Кошмар, который длился слишком долго

myslpolska.info 2 дни назад

W tym artykule pomijam niemal codzienne komunikaty i komentarze o bezprawiu, jakie szaleje na terytorium Polski. O prześladowaniach, szykanach, tępieniu instytucji kultury, ruinie edukacji publicznej, bezczelnych kłamstwach i nagonkach na upatrzoną „zwierzynę łowną”.

Zależy mi na spojrzeniu szerszym, ponieważ wspomniane obrzydliwości doskonale komponują się na całym obszarze, pochwyconym w kleszcze systemu, który od dawna nazywam roboczo globalem, a który na oczach ogłupionych tłumów posługuje się wyświechtanym frazesem o „liberalnej demokracji”. De facto ten patologiczny ustrój to władza plutokracji, otoczonej wianuszkiem sługusów od brudnych interesów i propagandy [1].

Zróbmy więc przegląd wydarzeń, które ilustrują koszmar ustrojowy, ciążący nad milionami. Cofam się przykładowo do roku 2022. W jesiennych wyborach do Zgromadzenia Państwowego (Riksdag) w Królestwie Szwecji nie pierwszy raz wygrali Demokraci Szwecji (SD), zdobywając 73 mandaty czyli 20,5 % głosów wyborców. Partia ta sprzeciwia się przyjmowaniu „nachodźców” z Afryki i Azji (zamienili Szwecję w bajoro gangów i zbrodni). Ocenia też negatywnie polityczną i cywilizacyjną rzeczywistość w „eurokołchozie”. To wystarczy – global stanął na głowie, żeby nie uwzględnić żądań wyborców- żądań rzeczywistego przełomu.

W dniu 22 października 2022 r. powstał nowy rząd, co prawda „centroprawicowy” pod wodzą Ulfa Kristerssona, ale mniejszościowy, złożony z jego Umiarkowanej Partii Koalicyjnej (MSP, pseudo-konserwatyści), Partii Chrześcijańsko-Demokratycznej (KDP) i Partii Liberalnej (Lv), naturalnie z wyłączeniem realnie alternatywnej partii DS. Zamiast tego zawarto „umowę polityczną” z DS na temat warunkowego poparcia rządu w zamian za pakiet zmian ustawowych m.in. w sprawach imigracji. Z moich obserwacji wynika, iż przez dwa lata podstawowe żądania DS. spełniono w znikomym stopniu, chociaż i tak dobrze, iż przegrana lewica została na dłużej odsunięta od władzy. W każdym razie zakpiono z wyborców, bo to politycy DS powinni tworzyć nowy rząd.

Tejże jesienie 2022 r. po wygranych wyborach powstać miał we Włoszech nareszcie „rząd przełomu” pani Giorgii Meloni, złożony z jej „Braci Włoch” (Fratelli d’Italia, notoryczne tłumaczenia „Bracia Włoscy” jest błędne, było by w oryginale włoskim „Fratelli Italiani”), Ligi Matteo Salviniego i „Naprzód Włochy” (Forza Italia) Silvio Berlusconiego. „Eurokołchoz” ogarnęła chwilowa zgroza. We Włoszech miał się pojawić rząd interesu narodowego, przeciwny kolorowej imigracji? Potworne. Gadano: wraca Mussolini. Próżne marzenia, koteczki. Rząd pani Meloni okazał się posłuszny wobec globalu, uległy i cichutki. Zawiódł miliony wyborców tak podle, jak kiedyś ( o czym pisałem) Sojusz Narodowy (AN) Gianfranca Finiego – i zdechnie w podobnej niesławie. Eurokracja pomiaukuje z uciechą. Takie zachowanie „pani premier” bezbłędnie przewidział zresztą Ryszard Czarnecki, oportunista niemal doskonały, świetnie obeznany z „eurokołchozem”.

Nie muszę bliżej przypominać, jak przez dobre siedem lat „roluje się” ugrupowanie pani Marine Le Pen we Francji, przez kilka dekad ostatnią nadzieję resztek rzeczywistych Francuzów w oceanie „nachodźców”. Zaczęło się od „taktycznego” tchórzostwa (Jean-Marie Le Pen nigdy by czegoś takie nie zrobił)- zmiany nazwy Front Narodowy (FN) na przymilne Zgromadzenie Narodowe (RN, polskie tłumaczenie tej nazwy „Zjednoczenie Narodowe” jest mylne). Zmiana ta bynajmniej nie poprawiła notowań i tak wysokich, bo wyborcy RN są w stanie najwyższej desperacji. Ważniejsze jest to, iż obojętnie ile głosów w wyborach dostaje RN, w ramach obecnego ustroju we Francji nigdy realnej władzy nie dostanie. Cała reszta ugrupowań zblokuje się natychmiast i nie dopuści, zresztą to samo widzieliśmy w wyborach prezydenckich. Równocześnie im bardziej RN rozmydla swój program (aby rzekomo zachęcić wyborców „umiarkowanych”), tym mniej jest atrakcyjne dla ludzi, oczekujących od lat radykalnej zmiany ustrojowej i demontażu UE. Ten proceder niegdyś opisałem. Przynosi opłakane skutki politycznym „ugrzeczniaczkom” (słówko z „Nikodema Dyzmy”!).

