Poseł Roman Fritz w imieniu Klubu Konfederacji nt. prezydenckiego projektu ustawy o asystencji osobistej osób z niepełnosprawnościami, 1 października 2024 r.
– Na pierwszy rzut oka każdy normalnie reagujący człowiek chce oczywiście ludziom poszkodowanym przez los po prostu pomóc. Na tym opiera się nasza łacińska cywilizacja, iż pomagamy i bronimy słabszych. W cywilizacjach nam obcych wyróżnikiem jest postawa obrony samego siebie lub własnego plemienia bądź też grupy wyznaniowej czy narodowościowej.
Omawiany prezydencki projekt ustawy ma wiele słusznych postulatów i dobrych chęci, ale jak zwykle w takich sytuacjach należy sobie odpowiedzieć na wiele nasuwających się kwestii i rozwiać wiele wątpliwości. Można je zgrupować jako tematykę problemową z jednym podstawowym pytaniem: Czy w kontekście zapaści demograficznej i kryzysu dotykającego wszystkie obszary funkcjonowania państwa jako społeczeństwo jesteśmy w stanie unieść ciężar ustawowych obowiązków?
Kwestie szczegółowe można naświetlić następująco.
Po pierwsze, czy projektodawcy dokonali oszacowania, jaka liczba osób może stać się beneficjentami tej ustawy.
Po drugie, czy wiemy w ślad za tym, jaka będzie niezbędna liczba asystentów osobistych.
Po trzecie, w jaki sposób mamy w Polsce stworzyć armię ich przełożonych zwanych superwizorami.
Po czwarte, czy i w jaki sposób będzie można przeprowadzić niezbędne szkolenia i instruktaże dla asystentów osobistych.
Po piąte, jakby tego było mało, jest też potrzeba zatrudnienia całej brygady koordynatorów usługi asystencji.
Po szóste, jaki jest proces analizy i oceny sytuacji wraz z wizytami osobistymi itd. Czy jesteśmy w stanie poznać koszt wejścia w życie tej ustawy?
Po siódme, czy nie macie państwo poglądu, iż pomnażacie kolejne pokłady wnioskowania, raportowania, sprawozdawczości i biurokracji? Dotyczy to np. art. 28 projektu.
Po ósme, w rozdziale 6 projektu omawia się kwestie finansowania tego przedsięwzięcia. Kto za to zapłaci? Oczywiście polski podatnik w postaci dotacji celowej budżetu państwa. Obecny projekt budżetu zakłada i tak rekordowy deficyt – to tylko tak pod rozwagę.
Po dziewiąte, w opisie projektu mamy przytoczone doświadczenia międzynarodowe i krajowe, wśród tych pierwszych – doświadczenia ledwie kilku krajów, w tym Norwegii niebędącej członkiem Unii Europejskiej. To jest akurat pocieszające i pokazuje, iż poza Unią jest życie. Umieszczono tam jednak jako kraj Szkocję. Rozumiemy, iż władze całego Zjednoczonego Królestwa takiego rozwiązania nie wdrożyły.
Po dziesiąte, czy polskie społeczeństwo będzie stać na zasponsorowanie omawianych tu usług dla rzeszy imigrantów, zwłaszcza Ukraińców, oraz spodziewanych uchodźców z Bliskiego Wschodu? Ile będzie takich osób? Nie mamy przecież pojęcia.
Poseł @Roman_Korona:
Wiemy, iż osoby niepełnosprawne to ludzie wymagający szczególnej opieki i szacunku, wygląda jednak na to, iż problemy tych osób stają się częstą okazją do wykorzystywania ich w sposób na wskroś polityczny, bez uwzględnienia rzeczywistych potrzeb i kosztów!… pic.twitter.com/pog2POlbGm
Uwagi ogólne na poziomie językowym, bowiem i tu wchodzi nam tak charakterystyczna dla czasów rewolucji nowomowa wskazująca, co oczywiste, angielskojęzyczne źródła tego projektu. Asystencja. Dlaczego nie operować polskim, lepszym znaczeniowo słowem „pomoc”?
Superwizja asystentów osobistych. Otóż, drodzy państwo, słowo „superwizja” praktycznie nie istnieje w polskim języku. Jest prawdopodobnie gnuśnym przekładem angielskiego słowa „supervision” oznaczającego zwierzchnictwo, nadzór, kontrolę, monitoring. Superwizor asystentów osobistych. Tak jak powyżej. Ten toporny anglicyzm można ewentualnie spotkać przy okazji zajęć z psychoterapii.
Uwaga na marginesie: Czy ustawy są celowo pisane językiem z obcymi naleciałościami?
Niewątpliwie osobną kwestią jest kwestia naboru na funkcje asystentów, superwizorów czy koordynatorów. Nasuwa się w sposób oczywisty potrzeba zatrudnienia legionów pielęgniarek, których i tak przecież mamy na rynku usług medycznych jak na lekarstwo, nomen omen. I uwaga, znaczące jest to, czego w projekcie nie widać, a mianowicie: chociaż projekt zakłada mnóstwo ograniczeń, to w przypadku zatrudniania asystentów nie ma np. wymogu znajomości języka polskiego. Czy rynek zatrudnienia ma w tym przypadku zagospodarować osoby np. pochodzenia bliskowschodniego bądź ukraińskiego?
Na koniec uwaga generalna. Wiemy, iż osoby niepełnosprawne to ludzie wymagający szczególnej opieki i szacunku. Wygląda jednak na to, iż problemy tych osób stają się często okazją do wykorzystywania ich w sposób na wskroś polityczny, bez uwzględnienia tu rzeczywistych potrzeb i kosztów.
Polaków jest coraz mniej, wydatki na osobę rosną w tempie zastraszającym, a tu, zdaje się, politycy cały czas dbają jedynie o swój wizerunek, cynicznie wykorzystując do tego ludzi istotnie poszkodowanych przez los. Wskazane byłoby np. stworzenie systemu zachęt, zwolnień podatkowych i ze składek ZUS dla pomocników i rodzin osób niepełnosprawnych. Dziękuję.