Wokulski dorobił się na wojnie pomiędzy Imperium Rosyjskim a Imperium Osmańskim stoczonej pomiędzy 24 kwietnia 1877 a 31 stycznia 1878 roku. Jest ona nazwana “wojną turecką”.
Świadczy o tym fragment:
“Dla osób posilających się w tej co radca jadłodajni, dla jej właściciela, subiektów i chłopców przyczyny klęsk mających paść na S. Wokulskiego i jego sklep galanteryjny były tak jasne, jak gazowe płomyki oświetlające zakład. Przyczyny te tkwiły w niespokojnym charakterze, w awanturniczym życiu, zresztą w najświeższym postępku człowieka, który mając w ręku pewny kawałek chleba i możność uczęszczania do tej oto tak przyzwoitej restauracji, dobrowolnie wyrzekł się restauracji, sklep zostawił na Opatrzności boskiej, a sam z całą gotówką odziedziczoną po żonie pojechał na turecką wojnę robić majątek”.
Okej, to może być plotka, w końcu to miraże rządzą w tej powieści bohaterami, ale fakt dorobienia się na wojnie jest powtórzony wielokrotnie, czytamy: „Ten jednak, wariat, rzucił wszystko i pojechał robić interesa na wojnie. Milionów mu się zachciało czy kiego diabła [...] Myślisz pan, iż w Turcji znajdzie jeszcze bogatszą babę aniżeli nieboszczka Minclowa?”.
Wokulski wyjechał jeszcze przed zakochaniem się w Izabeli, o czym ona dobrze wie, bo choćby Florentynie wyzna, że: „Mówię na mocy moich przeczuć, które ostrzegają… wołają, iż ten człowiek po to jeździł na wojnę, ażeby mnie zdobyć. I ledwie wrócił, już mnie ze wszystkich stron obsacza”.
Czy był tam jak Nicolas Cage w “Panu życia i śmierci?” i handlował tam bronią? Tego nie wiemy, nie ma takich dowodów w tekście; Książę, by przekonać innych do Wokulskiego, twierdzi, iż był on uczciwym dostawcą żywności dla wojska rosyjskiego: „o Wokulskim było jedno zdanie, iż dostawa, której się on dotknął, była uczciwa. choćby żołnierze, ile razy dostali dobry chleb, mówili, iż musiał być pieczony z mąki od Wokulskiego”.
Za to on sam wspominając te czasy i pobyt w Bułgarii, mówi: “Grosz ten zarobiłem uczciwie, choćby ciężko, bardzo ciężko. Cały sekret polega na tym, żem miał bogatego wspólnika i iż kontentowałem się cztery i pięć razy mniejszym zyskiem niż inni. Toteż mój kapitał ciągle wzrastający był w ciągłym ruchu. [...] prawie co miesiąc stawiałem cały majątek, a co dzień życie”.