W takim razie do jakich konfliktów przygotowywały się siły zbrojne członków NATO?
Przez ponad trzy dekady zakładano, iż głównym zadaniem wojska będzie uczestnictwo w operacjach zarządzania kryzysowego, takich jak chociażby operacja NATO ISAF w Afganistanie czy też wcześniejsza operacja koalicyjna Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników w Iraku oraz mniejsze – Unii Europejskiej w Afryce czy jeszcze wcześniej na Bałkanach Zachodnich. choćby jeżeli były one bardzo niebezpieczne dla żołnierzy, to nie prowadzono w ich czasie walk w okopach, nie zużywano też mnóstwa amunicji. Dlaczego? Bo to były konflikty asymetryczne, czyli z przeciwnikami – często aktorami pozapaństwowymi, jak na przykład talibowie – którzy nie dysponowali potencjałem chociażby zbliżonym do NATO i stosowali zupełnie inną taktykę oraz mieli inne cele operacyjne niż w tej chwili Rosja w swoich działaniach przeciwko Ukrainie.
Jakie były konsekwencje takiego podejścia?
Państwa zakładały, iż ich siły zbrojne staną do walki z przeciwnikiem o wiele słabszym, więc mówiąc kolokwialnie, zużyją mniej amunicji i będą potrzebować mniej systemów uzbrojenia, przewidywały również, iż dostaną czas na uzupełnianie zapasów, remonty sprzętu itd. W takich konfliktach choćby broń precyzyjna nie była potrzebna w bardzo dużych ilościach – do zniszczenia obrony przeciwlotniczej Libii w czasie operacji w 2011 roku wystarczyło kilkaset rakiet, tyle ile teraz – włącznie z dronami – Rosja potrafi skierować przeciwko Ukrainie jednej nocy. Nie składano więc w przemyśle wielkich zamówień na środki walki. To, co się wydarzyło 24 lutego 2022 roku, zastało siły zbrojne państw europejskich, ale i Stanów Zjednoczonych, oraz ich przemysł obronny funkcjonujące w innej rzeczywistości, mającej korzenie jeszcze w pozimnowojennej logice dywidendy pokoju.
Jak zareagował na pozimnowojenne koncepcje strategiczne zachodni przemysł zbrojeniowy?
Przemysł, który w większości jest prywatny, po prostu dostosował się do tej sytuacji i poszedł w kierunku maksymalizacji zysku. Zaczął opracowywać innowacyjne, ale bardzo drogie systemy uzbrojenia, które następnie produkował na małą skalę, szukając rynków eksportowych, by zwiększyć choć trochę skalę produkcji i rozłożyć bardzo wysokie koszty badawczo-rozwojowe. W przypadku pojazdów bojowych jako priorytet stawiano bezpieczeństwo załogi, bo politycznym założeniem było to, iż przede wszystkim trzeba chronić życie żołnierzy na misjach, ponieważ każda ofiara była problemem dla władz. Dlatego dziś Leopard 2 w najnowszej wersji A8 może kosztować choćby około 30 mln euro, a bardzo duża część tej sumy wynika z zaawansowanych systemów obrony pasywnej i aktywnej. Jednocześnie zaniedbano umiejętności masowej i szybkiej produkcji prostej amunicji czy do szybkiego serwisowania uszkodzonego sprzętu, wycofanego z linii.
Kiedy członkowie NATO dostrzegli, iż mają poważny problem?
Zdiagnozowano go dopiero, kiedy Ukraina wiosną 2022 roku zaczęła prosić inne państwa o amunicję, przedstawiając wyliczenia, ile jej potrzebuje, żeby się obronić. Wtedy zachodnie stolice się zorientowały, iż ich zapasy są nikłe. Amunicji gwałtownie mogło zabraknąć dla Ukrainy, ale też na własne potrzeby, co oznaczało, iż narodowe potencjały wojskowe członków NATO przestawały być wiarygodne, szczególnie w świetle zdolności Rosji do prowadzenia walk na masową skalę. Ten powrót do wojny na skalę przemysłową, jak to ujął brytyjski instytut RUSI (Royal United Services Institute ) w swoim raporcie, był dla zachodnich elit politycznych i wojskowych szokiem.
