Bronisława Wilimowska była dwukrotnie zamężna
Pierwszym mężem Broni był pułkownik Stanisław Wilimowski, zaś drugim – artysta plastyk Olgierd Szlekys, mistrz sztuki użytkowej.
Jej pierwszy mąż – Stanisław Wilimowski urodził się 2 listopada 1896 roku we Lwowie. Z wykształcenia był doktorem praw, zaś z zamiłowania żołnierzem, służącym od 4 listopada 1918 roku w wojsku polskim.
Od października 1924 roku należał do Biura Ścisłej Rady Wojennej, następnie został zatrudniony w Oddziale III Sztabu Generalnego.
W roku 1928 objął stanowisko wykładowcy taktyki w Wyższej Szkole Wojennej, które piastował przez 4 lata. W styczniu 1935 roku otrzymał awans do stopnia pułkownika. W lutym 1935 roku z rozkazu Ministra Spraw Wojskowych został odkomenderowany do Wyższej Szkoły Wojennej i awansowany na stanowisko kierownika katedry Taktyki Ogólnej I Kursu, którą prowadził do roku 1938.
W październiku tego roku został przeniesiony w randze podpułkownika dyplomowanego na staż do Lublińca na zastępcę Dowódcy 74 Górnośląskiego Pułku Piechoty. Przy czym Jego służba na tym stanowisku była skoncentrowana przede wszystkim na szczegółowym opracowaniu planu działań opóźniających i strategii obronnej kraju na tym odcinku granicy.
Stanisław zginął w pierwszych dniach wojny śmiercią bohatera w walce z niemieckim najeźdźcą pod Złotym Potokiem nieopodal Lublińca!
Stanisław poznał Bronię – przypomnijmy – w KRYNICY (zgodnie z relacją Broni w Jej wspomnieniach) prawdopodobnie w 1929 roku. Młodzi, zakochani w sobie „od pierwszego wejrzenia” już po kilku miesiącach znajomości powiedzieli sobie sakramentalne TAK.
Zatrzymajmy się jeszcze na chwilę przy płk Wilimowskim, gdyż o ich wzajemnej miłości Bronia opowiadała „cuda”. Ich MIŁOŚĆ zakończyła się bowiem – jak wiemy – tragicznie i pewnie dlatego stała się po roku 1945 jednym z głównych motywów Jej malarstwa oraz arcyciekawych wspomnień opowiadanych znajomym i przyjaciołom.
Tematyka wojskowa, walki obronne, a następnie wojna partyzancka, Lenino i Monte Cassino, a także portrety wojskowych (z płk. Wilimowskim na czele), zaczęły wypełniać Jej przestronną pracownię.
Wspominamy o tym, gdyż Artystka była potem wielokrotnie nazywana (jakby nie potrafiła malować niczego innego) malarką wojska!
czasem Ona, malując wojnę, bitwy, poligony i dowódców myślała o śp. Stanisławie, którego w roku 1947, a więc niedługo po wojnie udało się Jej upamiętnić (o czym pisaliśmy w rozdziale II) obeliskiem i pośmiertnie awansować na stopień pełnego PUŁKOWNIKA, jak ongiś Wołodyjowskiego, do którego bohaterskich czynów często porównywała swego ukochanego STASZKA!
W roku 1947 Jej ukochany STASZEK został również odznaczony pośmiertnie srebrnym Krzyżem Virtuti Militari.
Wielkim wyczynem i osiągnieciem Broni (co powtórzmy też jeszcze raz!), było doprowadzenie w roku 1983 do gruntownej przebudowy Cmentarza w Lublińcu oraz wybudowania tam okazałego pomnika dla Powstańców Śląskich i innych – szczególnie poległych w obronie Polski w 1939 roku żołnierzy, wśród których – po ekshumacji spoczęły też prochy płk. Stanisława Wilimowskiego.
