Высокопоставленный военный чиновник Германии не питает иллюзий относительно будущего НАТО. «В 2026 году численность вооруженных сил России увеличится вдвое по сравнению с довоенным периодом»

news.5v.pl 17 часы назад

To może być „ostatnie lato pokoju dla Niemców” — ostrzega historyk wojskowości Sonke Neitzel. Politolog Johannes Varwick uważa to za „panikarstwo”, a Rosję za „możliwe do opanowania zagrożenie militarne”.

Prawda leży prawdopodobnie gdzieś pomiędzy. Bundeswehra, służby wywiadowcze i nasi międzynarodowi partnerzy są jednomyślni w swojej analizie: istnieje wyraźne zagrożenie ze strony Rosji. W przyszłym roku jej siły zbrojne będą dwa razy większe niż przed wojną przeciwko Ukrainie, w sumie 1,5 mln żołnierzy. Widzimy, iż każdego roku ok. 1500 czołgów bojowych jest albo produkowanych, albo wyjmowanych z magazynów i naprawianych — to znacznie więcej niż potrzeba do wojny z Ukrainą. A magazyny są wypełniane amunicją.

Jaki z tego wniosek?

W 2029 r. Rosja będzie w stanie przeprowadzić konwencjonalny atak na dużą skalę na terytorium NATO. Celem Putina jest osłabienie i zniszczenie sojuszu oraz zdyskredytowanie naszej zachodniej formy społeczeństwa. Czy do tego dojdzie? Nie wiemy. Z pewnością jest to również kwestia możliwości.

Wyraźnie ograniczamy tę szansę przeciwnika poprzez odstraszanie, poprzez nasze własne zdolności obronne. Jednak już teraz obserwujemy wojnę hybrydową, ataki i operacje wywierania wpływu poprzez sabotaż, szpiegostwo i dezinformację ze strony rosyjskiej, które codziennie mają miejsce również tutaj, w Niemczech.

W krajach bałtyckich spekuluje się, iż Putin może tej jesieni wykorzystać manewry „Zapad” do ataków na małą skalę na ich terytorium. Jak pan to ocenia?

Putin jest zainteresowany niepokojeniem ludzi w społeczeństwach. Będzie nas testował, gdy tylko nadarzy się okazja. Oczywiście może się to również zdarzyć w ramach takich manewrów — chociaż „Zapad” to cykliczne ćwiczenia, które realizowane są co cztery lata, w tym roku po raz pierwszy pod przewodnictwem Białorusi. W tej chwili zakładamy, iż w manewrach weźmie udział ok. 13 tys. żołnierzy, czyli znacznie mniej niż w poprzednich latach. Ale bacznie obserwujemy to z naszymi partnerami.

Jeśli doszłoby do ograniczonego ataku na państwo bałtyckie, czy przez cały czas wierzy pan w lojalność USA wobec sojuszu?

Tak, absolutnie. W tych czasach, kiedy mówimy o rozpadzie pewników polityki bezpieczeństwa, widzę, jak szefowie sztabów wszystkich państw NATO zbliżają się do siebie. Dążą oni do zwarcia szeregów i konsultują się oraz wymieniają analizami znacznie częściej niż w poprzednich latach. Właśnie odwiedziłem USA i nie dostrzegłem żadnych oznak odchodzenia moich amerykańskich towarzyszy od NATO.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Pańską misją jest przygotowanie Bundeswehry do wojny. Jak daleko zaszliście z tym zadaniem?

Chciałbym, żebyśmy byli dalej. Ale to wynika z mojej własnej niecierpliwości. Mamy włączony główny reflektor i zawsze patrzymy na stojące przed nami wyzwania. Ale jeżeli spojrzeć w lusterko wsteczne, widać, iż osiągnęliśmy już całkiem sporo: dostosowaliśmy struktury ministerstwa i sił zbrojnych do obrony narodowej i sojuszniczej. Przyspieszyliśmy zamówienia i, na przykład, skróciliśmy o połowę czas potrzebny na zakup czołgu bojowego i dostarczenie go do oddziałów.

