Jedno jest pewne. To koniec Unii Europejskiej jaką znamy. Europejskie elity polityczne, wynarodowione i lojalne jedynie wobec biurokracji unijnej, rozpoczęły bitwę o wszystko.
Zanim narastająca fala ruchów wolnościowych, antyglobalistycznych i narodowych odbierze władzę unijnym elitom politycznym, te postanowiły ostatecznie rozbroić samą demokrację. Korzystając z nowej, globalnej etyki zrównoważonego rozwoju, prokurując kryzys migracyjny, grając lękiem przed pandemią i kryzysem, uderzając polityką klimatyczną w zasobność klasy średniej, kwestionując chrześcijańskie fundamenty tożsamości Europy – destabilizują stary ład, otwierając go na rewolucyjne zmiany. Z tego przesilenia ma się zrodzić centralnie zarządzane z Brukseli „Państwo Europa”. Tam, za fasadowymi i wyzutymi z demokratycznej legitymizacji instytucjami, działać będą niejawne koterie lobbystów, zorientowane na korzyści płynące z realizacji niemieckiej koncepcji Eurazjatyckiego Imperium na osi Berlin–Moskwa.
Wykonawcy tego planu doskonale pojmują, iż nadchodzące w 2024 roku wybory do Parlamentu Europejskiego otworzą ostatni bezpieczny okres dominacji dawnych układów politycznych. Po tej kadencji wszystko jest możliwe. A zważywszy na rosnącą siłę partii narodowych, może to być ostatnia chwila na wdrożenie w Europie wielkiego planu transformacji, który utrwaliłby władzę w rękach obecnych elit.
Nic zatem dziwnego, iż treść 267 poprawek do traktatów, przyjętych 22 listopada przez Parlament Europejski, brutalnie i wprost uderza w suwerenność europejskich narodów. Unijny Lewiatan żąda oddania narodowego prawa weta w każdej sprawie, poza rozszerzeniem Unii. O sprawach kluczowych dla Polski decydować będzie zwyczajna większość, co oznacza Niemcy z jednym większym państwem i tuzinem zależnych od nich, niewielkich narodów. Do kompetencji UE wpisywane jest zawieranie globalnych porozumień klimatycznych, które jak uczy doświadczenie, prowadzą do najgłębszych przeobrażeń gospodarczych i społecznych, stanowiąc paliwo napędowe rewolucyjnych zmian.
W kompetencjach Brukseli mogą znaleźć się dowolne kwestie zdrowia publicznego, począwszy od dopuszczalności aborcji, eutanazji i eksperymentów genetycznych, po możliwość narzucania całej UE pandemicznych obostrzeń sanitarnych. Także cała edukacja – w imię propagowania wartości demokratycznych i praworządności – ma zostać poddana dyktatowi eurobiurokracji. Wyobraźmy sobie wspólne podręczniki do historii i literatury, wspólny program WOS i obligatoryjnej edukacji seksualnej…
To samo dotyczy infrastruktury transgranicznej. Zatem to w Brukseli, a nie w Warszawie zostałaby podjęta decyzja, czy Polska potrzebuje Centralnego Portu Komunikacyjnego, gazoportu i rozbudowy towarowych portów morskich.
Unia Europejska będzie również decydować o polityce granicznej i sprawach zagranicznych. A to sprawy tak doniosłe jak nakaz zburzenia muru granicznego czy – być może jeszcze za naszego życia – zastąpienie polskich ambasad przez placówki pod błękitną flagą z gwiazdami i pod belgijskim lub niemieckim kierownictwem. Także całokształt spraw obronności, włącznie z zamówieniami zbrojeniowymi, zostałby wyjęty spod kontroli Warszawy. Co więcej, nowa „Unia Obrony” podważałaby rolę NATO, a polskie wojska mogłyby zostać skierowane do działań zbrojnych choćby pomimo sprzeciwu rządu i prezydenta.
Pod dyktatem komunistycznego manifestu
Autorzy projektu nie cofają się choćby przed ostentacyjnym przywołaniem już w drugim akapicie dokumentu zawierającego 267 poprawek komunistycznego Manifestu z Ventotete. To w tejże odezwie Altiero Spinellego sformułowano otwarcie antydemokratyczny program przeprowadzenia Europy od wspólnoty ojczyzn, poprzez dyktaturę partii i wynarodowienie, ku świetlanej przyszłości i nowej demokracji bez granic, narodów i tożsamości.