Czy można więc mówić o kryzysie europejskiej zbrojeniówki?
To nie był kryzys, tylko dostosowanie się do rynku ukształtowanego percepcją zagrożeń, która okazała się nietrafna. Jednocześnie słabość przemysłu zbrojeniowego Europy stała się paradoksalnie bardzo dużą szansą dla Unii Europejskiej jako organizacji integracyjnej. W ciągu ostatnich dwóch lat Komisja Europejska zaproponowała wiele przełomowych inicjatyw, instrumentów finansowych i regulacyjnych, które mają pomóc państwom w transformacji sektora obronnego na poziomie krajowym, aby jednocześnie zwiększyć integrację i współpracę między państwami członkowskimi we wrażliwym obszarze obronności. Dzięki temu możemy spodziewać się swoistego skoku integracyjnego, rozwinięcia przez UE nowych kompetencji w strategicznie ważnym obszarze. Dążenie do tego wyraźnie widać po stronie instytucji UE. Oprócz przeznaczenia niemal całego Europejskiego Instrumentu na rzecz Pokoju (European Peace Facility – EPF) na refinansowanie państwom członkowskim dostaw uzbrojenia z ich składów i jednostek liniowych na Ukrainę UE zaproponowała też bardzo gwałtownie przełomowe narzędzia, służące do bezpośredniego wsparcia przemysłu obronnego w Europie. Przyjęte zostały dwa akty: ASAP o budżecie 500 mln euro, służący zwiększeniu mocy przemysłu obronnego UE w obszarze produkcji amunicji, oraz EDIRPA, z budżetem 300 mln euro, mający na celu przyspieszenie wytwarzania amunicji na potrzeby Ukrainy oraz odbudowy własnych składów państw członkowskich. Co najważniejsze, warunkiem skorzystania z unijnego dofinansowania jest kooperacja państw – mogą je dostać tylko projekty wielonarodowe, a więc takie, które tworzą nowe powiązania gospodarcze, wojskowe i polityczne między państwami Unii.
Jakie są efekty europejskich inicjatyw, szczególnie dotyczących dostaw amunicji artyleryjskiej do Ukrainy?
Na efekty ASAP i EDIRPA, w których pierwsze rozstrzygnięcia finansowe zapadły dopiero pod koniec 2024 roku, musimy jeszcze poczekać. Wprawdzie na Ukrainę już trafiają transze pocisków nowo wyprodukowanych w Europie, ale jesteśmy daleko od momentu, w którym przemysł europejski osiągnie moce produkcyjne, jakie w ocenie wojskowych są potrzebne na obecnym etapie, żeby przez cały czas wspierać Ukrainę i odbudować własne zapasy w kontekście potencjalnego zagrożenia wojną z Rosją. Liderzy UE deklarowali, iż do końca 2024 roku europejskie zakłady będą w stanie dostarczać 1,7 mln sztuk amunicji artyleryjskiej kalibru 155 mm rocznie, media podają, iż realny poziom to pół miliona. Trudno więc mówić o osiągnięciu celów. Większym, choć nie stuprocentowym, sukcesem okazały się inicjatywy o charakterze międzynarodowym, jak chociażby tzw. czeska inicjatywa amunicyjna, polegająca w znacznym stopniu na pozyskiwaniu amunicji od państw spoza UE, a więc nieprzekładająca się na poprawienie stanu przemysłu obronnego Unii.
Państwa mają oczekiwania co do szybkiego wzrostu produkcji, a jak widzi to przemysł zbrojeniowy?
