Tak, wiem, teraz jeszcze wszyscy żyjemy powodzią. Dopiero teraz, gdy minęła, dociera do nas, ile strat spowodowała. W tej chwili naszym obowiązkiem jest pomoc poszkodowanym. Niestety, tym najbardziej poszkodowanym – tym, którzy utracili swoich bliskich – kilka można pomóc. Ale naszym obowiązkiem jest dać im poczucie, iż nie są sami. Naszym obowiązkiem jest też głośne mówienie o przyczynach tej tragedii. Bo winna jest nie tylko pogoda. Winni są także konkretni ludzie, których kryminalne wprost decyzje, doprowadziły do tragedii w Kotlinie Kłodzkiej. Niestety, nie spodziewam się, iż ci ludzie zostaną ukarani. Naszym obowiązkiem jest głośne mówienie o ich winie. Może tym sposobem ci ludzie już nigdy nie obejmą ważnych stanowisk, Ale wątpię także w to… Naszym obowiązkiem jest także wyciągnięcie wniosków z tej tragedii i odpowiednie przygotowanie się do następnej powodzi, bo taka z pewnością nastąpi. Naszym obowiązkiem jest więc obserwowanie pogody i stanu wody w rzekach. Jak widzieliśmy, nie możemy tu polegać na służbach powołanych do tego celu.
Ale naszym bodajże czy nie najważniejszym obowiązkiem jest obserwowanie skąd wieje wiatr historii. Bo wraz z nim spadną na nas nieszczęścia o wiele gorsze niż powódź. Nie ukrywa się tego, iż przygotowania już realizowane są i będzie dużo ofiar. W wypadku tych obserwacji jesteśmy zdani wyłącznie na nas samych. Politykom i oficjalnym mediom ufać możemy jeszcze mniej niż w wypadku powodzi.
Ale powstaje pytanie: jak to robić? Na to pytanie nie ma dobrej i jednoznacznej odpowiedzi. Osobiście wyznaję cztery główne zasady:
– Każde nieznane i niesprawdzone źródło jest niepewne.
– Nie ufać żadnej informacji bez sprawdzenia, najlepiej w źródłach będących po przeciwnych stronach.
– Nie kierować się uprzedzeniami.
– I najważniejsza zasada: samodzielnie myśleć i wyciągać wnioski.
Jeśli miałbym doradzać, to moim najwyżej cenionym źródłem jest voltairenet (https://www.voltairenet.org/). Jak do tej pory nie trafiłem tam na żadną informację, której mógłbym coś zarzucić. Niestety informacje pojawiają się tam dość rzadko.
Wiem, iż to co piszę na tym blogu, w dużej mierze odbiega od prawie wszystkich analiz i komentarzy. Jest tak dlatego, iż moim „konikiem” jest system monetarny i na wszystkie wydarzenia patrzę przez jego pryzmat. Rzeczy takie jak ideologie czy wypowiedzi polityków interesują mnie jedynie na marginesie. Wszyscy sądzą teraz, iż obserwuję giełdę i to, co się tam dzieje. Nic bardziej błędnego!! Giełda to idiotyzm, nie ma nic wspólnego z systemem monetarnym i także interesuje mnie jedynie na marginesie. To spojrzenie przez pryzmat systemu monetarnego mówi mi, iż wojna światowa jest nieunikniona. Ta wojna adekwatnie już trwa, ale na razie bomby nie spadają na nasze miasta. Na razie… Sytuacja, w jakiej znajduje się zachodnia oligarchia, zmusza ją do postawienia wszystkiego na jedną kartę. Wtedy będziemy musieli walczyć o życie. Jedni na frontach wojny, inni poza nimi. Tak, jak wszystkie inne wojny, tak i ta wojna jest do uniknięcia!!! Ale to wymaga zrozumienia jej przyczyn i aktywnego sprzeciwu. Patrząc na stan umysłowy społeczeństw, jest to niestety nierealne. To wymaga także wyjścia z utartych schematów myślowych i kryteriów oceny sytuacji, jakimi posługują się analitycy i komentatorzy polityczni. Pierwszą rzeczą, która ma związek z systemem monetarnym i którą już dostrzeżono, a o której pisałem, i którą wyjaśniałem już wiele lat temu, jest rola dolara. Raptem coraz częściej mówi się o dedolaryzacji. Ale gdy uważniej czyta się komentarze, to widać jasno, iż praktycznie wszyscy używają tego terminu jak papugi bez jego faktycznego zrozumienia! Nie jest to wyłącznie moje wrażenie, zwrócił na to uwagę także Paul Craig Roberts, który widzi to choćby w USA [1], [2] . Ale także on nie dostrzega i nie rozumie tego, iż w aktualnym systemie monetarnym pozostało wiele innych destrukcyjnych elementów i procesów.
