Война между двумя друзьями вызвала огромный кризис. «Ситуация ужасная»

news.5v.pl 2 дни назад
  • Materiał powstał w ramach nowego cyklu Punkty Zapalne
Onet

Od 2023 r. w Sudanie trwa konflikt zbrojny między wojskami rządowymi a paramilitarnymi Siłami Szybkiego Reagowania (RSF). To tak naprawdę wojna byłych sojuszników, którzy jeszcze niedawno razem przeprowadzali zamach stanu. W pewnym momencie w Chartumie rozległy się strzały, a obie strony przerzucają się oskarżeniami o to, kto zaczął. Generałowie biją się o zasoby i władzę nad Sudanem, a cierpią na tym — jak zawsze — zwykli ludzie.

Kraj zmierza w stronę ruiny, a żaden z generałów, którzy walczą o władzę, nie jest dobrym wyborem dla Sudanu. Konflikt w tej części świata może działać destabilizująco nie tylko region, ale i sięgać dalej. Sudan stał się prawdziwym poligonem także dla zewnętrznych grup paramilitarnych, które po zebraniu szlifów i skalpów, mogą wrócić do swoich krajów, by i w nich destabilizować sytuację. Wojna domowa, którą opisujemy w ramach cyklu Punkty Zapalne, to także kolejny na świecie konflikt, w który miesza się Rosja.

Jeden Sudan czy dwa Sudany? Kraj w konflikcie

Kacper Forreiter, Onet: Zerkamy na północno-wschodnią część Afryki i widzimy dwa Sudany. Dlaczego?

Prof. Maciej Kurcz, etnolog, ekspert ds. Sudanu: Ten fakt wynika z głębokich podziałów, jakie przebiegały w Sudanie. adekwatnie zaraz po odzyskaniu przez ten kraj niepodległości w 1956 r. na południu zawiązała się partyzantka i wybuchła wojna z północną. Stało się tak, ponieważ organy nowego, postkolonialnego państwa nie reprezentowały południa. Do tego doszły względy kulturowe. Południe było częściowo schrystianizowane i raczej afiliowało z kulturą wschodnio-afrykańską. Północ zaś od wielu wieków spoglądała na Egipt, na Bliski Wschód, to region od lat zislamizowany. Sudan był więc krajem dalece niezintegrowanym. Nie było też woli politycznej, ale też realnych możliwości, by utworzyć Sudan dla wszystkich Sudańczyków.

Dlaczego po uzyskaniu niepodległości przez Sudan władza pozostawiona przez Egipcjan i Anglików spoczęła w całości w rękach północy?

W czasach kolonialnych południe nie było administrowane w ten sam sposób co północ kraju. Nie było szkół z prawdziwego zdarzenia, a w konsekwencji elit, które mogłoby zasiąść w rządzie lub pełnić funkcje administracyjne. To była rażąca asymetria, która sprawiła, iż urzędnicy z północy przyjeżdżali na południe, gdzie zastępowali Anglików i rządzili w duchu arabskim i islamskim. To dla Południowców było nie do zaakceptowania; rodziło niepokój.

Aż w pewnym momencie czarne Południe powiedziało dość białej, arabskiej Północy?

Południe chwyciło za broń i nie chciało podporządkować się Chartumowi (stolica Sudanu — red.). Północ miała swoje problemy, Sudan był młodym państwem targanym przez wiele antagonizmów, więc dość nieudolnie radził sobie z poskromieniem zbuntowanego południa czy przekonaniem ich idei wspólnego państwa. Zresztą na początku nie wysuwali oni separatystycznych żądań – chcieli sprawiedliwego państwa. Z czasem doszło jednak do polityzacji Islamu, co sprawiło, iż wojna z południem stała się tak naprawdę wojną z niewiernymi. Mamy więc I wojnę w Sudanie, która toczy się w latach 1955-1972 i II wojnę w Sudanie przypadającą na lata 1983-2005. Przez te wszystkie lata wyniszczającej wojny zginęły choćby 2 mln ludzi. Te dwie części kraju nie były w stanie już się porozumieć, więc referendum w 2011 r. doprowadziło do rozłamu i niepodległości Sudanu Południowego.

To wszystko brzmi, jakby jeden Sudan od samego początku nie miał prawa przetrwać. Może, zamiast pytać o to, dlaczego na mapie mamy dwa Sudany, powinienem był zapytać, dlaczego kiedykolwiek był jeden.