Przemysł podkreśla, iż oczekuje od rządów wieloletniej perspektywy zakupów, jeżeli ma zainwestować w rozwój zdolności produkcyjnych. Każda firma, która chce zainwestować, np. w nową linię produkcyjną, musi wiedzieć, iż to nie jest perspektywa dwu-, trzyletnia, tylko dłuższa. Wtedy dopiero może kupić maszyny, zbudować hale, zatrudnić ludzi i planować produkcję na lata do przodu. Tymczasem w Europie firmy zbrojeniowe wciąż nie mają pewności, iż zapowiadane rządowe zamówienia, w związku z rosnącymi wydatkami obronnymi, będą kontynuowane za 3–5 lat. Z tego powodu przestawianie się na szybką produkcję uzbrojenia, a przede wszystkim właśnie amunicji, idzie bardzo wolno. Najlepiej wychodzi to państwom, których rządy skutecznie tworzą dla ich przemysłu wieloletnią perspektywę zbytu produktów, stosują narodowe narzędzia finansowe z obszaru polityki gospodarczej, często po prostu bezpośrednio lokując zamówienia na amunicję u swoich narodowych producentów.
W których państwach widać pozytywne tego efekty?
Takim przykładem są Niemcy. W zeszłym roku podpisały dwie duże, wieloletnie umowy dotyczące produkcji amunicji z ich narodowymi liderami przemysłowymi – Rheinmetallem na 8,5 mld euro oraz konsorcjum Diehl i norweskiego Nammo na 15 mld euro. Co więcej, Niemcy skutecznie, na poziomie politycznym i wojskowym, sprzedają Leoparda 2 w różnych wersjach jako standardowy europejski czołg kolejnej generacji – świadczą o tym niedawne decyzje Litwy, Czech i Norwegii.
Jak wygląda sytuacja we Francji, która ma największy przemysł zbrojeniowy w UE?
Francja nigdy nie była specjalnie skoncentrowana na produkcji systemów lądowych, ale również przyznaje długoterminowe kontrakty swoim liderom przemysłowym, np. firmie Nexter na produkcję haubic samobieżnych Caesar czy pojazdów opancerzonych Serval. Jest za to znacznie bardziej aktywna, jeżeli chodzi o technologie lotnicze, radarowe i rakietowe. W grze są projekty nowej generacji europejskich pocisków przeciwrakietowych, ale też pocisków dalekiego zasięgu, promowane i rozwijane przez Francję także w ramach istniejących mechanizmów UE, w tym Europejskiego Funduszu Obronnego (European Defence Fund – EDF). Pamiętajmy, iż dla niemal całkowicie sprywatyzowanego przemysłu obronnego w krajach zachodnioeuropejskich, choć w różny sposób kontrolowanego przez rządy, najważniejsza jest opłacalność. A jej warunkiem jest właśnie wieloletnia perspektywa zbytu, serwisowania, modernizacji, a ostatecznie także utylizacji sprzedanego uzbrojenia. jeżeli nie może być ona zapewniona przez zbyt mały rynek narodowy, to przemysł oczekuje od rządów wsparcia w poszukiwaniu rynków eksportowych albo lobbowania na rzecz „europeizacji” określonego projektu czy technologii, czyli uzyskania dla niego dofinansowania z UE.
Wiemy o kredytach rządowych, a czy firmy zbrojeniowe mogą zapożyczać się w bankach komercyjnych?
Firmom zbrojeniowym w UE trudno pozyskiwać prywatny kapitał ze względu na specyficzną sferę aktywności. Zgodnie z regulacjami dotyczącymi zrównoważonego rozwoju – ESG [akronim od angielskich słów oznaczających środowisko (environmental), społeczną odpowiedzialność (social responsibility) i ład korporacyjny (corporate governance)], które UE wciąż zaostrza, także jako element zielonej transformacji, duża część prywatnego finansowania jest i będzie dla nich niedostępna. To jest bardzo duże ograniczenie i Unia zorientowała się, iż aby zmiękczyć własne zasady, musi zmienić interpretację regulacji tak, by prywatne finansowanie było możliwe chociażby dla wspierania projektów podwójnego przeznaczenia, czyli mających zastosowanie cywilne i wojskowe.