Nie, nie jestem czarno- ani jasnowidzem! Staram się chłodno, jak na szachownicy, analizować możliwe ruchy graczy. Czy wszystkie? Na pewno nie. Po prostu nie wiem wszystkiego i zdaję sobie sprawę z tego, iż wszystko jest możliwe. Ale największą przeszkodą w analizie jest nieprzewidywalność. W tej chwili jedynie Chiny i Rosja są racjonalnymi graczami, których posunięcia są w dużej mierze przewidywalne. Cała reszta jest całkowicie nieprzewidywalna. Jakie są tego przyczyny? W wypadku szeroko rozumianego Zachodu jest to wielość sił, które mają wpływ na posunięcia państw i organizacji. Ich interesy nie zawsze są zbieżne, więc to, co się wydarza, jest wypadkową działania tych sił.
Wspominałem już wielokrotnie, iż poziom rosyjskich mediów wielokrotnie przewyższa nie tylko nasze (o to nietrudno), ale także zachodnie media. Nasze społeczeństwo nie ma praktycznie żadnych możliwości dotarcia do szalenie ważnych informacji. choćby nasze „podziemie medialne” nie jest w stanie wypełnić tej luki, gdyż jego poziom intelektualny (poza kilkoma wyjątkami) jest bardzo niski. Inaczej jest w Rosji i tego Rosjanom bardzo zazdroszczę. Rosjanie, którzy próbują zrozumieć to, co się wokół nich dzieje, mają dużo większe możliwości dotarcia do informacji. Zazdroszczę Rosjanom różnorodności mediów, odmienności opinii i spojrzenia oraz otwartości dyskusji. Pojęcia takie jak poprawność polityczna, cancel culture, woke itp. są tam nieznane. Wymienia się argumenty, a nie wyzwiska (chociaż i to się zdarza, ale odbierane jest jako brak kultury).
Akurat trwa eskalacja wojny na Bliskim Wschodzie. To, co na jej temat serwują nam media głównego ścieku, woła o pomstę do nieba!! Skutkuje to tym, iż nasze społeczeństwo kompletnie nie zna tła tego konfliktu. Nie zna też sił, które za nim stoją. To właśnie ta wielość sił, o której wyżej pisałem, i której efektem jest nieprzewidywalność. Jedną z takich sił są chrześcijańscy syjoniści. Gdy przeciętnego wykształconego Polaka zapytać o to pojęcie, to jedynie wytrzeszczy oczy ze zdziwienia. I nie chodzi mi o jakąś głębszą wiedzę na ten temat, ale w ogóle wiedzę o tym, iż coś takiego istnieje. To pojęcie w ogóle nie pojawia się w naszej przestrzeni medialnej. A jest to pojęcie szalenie dla tego konfliktu istotne i jego całkowite pominięcia świadczy o niskim poziomie naszych mediów. Paradoksalnie, gdy wpisze się je w „guglu”, to wyskoczy sporo polskojęzycznych informacji na ten temat. Ale aby do nich dotrzeć, trzeba najpierw wiedzieć czego się szuka, więc najwyraźniej nie przebiły się one do codziennych wiadomości.