Uroczysta ceremonia odsłonięcia pomnika, wraz a apelem poległych, odbyła się w 40 rocznicę powstania Ludowego Wojska Polskiego w 1983 roku!
W każdym razie „Staszek” Wilimowski zawsze był głównym bohaterem Jej zwierzeń (PRZED OLGIERDEM)!
Godzinami opowiadała o ich przeżyciach, wspólnych urlopach, wyjściach do teatru i na koncerty, o marzeniach, co będą robić, gdy tylko skończy się wojna (w której Niemcom nie mieliśmy oddać choćby guzika, a oddaliśmy na pięć długich lat cały kraj). Z czym Bronia NIGDY nie mogła się pogodzić!
Stąd Jej aktywny udział w Powstaniu Warszawskim i tematyka powojennej odbudowy Polski w Jej twórczości (ale o tym będzie jeszcze mowa w następnych rozdziałach).
Zatem nazywanie Jej „wyłącznie często” malarką wojska było głęboko NIESŁUSZNE. Ja też nigdy nie słyszałem z Jej ust słowa „socjalizm”, akceptowała także rozsądnym podejściem polskie zmiany polityczne po roku 1989.
Ratowała Ją sztuka, zamykanie się „w sobie” przy sztaludze we własnej pracowni i indywidualna sprzedaż obrazów.
Wiele osób chciało mieć w swych domach Jej cudowne kwiaty, zaułki Warszawy czy pejzaż polski, a zwłaszcza przepięknie malowane portrety.
W tym miejscu warto jeszcze wspomnieć, iż o Stanisławie Wilimowskim Elżbieta Lityńska -wnuczka bohatera i jego pierwszej żony Janiny z domu Meyer – napisała książkę pt. „Dzieje życia pułkownika dypl. Stanisława Wilimowskiego bohatera 1939 roku” wydaną przez nią z intencją utrwalenia pamięci Dziadka – z własnej inicjatywy i na własny koszt (!) – skierowaną do żyjącego jeszcze pokolenia oraz najmłodszych członków rodziny i przyjaciół rozproszonych w różnych miejscach Europy przede wszystkim w Londynie, we Lwowie, Wrocławiu i Warszawie. (Druk i oprawę do niej wykonała Drukarnia „Poligrafus” – ISBN 978-83-962158-0-2)
Autorka – Elżbieta Lityńska – jest córką Stefana i Ewy Masiewiczów, wnuczką Stanisława i Janiny Wilimowskich oraz Stanisława i Michaliny Jadwigi Masiewiczów.
Jest to książka opisująca losy pułkownika Wilimowskiego, kiedy nie był jeszcze mężem Broni, a jego żoną była Janina Meyer. Ze związku tego urodziła się (3 maja 1926 r. w Warszawie) córka, której dano na imię Ewa. Ewa – w przyszłości matka Elżbiety Lityńskiej wykazała się wysoce patriotyczną postawą zarówno podczas okupacji niemieckiej, jak i w historii powojennej kraju.
Jako działaczka Ruchu Oporu pełniła służbę w organizacji konspiracyjnej „Szare Szeregi”, a także brała czynny udział w Powstaniu Warszawskim w Batalionie „Chrobry II”.
Wśród odznaczeń przyznanych Jej po wojnie najbardziej wymownym, obok Krzyża Partyzanckiego, jest odznaka Weterana Walk o Niepodległość.
Może warto w tym miejscu także zaznaczyć, iż Stanisław Wilimowski miał też talent rysownika, a choćby wspólnie ze swoim kolegą – por. Wińczyńskim napisał książkę o swoich przyjaciołach ze studiów w Wyższej Szkole Wojennej pt. „La Force Morale”.
Olgierd Szlekys… był drugim mężem Broni; znanym artystą malarzem, karykaturzystą, a przede wszystkim był architektem wnętrz i dekoratorem!
Bronia wyszła za niego za mąż w 1968 roku.
