Лауреаты Нобелевской премии, финтех и деньги

instytutsprawobywatelskich.pl 1 месяц назад

Jak tegoroczni nobliści z ekonomii mogą nam pomóc w walce o ocalenie gotówki przed zakusami sojuszu cwanego lobby bankowego i potężnych fintechów.

Nie jestem wielkim fanem najważniejszego dzieła tegorocznych noblistów z ekonomii Darona Acemoglu i Jamesa Robinsona „Dlaczego narody przegrywają?”. Uważam je za książkę przegadaną, mętną i stojącą na bardzo cienkich merytorycznie podstawach. Dużo bardziej wolę nowszą i mniej znaną rzecz, którą Acemoglu napisał razem z Simonem Johnsonem (trzecim tegorocznym noblistą) w roku 2023. To „Power and Progress” („Siła i postęp”).

A rzecz dotyczy tego, iż rozwój technologiczny nie generuje w sposób automatyczny postępu społecznego.

Zapiszmy to na tablicy sto razy, żeby się utrwaliło – nie generuje, nie generuje, NIE GENERUJE. A bywa choćby tak, iż w ślad za nowymi wynalazkami nie idzie choćby żaden konkretny zysk ekonomiczny. Albo jeszcze inaczej: zysk z rozwoju technologicznego owszem jest. Ale tak mocno skoncentrowany w rękach nielicznych zwycięzców, iż w żaden sposób nie może się to przełożyć choćby na osłonięcie negatywnych skutków ubocznych tych zjawisk. Nie mówiąc już o stworzeniu żadnej pozytywnej wartości dodanej dla całej wspólnoty.

Co to jest technologia?

Jak większość najważniejszych słów, którymi się posługujemy, także i to pochodzi z języka greckiego (to jakby ktoś miał wątpliwości, gdzie są korzenie cywilizacyjne naszego zachodniego świata). Tekhne oznacza „praktyczną umiejętność”. Ale uwaga, także i „kuglarstwo”! Z kolei logia to nic innego jak „opowiadanie o czymś”. Technologia jest więc sposobem na zrozumienie i zarządzanie różnymi praktycznymi umiejętnościami. Ze społecznego punktu widzenia technologia jest zjawiskiem, gdzie my wszyscy – dzięki naszej kolektywnej wiedzy stadnej – uczymy się, jak lepiej używać naszych własnych umiejętności. A w zasadzie nie tyle „jest”, co „powinna być”.

W swojej książce Acemoglu i Johnson patrzą na minione 1000 lat rozwoju technologii (przeróżnych) i pokazują, iż zmieniają się ludzie, mody i wynalazki. Ale zawsze wraca jeden i ten sam problem.

Polega on właśnie na tym, iż żadna innowacja nie jest z gruntu dobra ani zła.

Ocena jej wpływu na dzieje zależy od tego, DLA KOGO jest dobra i KOMU SŁUŻY? I odwrotnie. Ważne jest także KTO na takiej innowacji STRACI. I CZYIM KOSZTEM zostanie ona wprowadzona w życie. Przykładów mamy mnóstwo.

Panoptykon Benthama

Pierwszy z brzegu to tzw. panoptykon filozofa Jeremy’ego Benthama.

Jednym z wielkich tematów Anglika była obserwacja.

Nic dziwnego, iż w ostatniej woli napisał wyraźnie, by jego doczesne szczątki zostały odpowiednio spreparowane i wystawione na widok publiczny. Tak się też stało i do dziś „prawie jak żywego” Benthama można podziwiać w jednym z gmachów londyńskiego University College. Panoptykon też był o patrzeniu. Ale nie tylko.

Propozycja filozofa polegała na budowie więziennych korytarzy i cel w ten sposób, by osadzeni wiedzieli, iż przez cały czas są obserwowani (zwróćmy uwagę, iż Bentham zaproponował to na sto lat przed początkami kina i na dwa stulecia przed rozwojem monitoringu). Ta inwigilacja miała – wedle filozofa – przynieść skutki wychowawcze (obserwowani mieli zachowywać się lepiej) oraz oszczędnościowe (układ budynku miał sprawić, iż strażników mogło być mniej). Trzeba jednak powiedzieć, iż benthamowska idea, praktycznej kariery w angielskim więziennictwie nigdy nie zrobiła – po pewnym zainteresowaniu na początku, ostatecznie nigdy nie została wprowadzona w życie.

Jednocześnie koncept panoptykonu został jednak podchwycony i zastosowany na masową skalę w rodzących się właśnie (początki XIX wieku) nowoczesnych angielskich fabrykach. A konkretnie pod postacią wielkiej hali produkcyjnej. Tam wizja permanentnej i taniej inwigilacji (każdy ma wrażenie, iż jest „na widoku”) zaliczyła swój oszałamiający sukces.

Przykład benthamowskiego panoptykonu nie jest może najbardziej oczywistym przełomem technologicznym w historii. Ale Acemoglu i Johnson wybierają go, by pokazać swój tok myślenia. Oto mamy innowację technologiczną, która w ciągu następnych stu lat zmienia oblicze europejskiej wytwórczości (dziś myśląc fabryka myślimy automatycznie „hala produkcyjna”). A jednak jest to – zdaniem autorów – wynalazek zgoła odmienny od maszyny parowej (powstaje mniej więcej w tym samym czasie) albo maszyny tkackiej (nieco wcześniej).

