Donald Trump odniósł zwycięstwo w niedawnych wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Plany Republikanina wobec imigrantów i mniejszości od wielu lat wzbudzały liczne kontrowersje. Obecnie, gdy powrót Trumpa do Białego Domu jest pewny, jego plan działania wobec krytykowanych przez niego grup mniejszościowych jest przedmiotem licznych spekulacji. Jak przyszły prezydent zachowa się na polu wojen kulturowych po objęciu urzędu?
6 listopada poznaliśmy wyniki amerykańskich wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Po czterech latach do Gabinetu Owalnego powróci Donald Trump. Ta informacja oprócz pozytywnych reakcji konserwatywnej części amerykańskiego społeczeństwa wywołała także silne obawy ze strony osób o bardziej lewicowym światopoglądzie. Wygrana Republikanina ponownie skupiła uwagę opinii publicznej na tematach związanych z przyszłością praw człowieka i praw mniejszości w USA. W poprzedniej kadencji polityk podejmował decyzje krytykowane przez jego przeciwników jako naruszające wartości pokroju równości i tolerancji. Podczas ostatniej kampanii wyborczej kandydat Partii Republikańskiej wielokrotnie przedstawiał postulaty dotyczące regulacji, które miałyby objąć mniejszości seksualne oraz imigrantów. W rezultacie różne osoby oraz organizacje zaangażowane w tym zakresie zaczęły zwracać uwagę na ryzyko naruszania przez prezydenta-elekta norm dotyczących praw człowieka, jednocześnie przygotowując się na ewentualność wprowadzenia przez republikanina daleko idących ograniczeń, zwłaszcza w sferze praw osób transpłciowych oraz prawa do azylu na terytorium Stanów Zjednoczonych.
Mur na granicy
W trakcie swojej kariery politycznej Donald Trump wielokrotnie poruszał kwestie zmiany w podejściu państwa do osób migranckich. Podczas pierwszej kampanii wyborczej przed wyborami prezydenckimi w 2016 roku jego wypowiedzi o wybudowaniu muru na granicy z Meksykiem przyciągnęły szeroką uwagę mediów i opinii publicznej. W niedawnym starciu wyborczym sytuacja nie uległa zmianie. Zarówno podczas wieców wyborczych, jak i w wywiadach, republikanin atakował podejście administracji Joe Bidena wobec migrantów. Oponentka Trumpa, Kamala Harris, oprócz pełnienia funkcji wiceprezydentki, zajmowała się również, na zlecenie Joe Bidena, kwestią migracji w Stanach Zjednoczonych. W ramach polityki migracyjnej administracji Bidena Kamala Harris prowadziła negocjacje z przywódcami państw Ameryki Środkowej, których celem było zmniejszenie presji migracyjnej na granicy amerykańsko-meksykańskiej. Zabiegi dyplomatyczne Harris nie przyniosły jednak zamierzonych rezultatów, w związku z czym obecny prezydent-elekt wielokrotnie krytykował podejście Harris do tematu nielegalnej imigracji, zarzucając jej import imigranckich gangów. Szczególnie głośne stały się zapowiedzi Trumpa dotyczące przeprowadzenia procesu masowych deportacji milionów nieudokumentowanych imigrantów po wygranych wyborach. Podczas kampanii wyborczej polityk zapowiedział, iż jego plan to „największy program deportacji w historii Ameryki”, który miałby rozpocząć się niezwłocznie po objęciu przez niego urzędu. Trump potwierdził również, iż do przeprowadzenia tej operacji ma zamiar wykorzystać zasoby wojskowe. Według American Civil Liberties Union, organizacji pozarządowej, której celem jest ochrona praw obywatelskich w USA, działania zapowiadane przez prezydenta-elekta wymagałyby aresztowań milionów osób rocznie, a realizacja tych zapowiedzi prowadziłaby do działań niezgodnych z prawem amerykańskim i międzynarodowym.
Do kontrowersji wokół tematu przyczyniło się także wyznaczenie Toma Homana na człowieka odpowiedzialnego w przyszłej kadencji za granice Stanów Zjednoczonych. Prezydent-elekt napisał na swojej platformie społecznościowej, Truth Social, iż były szef Urzędu Migracyjnego i Celnego USA będzie pełnił funkcję „Cara Granicy”. Homan jest znany ze swojego bezwzględnego podejścia do deportacji migrantów z kraju. Jak informuje magazyn The Atlantic, polityk w 2014 roku zaproponował Sekretarzowi Bezpieczeństwa Wewnętrznego w administracji Baracka Obamy, Jehowi Johnsonowi, zastosowanie polityki rozdzielania rodzin osób migranckich jako narzędzia odstraszania osób przyjeżdżających bez dokumentów. Jak podkreśla The Atlantic, Johnson miał określić pomysł jako „bezduszny”. Jednakże w 2017 roku propozycja Homana zyskała na popularności w administracji Donalda Trumpa, co doprowadziło do rozdzielenia ponad 4 000 dzieci od ich rodziców. Warto zaznaczyć, iż były szef Urzędu Migracyjnego, mimo zebranych dowodów, zaprzeczył, jakoby to on stał za polityką rozdzielania rodzin. Bronił również takiego podejścia do migracji, twierdząc w rozmowie z The Atlantic, iż „celem było powstrzymanie szaleństwa”.