Dla piszącego te słowa był Olgierd – historycznie rzecz ujmując – przede wszystkim kontynuatorem przedwojennej Spółdzielni „Ład”, która wyprzedziła późniejszą DESĘ i obecne sprzedażne galerie prywatne.
Był też znakomitym projektantem interesujących mebli!
Charakteryzowały je elegancja, niezwykła lekkość i niewielkie rozmiary, zapewniające maksimum komfortu w maleńkich mieszkaniach, które powstawały naprędce w odbudowującym się kraju po II wojnie światowej.
Szczególnie pomysłowe były Jego meble rozkładane, wielofunkcyjne, jak tapczany, kanapy, biblioteczki, stoły, komody, szafy na ubrania i inne.
Projekty mebli Olgierda wielokrotnie zdobywały pierwsze nagrody na konkursach mebli użytkowych. Ujmowały wdziękiem także Jego pomysły w zastosowaniu ciekawych materiałów do ich konstrukcji, np. artystycznych tkanin (niekiedy zabezpieczonych masą plastyczną) do budowy najróżniejszych drzwi i blatów mebli czy sprężynującej sklejki kilku warstw drewna do użycia w konstrukcji relaksujących oparć krzeseł.
Komplet czterech takich krzeseł dostał w prezencie od Olgierda Szlekysa Kwartet Tadeusza (Wilanowski), do wygodnej pracy podczas codziennych prób zespołu.
Jeden z kompletów mebli znajduje się w Muzeum Historycznym Miasta Warszawy, podarowany przez Bronię w latach osiemdziesiątych, po wystawie pośmiertnej twórczości Artysty.
Olgierd był także świetnym rysownikiem i karykaturzystą.
Jest bardzo interesująca książka o śp. Olgierdzie, autorstwa prof. Ireny Huml pt. „Olgierd Szlekys i sztuka wnętrza”, wydana przez Instytut Sztuki PAN w 1993 r., co zwalnia mnie od szerszego opisywania tej bardzo ciekawej osobowości twórczej, w której dominowała sztuka użytkowa i wzornictwo przede wszystkim mebli, w tym także dla dzieci!
Bardzo pięknie wspomina OLGIERDA sama Bronia, powiedziała kiedyś do piszącego m.in. i te słowa – „myślałam, iż po śmierci Staszka już nigdy NIKT nie będzie dla mnie prawdziwą miłością”. Ale ta przyszła ponownie, niespodziewanie.
Najpierw była to pogłębiona sympatia i wydawało się Jej, iż to przejściowe uczucie. Ale któregoś dnia jednak pokochała Go, jak wcześniej Staszka.
Nasze charaktery – wspominała – zlały się.
Było nam ze sobą dobrze!
Łączyła nas przede wszystkim ta sama pasja do sztuki. Te same upodobania!
Tak, iż pewnego dnia Olgierd stał się dla mnie najważniejszym autorytetem w ocenie moich obrazów!
Podziwiałam Jego prawość charakteru, bez kompromisów, jak i… wielką delikatność wobec słabszych.
Olgierd miał bardzo trudne dzieciństwo i sam – jako sierota – potrafił wyrosnąć na wartościowego człowieka.
Także Jego troska dla Stano Gai’ (która wtedy jeszcze żyła), była wzruszająca.
Również Jego serdeczność wobec Alusi.
I miał też WIEKI SZACUNEK dla Stanisława Wilimowskiego – pierwszego męża Broni.
Umarł nagle, na serce, na które przez kilka lat chorował, jak i cukrzycę. Broni pozostał po nim ogromny ból i pustka.
Zawsze podkreślała, iż gdyby też odeszła po śmierci Staszka – ten ból byłby Jej zaoszczędzony.
„Olgierd choćby po śmierci Stano Gai wziął do nas Jej „Kudłatkę”, suczkę, z którą trzy razy dziennie (a mieszkaliśmy przecież na V piętrze) wychodził na spacer.”