Akurat niedawno trafiłem na pewnym rosyjskim portalu na całkiem przyzwoity opis historii tego ruchu i jego znaczenia. Do tłumaczenia dodałem linki do polskojęzycznych źródeł.
* * *
Początek tłumaczenia.
„Lobby Armagedonu”. Jak chrześcijańscy syjoniści wpływają na politykę USA
Leonid Sawin
Pomimo faktu, iż nie tylko szpitale i meczety, ale także świątynie chrześcijańskie zostały zniszczone podczas bombardowania przez siły izraelskie Strefy Gazy, wiele osób, które nazywają siebie chrześcijanami i nie są etnicznymi Żydami, aktywnie wspiera działania Izraela. Skąd wzięło się to zjawisko?
Faktem jest, iż syjonizm jako żydowski ruch polityczny pojawił się pod koniec XIX wieku, ale podobne idee pojawiły się znacznie wcześniej. I, paradoksalnie, narodziły się one w środowisku chrześcijańskim.
Narodziny syjonizmu purytańskiego
Jednymi z pierwszych zwolenników imigracji europejskich Żydów do Palestyny byli purytanie. Ta protestancka sekta pojawiła się pod koniec XVI wieku i stała się dość wpływowa w Anglii, a później w amerykańskich koloniach. Wykazywali oni znaczne zainteresowanie rolą Żydów w eschatologii, czyli teologii czasów ostatecznych.
Na przykład John Owen, siedemnastowieczny teolog, członek parlamentu i kanclerz w Oksfordzie, nauczał, iż fizyczny powrót Żydów do Palestyny jest konieczny do wypełnienia się proroctw dotyczących czasów ostatecznych. W 1621 roku Sir Henry Finch napisał kazanie wzywające do wsparcia narodu żydowskiego i do jego powrotu do biblijnej ojczyzny.
Jednym z najbardziej wpływowych nurtów chrześcijańskiego syjonizmu był dyspensacjonalizm, system interpretacji, który wykorzystuje informacje z Biblii, aby podzielić historię na różne okresy administracji lub dyspensacji i postrzega biblijny termin „Izrael” jako odnoszący się do etnicznego narodu żydowskiego ustanowionego w Palestynie.
Dyspensacjonalizm został pierwotnie opracowany przez anglo-irlandzkiego kaznodzieję Johna Nelsona Darby’ego w XIX wieku. Darby wierzył, iż wyznaczone przez Boga losy Izraela i kościoła chrześcijańskiego są całkowicie odrębne, a ten ostatni ma zostać fizycznie „pochwycony” – podniesiony na spotkanie z Jezusem – przed okresem wstrząsów przepowiedzianym w Apokalipsie, zwanym Wielkim Uciskiem.
Według Darby’ego Wielki Ucisk rozpocznie się po zbudowaniu Trzeciej Świątyni Żydowskiej na Wzgórzu Świątynnym w Jerozolimie. Podczas Wielkiego Ucisku, zgodnie z tą doktryną, 144 000 Żydów nawróci się na chrześcijaństwo, co ujawni im prawdziwe intencje Antychrysta. W ten sposób staną się oni epicentrum nawrócenia na wiarę chrześcijańską wszystkich niewierzących, którzy nie zostali wniebowzięci.
To właśnie te 144 000 nawróconych Żydów spotka się z Antychrystem w ostatecznej bitwie znanej jako Armagedon i pokona Antychrysta. Po tej bitwie siedem lat ucisku dobiegnie końca, a Jezus powróci, aby uwięzić Szatana i ustanowić tysiącletnie Królestwo Mesjańskie na Ziemi.
Pomimo absurdalności i braku jakichkolwiek odniesień w Biblii, koncepcja chrześcijan fizycznie podróżujących do nieba w przeddzień Armagedonu została entuzjastycznie przyjęta przez niektóre kościoły w Anglii, a zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych.