Na funkcjonowanie europejskiego przemysłu zbrojeniowego wpływa uzależnienie od dostawców urządzeń czy komponentów spoza NATO i UE. Czy to jest poważny problem?
Niezwykle poważny, gdyż po pandemii COVID-19 zdano sobie sprawę, iż w bardzo wielu obszarach krytycznych technologii Europa, ale i Stany Zjednoczone są zależne od państw trzecich, i to w dużym stopniu od Chin. Najgorsze jest to, iż nikt nie ma pełnej wiedzy, jakie są naprawdę zależności w łańcuchach dostaw od nieeuropejskich, niezachodnich dostawców. Praktycznie ciągle dowiadujemy się o istnieniu nowych problemów w tym zakresie i dotyczy to nie tylko prostych materiałów, jak proch, ale także zaawansowanych podzespołów, jak półprzewodniki czy elementy baterii, optoelektroniki itp. Dlatego rok 2025 w działalności UE ma być czasem mapowania tego, co w ramach wsparcia przemysłu obronnego można pośrednio oczywiście, pozyskania przez państwa członkowskie nowych zdolności militarnych. UE może dzięki temu stać się dodatkowym podmiotem polityki przemysłowo-obronnej, a przez to też, choć pośrednio, polityki obronnej w Europie. I to jest absolutnie przełomowe, jeżeli chodzi o cały europejski projekt integracyjny, bo oto Unia wejdzie już trwale i bardzo mocno w obszar obronności.
Jaki będzie budżet EDIP?
Ma dysponować znacznie większym budżetem niż wcześniejsze inicjatywy, jak EDF, który łącznie uzyskał 8 mld euro na cały okres 2021–2027. Liderzy instytucji UE podawali kwotę 100 mld euro, ale nie wiemy, skąd te pieniądze miałyby pochodzić i czy w całości byłyby przypisane do EDIP. Na pewno nie byłyby z budżetu UE, tylko z jakichś dodatkowych źródeł, być może z tzw. wspólnych obligacji obronnych, chociaż na takie rozwiązanie, analogiczne do wspólnego długu, który pozwolił na pocovidową odbudowę Europy, niektóre kraje, głównie Niemcy, nie chcą się zgodzić. Jednak podejście Berlina może się zmienić, gdy po lutowych wyborach parlamentarnych powstanie nowa koalicja rządowa. Na razie Komisja Europejska ma zarezerwowane na EDIP 1,5 mld euro na lata 2025–2027. Negocjacje nad EDIP jednak realizowane są i będzie on też przedmiotem prac podczas polskiej prezydencji w Radzie Unii Europejskiej.
Kto dotąd zyskał najwięcej na unijnych inicjatywach dotyczących obronności?
Beneficjentami dotychczasowych unijnych instrumentów – poczynając od Europejskiego Funduszu Obronnego, wspierającego badania nad nowymi technologiami obronnymi – są przede wszystkim konsorcja z dużymi firmami obronnymi z państw Europy Zachodniej, które mają najbardziej rozwinięty przemysł obronny. Od czasu, gdy Wielka Brytania jest poza Unią Europejską, są to Niemcy, Francja, Hiszpania, Włochy i Szwecja.
Czy to dlatego, iż są specjalne preferencje dla wielkich?