Trzeba przyznać, iż to triumf włoskiego komunisty, o jakim nie mógł śnić osadzony przez Mussoliniego na więziennej wyspie Ventotene w roku 1941, gdy wraz z towarzyszami snuł plany najgłębszej w dziejach rewolucji politycznej i społecznej Europy. Warunkiem koniecznym realizacji swego planu uczynił likwidację państw, narodów i granic. Jak pisał, fundamentalny, wymagający rozwiązania problem, którego istnienie sprawia, iż wszelki dalszy postęp jest jedynie pozorny, to kwestia zniesienia ostatecznego podziału Europy na suwerenne państwa narodowe.
Jako komunista wierny wizji globalnego rozszerzania wpływów rewolucji, Spinelli nie miał wątpliwości, iż w powojennej Europie to dyktatura partii rewolucyjnej stworzy nowe państwo, a wokół niego – nową, prawdziwą demokrację. Ze swymi komunistycznymi mistrzami podzielał zresztą przekonanie, iż w czasach rewolucyjnych, gdy nie chodzi o zarządzanie instytucjami, ale ich tworzenie, praktyka demokratyczna ponosi sromotną klęskę. Pamiętał, iż radykalne zmiany będą trwałe, o ile powstaną w ich efekcie potężne grupy beneficjentów przekształceń. Dlatego w Manifeście z Ventotene pouczał europejskich federalistów, iż ideał federacji europejskiej może być atrakcyjny dla sił wywodzących się ze wszystkich klas społecznych oraz doradzał głęboką transformację własnościową, aby wyeliminować warstwy pasożytnicze.
Gdy z europejskiej sceny bezpowrotnie schodzili rzecznicy Europy Ojczyzn z Robertem Schumanem i Charlesem de Gaulle’em na czele, na fali komunistycznych sukcesów politycznych lat siedemdziesiątych pozycję wizjonera nowej Europy z euforią zajął… Altiero Spinelli. Najpierw jako prominentny członek Komisji Wspólnot Europejskich na samym początku jej istnienia, by kilka lat później, doskonale wyczuwając, iż to Parlament Europejski będzie trampoliną koncepcji federalistycznej, zasiąść w pierwszym jego składzie wyłonionym w drodze powszechnych, europejskich wyborów. Już od lat osiemdziesiątych nazwisko Spinellego patronuje centralizacyjnym koncepcjom Unii Europejskiej. Swoistym uhonorowaniem radykalnego komunisty było nazwanie jego imieniem budynku Parlamentu Europejskiego.
Dwa etapy glajchszaltowania
Politycy Europy doskonale zdają sobie sprawę z potęgi symboli. Gdy niespodziewany sukces brexitu wstrząsnął europejskim snem, latem 2016 roku doszło do zaskakującego gestu i sojuszu. Kanclerz Niemiec Angela Merkel, prezydent Francji Francois Hollande i premier Włoch Matteo Renzi udali się na swoistą pielgrzymkę do grobu Spinellego na wyspie Ventotene. Symboliczny był choćby środek transportu, którym został okręt nazwany na pamiątkę jednoczyciela Włoch, karbonariusza i zagorzałego wroga Kościoła Giuseppe Garibaldiego.
Na owoce wspólnego gestu niemieckich chadeków, francuskich socjalistów i włoskich centrystów nie przyszło długo czekać. Zgodnie z typową logiką ideologów postępu, brexitową porażkę wcześniejszego modelu jednoczenia Europy odczytano jako znak, iż należy proces zacieśniania struktur i federalizacji Unii wzmocnić. Plan ten realizowano dwutorowo. Z jednej strony, tworząc instrumenty politycznego i finansowego nacisku na państwa członkowskie. Z drugiej zaś, przygotowując projekt najgłębszej centralizacji Unii Europejskiej i nadając mu pozory inicjatywy oddolnej, aby mógł zostać poparty przez najszerszą koalicję polityczną, na co dzień odgrywającą teatr sporów i różnic.