Podejście Darby’ego do chrześcijańskiej eschatologii zbiega się z podobnymi wydarzeniami w żydowskiej eschatologii, a mianowicie z ideami rabina Cwi Hirsza Kaliszera i stworzeniem nowej gałęzi żydowskiego mesjanizmu. Jego przedstawiciele wierzyli, iż Żydzi powinni aktywnie działać, aby przyspieszyć nadejście ich mesjasza poprzez imigrację do Izraela i budowę Trzeciej Świątyni na miejscu Wzgórza Świątynnego w Jerozolimie, gdzie znajduje się meczet Al-Aksa.
Sam Darby podróżował po Ameryce Północnej i wielu innych krajach, aby popularyzować swoje idee, spotykając kilku wpływowych pastorów w całym anglojęzycznym świecie. Wśród nich był James Brooks, przyszły mentor Cyrusa Scofielda, który później rozpowszechnił tę koncepcję, a jego interpretacja została opublikowana w dużym nakładzie w Stanach Zjednoczonych i znana jako Biblia Scofielda.
Inną postacią będącą pod wpływem doktryny Darby’ego był amerykański kaznodzieja Charles Taze Russell, którego kościół dał później początek kilku różnym sektom, w tym Świadkom Jehowy (organizacji, której działalność jest zakazana w Federacji Rosyjskiej). Kilkadziesiąt lat przed powstaniem nowoczesnego syjonizmu politycznego Russell zaczął głosić – nie tylko chrześcijanom, ale także Żydom w Stanach Zjednoczonych i innych krajach – potrzebę masowej imigracji Żydów do Palestyny.
W 1891 r. Russell napisał list o swoim planie zasiedlenia Palestyny do Edmonda de Rothschilda, członka bankowej rodziny Rothschildów, i Maurice’a von Hirscha, bogatego niemieckiego finansisty żydowskiego pochodzenia. Opisał swój plan w następujący sposób: „Moja propozycja jest taka, aby bogaci Żydzi kupili od Turcji po uczciwej cenie wszystkie jej prawa własności do tych ziem: to znaczy wszystkie ziemie publiczne (ziemie nienależące do prywatnych właścicieli), pod warunkiem, iż Syria i Palestyna zostaną utworzone jako wolne państwa”.
Książka „Państwo żydowskie” Teodora Herzla, uważanego za założyciela syjonizmu, została opublikowana dopiero w 1896 roku.
Amerykański kaznodzieja William E. Blackstone, będący pod wielkim wpływem Darby’ego i innych dyspensacjonalistów tamtej epoki, również przez dziesięciolecia opowiadał się za imigracją Żydów do Palestyny jako sposobem na wypełnienie się proroctw biblijnych. Kulminacją jego wysiłków była petycja Blackstone Memorial, która wzywała ówczesnego prezydenta Stanów Zjednoczonych Benjamina Harrisona i jego sekretarza stanu Jamesa Blaine’a do podjęcia działań „na rzecz powrotu Palestyny do Żydów”.
Wśród sygnatariuszy petycji znaleźli się bankierzy J.D. Rockefeller i J.P. Morgan, przyszły prezydent Stanów Zjednoczonych William McKinley, przewodniczący Izby Reprezentantów Thomas Brackett Reed, sędzia Melville Fuller, burmistrzowie Nowego Jorku, Filadelfii, Baltimore, Bostonu i Chicago, redaktorzy Boston Globe, New York Times, Washington Post i Chicago Tribune, a także członkowie Kongresu, wpływowi biznesmeni i duchowni.
Choć wśród sygnatariuszy znalazło się kilku rabinów, większość amerykańskich społeczności żydowskich sprzeciwiła się treści petycji. Innymi słowy, główny cel syjonizmu, choćby zanim stał się ruchem, był szeroko wspierany przez amerykańską elitę chrześcijańską.
Współczesny rozwój
Jednak przez pierwszą połowę XX wieku chrześcijański syjonizm nie był zbyt rozpowszechniony ani wpływowy w Stanach Zjednoczonych.
