
W 1918 r. powstała nowoczesna Rumunia, kiedy Transylwania zawarła formalny związek z resztą kraju podczas zgromadzenia w ufortyfikowanej twierdzy Alba Iulia, starożytnym rzymskim mieście, które w tej chwili jest centrum obchodów zjednoczenia kraju w grudniu każdego roku.
Od tego czasu burzliwa historia kraju naznaczona była okresami brutalnych rządów dyktatorskich, najpierw faszystowskich, a następnie totalitarnego terroru stosowanego przez państwową policję bezpieczeństwa, Securitate, podczas 24-letniej dyktatury komunistycznej Nicolae Ceausescu.
Gwałtowna rewolucja w 1989 r., podczas której Ceausescu i jego żona Elena zostali rozstrzelani, przyciągnęła uwagę całego świata i stała się symbolem końca ery zimnej wojny.
Jednak 36 lat później demokracja w Rumunii przeżywa poważne trudności w związku z trwającym kryzysem kosztów utrzymania i inflacją sięgającą prawie 5 proc.
W niedzielnych wybory prezydenckie, w których stawka jest wysoka, wielu dumnych mieszkańców okręgu Alba chce ponownie zniszczyć swój system polityczny, uważając go za nieodwracalnie skorumpowany.

Faworytem, który dwa tygodnie temu zajął pierwsze miejsce w pierwszej turze wyborów prezydenckich, jest 38-letni skrajnie prawicowy demagog George Simion
— Nazywamy to wielką kałamarnicą, ponieważ ma ona swoje macki wszędzie — tylko ludzie na szczycie czerpią zyski — mówi Dragos, który urodził się kilka miesięcy przed rewolucją, a w tej chwili jest taksówkarzem. — Demokracja była tylko nazwą. przez cały czas żyjemy w komunizmie – pod każdym względem.
Jego postawa jest powszechna. Miejscowi z gniewem mówią o tym, jak politycy zdradzili ich kraj. Boją się i gardzą urzędnikami starych partii politycznych, którzy kontrolują nominacje do lokalnych instytucji i przedsiębiorstw – czasami faworyzując przyjaciół lub krewnych, którzy otrzymują najlepsze stanowiska.
Politycy „antysystemowi”
W pewnym sensie niedzielne wybory są doskonałym odzwierciedleniem kryzysu zaufania, który ogarnął rumuński system polityczny: po raz pierwszy od 1989 r. żaden z dwóch kandydatów na prezydenta nie pochodzi z jednej z głównych partii politycznych, które rządziły mniej więcej nieprzerwanie od czasu rewolucji.
Obaj kandydaci twierdzą, iż są politykami „antysystemowymi”, którzy będą walczyć z korupcją odgórnie.
Na tym jednak kończą się podobieństwa. Była to intensywna kampania, która podzieliła kraj na dwie części. Wyniki wyborów zapowiadają się wyrównane. Już przed ogłoszeniem wyników pojawiły się gniewne zarzuty o nieuczciwą kampanię wyborczą skierowane przeciwko obu stronom.
Faworytem, który dwa tygodnie temu zajął pierwsze miejsce w pierwszej turze wyborów prezydenckich, jest 38-letni skrajnie prawicowy demagog George Simion. Ten dumny i energiczny nacjonalista mówi o zjednoczeniu Rumunii z sąsiednią Mołdawią, świadomie nawiązuje do stylu Donalda Trumpa (nosząc choćby własną czerwoną czapkę MAGA). Obiecał również ukarać skorumpowanych przedstawicieli establishmentu, którzy odmówili Rumunom demokratycznych praw (i groził krytykom w innych mediach).

W niedzielnych wyborach prezydenckich, w których stawka jest wysoka, wielu dumnych mieszkańców okręgu Alba chce ponownie zniszczyć swój system polityczny, uważając go za skorumpowany i taki, którego nie da się naprawić
Jego przeciwnikiem jest Nicusor Dan, łagodny i centrowy niezależny burmistrz Bukaresztu, kulturalnej stolicy położonej ponad 350 km od gotyckich krajobrazów Alby, na łagodnej, wręcz płaskiej południowej Rumunii.
Jest to starcie umiarkowania z populizmem, które odbija się echem w politycznych zmaganiach w całej Europie i poza nią – od Ameryki po Niemcy, Francję, Holandię, Wielką Brytanię i Włochy. Znaczna część wyborców pragnie zmian i jest gotowa na to, iż droga do nich będzie burzliwa.
Bunt prawicy
W zeszłym roku rumuńska prawica sądziła, iż nadeszła jej chwila.
Jednak ultranacjonalista Calin Georgescu – sympatyzujący z Moskwą i sceptyczny wobec NATO i uzbrojenia Ukrainy – został pokonany przez sądy, mimo iż wygrał pierwszą turę wyborów prezydenckich.
Wśród zarzutów o powszechną ingerencję obcych mocarstw (czytaj: Rosji) i budzącej podejrzenia kampanii na TikToku, Trybunał Konstytucyjny unieważnił całe wybory i zarządził ich powtórzenie, które odbywa się w niedzielę.
Jednak pomimo tych rzekomych zagrożeń zagranicznych, dla wielu Rumunów – choćby tych, którzy nie lubili Georgescu – prawdziwą demokratyczną katastrofą była decyzja sądu o unieważnieniu wyborów. Georgescu nie startuje w powtórnych wyborach i czeka go śledztwo w sprawie jego działalności. Simion twierdzi jednak, iż chce, aby Georgescu został premierem.