Etap pierwszy zrealizowano na fali pandemicznych lęków. Najpierw, za zgodą wszystkich państw członkowskich, w grudniu 2020 roku wprowadzono „mechanizm warunkowości”. Komisja Europejska otrzymała nadzwyczajną władzę inicjowania sankcji wobec państw członkowskich. Wcześniej wszelkie ograniczenia ich praw, w tym ograniczenia w zakresie dostępu do funduszy europejskich, wymagały wypełnienia rygorystycznych wymagań słynnego artykułu 7 Traktatu o Unii Europejskiej. Odtąd władza stosowania sankcji przechodziła w istotnym stopniu w ręce biurokracji. System domknięto, przyjmując w lutym 2021 roku Instrument odbudowy i zwiększania odporności, formalnie skierowany przeciwko skutkom pandemii, a w rzeczywistości wdrażający skomplikowane mechanizmy Krajowych Planów Odbudowy, dzięki których Komisja Europejska uzyskała potężny wpływ na politykę krajową.
Naiwna (optymistycznie patrząc) akceptacja nowych aktów prawnych przez państwa członkowskie włożyła w dłonie brukselskich elit nabitą broń. Rozpoczęły się groźby i naciski na zmianę władz krajowych.
Drugi etap rozpisano na dwa działania. Najpierw w całej Unii Europejskiej, pod kierownictwem polityków europarlamentarnej Grupy Spinellego, na czele z Guy Verhofstadtem, przeprowadzono Konferencję o Przyszłości Europy. Obywatele UE mieli możliwość zgłaszania uwagi i rekomendacji dotyczących funkcjonowania traktatów. Ten swoisty „unijny proces synodalny” podsumowywali na każdym poziomie, rzecz jasna, nie sami uczestnicy, ale urzędnicy Brukseli wskazani przez zwolenników Spinellego. Podsumowanie prac ujęto w potężnym raporcie wydanym w roku 2022.
Z nieskrywaną dumą muszę powiedzieć, iż niedostrzeżony przez wielu raport został najdokładniej omówiony w obszernym (wydanym po polsku i angielsku) raporcie Instytutu Ordo Iuris. Gdyby nie wysiłki naszego zespołu i prezentacja raportu zorganizowana w Brukseli oraz konsultacje z niepodległościowymi ośrodkami w Polsce i innych krajach, plany Grupy Spinellego mogłyby pozostać zakryte jeszcze długo.
Przed walną bitwą
Raport Konferencji o Przyszłości Europy przekuty został w 267 poprawek przyjętych przez Komisję Konstytucyjną Parlamentu Europejskiego w listopadzie tego roku, by już po dwóch tygodniach stać się załącznikiem do rezolucji tego organu, oficjalnie inicjując procedurę zmian traktatowych. Dzięki mobilizacji zarówno krytyków projektu, jak i polityków stojących na straży interesu narodowego, pakiet przyjęto niewielką większością 291 do 274 europosłów. Ten rezultat daje nadzieję na możliwość skutecznego zablokowania zmian.
Blokującymi nie będą jednak politycy państw członkowskich. Każdemu z nich twórcy reformy pozwolą bowiem wyciąć z pakietu poprawek kilkanaście, a może choćby kilkadziesiąt zmian. W ten sposób i Donald Tusk, i Wiktor Orban wrócą do swych państw jako skuteczni i zwycięscy obrońcy suwerenności. Autorzy poprawek wiedzą bowiem doskonale, iż dla przekucia Unii Europejskiej w scentralizowane Państwo Europa, wystarczy doprowadzić do końca proces przyjmowania nie więcej niż 30 z 267 poprawek.
Prawdziwa wojna rozegra się zatem na poziomie ratyfikacji zmian przez państwa członkowskie – szczególnie tam, gdzie o ratyfikacji zadecydują w referendach usypiane dotąd narody. To na tym etapie całą swoją uwagę muszą skupić obrońcy suwerenności.
Przed nami co najmniej dwa lata przygotowań. Doświadczymy bezprecedensowej fali propagandy, której źródłem będzie polski rząd, struktury unijne oraz karmione obfitymi grantami organizacje pozarządowe. Do gry włączy się niemiecki kapitał i niemiecki rząd – najwięksi beneficjenci reformy. Nie byłbym zdziwiony, gdyby ręka w rękę z nimi swoją prounijną kampanię prowadziły ośrodki rosyjskiego wpływu. Tylko o ile zwyciężymy w tym starciu kłamstwa i prawdy, zależności i niepodległości, zablokujemy poprawki i zatrzymamy złowrogie imperium – Państwo Europa – przed odebraniem nam naszej Ojczyzny.
mec. Jerzy Kwaśniewski
Tekst został opublikowany w 96. numerze magazynu „Polonia Christiana”