Pozostał po Olgierdzie niebywały dorobek artystyczny, który Bronia rozpowszechniła przez kilka wystaw, a pani Profesor Irena Huml rzeczowo udokumentowała w swojej wspomnianej wyżej książce.
Co ciekawe, Bronia i Olgierd utrwalali w swoich pracach te same miejsca, jednak czynili to różnymi technikami.
Osobiste wspomnienia Broni o mężach
O Stanisławie…
Wspomina o Nim w swoich „Listach do przyjaciela” pisanych do autora niniejszej książki.
Bronia pisze m.in.:
„Zaraz „po wojnie” moim celem było przede wszystkim: „przywrócenie polskości” cmentarzowi w Lublińcu (okupowanym przez całą wojnę przez Niemców), na którym „spoczywa Stach”. Wzruszająca jest ta opowieść, więc ją przytoczymy.
„Przy pomocy ówczesnego starosty, ekshumowano prochy żołnierzy z mogił bezładnie rozproszonych po cmentarzu i położono wokół powstałego wówczas niewielkiego pomnika. Na płycie z czarnego granitu wygrawerowano nazwiska rozpoznanych, a jako NN spoczęli Ci, których nie można było zidentyfikować”.
Przenosząc trumnę Stacha do grobowca Bronia poprosiła, aby została otwarta. W Jej sercu wciąż tliła się nadzieja, iż w trumnie leży ktoś inny. Nie było bowiem żadnego dokumentu „Zejścia Stanisława”, a w szpitalu, gdzie jeszcze w listopadzie 1939 roku go szukała – zawsze podkreślała – żadnego zapisu.
Były jedynie zeznania świadków, gdzie miały leżeć zwłoki Stacha.
Było to dowodem, jak bardzo miejscowi Ślązacy zadbali, aby Stacha godnie pochować.
W otwartej trumnie Bronia zaraz rozpoznała Stacha. Choć dostrzegła tylko Jego głowę, resztki bandaży na piersi i prześcieradła, w którym włożono go do trumny. Zabolało Ją, iż nie pochowano Go w mundurze!
Ale mundur, jak oświadczyli świadkowie, którzy (w tamtej chwili) wtedy pracowali w szpitalu, był zakrwawiony i poszarpany, więc został spalony.
„Coś, co zaświeciło na Jego palcu, to była obrączka. Zdjęto ją i odtąd noszę ją, jako jedyną materialną pamiątkę, wraz z portfelikiem, który mu kiedyś w Paryżu kupiłam.
Moją obrączkę zdarł mi później z palca hitlerowiec, jak po powstaniu brali nas do niewoli.
Pomnik w tej chwili usytuowany na Cmentarzu w Lublińcu, stanowi istotny przejaw pamięci narodowej, jest odwiedzany chętnie przez turystów!
Bryluje też na cmentarzu niezwykłą oryginalnością, składa się bowiem z dwóch bloków kamiennych ustawionych przestrzennie.
Na pierwszym został wyrzeźbiony order wojenny „Krzyż Virtuti Militari”, na drugim wizerunek Krzyża z datami 1919, 1920, 1921 i 1939 roku.
Na płytach poziomych z fazowanego granitu widnieją nazwiska poległych żołnierzy 74 Gpp oraz nazwiska powstańców śląskich z lat 1919, 1920, 1921 i z 1939 roku.
O Olgierdzie…
Kiedy Bronia poznała Olgierda, sądziła, iż będzie to, jak dotychczas, jedynie znajomość „przelotna”, ale Jego wielka, szczera i „gorąca” namiętność – jak dosłownie piszącemu te słowa kiedyś się zwierzyła – rozgrzała Jej serce i pokochała Go tak samo, jak kiedyś Stanisława.
Mieli tę samą pasję do sztuki, podobne upodobania, a Olgierd stał się dla niej najważniejszym autorytetem w ocenie Jej twórczości!
