To, co dzieje się wokół choroby Zbigniewa Ziobry ze strony najzagorzalszych zwolenników, wielbicieli i cmokierów Donalda Tuska oraz wyznawców „koalicji 13 grudnia” to nie jest już odczłowieczenie, ale totalne zbydlęcenie. Chodzi mi o publicznie formułowane zarzuty symulacji choroby. Czyli, co to zezwierzęcone towarzycho chce nam powiedzieć? Że zdrowy jak ryba Zbigniew Ziobro zaszył się w jakimś szpitalu i we współpracy z jego personelem zorganizował ten cały teatr ze swoją chorobą? Że nie cierpi na nowotwór przełyku z przerzutami i nie przeszedł ani chemioterapii, ani ośmiogodzinnej operacji wycięcia części przełyku i części żołądka? Czy na skutek tej szerzonej nienawiści do polityków PiS ludzie do tego stopnia skretynieli, iż uwierzą we wszystko, co to bydło wymyśli? Przecież gdyby na serio uwierzyć w te nieludzkie insynuacje podłych ludzi Zbigniew Ziobro musiałby w pełnej konspiracji obejmującej całe rzesze ludzi symulować do czasu, aż PiS znowu wygra wybory i odzyska władzę. Tylko, iż choćby wtedy trudno byłoby mu stanąć przed kamerami i powiedzieć: udawałem.
Na dobre ta jazda zezwierzęconych i opętanych nienawiścią osobników zaczęła się od Elizy Michalik, która powiedziała: „Najpierw było, iż choruje, potem było, iż choruje na raka, a potem – iż zaawansowany rak przełyku, iż "walka o życie", czyli stopniowanie. Profesjonalna akcja PR-owa zawsze tak wygląda w przypadku polityka, który się chce wycofać. […] Ziobro jest tchórzem, tak uważam. (...) On nie chce ponieść odpowiedzialności, za to, co zrobił i zrobi wszystko, żeby tego uniknąć. I właśnie to robi. […] jeżeli się mylę i Ziobro umrze, bardzo przeproszę”. Jak widzimy znana z przepisywania cudzych tekstów i podpisywania ich jako własnych, Eliza Michalik stwierdziła, iż tylko śmierć Zbigniewa Ziobry może ją zmusić do przeprosin. Tak więc choćby skuteczna chemioterapia i operacja zakończona ewentualnym sukcesem i uratowaniem życia chorego Michalikowej nie wystarczy. Kiedy na Michalik ze strony internautów popłynęła krytyka w obronę wzięła ją prokurator Ewa Wrzosek, od dawna zaangażowana w zwalczanie PiS-u i wspieranie upolitycznionej sędziowskiej kasty. Ta sama Wrzosek po opublikowania na portalu X zdjęcia Zbigniewa Ziobry leżącego na szpitalnym łóżku dodała taki komentarz: „Szanujmy swoją inteligencję. Albo chociaż cudzą. Przyda się”. Przypuszczam, iż opętana nienawiścią Wrzosek zamieściłaby taki sam komentarz choćby gdyby telewizja na żywo transmitowała operację Zbigniewa Ziobry. Po prostu to Wrzosek i Michalik są nieuleczalnie chore, ale z nienawiści i nie ma żadnych widoków na ich uzdrowienie.
Oczywiście w tej zezwierzęconej „elitarnej” żulii nie mogło zabraknąć profesorka Jasia Hartmana z żydowskiej loży „Synów Przymierza”, tytułowanego filozofem, bioetykiem i humanistą. Hartman na portalu postkomunistycznej „Polityki” pisze: „W ustaleniu, jak jest naprawdę, nie pomogą też żadne wpisy Ziobry na X ani – tym bardziej – zdjęcie, na którym wypada znakomicie, bez żadnych śladów choroby. jeżeli to akurat zdjęcie miało służyć uwiarygodnieniu tezy o chorobie Ziobry, to można jedynie zapytać, czy to kpina, czy prowokacja. A może skrajna nieudolność w zakresie tzw. piaru? Przy okazji dodajmy, iż w przypadku tej kategorii osób, do jakiej należy Zbigniew Ziobro, a więc osób posiadających ogromne zasoby, koneksje i „kwity”, a jednocześnie całkowicie wyzbytych jakichkolwiek skrupułów i zasad moralnych, choćby akt zgonu i pogrzeb nie miałyby szczególnej wartości dowodowej”.
Jak więc widzimy Hartmana nie przekona choćby akt zgonu i pogrzeb. A więc co? Myślę, iż całe to postępowe bydło reprezentujące „uśmiechniętą Polskę” Tuska usatysfakcjonowałaby tylko i wyłącznie publiczna i transmitowana na żywo w TVN egzekucja Zbigniewa Ziobry poprzedzona wymyślnymi torturami. Oczywiście, żeby nie było już żadnych wątpliwości, w roli kata powinna wystąpić osobiście chluba Jagiellonki, etyk i humanista Jasio Hartman. W zdrowym społeczeństwie ta dzicz spotkałaby się z powszechną pogardą i potępieniem. Tymczasem w Polsce mają całe rzesze zagorzałych fanów. I to jest największe polskie nieszczęście.