Pod koniec tego roku po raz pierwszy w Bundeswehrze wystrzelimy tzw. amunicję krążącą — innymi słowy, nie tylko przetestujemy taką amunicję, ale także użyjemy jej w ćwiczeniach bojowych. Nasza brygada na Litwie rośnie. Wykorzystaliśmy też specjalne zasoby, aby wypełnić niektóre dziury z czasów dywidendy pokojowej. Nie zostały one jeszcze wyeliminowane, ale będziemy w stanie to zrobić w nadchodzących latach dzięki stabilizacji linii finansowania, która jest teraz możliwa. Jestem o to bardzo spokojny.

Niemniej jednak Niemcy pozostają w tyle za swoimi zobowiązaniami wobec NATO. Na początku tego roku miała powstać w pełni wyposażona, gotowa do walki dywizja armii. Dlaczego tak się nie stało?

Biorąc pod uwagę sytuację zagrożenia, przesunęliśmy rozmieszczenie tej dywizji z 2027 r. na 2025 r., ale wskazaliśmy NATO, iż nie osiągniemy jeszcze pełnej gotowości operacyjnej w niektórych obszarach. Zostało to również zaakceptowane przez sojusz. Dywizja to złożona struktura, w której trzeba połączyć materiały, personel, szkolenie, logistykę, wsparcie bojowe, ale także sieć łączności.

Jesteśmy na dobrej drodze, aby 10. dywizja pancerna osiągnęła pełną gotowość operacyjną w tym roku. Ale jedno jest pewne: gdyby 10. dywizja była potrzebna jutro, byłaby gotowa. Jeszcze nie tak wyposażona, jak byśmy chcieli, ale gotowa do walki.

Do tej pory czynnikiem ograniczającym były pieniądze. W przyszłości powinniście dostać „wszystko, czego potrzeba”, jak ujął to kandydat na kanclerza Friedrich Merz. Jakie są priorytety, jeżeli chodzi o zakupy?

Obrona powietrzna ma absolutny priorytet. Następnie amunicja i zdolność do „głębokiego precyzyjnego uderzenia”, czyli systemy broni dalekiego zasięgu do precyzyjnych uderzeń. Systemy te mają również znaczący wkład w odstraszanie. No i oczywiście drony i obrona przed dronami. Będziemy zatem musieli zrekompensować luki w zdolnościach, przyjrzeć się tradycyjnej walce pancernej i piechocie, a przede wszystkim wzmocnić wsparcie bojowe. Na co nam najlepsze systemy uzbrojenia, jeżeli nie możemy dostarczyć im amunicji i paliwa?

Dominika Zarzycka / AFP

Żołnierz Bundeswehry, 2025 r.

Wszystko to musi być brane pod uwagę — i zamawiane — w sieci bojowej. Zdajemy sobie również sprawę z tego, jakie poszczególne systemy uzbrojenia należy zamówić, aby uzyskać te możliwości. Ta praca domowa została wykonana.

Czy przez cały czas będziecie kupować od USA — czy też spróbujecie zmniejszyć swoją zależność?

Moim największym wyzwaniem w tej chwili jest szybkie zapewnienie gotowości operacyjnej wojsk — i muszę to zrobić przy użyciu wszystkich zasobów dostępnych na rynku. Oczywiście najpierw rozglądamy się w Niemczech i Europie, aby sprawdzić, czy jest coś na półkach. jeżeli nie, biorąc pod uwagę presję czasu, będziemy musieli również dokonać zakupu w USA, jeżeli sprzęt będzie tam dostępny. Naszą docelową datą jest rok 2029, więc do tego czasu musimy być gotowi do użycia.

Ponosi pan ogólną odpowiedzialność za planowanie zamówień obronnych. Czy politycy słuchają pańskich rad wojskowych?

Nie mam powodu, by w to wątpić.

Czy zamówienie na nowe fregaty i okręty podwodne pod koniec ubiegłego roku, które nie zostaną dostarczone przed 2030 r., było pana sugestią?

Moja rada polegała na tym, aby pozycjonować się tak szeroko, jak to możliwe i zrekompensować deficyty, które powstały w przeszłości. W ten sposób stworzyliśmy warunki, które pozwolą nam powiedzieć za 10 lub 15 lat: dobrze, iż działaliśmy w 2024 r.