Cała mapa polityczna Afryki jest narysowana przez Europejczyków. Zawsze można powiedzieć, iż trudna sytuacja na miejscu to wina historii i tych, których podbili kontynent. Ale nie jest to cała prawda. Kolonizatorzy starali się oczywiście te twory dopasować do swoich potrzeb, ale jednocześnie Sudan powstał na bazie pewnej politycznej tradycji, według której władza skoncentrowana jest w Dolinie Nilu. Stworzyli kraj różnorodny i bardzo rozległy — region Darfuru jest wielkości Francji.

Ale okres kolonialny był naznaczony paroksyzmami przemocy. To m.in. historia powstania Mahdiego, który portretowany był jak dzisiaj Państwo Islamskie. Anglicy robili więc wszystko, by ci „fanatycy” nigdy już nie wrócili do władzy. Południe z kolei uważali za świat ludzi z epoki kamieni. I choć ich to fascynowało, pociągało, prowadzili badania antropologiczne, to jednocześnie rządzili tam twardą ręką, a wszelki opór pacyfikowali brutalnie. Sudan pod pewnym względami jest wytworem europejskich stereotypów na temat tej części Afryki.

Onet

Prawdziwy rozmiar Sudanu

Ten wyraźny podział kulturowy sugeruje, iż mówimy o wieloletniej tradycji.

Sudan od starożytności był rządzony z doliny Nilu. Znaczącym wyjątkiem od tej reguły był Darfur, gdzie rozwinęły silne ośrodki władzy; ostatni z nich unicestwili Anglicy w 1916 r. Cała reszta Sudanu to prowincje, które przez dużą część historii służyły do tego, by pozyskiwać tam niewolników. Relacje między centrum a prowincją były naznaczone przez przemoc, za którą szedł handel ludźmi. To niestety charakterystyka stosunków politycznych i społecznych przedkolonialnego Sudanu — władza nad człowiekiem, mniej nad ziemią. Gdy państwo potrzebowało rekruta lub rozrastać się demograficznie, to napadało na swoje prowincje, z których czerpało zasoby. Kraj ten ma długą tradycję relacji naznaczonych przemocą, wyższością i rasizmem.

A jak sytuacja między Sudanem a Sudanem Południowym wygląda obecnie?

Istnieje między nimi swego rodzaju symbioza. Oczywiście dzielą trudną historię naznaczoną przemocą. Ale też zwykłymi kontaktami, małżeństwami, przyjaźniami. Południe przez wieki czerpało z dziedzictwa północy i odwrotnie. I choć są to w tej chwili dwa oddzielne państwa, a ponownego zjednoczenia nie ma sensu choćby rozważać, to procesy polityczne robią swoje i w tej chwili widzimy różne formy współpracy między tymi krajami. Pomagają sobie, mediują w przypadku kryzysu. Te relacje weszły na inny, bardziej pragmatyczny poziom. Są oczywiście też problemy wciąż rozwiązane jak na przykład kwestia granic.

Wojna domowa w Sudanie. Nowy konflikt

W Sudanie od 2023 r. trwa nowa wojna. Biorąc pod uwagę historię tego kraju, instynktownie może przyjść na myśl, iż linia podziału znowu przebiega między północą i południem.

Nie tym razem. Konflikt pokazuje zresztą sztuczność podziału na Północ i Południe. Równie dobrze możemy mówić o wschodzie i zachodzie kraju. Żadna systematyka nie oddaje różnorodności tego zakątka Afryki. Sudan Południowy jest oczywiście zaangażowany w konflikt, ale jedynie pośrednio. Oficjalnie nie opowiada się po żadnej ze stron, choć są pogłoski o zaangażowaniu południowców w szeregach jednej z armii. Innym problemem jest to, iż Sudan Południowy ma ropę naftową, rurę zaś ma Sudan. Nowa wojna sprawiła, iż rurociąg jest zakręcony, ropa nie płynie, co wywołało gigantyczny kryzys ekonomiczny w Sudanie Południowym, który został bez dochodów.

W takim razie kto z kim walczy?

Mamy wojnę dwóch generałów stojących na czele dwóch armii ścierających się w walce o władzę nad Sudanem i jego zasobami. Nie jest to spór ideologiczny czy choćby polityczny, choć próbuje się, aby taki się stał.

To chyba bardzo krwawy, a zarazem dość niemedialny konflikt?

Media gwałtownie zaszufladkowały ten konflikt jako „kolejny afrykański kryzys”. Nie mówi się o wojnie w Sudanie, która trwa od wielu miesięcy. A jest to przecież jeden z największych kryzysów humanitarnych na świecie — największy w Afryce, można choćby rzec, iż większy niż ten trwający w Strefie Gazy. Setki tysięcy ludzi zginęło, miliony stało się przesiedleńcami. Na miejscu panują głód i choroby. Sytuacja jest straszliwa.