Maszyna parowa czy nowoczesne krosno przynoszą ze sobą nie tylko olbrzymie zyski producentom ale i olbrzymi wzrost produktywności gospodarek. W efekcie postęp technologiczny przekłada się w końcu (nie od razu, ale jednak) na nowe możliwości zarobkowania i bogactwo narodów Europy. Hala fabryczna takiego postępu nie powoduje. Staje się przede wszystkim narzędziem opresji. To przeciwko organizacji (innymi słowy „warunkom”) pracy w XIX-wiecznych fabrykach rodzi się ówczesny ruch robotniczy. Nie przeciwko maszynom! Sam Karol Marks i inni krytycy wczesnego kapitalizmu byli postępem maszynowym wręcz zafascynowani.

Zepsucia systemu dopatrywali się raczej w tym, iż technologie służą interesom wyłącznie jednej strony.

W tamtym wypadku właścicielom środków produkcji. A nie robotnikom, którzy przy pomocy technologii produkowali owo nieznane wcześniej bogactwo.

Współcześni ewangeliści innowacji technologicznych

Krytyka Acemoglu i Johnsona skierowana jest rzecz jasna (i słusznie!) przeciwko współczesnym ewangelistom innowacji technologicznych.

Czyli konglomeratowi fintechów z Doliny Krzemowej oraz dostarczającym im ideowej podmurówki liderom opinii z mediów i akademii. Polem zaś, na którym zmartwienia noblistów się koncentrują, jest branża AI. To tutaj zbiegają się obawy Acemoglu i Johnsona wobec negatywnych skutków rozwoju technologicznego, które niezbyt obchodzą skupionych na dążeniu do zysku właścicieli technologii.

Wśród tych obaw na plan pierwszy wysuwa się wizja bezrobocia technologicznego – wyzucia szerokich mas społecznych z poczucia sensu i przydatności dla społeczeństwa po tym, jak ich kompetencje zostaną zautomatyzowane na skalę nieznaną dotąd w historii.

Wygląda na to, iż inne przejawy tego samego zjawiska przemocowego nieokiełznanego postępu zajmują noblistów nieco mniej. Szkoda. Pomóżmy więc trochę Acemoglu i Johnsonowi, domyślając dalej to, co rozpoczęli.

Przyszłość pieniądza

Ich schemat opisu zjawisk technologicznych da się przecież doskonale zastosować na przykład do tematu przyszłości pieniądza. Gotówka bywa też przecież przedstawiana jako nieuchronna ofiara postępu technologicznego. Wszystkie dane pokazują wprawdzie, iż tradycyjny pieniądz wciąż trzyma się mocno – w całym rozwiniętym świecie ciągle jest dominującą formą prowadzenia transakcji finansowych. Liderzy opinii mają jednak tendencję do sugerowania między wierszami jakoby z gotówką było już „pozamiatane”. W myśl tej narracji pieniądz tradycyjny ma w ciągu dekady albo dwóch podzielić los koni pociągowych, windziarzy oraz stenotypistek – to znaczy stać się archaicznym i zupełnie zbędnym zjawiskiem w drodze na muzealną półkę.

Trzeba sporo krytycznego spojrzenia, by umieć się przez tę mgłę sugestii przebić i wskazać, iż wcale być tak nie musi. Poszukującym argumentów polecam zwłaszcza wydaną niedawno przez Instytut Spraw Obywatelskich książkę Bretta Scotta „Cloudmoney. Gotówka, karty, krypto – wojna o nasze portfele”.

W tej dyskusji o przyszłości pieniądza warto wesprzeć się właśnie na argumentacji Acemoglu i Johnsona. Również dlatego, iż dostali w tym roku Nobla z ekonomii, a ich nazwiska przez pewien czas działać będą jak rodzaj głośnego klaksonu: „uwaga, tu jest coś interesującego do przemyślenia!”. Ich argumentacja – naszkicowana powyżej – pasuje przecież do tematu przyszłości gotówki jak szyty na miarę garnitur.

W przypadku debaty o przyszłości pieniądza mamy przecież do czynienia z modelową sytuacją, w której jakaś grupa interesu (w tym wypadku wyspecjalizowani w zarabianiu na cyfrowym pieniądzu przedstawiciele starego lobby bankowego działający pod rękę z nowoczesnymi fintechami) próbuje zagadać sytuację, przedstawiając korzystne dla siebie „innowacje” jako coś nieuchronnego.

Kompletnie pomijany jest przy tym cały zestaw skutków ubocznych wypierania gotówki.

Likwidacja wyboru i prawa obywateli do bycia offline. Zagrożenie permanentną inwigilacją. Handel tzw. nadwyżką kognitywną (nasza aktywność w sieci, która jest potem przez koncerny internetowe sprzedawana z wielkim zyskiem). Uzależnienie państw i społeczeństw od dobrej woli cyfrowych pośredników czy oddanie tymże gigantom ostatecznej decyzji, co obywatel (konsument) będzie lub czego nie będzie konsumował. To wszystko bardzo realne zagrożenia, o których mamy milczeć. Dokładnie tak, jak mamy milczeć na temat bezrobocia technologicznego czy zgubnego wpływu beztroskiego rozwoju AI na losy człowieka. O tych ostatnich sprawach na szczęście nie milczymy. Dzieje się to dzięki głosom rozsądku ze strony takich autorów i autorytetów jak wspomniani Acemoglu czy Johnson.

Nie widzę najmniejszego powodu, by proponowanego przez nich schematu krytycznego myślenia i analizowania innowacji pod kątem ich społecznych skutków (a nie tylko zysków nielicznych) nie rozciągać na zjawiska, o których nobliści nie piszą. Wśród nich także na przyszłość gotówki właśnie. W walce przeciwko potężnym zwolennikom postępu na ich zasadach przyda się każdy sojusznik.

Читать всю статью