Dzisiejsza rzecz będzie odnosiła się nie do dziejów starożytnego Rzymu, ale do tego, iż z areny dziejów zszedł on z pozoru całkowicie bezpotomnie. Czy zostawił dziedzica? A o ile powstał polityczno-duchowy depozytariusz: kto to był i co w tej chwili jesteśmy zobowiązani o nim powiedzieć?
Zacznijmy więc od prowokacyjnej tezy, iż wszystko to czym wciąż dzisiaj jesteśmy jest owocem tego adekwatnie niespotykanego w historii Imperium. Wszystko! Z pozoru możemy sądzić, iż głównym spadkobiercą Rzymu są wyłonione zeń ludy łacińskie, a przede wszystkim jednak Germanie. Frankowie ze swoim Cesarstwem, zaś po nich Święte Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego. Stworzone przez dynastię Saską, później zaś utrwalone przez Habsburgów. W pewnej mierze tak jest, ale jedynie w pewnej. Prawdziwym kontynuatorem starożytnego Rzymu, jego prawowitym dziedzicem stał się bowiem Kościół katolicki. To on bowiem adoptował tę starą cywilizację do kolejnych epok. Ale i on nigdy, by tego nie osiągnął gdyby nie jego unikatowa instytucja.
A stał się nią Urząd Papieski. Można, by powiedzieć, iż Jednoosobowy Kościół. Papież jest zatem wszystkim! W dziejach świata ten dzierżyciel Kluczy Piotrowych nie znajduje swojego odpowiednika. Jest to zatem struktura, która połączyła cywilizację rzymską z religią, odwołującą się adekwatnie wyłącznie do Chrystusa. I On jest również jako postać historyczna Kościołem. Dwie zatem idee: wielowiekowa rzymska państwowość, ład i duch połączyły się w Stolicy Apostolskiej z wysublimowaną religią objawioną. A to wydawało się tak od siebie odległe, wrogie, a przynajmniej niezrozumiałe. Powstały rzeczy, w których przez wieki mieściło się to, co dziś nazywany cywilizacją łacińską, współcześnie zaś Zachodem. Konfesja zawsze ma ścisły związek z życiem politycznym. Sama je adekwatnie przynajmniej współtworzy oraz podtrzymuje. Ma to swój wyraz w strukturze władzy, jej sposobach sprawowania, ideach i metodach realizacji. W związku z tym konkluzja może być tylko taka, iż bez współdziałania rzymskiego Kościoła ze świecką władzą, w znaczeniu ich kulturowej jedności, to co sentencjonalnie nazywamy łacińskim światem, adekwatnie przestaje istnieć jako całość. Czy ten obraz zatem wciąż istnieje? A o ile nie – kiedy umarł? Oczywiście nic nie kona nagle. I choć nie jestem zwolennikiem determinizmu dziejów, jako tak zwanego procesu historycznego, to jednak wielkie systemy najczęściej schodzą powoli. Tkwiąc przez kolejne wieki w tak zwanej postaci pomnikowej albo gdy obumierają, w jakimś stopniu zapładniają swoich następców. Podobnie Kościół katolicki, będący Rzymem w nowym kostiumie, również ma długą historię schodzenia z tej areny. Spróbujmy zatem uchwycić pewne symboliczne daty.
Pierwszym sygnałem była protestancka rewolta, która w zasadzie zadała Papiestwu śmiertelny cios w postaci wiecznie krwawiącej rany, która nigdy nie była w stanie jakoś się zabliźnić. Później przyszedł czas sekularyzacji, stałego zeświecczania poszczególnych społeczeństw. Bardzo symboliczne było zlikwidowanie w 1806r. Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Kilkadziesiąt lat później powstało drugie cesarstwo Niemieckie, noszące nazwę II Rzeszy. Trwało też ciągłe umniejszanie ziemskich prerogatyw Papieża na terenie Italii, aż do zjednoczenia i powołania unitarnego państwa obejmującego cały Półwysep Apeniński. Wreszcie Kościół na II Soborze Watykańskim, wychodząc naprzeciw temu laickiemu światu, sam postanowił z siebie zrzucić ostatnie pozostałości swojej rzymskiej przeszłości.
Antoni Koniuszewski
fot. wikipedia
Myśl Polska, nr 29-30 (14-21.07.2024)