Jednak wtedy na arenę wkroczył kaznodzieja Billy Graham, który miał bliskie relacje z kilkoma prezydentami, w tym Dwightem Eisenhowerem, Lyndonem Johnsonem i Richardem Nixonem. Wreszcie, dyspensacjonalizm wkracza do głównego nurtu amerykańskiego dyskursu politycznego wraz z ewangelickim kaznodzieją Jerrym Falwellem, który założył Moral Majority w 1979 roku.
Innym wybitnym dyspensacjonalistą o wielkim wpływie politycznym i literackim był Hal Lindsey. Ronald Reagan był tak poruszony jego książkami, iż zaprosił Lindseya do przemówienia na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego w sprawie planów wojny nuklearnej i uczynił go wpływowym doradcą kilku członków Kongresu i urzędników Pentagonu.
Do dziś Partia Republikańska w dużym stopniu opiera się na chrześcijańskich syjonistach, zarówno pod względem gotówki, jak i głosów. Mają oni ogromny wpływ na ideologię partii.
Obecnie syjonistyczni chrześcijanie w Stanach Zjednoczonych mają wiele nazw. Niektórzy nazywają ich „ Lobby Armagedonu”, inni „Christian AIPAC” (American Israel Public Affairs Committee).
Samych chrześcijańskich syjonistów jest w USA około 20 milionów i sponsorują oni migrację Żydów do Izraela z Etiopii, Rosji, Ukrainy i innych krajów. W rzeczywistości jest ich więcej niż etnicznych Żydów na całym świecie, choć nie wszyscy Żydzi popierają syjonizm.
Podczas administracji George’a W. Busha Juniora, a zwłaszcza w przededniu inwazji USA na Irak w 2003 r., administracja była również pod silnym wpływem chrześcijańskich syjonistów w postaci neokonserwatystów. Podczas wywiadu dla 60 Minutes w październiku 2002 r. Jerry Falwell stwierdził nawet: „Myślę, iż możemy teraz liczyć na to, iż prezydent Bush za każdym razem postąpi słusznie dla Izraela”.
Falwell odnosił się do działań prezydenta Busha w kwietniu 2002 r., kiedy to przymknął oko na izraelskie działania na Zachodnim Brzegu podczas operacji „Mur Ochronny”. Falwell spotkał się z prezydentem Bushem kilka razy podczas jego pierwszej kadencji, aby omówić wsparcie USA dla Izraela. Według niego poglądy prezydenta na Izrael były zgodne z jego własnymi.
Chrześcijańscy syjoniści pomogli również usunąć demokratycznego kongresmena Jima Morana, który zasugerował, iż zostało to zrobione w interesie Izraela przez żydowskie lobby. Kongres Apostolski i grupa Amerykanie na rzecz Bezpiecznego Izraela skutecznie zniweczyły plan Busha dotyczący rozwiązania konfliktu między Izraelem a Palestyńczykami, zalewając Biały Dom petycjami.
W USA istnieje również organizacja o nazwie Zjednoczeni Chrześcijanie na rzecz Izraela, która została założona w 2006 roku przez pastora Johna Hagee i ma ponad siedem milionów członków. Jej członkami są m.in. były szef CIA i sekretarz stanu Mike Pompeo, były wiceprezydent Mike Pence i znany jastrząb John Bolton. Wszyscy oni byli dość aktywni podczas prezydentury Donalda Trumpa.
Podczas przemówienia w Kansas w 2015 r. Pompeo otwarcie stwierdził, iż wierzy w „podziw chrześcijan”, a w wywiadzie powiedział, iż jako chrześcijanin wierzy, iż „Bóg wybrał Trumpa, aby pomógł ocalić Żydów przed zagrożeniem ze strony Iranu”.
To chrześcijańscy syjoniści lobbowali u Donalda Trumpa za uznaniem Jerozolimy za stolicę Izraela i jego zwierzchnictwa nad okupowanymi Wzgórzami Golan. Pastor Robert Jeffress z Pierwszego Kościoła Baptystów w Dallas i zwolennik Trumpa poprowadził modlitwę o pokój w Jerozolimie, gdy 14 maja 2018 r ambasada Stanów Zjednoczonych została przeniesiona z Tel Awiwu. Nazwał to „doniosłym wydarzeniem w życiu waszego narodu i w historii naszego świata”.