Jak to możliwe, iż dramat milionów ludzi przechodzi bez echa?

Z punktu widzenia Zachodu i globalnego porządku, ważniejsze są paralelne wojny w Ukrainie i Gazie. Ale to też typowy sposób patrzenia na Afrykę, która jest gdzieś na marginesie albo w ogóle nieobecna w medialnym dyskursie. Świat zachodni – my wszyscy przywykliśmy do tego, iż przemoc jest endemiczna dla tego kontynentu.

Przybliżmy w takim razie czytelnikom, co dzieje się w tej części świata.

Walka trwa między wojskami rządowymi Sudanu dowodzonymi przez Abdela Fattaha al-Burhana a paramilitarnymi Siłami Szybkiego Wsparcia (RSF), na których czele stoi Mohamed Hamdan Dagalo, znany również jako Hemetti. To są dwie najważniejsze formacje wojskowe w Sudanie w ostatnich latach. Jednak niejedyne.

Jeśli chodzi o armię narodową, to jest to instytucja, która korzeniami sięga czasów kolonialnych, kiedy Anglicy stworzyli odziały zbrojne do obrony i zarządzania poszczególnymi prowincjami. Była to formacja zależna stosunkowo nowoczesna, elitarna, ale całkowicie podporządkowana interesom Londynu. Z tego właśnie wyrosła armia sudańska.

Jak postrzegana jest ta formacja?

Jako sudańska elita z prawdziwego zdarzenia. Jedyny trwały element w tym życiu politycznym. Armia jest bezpiecznikiem, regulatorem. Wojskowi odsuwają tracących popularność dyktatorów, ale odsuwają także demokratycznych premierów. Tak to działa w Sudanie.

Warto tutaj wspomnieć, iż obaj generałowie stroją się w piórka mężów opatrznościowych i część społeczeństwa w dalszym ciągu tak ich odbiera. Każdy realizuje jednak własne interesy. Oni kiedyś ze sobą ściśle współpracowali. Teraz są największymi wrogami.

To wojna byłych przyjaciół?

Znają się od czasów wojny w Darfurze trwającej w latach 2003-2020. Zarówno Al-Burhan, jak i Hemetti byli związani z poprzednim reżimem Umara al-Baszira. Pokojowe demonstracje odsunęły stetryczałego dyktatora od władzy, a generałowie przeszli na stronę protestującego ludu. Obaj stali się filarami nowego demokratycznego porządku. Weszli do koalicyjnego rządu, choć stali raczej z boku. Mimo optymizmu wśród ludzi, powiewu nadziei, reform — zła sytuacja gospodarcza postępowała. Wojsko było sceptyczne wobec zmian. Do tego było ono przesiąknięte islamistami, którzy stanowili podporę poprzedniego rządu. Przyjęli więc rolę hamulcowych, którzy punktowali nową ekipę, niż ją wspierali. Do tego doszedł COVID-19, w kraju zaczęło brakować paliwa, chleba…

Przepis na kolejne nieszczęście.

Ci dwaj walczący dziś generałowie przeprowadzili wspólny zamach stanu i przejęli władzę. Ludzie wyszli na ulicę. Władza negocjowała z ludem, wydawało się, iż wszystko zmierza w pozytywnym kierunku, aż parę miesięcy później, 15 kwietnia 2023 r. w Chartumie rozległy się strzały.

Kto zaatakował kogo?

Nie wiemy, kto wystrzelił pierwszą kulę. Obie strony obrzucają się oskarżeniami. Hemetti zrzuca winę na islamistów w wojsku. Że nie chcieli demokratycznego, cywilnego rządu ani oddać władzy. I dlatego wywołali walkę z jego oddziałami. Z kolei al-Burhana stojący na czele armii rządowej stwierdził, iż Hemetti chciał pełni władzy dla siebie. Tak naprawdę kością niezgody była kwestia integracji milicji Hemettiego z wojskiem sudańskim.

Tzn. włączenia tych paramilitarnych grup w szeregi regularnego wojska?

To jest niekończąca się historia w przypadku Sudanu. Każdy proces pokojowy polega na tym, iż rozmawia się o tym, co zrobić z partyzantami. Kto ma im zapłacić? Oni muszą przecież mieć swoje miejsce w strukturach siłowych. W rezultacie w Sudanie w przededniu wojny było dosłownie kilka armii. W takiej sytuacji pojawia się konflikt interesów i realne zagwozdki, co z tymi wszystkimi żołnierzami zrobić — kto powinien nimi dowodzić. Prowadzi to też do skrajnej militaryzacji polityki.

