Zaczęło się od tego, iż na Kremlu zrezygnowano z zarządzania kolokwialnego. Leonidowi Breżniewowi kolejny medal przypinano, jak go do czegoś przekonać chciano. Po jego śmierci chwilkę następcy szukano – Jurija Andropowa i Konstantina Czernienkę zlikwidowano, zanim Borysa Jelcyna wybrano. Tu medali nie stosowano, tylko wodku polewano i sprawę załatwiano.
To nie do końca dobrze działało i dlatego Władimirowi Putinowi władzę na Kremlu przejąć się udało. Na początku wyglądało, iż teraz w Europie wszystko będzie grało. I gdy wszystkim się zdawało, iż ciągle gra – w Rosji echo caratu grało. Putinowi carem, takim jak Aleksander Wielki zostać się zachciało. W putinowskiej propagandzie Aleksander II Romanow się to nazywało.
Nie tylko jemu, również naszemu Jarosławowi Kaczyńskiemu.
W Polsce prezesa więzieniem żeśmy wystraszyli. Rosjanie w populistyczną propagandę uwierzyli i tym Putinowi atak na Ukrainę umożliwili.
Teraz Ukraińcy zauważyli, iż nasze „będziesz siedział!” na Kaczyńskiego zadziałało i wykombinowali, iż również Putina wystraszyć by się przydało. Ukraińskie wojsko do obwodu kurskiego – na teren Rosji wkroczyło, żeby społeczeństwo rosyjskie wojnę na własne oczy zobaczyło i putinowskiej propagandzie nie wierzyło. To rzeczywiście Putina by wystraszyło i wszystko w Europie do normy wróciło. Niestety politycy, jakich żeśmy wybrali niciewo nie paniali. I jak się tu coś nie zmieni – będziemy do siebie strzelali.
Ludzie Putina swą propagandą znaczną część Polaków do siebie przekonali.