Śmierć Zbigniewa Ziobry niczego by nie załatwiła i nie zakończyła, tak jak niczego nie załatwiła i nie zakończyła tragiczna śmierć pary prezydenckiej Lecha i Marii Kaczyńskich w zamachu z 10 kwietnia 2010 roku. Ta dzika nienawiść ma bowiem bolszewickie korzenie i jest starannie kultywowana przez mieniących się elitami dyplomowanych chamów. Nasi rodacy żyjący w Polsce międzywojennej pod jednym względem mieli o wiele łatwiej. Oni tą najeżdżającą Polskę bolszewicką dzicz zobaczyli na własne oczy i poczuli na własnej skórze taką, jaką była w rzeczywistości z całym tym zdziczeniem, barbarzyństwem oraz smrodem nie tylko moralnym i obyczajowym, ale również fizycznym. Dzisiaj jest o wiele trudniej gdyż wykształcony cham nauczył się swoje chamstwo kamuflować, a dziką i zwierzęcą nienawiść do wszystkiego, co polskie i katolickie opakowywać tak, aby znacząca część publiki nie rozpoznała w nim zwykłego chama o bolszewickiej mentalności. Pewne obrazy z pierwszych tygodni po tragedii smoleńskiej stoją ciągle jak żywe przed moimi oczami, a cała ta wściekła nagonka na walczącego o życie Zbigniewa Ziobrę tylko je wyostrzyła. Warto je przypomnieć. Zaczęło się od zmasowanego ataku tej obcej nam kulturowo dzikiej hołoty na krzyż ustawiony w spontanicznym odruchu serca przez harcerzy na Krakowskim Przedmieściu. To pod tym krzyżem jednoczyli się w żałobie Polacy w poczuciu wspólnoty narodowej. I właśnie od ataku na krzyż zaczęła się ta cała barbarzyńska akcja współczesnych Hunów, dla których zjednoczony polski naród zawsze stanowił największe zagrożenie. Tę wielką manifestację narodowej wspólnoty postanowiono zniszczyć.
Taj jak zawsze użyto do tego celu media, „autorytety” no i oczywiście cała chmarę celebrytów i komediantów szumnie nazywanych artystami. Na masową skale ruszyło naigrywanie się ze śmierci pary prezydenckiej i pojawiły się hasła typu „Kaczka po Smoleńsku” i „Krwawa Mary”. Skoro przy życiu pozostał brat poległego prezydenta wznoszono okrzyki „Jeszcze jeden”. Zaraz po wyjściu z krypty na Wawelu gdzie pochowany został prezydent Lech Kaczyński z małżonką witał turystów i żałobników wielki baner z hasłem reklamowym: „Spragniony wrażeń? Zimny Lech”. Po „Zimnym Lechu” przyszła pora na chipsy „Kaczka po smoleńsku”. Niemiecka firma Lorenz Bahlsen Snack World postanowiła zorganizować konkurs pt.: „Zaprojektuj imprezowe chipsy”. Jako jedną z propozycji zamieściła na swojej stronie internetowej opakowanie w wizerunkiem poległego prezydenta, samolot TU-154 i napisem: „Kaczka po smoleńsku”.
Oczywiście do boju natychmiast ruszyli wspierający Tuska i Platformę Obywatelską „artyści”, którzy podczas swoich publicznych występów kpili z tragedii Smoleńskiej. Wystarczy wymienić Krystynę Jandę, Stanisława Tyma czy Macieja Stuhra. Przeciwnicy krzyża na Krakowskim Przedmieściu organizowali happeningi, podczas których fotografowali się z aktywnym pod krzyżem ewidentnym prowokatorem służb Zbigniewem S., skazanym w 1997 roku na 9 lat więzienia za gwałt i napad z bronią w ręku. Każdy kto się tam pokazał mógł liczyć na przychylne reakcje i rozgłos dzięki takim mediom jak „Gazeta Wyborcza”, TVN oraz kontrolowana przez PO- PSL TVP. Dlatego szturmem ruszyli walczyć z krzyżem tacy celebryci jak: Anna Mucha, Katarzyna Glinka, Małgorzata Socha, Katarzyna Zielińska czy Michał Piróg. Obrońców krzyża i wszystkich domagających się powagi w czasie żałoby oraz uczczenia pamięci ofiar Smoleńska nazwano „moherowym cyrkiem”. Całą tę akcję rozbijania rodzącej się po tragedii smoleńskiej narodowej jedności tak podsumował w 2012 roku z trybuny sejmowej Jarosław Kaczyński. Zwracając się bezpośrednio do ówczesnego premiera Tuska powiedział: „To hańba, która przejdzie do historii Polski i pan się zapisze w tej historii razem z tymi, którzy są na polskiej liście hańby. W sensie politycznym ponosicie stuprocentową odpowiedzialność za tę katastrofę. To tylko początek historii - ponosicie stuprocentową odpowiedzialność za to, iż w kilka dni po tym rzeczywistym zjednoczeniu bardzo dużej części narodu rozpoczęliście kampanię po to, by go podzielić, by spotwarzyć tych, którzy zginęli, w tym prezydenta Rzeczypospolitej. Rozpoczęliście kampanię, której haniebny charakter nie ma po prostu precedensu w dziejach niepodległego państwa polskiego. I to pan osobiście za to odpowiada i prezydent Komorowski”.
Przypominam to wszystko, ponieważ spora rzesza Polaków z racji młodego wieku nie pamięta już tamtych wydarzeń sprzed kilkunastu lat. Warto żeby wiedzieli, iż dziś u władzy jest w dużej mierze to samo zbydlęcone towarzystwo, a wspierają je te same „elity”, „autorytety” oraz ci sami artyści i celebryci. Oczywiście „starą gwardię” uzupełnił świeży narybek dyplomowanych neobolszewickich chamów, kontynuujących barbarzyńskie tradycje rodem z Dzikich Pól. Nieludzki atak na walczącego o życie Zbigniewa Ziobrę nie jest ani czymś zaskakującym, ani bezprecedensowym. Ta zezwierzęcona dzicz żyje wśród nas, ma się dobrze i znowu jest u władzy.
Artykuł ukazał się w tygodniku „Warszawska Gazeta”