Demokracja w Rumunii znajduje się w poważnych tarapatach w związku z trwającym kryzysem kosztów utrzymania, wysokimi podatkami i inflacją sięgającą prawie 5 proc.
— Ten Simion jest najlepszym rozwiązaniem, ponieważ jest w stanie zburzyć wszystko, zniszczyć wszystko – mówi Dragos. — Co najgorszego może się stać z Simionem? Dlaczego przez cały czas chcesz żyć z tymi innymi? Co jest, do diabła? Czy wszyscy jesteśmy idiotami?.
Dragos twierdzi, iż jego żona nie zgadza się z nim. Boi się tego, co może się stać pod rządami Simiona, byłego chuligana piłkarskiego o zachowaniu łatwego awanturnika i twarzy gotowej do rzucania obelg. Dragos nie chce podać swojego nazwiska, obawiając się, iż podział wywoła kolejne kłótnie w domu.
Jego niechęć do ujawniania swoich poglądów politycznych nie jest odosobniona. Totalitarna przeszłość Rumunii pozostaje w pamięci starszych pokoleń, a „macki” skorumpowanych powiązań między partiami a biznesem sięgają głęboko w wiele aspektów życia. Strach przed tajną policją może już minął, ale debata polityczna przez cały czas wydaje się ryzykowna, jakby mogła kosztować ludzi pracę i przyjaźnie.
Zbieranie siana
35 minut jazdy samochodem od Alba Iulia, wzdłuż stromego, zalesionego doliny, leży małe miasteczko Zlatna.
Na polach na obrzeżach miasta stoją równe stosy siana, ułożone wokół wysokich słupów i pozostawione w stosach, aby służyć jako pasza dla zwierząt. Ich zgarbiony kształt sprawia wrażenie rezygnacji: tak właśnie od wieków zbiera się siano w tej okolicy i choć pokolenia przychodzą i odchodzą, a rządy powstają i upadają, niektóre rzeczy pozostają niezmienne.
Za dwoma wieżami kościoła w Zlatnej wznosi się wysoki na 220 m ceglany komin dawnej huty miedzi, którego czerwono-białe pasy górują nad miastem ze szczytu wzgórza.

Nie jest jasne, czy ankieterzy są w stanie dokładnie określić pełen zakres poparcia dla George’a Simiona
W cieniu drzewa cztery kobiety obserwują swoje dzieci wspinające się na zjeżdżalnię na nasłonecznionym placu zabaw. Jest to scena pełna światła i dobrego humoru, otoczona zielenią nowych wiosennych liści. Jednak gdy rozmowa schodzi na temat polityki, nastrój się zmienia.
W pierwszej turze wyborów, która odbyła się dwa tygodnie temu i w której startowało 11 kandydatów, 55 proc. wyborców z Zlatnej poparło Simiona.
38-letnia Georgeta mówi, iż chce, aby Simion został prezydentem, aby mogła odzyskać Georgescu. — Dan nic nie może zrobić – mówi. — Chcę Georgescu. Dlatego głosuję na Simiona. Calin Georgescu ma kręgosłup moralny, a Simion traktuje go jako wzór do naśladowania. Musimy tylko być cierpliwi, a Georgescu zostanie wybrany.
28-letnia Andrea nagle się złości.
— mówi.
Ani oni, ani ich przyjaciele nie chcą podać swoich pełnych nazwisk, rozmawiając o polityce. — To małe miasteczko. Niektórzy ludzie są zastraszani, iż jeżeli nie zagłosują na Nicusora Dana, zostaną zwolnieni – mówi 49-letnia Liliana, która poprosiła, aby tak ją nazwać. — Boję się, iż będą konsekwencje, iż władze będą mnie prześladować, jeżeli powiem, iż głosuję na Simiona.
Ta zmowa milczenia znacznie utrudnia ocenę przebiegu kampanii.
Ostatnie sondaże pokazują, iż Dan, który początkowo znacznie ustępował Simionowi, dogonił go i może choćby wyprzedzić go w ostatnich dniach kampanii.
Nie jest jednak jasne, czy ankieterzy są w stanie dokładnie uchwycić pełen zakres poparcia dla Simiona. Jego wyniki w sondażach przed pierwszą turą były niższe od ostatecznego wyniku (41 proc.). Anegdotyczne dowody wskazują, iż ludzie są bardziej skłonni przyznać się do głosowania na Dana niż na Simiona.
Podczas sondaży exit poll przeprowadzonych po pierwszej turze wyborów 4 maja 50 proc. respondentów nie chciało powiedzieć, na kogo zagłosowało, co stanowi niezwykle wysoki odsetek odmów.
Niezależnie od tego, jak zamierzają głosować, fakt, iż ludzie nie czują się bezpiecznie, aby otwarcie dyskutować o swoich poglądach politycznych, jest sygnałem ostrzegawczym, iż rumuńska demokracja ma kłopoty. Cynizm jest od dawna problemem, biorąc pod uwagę, iż te same partie – socjaldemokraci (PSD) i narodowi liberałowie (PNL) – dzielą między siebie władzę od czterech dekad.
Niewielu polityków nie miało powiązań z reżimem komunistycznym, co wzmocniło poczucie, iż sama rewolucja z 1989 r. nie przyniosła zmian, których pragnęła ludność. Od czasu unieważnienia zeszłorocznych wyborów przez sądy rozczarowanie i gniew wydają się narastać.
W miarę jak sondaże wskazują na wyrównaną walkę i realną szansę Dana, Simion podnosi alarm, oskarżając Mołdawię (gdzie ma zakaz wjazdu) o próbę ingerencji w wybory. Już rozpoczęła się narracja przypominająca hasła MAGA „stop the steal” (powstrzymajcie kradzież).
Oda do radości
W czwartek wieczorem 300 mieszkańców Alba Iulia, wielu z nich owiniętych flagami europejskimi, przemaszerowało ulicami miasta, aby wyrazić poparcie dla Dana, jego konsensualnego stylu i zaangażowania w tradycyjne wartości zachodnie. Wielu twierdziło, iż boją się tego, co Simion zrobi z ich krajem.