Te państwa odnoszą sukcesy, gdyż wnioski grantowe i projekty ich wielkich firm są oceniane przez odpowiednie instytucje UE jako służące wzmacnianiu bazy technologiczno-przemysłowej europejskiego przemysłu obronnego i w długim terminie budujące autonomię UE w dziedzinie technologii obronnych. Realizują więc cele gospodarcze i polityczne Komisji Europejskiej. Co prawda KE stawia sobie za cel jednocześnie mocniejsze włączanie małych i średnich przedsiębiorstw w projekty obronne, różnicowanie tych konsorcjów pod względem geograficznym i stymulowanie współpracy transgranicznej nad rozwojem nowych technologii. Jednak w praktyce w takich konsorcjach zawsze główną rolę odgrywają wielkie firmy, które zapraszają do współpracy – na nierównoprawnych zasadach – mniejszych partnerów, po to żeby zwiększyć szanse na uzyskanie dotacji. Ich celem nie jest tworzenie nowych łańcuchów dostaw i zacieśnienie współpracy ze słabszym przemysłem obronnym, ale wzmocnienie własnej konkurencyjności na rynku UE i poza nim. I w ten sposób siłą rzeczy europejski przemysł obronny w praktyce konsoliduje się coraz bardziej wokół najsilniejszych graczy.
Co może zyskać na programach wzmocnienia sektora obronnego Polska?
Dla nas fundamentalne znaczenie ma to, aby Unia Europejska pomogła państwom członkowskim gwałtownie pozyskać nowe zdolności wojskowe. Z punktu widzenia polskiego interesu bezpieczeństwa im silniejsze siły zbrojne państw europejskich, tym lepiej, bo stanowią one wkład w potencjał odstraszania i obrony NATO przed Rosją, a więc wiarygodne wojskowo np. Niemcy są zarówno mocnym filarem Unii, jak i NATO. Z naszej perspektywy szybki rozwój potencjału wojskowego państw europejskich ma fundamentalne znaczenie, zwłaszcza iż w tej chwili wszyscy się zgadzają, iż to Rosja jest głównym zagrożeniem dla bezpieczeństwa Europy. To jednocześnie ważne wobec spodziewanej polityki Donalda Trumpa. Uzbrajanie się Europy i rozwijanie potencjału wojskowego, wiarygodnego w kontekście odstraszania i obrony przed Rosją, będzie najlepszą odpowiedzią na jego zarzuty, iż Europejczycy zbyt mało wydają na obronę i polegają w całości na USA w kontekście zagrożenia rosyjskiego. Silna wojskowo Europa stałaby się też dla USA bardziej wiarygodnym partnerem globalnie.
Czy można powiedzieć, iż następuje podział ról w sferze obronnej: NATO skoncentruje się na działaniach militarnych, a Unia ma odpowiadać za potencjał przemysłowo-obronny?
Dokładnie taki podział zadań nam się wyłania, a priorytetem UE jest zwiększenie swojego potencjału do wzmacniania przemysłu obronnego. Jednak w tym względzie istnieją różnice w Unii – są państwa, które głównie chcą szybkiego wzmocnienia potencjału wojskowego Europy i przemysł obronny postrzega ją jako narzędzie do osiągnięcia tego celu. Ale są też kraje, które chcą przede wszystkim wzrostu europejskiego przemysłu obronnego, zwiększenia jego konkurencyjności, nadrobienia luki technologicznej między europejskim a amerykańskim przemysłem, i do tego celu chcą wykorzystać kryzys bezpieczeństwa w Europie, uznając, iż zagrożenie rosyjskie jest dla nich marginalne, a scenariusze eskalacji konfliktu Rosji wobec NATO mało prawdopodobne.
Zakładam, iż bliższa nam jest pierwsza opcja, uznająca za priorytet wzrost potencjału militarnego.
Zgadza się, zawsze patrzyliśmy na politykę przemysłową Unii jak na to narzędzie, które ma wspierać rozbudowę potencjału militarnego Europy. Dlatego, podobnie jak wiele państw członkowskich, nie tylko ze wschodniej flanki, protestujemy przeciwko wąskiemu ujęciu EDIP. Zakłada ono, iż z jego pieniędzy będą mogły skorzystać tylko projekty stricte europejskie, w których nie bierze udziału żaden podmiot spoza Unii, będący spółką zależną np. firmy amerykańskiej czy brytyjskiej. Logika Komisji Europejskiej jest taka, iż mamy wykorzystać pieniądze europejskie do wzmocnienia unijnego przemysłu obronnego i nie ma miejsca na głębszą współpracę z Amerykanami, Brytyjczykami, Koreańczykami czy Izraelczykami. To jest dla nas problem, bo my chcemy, aby UE pomogła państwom gwałtownie pozyskać zdolności wojskowe, które częściowo mogą być rozwijane także we współpracy z partnerami spoza Unii. I to jest kość niezgody. Na początku 2025 roku na powyższy temat będą toczyły się najważniejsze negocjacje dotyczące EDIP.
