób przesłał miny do Mostów, a kiedy te odnalazły się po 10 dniach pod IKEA, wysłał swoich ludzi do zabezpieczenia ich, zapobiegając dodatkowym nieszczęściom. Pomimo tego oficer ten nie uniknął zarzutów prokuratorskich.

W ostatnich dniach udało nam się dotrzeć do porucznika Krzysztofa Krawczyka i zadać mu szereg pytań. Jego odpowiedzi w precyzyjny sposób pozwalają prześledzić los transportowanych min, ale także stawiają wiele znaków zapytania dotyczących działania wojskowego wymiaru sprawiedliwości.

„Zabezpieczaliśmy im wodę i żywność”

Jak wyglądał pański udział w historii związanej z zagubieniem min przeciwpancernych?

3 lipca zeszłego roku w składzie amunicji w Hajnówce zakończył się załadunek min przeciwpancernych, które miały być przetransportowane do składu amunicji w miejscowości Mosty pod Szczecinem. O godzinie 17 konwój kolejowy wyruszył w drogę, a ja wraz z kierowcą i moim podoficerem wyruszyliśmy autem jako zabezpieczenie tego konwoju.

Konwój liczył kilkunastu strażników. Po co było mu dodatkowe zabezpieczenie?

To był już drugi konwój z minami. Pierwszy odbył się do składu amunicji w Krapkowicach. Okazało się, iż trwał aż 48 godzin i w końcówce tamtego konwoju strażnikom nie starczało jedzenia i picia. Proszę pamiętać, iż to są ludzie z bronią, którzy nie mogą w żadnych okolicznościach opuścić konwoju. Postanowiliśmy, iż będziemy zabezpieczać im prowiant i inne sprawy.

Czyli jakie?

To są wszelkie inne zdarzenia, które mogą wydarzyć się na trasie. Na przykład ludzie robili zdjęcia konwoju. Wtedy wysyłałem do nich służby, żeby to sprawdzili.

Załatwiliśmy też inny problem. Następnego dnia, 4 lipca o godzinie 15.30 konwój dojechał do miejscowości Goleniów. To jest ledwie 10 km od Mostów, ale tam okazało się, iż dopiero o godzinie 7 następnego dnia konwój będzie mógł wjechać do składu amunicji w Mostach. Dzięki moim rozmowom z dyrektorami PKP w Goleniowie i Mostach udało się wjechać do składu jeszcze tego samego dnia.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

„W Mostach witała nas pusta rampa”

Czy na tamtym etapie podróży ktokolwiek z Mostów kontaktował się z wami w sprawie przekazania ładunku?

Kiedy staliśmy w Goleniowie, przyjechał do nas porucznik B. ze składu amunicji w Mostach i powiedział, iż wszystko jest przygotowane na nasz przyjazd.

Wjechaliście do tego składu o 23.30. Czy zastaliście w jednostce kogokolwiek oprócz wartownika, który przyjmował wasz konwój?

My wjechaliśmy do składu 10 minut przed wjazdem konwoju kolejowego, żeby przyjąć go na rampie. Oprócz wartowników w jednostce nie było nikogo.

Rozmawialiśmy o procedurach związanych z przyjmowaniem takiego konwoju z byłym dowódcą Wojsk Lądowych generałem Waldemarem Skrzypczakiem, który powiedział nam, iż na miejscu powinni czekać magazynierzy wraz z żołnierzami gotowymi do przeładunku. Czy ktoś taki tam był?

Nie. Oprócz nas był tam tylko kierowca autobusu, który miał odwieźć strażników do jednostki w Łomży, skąd przybyli.

„Sprawdzaliśmy każdy detal”

Co się stało, kiedy skład wjechał na rampę?

Wtedy mój podoficer z Hajnówki, wartownik z konwoju oraz wartownik z Mostów przeszli dookoła całego pociągu, żeby sprawdzić plomby. Wszystko się zgadzało. Wszystkie wagony był tak zaplombowane, tak jak wyjechały z Hajnówki.

Kiedy zostały sprawdzone plomby, rozładowałem broń wartowników w przeznaczonym do tego miejscu i zabezpieczyliśmy amunicję w skrzyni. Wtedy wartownicy wsiedli do autobusu i udali się w drogę powrotną do Łomży.

A pan ze swoimi żołnierzami?

Pojechaliśmy na noc do hotelu w Goleniowie. Następnego dnia, 5 lipca około godziny 10, przyjechaliśmy do składu amunicji w Mostach, aby przekazać dokumentację. To była zaplombowana dokumentacja, którą dopiero na miejscu otworzyła pani z sekcji środków bojowych. Wszystko się zgadzało.

Widzieliście rozładunek?

