„Po estradzie miota się Marta Lempart. Jej gesty i bluzgi imitują zachowanie podpitego chama pod knajpą, który wymyśla swoim przeciwnikom. Na scenę wpada jej wychowanka. – Miałam aborcję! I co mi zrobicie?! – wrzeszczy. We wszystkim naśladuje swoją poprzedniczkę. Usiłuje odwzorowywać prymitywną, samczą agresję, w której męskość sprowadzona zostaje do odruchów. Oto punkt dojścia feminizmu. Zanegowanie kobiecości, która zostaje odrzucona i napiętnowana, oraz udawanie mężczyzny, nieświadomie sprowadzone do jego karykatury”, pisze na łamach tygodnika „SIECI” Bronisław Wildstein.
Publicysta przypomina „pseudo-naukowe odkrycia” genderystów. Wynika z nich, iż kobiecość została stworzona przez mężczyzn i stanowi przejaw patriarchalnej dominacji.
„Nikt rozumny nie będzie negował ciężarów związanych z rolą matki. Powinno to prowadzić do docenienia kobiet, które przyjmują tę odpowiedzialność. To w tym kierunku należy prowadzić realną walkę o równość płci. Feministki dezawuują macierzyństwo. Zamiast jego wyjątkowego znaczenia eksponują aborcyjną swobodę nazywaną prawem reprodukcyjnym. Trudno wyobrazić sobie bardziej deprecjonujące określenie, które rodzenie lub jego odmowę sprowadza do hodowli. No ale macierzyństwo przeszkadza w konkurencji zawodowej, a to ma być ideałem kobiet. Feministki domagają się równego udziału kobiet we wszystkich profesjach, również tych, które z powodu specyficznych psychofizycznych wymagań desygnowane są bardziej dla mężczyzn. Podejście to z wszystkimi swoimi absurdami zostało powszechnie narzucone na Zachodzie”, podkreśla autor „Doliny nicości”.
W ocenie Wildsteina w tej chwili feministki atakowane są przez następne wcielenia gender: trans, queer i kolejne wymysły karnawałowej wyobraźni. „Są zdumione i zaszokowane. Nie powinny. jeżeli kobiecość jest kulturową formą narzuconą przez patriarchat, to płciowy podział również ma taki charakter. Nie ma podstaw, aby się go trzymać, a walka o prawa określonej płci staje się obroną status quo ufundowanego na dominacji i rodzajem esencjalizmu – to ideologiczna obelga paralelna do epitetu „idealizm”, którym marksiści przygważdżali swoich oponentów – co w rzeczywistości oznacza wyróżnianie i definiowanie rzeczy oraz zjawisk”, podkreśla.
„Zakwestionowanie węzłowych ludzkich dystynkcji pozbawia nas egzystencjalnych i kulturowych fundamentów oraz otwiera perspektywę najdalej idących, arbitralnych manipulacji”, podsumowuje Bronisław Wildstein.
Źródło: tygodnik „SIECI”
TG