Ale pewnego dnia, podczas pobytu u Alusi we Włoszech Olgierd zasłabł.
W Warszawie, po gruntownych badaniach, okazało się, iż ma dolegliwości sercowe i zaawansowaną cukrzycę. I niedługo potem zmarł – w sierpniu 1980 roku. (CZEŚĆ JEGO PAMIĘCI)!
„Malaria w wieku młodzieńczym przyczyniła się do zrujnowania Jego organizmu, a wada serca z cukrzycą dopełniły je ostatecznie”.
W momencie, gdy Bronia mi to opowiadała – zauważyłem, jak łzy spływały Jej po policzkach.
Po śmierci Olgierda Bronia zrobiła wszystko, aby Jego dorobek plastyczny został utrwalony poprzez wielką wystawę pośmiertną.
Olgierd Szlekys był naprawdę ARTYSTĄ, który w pełni na taką wystawę zasłużył!
Urodził się 15 maja 1908 r. w Kaliszu (zm. 28 sierpnia 1980 r. w Warszawie) i pochowany jest na warszawskich Powązkach Wojskowych.
Studia w dawnej Szkole Sztuk Pięknych (dzisiejszej ASP) ukończył w 1937 r., przy czym warto w tym miejscu podkreślić, iż po roku 1945 – razem z Władysławem Wincze – stworzył „LINIĘ TZW. STYLU ŁADOWSKIEGO”, który do dnia dzisiejszego uznawany jest za klasykę wzornictwa meblowego! Śp. Olgierd należał też – jak Bronia – do Związku Polskich Artystów Plastyków.
I na koniec tego wspomnienia, jeszcze ciekawostka.
Kiedy Stano Gai’ czuła zbliżającą się śmierć, wyjawiła Olgierdowi swoje życzenie, aby po Jej odejściu uśpić Jej ulubionego pieska Kudłatkę i pochować razem z nią.
Jednak Olgierd nie spełnił Jej woli, ale zdecydował – wspominała potem wielokrotnie Bronia, pokazując przy tym na portret Kudłatki wiszący do dziś w Jej pracowni – pozostawić ją u nas.
I chodził Olgierd z nią codziennie (czasami robiliśmy to razem – wspominała Bronia) na spacery, pokonując w tym celu codziennie (i to często po dwa/trzy razy) kilka pięter schodów prowadzących do naszego mieszkanka na Starym Mieście. (A to budziło dodatkowe uznanie Broni dla Niego, umacniając ich związek!).
„Kudłatka jeździła z nami dosłownie wszędzie, choćby na plener nad jeziorem Bajkał”… mówiła Bronia.
Na zakończenie tego dnia naszego spotkania Bronia powiedziała mi jeszcze:
„Napisz i o tym koniecznie w swojej książce, którą zamierzasz napisać o mnie” -dodając moje słowa, gdy będziesz pisał o Olgierdzie! Dodając do tego:
-. „Jak bym odeszła po śmierci Stacha, ile cierpień bym uniknęła. pozostałabym też nieznaną wśród milionów. A z mego malarstwa nic by nie zostało.
Gdzieś może mój autoportret? Który niedawno wykupiłam na wyprzedaży „Desy” obrazów bezwartościowych…”. (Dziś jest on własnością Muzeum m.st. Warszawy)!
Broni sądzone było jednak żyć dalej!
Jej kariera artystyczna, po odejściu Olgierda nabrała – wtedy – jeszcze większego rozmachu. Zasługując dzisiaj na bardzo wysoką ocenę, stanowiąc istotną cegiełkę w współczesnej sztuce polskiej po roku 1945!
—
Karol Czejarek. Bronisława Wilimowska. Wszystko dla niej było malarstwem. Opowieść o niezwykle barwnym życiu i dokonaniach artystycznych. Wydawnictwo Aspra. Warszawa 2025