Oczywiście, iż tak. Kiedy mój podoficer zdawał dokumenty, ja wraz z porucznikiem B. i moim kierowcą udaliśmy się naszym samochodem służbowym na teren ścisły na rampę, gdzie trwał rozładunek. Było tam dużo ludzi, zarówno żołnierzy, jak i pracowników cywilnych. Pamiętam, iż pytałem oficera o rozładunek, a on powiedział, iż wszystko się uda zgodnie z planem. Wskazał wtedy ręką na maszty, na których były zamocowane kamery, mówiąc, iż specjalnie na ten rozładunek jest przygotowany system monitoringu. Mówię o tym dlatego, iż na tym monitoringu dokładnie było widać, kto co rozładowuje i jaki towar opuścił wagony, a jaki nie.

Czy mieliście w Mostach jeszcze jakieś obowiązki?

Nie, około południa udaliśmy się w drogę powrotną do Hajnówki. W trakcie podróży, około godziny 18, dostałem informację z Mostów, iż wagony zostały rozładowane i będą gotowe, aby oddać je do PKP następnego dnia. Dla mnie ten temat był zakończony.

Odkryli brak min po 10 dniach

Kiedy ta historia do pana wróciła?

16 lipca. Kiedy tamtego dnia przyszedłem do pracy, zjawił się u mnie nasz magazynier i powiedział, iż nękają go telefonami z Mostów, bo podobno nie przekazaliśmy im jednej partii min.

Czyli zorientowali się, iż mają zgubę 10 dni po tym, jak wyładowali towar.

Na to wychodzi. Kiedy to usłyszałem, to w obecności magazyniera i kierownika środków bojowych zadzwoniłem na telefonie głośnomówiącym do kierownika składu amunicji w Mostach i powiedziałem, iż nie ma takiej możliwości, żeby cokolwiek od nas nie wyszło, bo cała droga ładunku z magazynu aż do zaplombowanego wagonu jest u nas monitorowana. Pojazdy, które woziły miny z magazynu na rampę były dodatkowo bez plandek. Jesteśmy więc w stanie udowodnić, iż od nas wyszło wszystko, co do jednej miny.

Co na to kierownik składu w Mostach?

Przyjął tę argumentację i powiedział, iż będzie szukać dalej.

Ile czasu zajęły mu poszukiwania?

Zadzwonił do nas ponownie gdzieś między 13.40 a 14.00. Powiedział, iż ładunek znajduje się w wagonie numer siedem w miejscowości przy magazynie IKEA w Orli. To jest miejscowość, która znajduje się 30 km od nas.

„Napisałem, iż jadę po drzewo, a nie miny”

To niesłychany zbieg okoliczności, iż miny, których nie rozładowano w Mostach, przejechały całą Polskę, żeby wrócić niemal w to samo miejsce, skąd wyjechały.

Ten zbieg okoliczności pozwolił nam na szybką reakcję. Pierwsze pytanie, jakie zadałem kierownikowi z Mostów, było, kto oprócz nas wie o tym.

Skąd takie pytanie?

Chodziło o zawężenie kręgu osób, które wiedzą o tak niebezpiecznym ładunku i podjęcie stosownych kroków. Powiedział, iż wiedzą o tym ludzie z PKP oraz z IKEA.

Jak pan na to zareagował?

Mając przeszkolenie i doświadczenie w zakresie środków bojowych, wiedziałem, iż w myśl artykułu 25 kodeksu karnego o stanie wyższej konieczności muszę działać natychmiast i w taki sposób, aby o ładunku dowiedziało się jak najmniej ludzi. Wdrożyłem procedurę natychmiastowej kompletacji grupy i wyjazd samochodu osobowego oraz samochodu ciężarowego przystosowanego do przewozu ADR [ADR (fr. L’ Accord européen relatif au transport international des marchandises Dangereuses par Route – międzynarodowa konwencja dotycząca drogowego przewozu towarów i ładunków niebezpiecznych). Wpisałem też do rozkazu podstawę inną niż faktyczna, czyli iż żołnierze jadą po drzewo, a nie po miny.

Dlaczego?

Z bardzo prostego powodu – w naszej jednostce wielu ludzi ma rodziny, które pracują w IKEA w Orli. Gdybyśmy wpisali rzeczywisty powód, wielu niepowołanych ludzi dowiedziałoby się o niebezpiecznym ładunku. Nie chcieliśmy, aby postronne osoby kręciły się przy tych wagonach. Proszę pamiętać, iż one stały w IKEA w ogólnie dostępnym miejscu.

„Pod IKEA już kręcili się ciekawscy”

Jak gwałtownie udało wam się dotrzeć do ładunku?

Około godziny 14 z naszego składu wyjechały auta z doświadczonym kierowcą i czterema magazynierami. Wszyscy to byli oczywiście ludzie z przeszkoleniem ze środków bojowych.

Wiemy już, iż tego przeszkolenia zabrakło u wielu osób zaangażowanych w rozładunek transportu w Mostach, co mogło być jedną z przyczyn tego, iż miny zostały w wagonach i opuściły tamtą jednostkę. Jaka część ludzi w pańskiej jednostce ma takie przeszkolenie​?