Pojawiają się prywatne ambicje, nikt nie chce oddać kontroli nad swoimi oddziałami.

Szczególnie jeżeli one służą celom politycznym lub wręcz prywatnym. Armia sudańska za czasów Umara al-Baszira miała ogromne wpływy w gospodarce. Fabryki, całe sektory wręcz były powiązane z dowódcami i generałami armii sudańskiej. Zresztą to samo robił później Hemetti, który gwałtownie stał się najbogatszym człowiekiem w kraju — należały do niego telefonie komórkowe czy przemysł wydobywczy złota. Jest także kwestia głębokiej militaryzacji kraju. Żołnierze są adekwatnie wszędzie, a proliferacja broni palnej jest powszechna.

Dwaj wrodzy sobie generałowie byli kiedyś sojusznikami, walczyli we wspólnych sprawach. W takim razie, jakie są między nimi różnice?

M.in. różnią się pokoleniowo. Al-Burhan ma 65 lat, Hemetti 50. Poróżnili się także ideologicznie. Armia sudańska jest ucieleśnieniem dawnego Sudanu, dawnych elit ukierunkowanych na dolinę Nilu i kulturę arabską. Młodszy Hemetti odwołuje się do prowincji, stawiając na konflikt dwóch światów — tego, który zawsze rządził i tego, który nie czuł się traktowany na równi.

Wydawałoby się więc, iż to Hemetti będzie miał większe poparcie. Tak jest?

To zależy, gdzie przyłożyć ucho. Media, diaspora, środowiska opiniotwórcze raczej uznają RSF Hemettiego za samo zło. Zniszczyli Chartum, szabrowali go, to jest rodzaj narodowej katastrofy. Ale już przedstawiciele prowincji, mniej wykształcone osoby, które nie należały do elity, będą miały, rzecz jasna, inną optykę.

A jak pan ocenia te strony? To starcie dżumy z cholerą, czy jednak jesteśmy w stanie wskazać mniejsze zło?

Ja jestem daleko od tego konfliktu, w bezpiecznym domu, gdzie jest mi ciepło i nie cierpię głodu. To sprawia, iż nie chciałbym wskazywać żadnej ze strony. Obserwuję ten region oraz konflikt z ogromnym żalem. Podpisałbym się pod tym określeniem o dżumie i cholerze i rzeczywiście nie mam przekonania, iż zwycięstwo którejś ze stron będzie „lepsze”.

A jak ten konflikt przebiega?

Początkowo wydawało się, iż RSF wygra. Siły Hemettiego odniosły spektakularne zwycięstwo nad sudańskim wojskiem w początkowych dniach. Opanowały stolicę, co nigdy wcześniej się nie wydarzyło. Cała administracja uciekła i razem z narodowym wojskiem przenieśli się do Port Sudanu, który jest teraz de facto stolicą. RSF gwałtownie opanowały prawie cały Darfur, który stanowi ich główny teren pod kontrolą. Gdyby Hemetti przejąłby go w całości, mógłby choćby ogłosić powstanie niepodległego Darfuru, który, przypominam, jest prowincją wielkości Francji. RSF poczyniły też sukcesy w innych regionach — zadając wiele klęsk sudańskiej armii.

Onet

Wojna domowa w Sudanie

Wojna w Sudanie. Reakcje sąsiadów i nie tylko

A jak zareagowali sąsiedzi Sudanu? Wojna domowa, w której na prowadzenie wysuwa się silna grupa paramilitarna. Jakie zmiany przyniesie ich potencjalne zwycięstwo i władza — to może być niepokojące pytanie dla państw znajdujących się obok tego wszystkiego.

Sudan Południowy, Etiopia, Kenia, Uganda stały na stanowisku, iż co prawda nie mieszają się do tego konfliktu, ale RSF nie jest taką złą opcją. Hemetti był choćby podejmowany na tamtejszych salonach, co oczywiście wywoływało gniew strony rządowej. Był taki czas, iż wydawało się, iż Hemetti faktycznie wygra i zostanie przywódcą Sudanu. Aż sytuacja się obróciła.

Co się wydarzyło?

Armia sudańska ruszyła do skutecznej kontrofensywy. Ulica po ulicy odbija Chartum — co prawda zrujnowany, ale jednak zmierzają do odzyskania stolicy. Mimo to nie jestem optymistą, jeżeli chodzi o zakończenie tej wojny. Spodziewam się jeszcze długich walk i zwrotów akcji.