Jakie są szanse na zmianę podejścBrukseli do współpracy przemysłowo--obronnej z partnerami zewnętrznymi?
Dotychczasowi główni oponenci podejścia proponowanego przez Polskę, Francuzi i Niemcy, zmiękczają swe stanowisko. Nie stanowi to dla mnie zaskoczenia, bo bardzo wiele państw w Europie współpracuje w przemyśle obronnym z USA czy Wielką Brytanią i nie jest im na rękę, aby nowe regulacje UE były zbyt restrykcyjne w tym zakresie. Poza funduszami i otwarciem na współpracę z partnerami zewnętrznymi istnieje jeszcze jedna płaszczyzna sporu w UE – między państwami, które chcą większej roli Komisji Europejskiej, i tymi, które się tego boją lub po prostu nie chcą, bo są bardzo przywiązane do suwerenności w obszarze obrony. I tu paradoksalnie Francja już od jakiegoś czasu wysyła sygnały, iż ambicje instytucji europejskich, a zwłaszcza Komisji Europejskiej, są zbyt daleko idące i nie na rękę Paryżowi. W tym sporze Francuzi i Polacy są po jednej stronie.
A jakie jest stanowisko Berlina w tej kwestii?
Od upadku koalicji tzw. świateł drogowych Niemcy są niedecyzyjne. Dlatego bardzo duży wpływ na to, jak rozwinie się w ogóle cały proces wzmacniania europejskiej obronności, w którym kierunku pójdzie UE, będzie miało to, jaki rząd powstanie w Berlinie po lutowych wyborach.
Mówiliśmy o kwestiach strukturalnych, pieniądzach, uwarunkowaniach politycznych, ale pozostała sprawa zasadnicza – czy w Europie będzie miał kto produkować broń?
Z tym jest bardzo duży problem, gdyż mamy niewystarczający zasób wykwalifikowanej siły roboczej na rynku pracy, a rozwiązania, które możemy wprowadzić, przyniosą rezultaty dopiero za dwa, trzy, cztery, może pięć lat, w zależności od tego, o jakich pracownikach mówimy. W przypadku kadry inżynierskiej przemysł obronny nie może konkurować, jeżeli chodzi o wynagrodzenie za pracę, z cywilnymi, wysokotechnologicznymi przemysłowymi branżami. W Europejskiej Strategii Przemysłu Obronnego jest osobna, bardzo mała część poświęcona właśnie rozbudowie zasobów ludzkich dla przemysłu europejskiego. Czyli dopiero identyfikujemy problem i zaczynamy dyskutować, co z tym zrobić.
Kolejne państwa UE ogłaszają lub przygotowują strategie dla przemysłu obronnego. Czy te strategie narodowe będą różniły się od tego, co chce Bruksela?