Nie tylko wyznaczenie „Cara Granicy” potencjalnie zaszkodzi przyszłości praw humanitarnych w Stanach Zjednoczonych. Obawy może również wzbudzać kwestia ograniczania prawa do azylu dla osób migranckich przybywających do USA. Podczas swojej pierwszej prezydentury Donald Trump był wielokrotnie oskarżany o naruszanie podstawowych zasad przyznawania schronienia osobom uciekającym przed prześladowaniami. W tamtym czasie administracja polityka wielokrotnie proponowała i ustanawiała przepisy znacząco utrudniające migrantom uzyskanie azylu w kraju. W 2018 roku prokurator generalny USA, Jeff Sessions, ogłosił, iż ofiary przemocy domowej oraz osoby prześladowane przez gangi w innych krajach nie będą mogły ubiegać się o azyl w Stanach Zjednoczonych na tej podstawie. Jak wyjaśnił Sessions w uzasadnieniu swojej decyzji, problemy innego kraju związane z egzekwowaniem prawa lub narażeniem określonych grup na przestępstwa „nie mogą same w sobie stanowić podstawy do ubiegania się o azyl”. W 2020 roku administracja prezydencka Trumpa przedstawiła propozycje regulacji wprowadzając nowe, restrykcyjne kryteria dla osób ubiegających się o ochronę przed prześladowaniem. Należały do nich między innymi: wymóg przynależności do określonych grup społecznych, zaangażowanie rządu danego państwa w doświadczane przez wnioskodawcę prześladowania czy choćby obowiązek dostarczania szczegółowych dowodów w razie ubiegania się o ochronę przed torturami w państwie pochodzenia. W odpowiedzi organizacja The National Immigrant Justice Center stwierdziła, iż projekt oznacza uniemożliwienie kobietom, osobom LGBTQ+ oraz ofiarom przemocy gangów uzyskanie azylu. Dekretów i decyzji dotyczących migrantów wnioskujących o schronienie w Stanach Zjednoczonych było w tych latach o wiele więcej. Część z nich została zablokowana przez sądy, jak w czerwcu 2020 roku, gdy Sąd Federalny w Waszyngtonie unieważnił zmianę prawną, która miała na celu zablokowanie migracji z państw Ameryki Środkowej do USA. Należy wspomnieć, iż utrudnianie bądź odbieranie prawa do uzyskania azylu jest niezgodne z Art. 14 Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, według której „w razie prześladowania, każda osoba jest uprawniona do ubiegania się o azyl i korzystania z niego w innych krajach”.
Niepokój osób LGBTQ+
Podczas tegorocznej kampanii prezydenckiej Donald Trump, oprócz zapowiedzi restrykcji wobec migrantów, obiecywał również wprowadzenie zmian legislacyjnych dotyczących społeczności LGBTQ+, w szczególności osób transpłciowych. Zapowiadał daleko idące zmiany, takie jak zatrzymanie prawnego uznawania przez państwo osób niebinarnych, zablokowanie możliwości formalnej korekty płci w państwowych dokumentach czy zakaz edukacji o transpłciowości w szkołach. Poglądy polityka były widoczne chociażby w trakcie rozmów z konserwatywnymi aktywistami, czego przykładem jest wypowiedź udzielona podczas publicznej rozmowy z Tiffany Justice, współzałożycielką organizacji Moms for Liberty: „Pomyśl o tym. Twoje dziecko idzie do szkoły i kilka dni później wraca do domu z operacją”— mówiąc o tranzycji medycznej, a korekty płci określił „chemicznym, fizycznym i emocjonalnym okaleczeniem naszej młodzieży”. Zgodnie z wiedzą naukową, tranzycja dla osób transpłciowych jest ważnym, często ratującym życie procesem. W 2018 roku, na podstawie przeprowadzonej analizy badań w tej dziedzinie, naukowcy z Uniwersytetu Cornella stwierdzili, iż do pozytywnych efektów tranzycji należy m.in. „zmniejszenie występowania zaburzeń depresyjnych i lękowych, prób samobójczych”. Mimo to, Donald Trump obiecywał szeroko zakrojone reformy prawne związane z ograniczeniem praw osób transpłciowych.
Zapowiedzi Trumpa dotyczące restrykcji związanych z osobami LGBTQ+ nie są jednak niczym nowym. Podczas swojej pierwszej prezydentury polityk znany był z wielu działań ograniczających prawa osób LGBTQ+, między innymi poprzez wprowadzenie w 2019 roku zakazu kwalifikacji osób transpłciowych do wojska pod ich preferowaną płcią. W tym samym roku wyraził sprzeciw wobec projektu zmiany prawa „Equality Act”, który miał na celu ochronę przed dyskryminacją ze względu na płeć, orientację seksualną i identyfikację płciową w życiu publicznym. Biały Dom oświadczył wówczas, że, mimo iż administracja prezydenta „sprzeciwia się wszelkiej dyskryminacji”, projekt „grozi podważeniem praw rodzicielskich i praw sumienia”.
Wiele grup zajmujących się inicjatywami związanymi z ochroną praw człowieka zapowiadało przygotowania do działań w zakresie ochrony praw mniejszości w Stanach Zjednoczonych. W swoim oświadczeniu organizacja Human Rights Campaign zadeklarowała gotowość do działania w zakresie praw mniejszości LGBTQ+. Z kolei American Civil Liberties Union zapewniło o swoich przygotowaniach do rzecznictwa na rzecz osób migranckich. Mimo licznych zapowiedzi przyszłego prezydenta wygłaszanych przed wyborami, nie jest pewne, jak ostatecznie będzie wyglądać jego polityka i zmiany prawne. Szczegóły reform staną się jasne dopiero 20 stycznia 2025 roku, kiedy rozpocznie się druga kadencja Donalda Trumpa.
Leo TARGONI