Zbliżamy się do roku 2024. Po wyborach z listopada 2023 r. w rezultacie półrocznych negocjacji [sic] 2 lipca 2024 r. powstał nowy rząd Holandii, niewątpliwie wreszcie prawicowy. Najwięcej głosów w wyborach zdobyła Partia Wolności (PvV). Demonstruje ona od dawna niechęć do polityki globalu, do presji imigracyjnej, do biurokracji UE. Tym razem nie udało się jej wyeliminować. PvV stworzyła koalicję rządową z krytycznymi wobec systemu ugrupowaniami- Nową Umową Społeczną (NSC) i Ruchem Obywateli Chłopów (BBB). Jako nadzorcę „poprawności” dodano jednak do tej koalicji poprzednio rządzącą ( z fatalnym bilansem) Ludową Partię na rzecz Wolności i Demokracji (VVD) czyli liberałów. Na dodatek popularnego przywódcę Partii Wolności Geerta Wildersa „nakłoniono”, aby do rządu nie wchodził. W obecnym rządzie zwycięska Partia Wolności ma 4 ministrów i 4 sekretarzy stanu. Jak w takim razie ma realizować swój program alternatywny? Kolejne szyderstwo z wyborców.

Austria. 29 września 2024 r. wybory do Rady Narodowej wygrała bezapelacyjnie Wolnościowa Partia Austrii (FPÖ) – 57 mandatów, 28,8 % głosów. Jest stanowczo wroga systemowi UE i patologicznej ideologii, obowiązującej w jej granicach. Zgodnie z wolą wyborców Herbert Kickl, przywódca FPÖ, powinien stworzyć nowy rząd. I co się dzieje? Dotychczasowy kanclerz Karl Nehammer, przywódca Austriackiej Partii Ludowej (ÖVP) kleci koalicję „zaporową” z SPÖ (socjaldemokratami) i NEOS (Nową Austrią i Forum Liberalnym), aby tylko nie dopuścić do władzy ugrupowania rzeczywistej alternatywy. Powstanie rząd monstrualny z ugrupowań o zupełnie odmiennych doktrynach, ale zlepiony panicznym lękiem przed władzą interesu Austrii. Nie – musi przeważyć interes eurokołchozu. Kolejne szyderstwo z wyborców.

Przesuwamy lupę nieco dalej na wschód. Ku przerażeniu globalu zarówno w wyborach parlamentarnych, jak też prezydenckich w Rumunii wygrały „niewłaściwe” ugrupowania czyli nie wykazujące się karnym posłuszeństwem wobec centrali UE. W Zgromadzeniu Narodowym znakomitą pozycję zajął Sojusz Jedności Rumunów (AUR, 63 deputowanych i 28 senatorów, 18 % głosów). Gotowe do współpracy są: S.O.S. Rumunii (28 dep., 12 sen., ponad 7 % gł.) i Partia Ludzi Młodych (POT, 24 dep., 7 sen., 6 % gł.). Partie establishmentu zareagowały typowo mimo ogromnych różnic programowych- chcą powołać rząd koalicji „kordonowej”, niewolniczo uległy wobec biurokracji UE, byle tylko nic się nie zmieniło. Dogadują się zatem Partia Socjaldemokratyczna (PSD), Partia Narodowo-Liberalna (PNL) i Związek Ocalenia Rumunii (USR), dobierając sobie Węgrów z Siedmiogrodu (Demokratyczny Związek Węgrów w Rumunii, RDMSz), wygrywając ich obawy przed nacjonalizmem rumuńskim. Na terenie parlamentarnym mamy do czynienia z typowymi machlojkami, aby realnej zmiany w państwie nie było.