Inny podmiot z siedzibą w USA o nazwie „Proclaiming Justice for the Peoples” również lobbuje na rzecz interesów Izraela. Pod koniec października 2023 r. zaczęli wzywać do rezygnacji Sekretarza Generalnego ONZ za jego krytykę działań Izraela wobec Palestyńczyków.
Jak widać, kwestia poparcia dla Izraela ma dłuższą i bardziej złożoną historię niż choćby jego powstanie w 1948 roku.
Podczas gdy wielu Żydów neguje choćby samą państwowość Izraela, nazywając ją pogwałceniem talmudycznych nakazów (np. chasydzki ruch „Naturei Karta”), wśród wyznawców chrześcijańskich denominacji znajdują się zagorzali zwolennicy Izraela, w tym usprawiedliwiający wszelkie działania jego rządu, w tym represje wobec Palestyńczyków.
I oczywiście amerykańscy protestanci, którzy łączą los Izraela ze swoim eschatologicznym światopoglądem, odgrywają w tym ogromną rolę. Wśród nich są wpływowi politycy, którzy podejmują decyzje dotyczące polityki zagranicznej USA.
Koniec tłumaczenia.
* * *
Wspominałem już wyżej, iż moim najwyżej cenionym źródłem informacji jest Voltairnet. Akurat ktoś przetłumaczył na język polski (świetna robota!! Mam nadzieję, iż nie ostatnia!!!) bardzo istotny artykuł dotyczący statusu prawnego Palestyny.
Ale nie o tym tu chciałem… Od paru lat obserwuję listę krajów, które w ONZ głosują tak samo jak Izrael i USA. Wśród tych państw zawsze są Czechy i Węgry!! Są one także wśród tylko 9 krajów, które sprzeciwiały się przyjęciu Palestyny. Ciekawe, prawda? Do tej pory nie mogę dojść, dlaczego. Ale to wiele mówi o tym, kto sprawuje władzę w tych krajach. Nie „rządzi”, ale „sprawuje władzę”!! To nie to samo!! Urządzenia elektroniczne, które niedawno masowo eksplodowały w Libanie, zostały zmanipulowane na Węgrzech. Fikcyjne firmy, które sprzedawały te urządzenia, były także w Czechach. To wszystko zmusza nas do innego spojrzenia na Viktora Orbana i jego rzekomo „niezależną” politykę. Politycy albo robią to, czego oczekują od nich ich mocodawcy, albo są usuwani. Nie bardzo chce mi się wierzyć w niezależność kogoś, kto jest „produktem” Klausa Schwaba. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby się kiedyś okazało, iż powierzono mu rolę konia trojańskiego dla Chin i ich Jedwabnego Szlaku, który miałby przebiegać przez Węgry. Gdy gotowa będzie cała infrastruktura i zainwestowana będzie masa chińskich pieniędzy, nagle Węgry staną okoniem.