Ale jak to się ma do priorytetu gotowości wojennej do 2029 r.? Stowarzyszenie Bundeswehry skarży się, iż w armii dostępnych jest tylko 70 z 1000 tankowców i 19 z 200 systemów obrony powietrznej Skyranger.

Zawsze muszę patrzeć w szerszej perspektywie. Przyglądamy się organizacji całych sił zbrojnych w celu połączenia zdolności w taki sposób, abyśmy byli gotowi do wojny najpóźniej do 2029 r. Przyjrzeliśmy się temu pod koniec ubiegłego roku: co jest gotowe do zakontraktowania, co można gwałtownie wdrożyć już teraz? To były łodzie. Systemy tankowania i Skyranger są teraz na szczycie listy priorytetów. Jednocześnie musimy myśleć o skokach technologicznych i rozwoju po 2030 r.

„Jak uratować Bundeswehrę przed nią samą i położyć kres procesowi, który uniemożliwia osiąganie wyników?” — zapytał niedawno generał porucznik Jurgen-Joachim von Sandrart. Pańska odpowiedź?

Moja odpowiedź jest taka, iż poczyniliśmy już ogromne postępy. Ale generał von Sandrart ma rację, ponieważ jest to kwestia ciągłego wpływania na zakorzenione struktury, często powolny system, w którym możemy wprowadzić zmiany tylko wtedy, gdy przekonamy ludzi w Bundeswehrze.

Michael Matthey/dpa / AFP

Carsten Breuer podczas uroczystości Bundeswehry, 2024 r.

Mam wrażenie, iż zrozumienie presji na działanie do 2029 r. w coraz większym stopniu przenika cały aparat. Ta zmiana w sposobie myślenia, konieczność ponownego przygotowania się do wojny, nadeszła — widzę to na własne oczy podczas moich inspekcji służbowych. Jestem dumny z tego, jak gwałtownie nasi żołnierze przystosowali się do tych znaczących zmian i żyją nową misją.

Bundeswehra kurczy się i starzeje. Czy nie powinien się pan nie zgodzić z odchodzącym kanclerzem Olafem Scholzem, który uznał problem kadrowy sił zbrojnych za „możliwy do rozwiązania”?

Zawsze dawałem jasno do zrozumienia, iż potrzebujemy wzrostu potencjału Bundeswehry. w tej chwili wynosi on ok. 100 tys. dodatkowych rezerwistów. Wiemy, iż nie możemy po prostu rekrutować ich na rynku pracy. Dlatego musimy polegać na służbie wojskowej — w jakiejkolwiek formie.

Jaka jest pana wojskowa rada dla przyszłego niemieckiego rządu: czy służba ochotnicza jest wystarczająca, czy też obowiązkowa?

To kwestia czysto polityczna, nie ma żadnego wojskowego uzasadnienia. Mówię: potrzebujemy potencjału wzrostu — i jesteśmy przygotowani w oddziałach do przeszkolenia ok. 100 tys. dodatkowych żołnierzy jako rezerwistów do przełomu dekady.

Obecnie macie ok. 182 tys. aktywnych żołnierzy i ok. 40 tys. rezerwistów. Do jakiej liczebności dążycie?

W oparciu o zobowiązania NATO i rolę Niemiec jako centrum logistycznego dla rozmieszczenia wojsk na wschodniej flance szacuję zapotrzebowanie na 460 tys. żołnierzy i rezerwistów. Naszym celem pozostaje 200 tys. aktywnych żołnierzy. Nie sądzę też, by rynek pracy był w stanie zapewnić znacznie więcej, biorąc pod uwagę zmiany demograficzne.

Mamy stałą rezerwę 60 tys. w strukturach, które są w tej chwili zapełniane. I spodziewam się, iż kolejne 100 tys. rezerwistów będzie pochodzić z puli 800 tys. byłych żołnierzy, którzy przeszli na emeryturę na przestrzeni lat. To pozostawia lukę 100 tys., którą musimy wypełnić.

Читать всю статью