Natomiast granda większego kalibru nastąpiła po pierwszej turze wyborów prezydenta. Na pierwsze miejsce wysunął się bowiem Calin Georgescu, uznany za zagrożenie dla sitwy rządzącej w UE. Od razu na podstawie sfingowanych i bzdurnych zarzutów ze źródeł „wywiadowczych” Sąd Konstytucyjny po prostu unieważnił te wybory, a termin przesunięto o kilka miesięcy. Global nie zwraca już uwagi choćby na pozory tzw. demokracji. Zarzut o poparciu Georgescu w sieci TikToka jest wyjątkowo chamski; cztery lata temu, gdy wielkie koncerny tzw. mediów społecznościowych sparaliżowały kampanię prezydenta Trumpa było wszystko cacy, bo chodziło o to, aby fuksem wygrała marioneta globalu- stetryczały Biden. A teraz to wielki problem w Rumunii i chyba przedwczesny, bo choćby nie wiadomo, czy Georgescu sympatyzuje z Rosją. Wiadomo jedynie, iż nie chce, aby Rumuni umierali za brudne interesy ukraińskich post-banderowców. Doprawdy to wielka zbrodnia. Bez wątpienia kolejne wybory w Rumunii odbędą się po starannej eliminacji kandydatów nie dość posłusznych. Na razie prezydentura Rumunii jest piastowana przez Klausa Johannisa, któremu właśnie kończy druga legalna kadencja. Ten Niemiec, Sas siedmiogrodzki, niedawno przew. Partii Narodowo-Liberalnej (PNL) i Demokratycznego Forum Niemców w Rumunii, jest idealnym gwarantem zależności tego kraju od macherów UE.

Przy okazji rzut oka na Zakaukazie. Jesienią 2024 r. rządzące od 12 lat w Gruzji ugrupowanie Gruzińskie Marzenie jak najbardziej legalnie wygrało kolejne wybory, zdobywając 54 % głosów. Rząd Irakli Kobachidze jest jedynym prawowitym organem władzy. Ruchawka w Tbilisi, wywołana przez garstkę najmitów Sorosa i jemu podobnych, wsparta przez sfrustrowaną i przegraną ‘opozycją’, zresztą rozbitą i skłóconą, spełzła na niczym. Cały kraj w pełni poparł wynik wyborów i obecny rząd. Wiem o tym z bezpośrednich źródeł. Zamieszki w stolicy przybrały charakter wręcz groteskowy. Gruzińskie Marzenie chce ochrony niepodległości państwa, chce też pokoju i stabilizacji. Z tego powodu wyklucza status kolejnej kolonii globalu i pełnienie funkcji kaukaskiego frontu przeciwko Rosji. Postępuje mądrze i odpowiedzialnie. Odrzuca zatem dyktat UE. Rząd Kobachidze potępił też bezczelne intrygi ambasady USA, która w typowy dla siebie sposób ingerowała w wewnętrzne sprawy Gruzji, podbechtując wichrzycieli.

Dnia 14 grudnia 2024 r. kolegium elektorskie całkowicie zgodnie z prawem wybrało nowego prezydenta Gruzji Micheila Kawaleszwilego. Mam nadzieję (piszę 23 grudnia), iż władze Gruzji stanowczo usuną „zbuntowaną” histeryczkę Salome Zurabiszwili po zakończeniu jej kadencji prezydenckiej w najbliższych kilku dniach. Nie tylko odmawia ona uznania wyniku legalnych wyborów, ale odgraża się, iż nie ustąpi i wzywa USA i UE do interwencji. Jest to popis parszywej Targowicy.

Co wspólnego mają opisane przez mnie wydarzenia europejskie? W strukturze UE, będącej kwintesencją globalu na poziomie mentalnym oraz instytucjonalnym, wyniki jakichkolwiek wyborów nie mają żadnego znaczenia. Żonglując manekinami polityków i masami poddanych dzięki wiązanki prymitywnych sloganów plutokracja paneuropejska ustanawia kolejne zarządy quasi-kolonialne. Na drodze procedur wyborczych nie można liczyć na żadne głębsze zmiany ustrojowe, a są one nagląco niezbędne. Roszady pseudo-wyborcze nie przyniosą narodom Europy ani niepodległości, ani przepędzenia „nachodźców”, ani wyzwolenia ekonomicznego i poprawy bytu. Nie uratują też przed bardzo bliskim zagrożeniem wojną nuklearną, wywołanym prowokacjami w interesie wąskiej kliki na żołdzie przemysłu zbrojeniowego. Jedyną szansą ocalenia są wstrząsy rewolucyjne jednocześnie przynajmniej w kilku krajach obszaru UE. Do każdej rewolucji potrzebna jest nie tylko koncepcja zmian. Nie tylko sprawne przywództwo. Konieczna jest determinacja spętanych narodów i krańcowa desperacja w obliczu upokorzeń, bezsilności i groźby zagłady. Mimo dramatycznego stanu rzeczy, wątpię, aby doszło do takiego zrywu.

Tadeusz M. Trajdos

Emerytowany profesor IH PAN

[1] Czytelnik zechce łaskawie przypomnieć sobie moje artykuły w „Myśli Polskiej”: „Groza”, nr 19-20/2022, s. 8; „Za co szanuję Viktora Orbána”, nr 21-22/2022, s. 8, „Litania zamiast lamentu”, nr 11-12/2024, s. 12.

Myśl Polska, nr 1-2 (5-12.01.2025)

Читать всю статью