To jest nieuniknione i co więcej, rodzi się zrozumienie dla powyższego w instytucjach unijnych. Komisja Europejska zdaje sobie sprawę, iż choćby z nowymi instrumentami i budżetem zawsze będzie tylko dodatkowym filarem polityki przemysłowo-obronnej państw członkowskich. Na poziomie narodowym istnieją w praktyce trzy wymiary polityki przemysłowo-obronnej. Pierwszym jest wymiar narodowy, czyli każde państwo zawsze w jakiejś części będzie lokowało zamówienia na uzbrojenie w swoim krajowym przemyśle, stosując jakieś specjalne, niekonkurencyjne procedury, uzasadniając to w taki czy inny sposób i obchodząc – zresztą zgodnie z prawem, bo jest to możliwe na podstawie art. 346 traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej – regulacje europejskie. Państwa będą to robiły ze względu na żywotny interes bezpieczeństwa, w tym bezpieczeństwa dostaw, czy dla zachowania własnych zdolności przemysłowych. Drugi filar to kooperacja dwustronna z partnerami strategicznymi spoza UE. Zwykle myślimy o Stanach Zjednoczonych, ze względu na ich wyjątkową pozycję, ale chodzi też o Wielką Brytanię, która przecież już jest poza Unią. W reakcji na rosyjską pełnoskalową agresję na Ukrainę wiele państw UE chce wzmocnić swe relacje polityczne czy też współpracę wojskową oraz w wymiarze przemysłowym z USA. Będą one podejmowały suwerenne decyzje o nawiązywaniu współpracy międzyrządowej z USA w programach zbrojeniowych. kooperacja europejska będzie dopiero trzecim filarem polityki przemysłowo-obronnej państw. I teraz toczy się gra o to, żeby był on istotny pod względem wartości i technologii. jeżeli Unia Europejska ostatecznie zgodzi się przeznaczyć na kilka lat ledwie parę miliardów euro na wspólne zakupy uzbrojenia, to nikt nie uzna tego za sukces, bo za te pieniądze nie da się nic sensownego kupić. Wiarygodność UE zostanie mocno nadwątlona, a wobec Rosji zostanie wysłany sygnał o braku woli Europejczyków do uzbrojenia się. Dlatego tylko duże finansowanie może nadać impet rozwojowi zdolności wojskowych pod egidą UE. choćby nie musi to być 100 mld euro, które funkcjonują jako pewien symbol, ale mniej, np. 50 mld euro, oczywiście rozłożonych na kilka lat. To już będzie znaczący wkład w obronność europejską. Osobną kwestią jest to, na co te środki zostaną wydatkowane. W 2023 roku UE wskazała 22 priorytetowe obszary rozwoju zdolności. Przy tak długiej liście nie da się sensownie wydać choćby dużych pieniędzy. Polska, wspólnie z Grecją, zaproponowała, żeby flagowym projektem UE była obrona przeciwrakietowa, bo w ramach takiego zróżnicowanego systemu, który rozwijano by pod unijną flagą i finansowano z unijnych pieniędzy, można pogodzić interesy przemysłowe wielu różnych partnerów, a jednocześnie zapewnić Europie bardzo potrzebne zdolności.
Jak gwałtownie UE może zreformować swój przemysł obronny i zacieśnić wielostronną współpracę, by mógł on nie tylko zaspokajać potrzeby sił zbrojnych jej członków, ale także wspierać jej partnerów, takich jak Ukraina?
Zmiany strukturalne w każdej dziedzinie gospodarki wymagają czasu, ale można go skrócić, stosując aktywną politykę gospodarczą, czyli wydając pieniądze na przemyślane priorytety i narzucając sposób ich realizacji. W przypadku poszczególnych państw problem często stanowi brak konsekwencji oraz zmiany celów kolejnych rządów. W samej UE problem jest głębszy – interesy państw członkowskich różnią się, bo wszyscy próbują zmieścić się na wcale nie największym (choć mającym urosnąć zgodnie z zapowiedziami zwiększonych wydatków obronnych) europejskim rynku obronnym. Komu uda się opracować technologię, system uzbrojenia, który poprzez współfinansowanie UE i udział najważniejszych partnerów uzyska status europejskiego – oczywiście nieformalny, oparty na pozycji rynkowej, a nie arbitralnej decyzji – ten wygra w dłuższej perspektywie.
Dr Marcin Terlikowski jest analitykiem, kierownikiem Biura Badań i Analiz Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. W swoich badaniach zajmuje się m.in. polityką obronną głównych państw europejskich, a także współpracą przemysłowo-obronną w Europie i w wymiarze transatlantyckim, w tym z uwzględnieniem roli UE w dziedzinie obronności.