Mamy w tej chwili huśtawkę albo wahadło wydarzeń. W tej chwili obszar naszego zainteresowania przesunął się z Ukrainy na Bliski Wschód. Izrael jak do tej pory bezkarnie masakrował Palestyńczyków. Ale akurat Iran dokonał ataku rakietowego na izraelskie obiekty wojskowe. Jak na razie kilka wiemy o jego skutkach. Oczywiście wszyscy zastanawiają się co będzie dalej. I oczywiście nikt tego nie wie. Po obu stronach mamy do czynienia z fanatykami religijnymi, a ci są całkowicie nieprzewidywalni. Na dodatek fanatyzm ten jest połączony z kalkulacją polityczną. Iran to nie tylko wróg Izraela, to także element „osi zła” – Chin, Rosji i właśnie Iranu. Usunięcie tego elementu jest w interesie Zachodu. Inwazja lądowa na Iran byłaby samobójstwem nie tylko dla Izraela, ale także dla Zachodu. Wystarczy przypomnieć sobie Afganistan. Iran jest o wiele silniejszy! Co pozostaje? Atak nuklearny. Izrael ma około 300 głowic nuklearnych. Ma też łodzie podwodne mogące podpłynąć w pobliże Iranu i odpalić rakiety z tymi głowicami. Musimy zrozumieć z kim mamy do czynienia w obecnym izraelskim rządzie. Dla nazistów byliśmy podludźmi. Z przedrostkiem „pod”, ale jednak ludźmi. Dla obecnych władz Izraela nie jesteśmy choćby tym, bo oni są narodem wybranym. Oni mają gdzieś światową opinię publiczną. Widzimy to codziennie. Nie zawahają się ani sekundy przed użyciem broni nuklearnej. Ci fanatycy są bardzo wygodni dla Zachodu, gdyż to na nich spadnie cała wina. Marzeniem tych fanatyków jest Izrael od Nilu do Eufratu. Gdy z Iranu pozostanie jedynie nuklearna pustynia, nic nie będzie stało na przeszkodzie do zrealizowania tego planu. Mieszkańcy tych terenów zostaną albo wymordowani, albo wypędzeni. Świat będzie na to patrzeć i nie zrobi nic. Tak jak nic nie robi obecnie… Powoli jesteśmy na to przygotowywani. Proszę zwrócić uwagę na nagłą „epidemię” ataków nożowników połączoną z podkreślaniem ich narodowości i wyznania, czego do tej pory nie robiono. Szykowana jest kampania nienawiści wobec wyznawców islamu. W razie potrzeby kampania ta będzie intensyfikowana. Gdy uświadomimy sobie w czyich rękach są główne światowe media, to zrozumiemy, iż nie będzie z tym żadnych problemów. Kampania ta ułatwi czystkę etniczną.
Czy ten scenariusz jest możliwy? Niestety tak. Czy się spełni. Nie wiadomo. Większość mieszkańców Izraela nie podziela poglądów obecnego rządu. Tylko oni mogą nie dopuścić do tego szaleństwa. Czy to zrobią? Zobaczymy.
* * *
Uzupełnienie z 03.10.2024
Jeśli ktoś uważa, iż coś bredzę, iż przesadzam albo po prostu nie wierzy, to niech popatrzy co piszą oficjalne izraelskie media. Nie trzeba znać języka – każda przeglądarka przetłumaczy!
The Jerusalem Post to chyba najważniejsza izraelska gazeta. Tytuł: „Czy Liban to ziemia obiecana?” A w środku:
Tora zawiera jasne wytyczne dotyczące obszarów, które powinniśmy podbić podczas przejmowania ziemi w posiadanie.
Termin ten odnosi się do koncepcji biblijnych granic Ziemi Izraela obiecanej narodowi żydowskiemu w różnych częściach Tory. Jest on często kojarzony z ziemią opisaną w Przymierzu z Abrahamem (Brit Bein HaBetarim), która rozciąga się od „Rzeki Egiptu” (interpretowanej przez niektórych jako Nil lub mniejsza rzeka na Synaju) do rzeki Perat. Ten rozległy region obejmuje części współczesnego Izraela, Zachodniego Brzegu, Strefy Gazy, Libanu, Syrii, Jordanii i Iraku.
Kiedy Haszem obiecał Awrahamowi Awinu ziemię Izraela w Brit Bein HaBetarim, pasuk (בראשית טז) stwierdza: „W tym dniu Haszem zawarł przymierze z Awramem i powiedział: Dałem tę ziemię twoim potomkom – od rzeki Egiptu do wielkiej rzeki, Eufratu”.
Ruch na rzecz zasiedlenia południowego Libanu już kusi domami, jakie zbudowane zostaną na „oczyszczonych” terenach i pisze otwarcie:
Od tego marzenia dzieli nas tylko jedna strategiczna decyzja – dalsze niszczenie Południowego Libanu i niedopuszczenie do powrotu jego mieszkańców!
Artykuł pochodzi z bloga Pecunia olet