Wielu mieszkańców twierdziło, iż boją się tego, co George Simion zrobi z ich krajem
— Nicusor, Nicusor – nie będzie łatwo, ale on wygra – skandują na całe gardło. — Rumunia, Europa jest twoim domem!.
Wędrując wzdłuż Bulwaru Rewolucji w kierunku historycznego centrum twierdzy, tłum młodych ludzi, rodzin i profesjonalistów jest zdeterminowany, aby pokazać, iż Alba Iulia, która wyraźnie zagłosowała na Simiona (choć nie tak zdecydowanie jak pobliskie wioski), nie jest miastem jednego człowieka.
— mówi Simena Trif, koordynatorka kampanii Dana w tym regionie.
David Milea, 29 lat, twierdzi, iż chciał chronić „prawo do wypowiedzi” w obliczu ekstremistów, którzy chcą przejąć władzę. — Simion jest po prostu populistą. Największym zagrożeniem związanym z nim jest utrata funduszy europejskich, a także zbliżenie się do Rosji.
Ponownie, strach przed powrotem do przeszłości Rumunii, pełnej ucisku, jest obecny choćby wśród młodych ludzi. — Chcę po prostu mieć swobodę wyboru wszystkiego, co chcę robić – mówi Diana Ghita, 27 lat. — Nie przeżyłam czasów Ceausescu, ale nie mogę przestać myśleć o tym, iż możemy znów znaleźć się w tej samej sytuacji, nie mogąc robić wielu rzeczy.
Gdy uczestnicy marszu wchodzą do cytadeli i mijają Salę Zjednoczenia, zwalniają kroku, przechodząc w pełen szacunku spacer, i milkną. Po wyjściu poza mury cytadeli zatrzymują się, aby wysłuchać przemówień zwolenników Dana przed pomnikiem XVIII-wiecznych bojowników ruchu oporu przeciwko władzy austro-węgierskiej, obserwowani przez trzech zrelaksowanych żandarmów.

Strach przed powrotem do przeszłości Rumunii, naznaczonej uciskiem, jest wyczuwalny choćby wśród młodych ludzi
Gdy słońce zachodzi, a zgromadzenie się rozchodzi, młody chłopiec z flagą europejską owiniętą wokół ramion wraca do domu wraz z bratem i ojcem. Idąc, przytula do ust flet prosty i gra „Oda do radości”, oficjalny hymn Unii Europejskiej.
Dragos Ursu, historyk z Narodowego Muzeum Unii w Alba Iulia, pomagał w organizacji marszu. Obawia się, iż zwycięstwo Simiona spowoduje kryzys polityczny i „załamanie gospodarcze” – urzędnicy już teraz spodziewają się 7-proc. deficytu budżetowego w tym roku, co skłania agencje ratingowe do nowych ostrzeżeń o obniżeniu ratingu. — Jesteśmy tutaj, aby ocalić to, co jeszcze da się ocalić – mówi.
Niezależnie od tego, kto wygra wybory prezydenckie po tej kampanii, ocalenie podupadłej demokracji Rumunii będzie znacznie trudniejszym zadaniem.