Każdy człowiek, który przychodzi do pracy na terenie składu amunicji w Hajnówce, najpóźniej do trzech miesięcy od rozpoczęcia pracy otrzymuje przeszkolenie ze środków bojowych, dostaje dopuszczenie do pracy na środkach bojowych. Nie było u nas ani jednej osoby, która pracowałaby przy materiałach wybuchowych bez takiego przeszkolenia.

Wróćmy do ładunku w IKEA.

Moi ludzie dojechali do Orli. Tam personel IKEA udostępnił im wózek widłowy. Od żołnierzy wiem, iż koło tych wagonów już kręcili się ciekawscy. Nie chcę sobie wyobrażać, co by było, gdyby zebrało się tam więcej ludzi. Moi żołnierze załadowali miny na ciężarówkę i około godziny 17 transport bezpiecznie wrócił do składu w Hajnówce.

Co dalej stało się z tymi minami?

Rozładowaliśmy je i zdeponowaliśmy w magazynie przeznaczonym do przechowywania takich środków.

Ale rozumiemy, iż wciąż był problem z ponownym przetransportowaniem ich do Mostów?

Z Mostów znowu zaczęli dzwonić, iż nie mają tego, jak przetransportować, bo nie mają samochodów. Powiedziałem im wtedy, żeby kontaktowali się z szefem środków bojowych 2 Regionalnej Bazy Logistycznej (jednostka zwierzchnia nad składem amunicji w Hajnówce), bo ja nie mogę przewozić takich środków bez oficjalnej decyzji. Znowu temat się dla mnie skończył, bo dwa dni później udawałem się na urlop wypoczynkowy.

„Najpierw stawiali zarzuty, potem pytali”

Kiedy znowu powrócił?

10 września dostałem wezwanie do wydziału ds. wojskowych Prokuratury Rejonowej Niebuszewo w charakterze podejrzanego. Nie wiedziałem jeszcze, o co chodzi, ale doskonale wiedziałem, jak funkcjonują prokuratury wojskowe w naszym kraju, więc zatrudniłem adwokata. Jednak wtedy znowu nastąpiła przerwa, bo okazało się, iż adekwatnie mogę być przesłuchany w Białymstoku, żeby nie jechać na drugi koniec Polski. Na to przesłuchanie czekałem do 14 grudnia.

Jak wyglądało to przesłuchanie?

Zanim do niego doszło, postawiono mi zarzuty. Pierwszy dotyczył krótkotrwałej utraty środków bojowych.

Przecież Instrukcja o gospodarce środkami bojowymi w Siłach Zbrojnych RP precyzyjnie określa, kto odpowiada za materiał wybuchowy od przyjęcia na magazyn do wydania go, a także za przejazd i rozładunek. Wiemy już, iż miny zgubiły się dlatego, iż osoby odpowiedzialne za rozładunek w Mostach, a konkretnie magazynierzy, nie dopilnowały wyładowania części z nich z wagonów. Skąd więc zarzuty dla pana?

Nie potrafię tego wyjaśnić, podobnie jak moi adwokaci.

Jak brzmiał drugi zarzut?

Podanie nieprawdy w rozkazie.

Chodziło o to, iż napisał pan, iż żołnierze jadą po drzewo, a nie po środki wybuchowe?

Właśnie. Nie mogę się z tym pogodzić, bo jedynym celem mojego działania było ograniczenie ryzyka związanego z rozszerzającym się kręgiem ludzi, którzy mogliby dowiedzieć się o niebezpiecznym ładunku.

Jak wyglądało przesłuchanie?

O treści przesłuchania nie mogę się wypowiadać, ponieważ jest chronione tajemnicą. Mogę tylko powiedzieć, iż do zarzutów się nie przyznałem, uznałem je za niezrozumiałe i złożyłem obszerne wyjaśnienia.

„Honor nie pozwala mi zostać”

Wiemy, iż uwaga prokuratury skupiła się na niższych oficerach i podoficerach. A na kim powinna się pańskim zdaniem skupić?

Jeśli chodzi o wydarzenia w Mostach, to nie chcę się na ten temat wypowiadać, bo nie wiem, co tam się działo. Z tego, co czytałem, mają tam państwo wystarczająco wielu rozmówców. Mogę jednak powiedzieć, iż w takich wypadkach odpowiedzialność ciąży na osobach funkcyjnych odpowiedzialnych za rozładowanie min, na tych odpowiedzialnych za sprawdzenie wagonów przed wyjazdem ze składu w Mostach oraz na ich przełożonych.

Kto sprawdza ładunki wyjeżdżające ze składów amunicji?

U mnie odpowiedzialny za to jest mój podoficer, ale oprócz tego sam dokonywałem takich sprawdzeń. Uważam, iż najlepszą formą zaufania jest kontrola. Dlatego coś takiego nigdy się u nas nie wydarzyło.

Z dniem 31 stycznia postanowił pan odejść ze służby w wojsku. Dlaczego?

Powodem mojego odejścia było to, jak zostałem potraktowany przez przełożonych w Inspektoracie Wsparcia i prokuraturę wojskową w Szczecinie. Honor żołnierza nie pozwala mi dalej pracować w tej instytucji.

Читать всю статью