Mówi Pan, iż część państw byłaby zdolna zaakceptować zwycięstwo RSF. Ale jedynie zaakceptować. W takim razie czy obie strony mają jakichś mocniejszych, bardziej zaangażowanych sojuszników?

Armia sudańska cieszy się wsparciem Egiptu i Arabii Saudyjskiej. RSF raczej liczy na poparcie państw wschodniej Afryki. Wcześniej liczyły także na Grupę Wagnera, później po prostu Rosję.

Rosja chyba wszędzie wciśnie swoje trzy grosze.

Rosja od dawna ma w Sudanie swoje wpływy i próbuje mieć kontakty z każdą władzą. Elementem całej układanki jest Port Sudan, gdzie Rosji marzy się zbudowanie bazy wojskowej. Już poprzedni reżim dał Rosji zielone światło do tego. Gdy władzę przejęli demokraci, to projekt zawisł na kołku, a Sudanowi zaczęło zależeć na kontaktach z USA. Teraz znowu słyszymy, iż Port Sudan ma być bazą rosyjską w zamian za poparcie… armii sudańskiej.

A więc zmiana? Rosja zmieniła faworyta z RSF na armię sudańską?

To prawdopodobnie poparcie Rosji i Iranu (na froncie pojawiły się irańskie drony) przechyliło szalę na rzecz armii sudańskiej. RSF z kolei zachowuje wyraźne poparcie Czadu. Swoje zamieszać próbuje także Libia. Mamy więc bardzo skomplikowany układ wielu sił.

Czy to nie tworzy poważnego ryzyka rozlania się tej wojny na sąsiadujące kraje?

Jest pewna kwestia ryzykowna dla całego regionu — organizacje wywrotowe z pasa Sahelu, którymi obie strony posługują się w walce. W wielu krajach Afryki Zachodniej doszło do przewrotów, w których wojskowi przejęli władzę. Dla wielu organizacji, czy to militarnych, paramilitarnych, islamistycznych, ale nie tylko — widzimy tam szersze spektrum ideologiczne — Sudan stał się poligonem. Z jednej strony te organizacje służą jako najemnicy — z drugiej mają raczej wolną rękę do działań. Przeprowadzają własne akcje, w tym także czystki etniczne i inne zbrodnie wojenne.

Te organizacje zbierają szlify, zdobywają uznanie w wojnie, pieniądze, rekrutów. Dla nich ta wojna to szansa na zaistnienie. Ci młodzi mężczyźni po wojnie wrócą do domu i mogą destabilizować sytuację.

Uchodźcy z Sudanu. Kto przyjmuje uciekinierów

A jak wygląda kwestia sudańskich uchodźców?

Jest ich bardzo wielu. Część ucieka, jednak większość nie ma szans wydostać się z kraju pogrążonego w wojnie. Egipt, Etiopia czy Czad blokują drogi ucieczki.

A Sudan Południowy? Przyjmuje uchodźców z północy?

To jest właśnie element zaangażowania Sudanu Południowego. Kiedy wcześniej w Sudanie Południowym była wojna między dwoma prezydentami, to uchodźcy uciekali na północ, gdzie z łatwością się odnajdywali, integrowali, znajdowali pracę u swoich dawnych wrogów, ale też ludzi, których rozumieją, znają ich kulturę. Teraz ta kwestia się odwróciła i sprawa wygląda podobnie.

Czyli mimo historii wypełnionej konfliktem – Sudan i Sudan Południowy pomagają sobie w najtrudniejszych kryzysach.

W tej części świata panuje duże zrozumienie dla uchodźców i całkiem spora otwartość na nich. Wszyscy tam wiedzą, iż w każdej chwili on sam może stać się uchodźcą. Oczywiście to nie znaczy, iż wszyscy kochają tam migrantów, ale ten przepływ ludzi jest duży.

Jaka jest przyszłość przed Sudanem?

Widzę ją w czarnych barwach. Trudno sobie wyobrazić, jak scalić różne fragmenty tkanki społecznej tak rozbitej przez wojnę. Tam trwa wojna na wyniszczenie. Nikt nie liczy się z cywilami, wbrew deklaracjom. Walki są ekstremalnie brutalne — drony obu stron uderzają w infrastrukturę krytyczną, niszczą elektrownie i wodociągi, by uprzykrzyć drugiej stronie życie. To zmusza ludzi do ruszenia w drogę. Ta niedostrzegana przez nas wojna niszczy lub pochłania życie tysięcy osób każdego miesiąca. choćby jeżeli wojna skończy się jutro – odbudowa zajmie lata, a inne problemy wcale nie znikną.

Читать всю статью