Netflixowy serial dokumentalny udowadnia, iż amerykański miliarder, podobnie jak były prezydent Polski, mają ze sobą wiele wspólnego. Obu przypisuje się znaczne zasługi dla kraju i świata, obu w karierze pomagała niewidzialna ręka zza kulis (choć Polakowi w dużo większym stopniu), a w końcu obaj cierpią na podobną jednostkę chorobową: niesłychaną manię wielkości i kompleks mesjasza.
Największy serwis streamingowy na świecie już po raz drugi poświęca swoją uwagę postaci amerykańskiego filantro-kapitalisty. Po dość monotonnej produkcji „Co siedzi w głowie Billa Gatesa?”, w tym roku światło dzienne ujrzał projekt „Co dalej? Przyszłości oczami Billa Gatesa”. Autorzy w tym przypadku mniej skupiają się na biografii bohatera, by przyjrzeć się temu, co dzisiaj zajmuje jego wybitny umysł.
Oprócz ulubionych problemów samozwańczego naprawiacza świata, jak zmiany klimatyczne, pandemie czy groźba przeludnienia, Bill Gates chce nas również ratować przed sztuczną inteligencją i dezinformacją. Na obu polach bowiem, jak spieszy poinformować nas już w pierwszych minutach, również ma swoje wymierne zasługi.
„Ludzie z OpenAI pytali mnie o radę [Sam Altman, Greg Brockman – red.] byłem zaangażowany w proces nawiązania partnerstwa z Microsoftem by rozwijać ich technologię” – mówi, jako żywo przywołując na myśl słynne memy z Wałęsą „i ja mu wtedy mówię…”. Ale choćby tak wielkiego wizjonera jak Gates zaskoczyło tempo rozwoju generatywnej sztucznej inteligencji. Myśląc, iż „będzie miał dwa lata wolnego na walkę z gruźlicą i malarią”, ukazanie się Chata GPT zmusiło go do zmiany priorytetów. Widocznie choćby on jest tylko człowiekiem.
Bill Gates nie omieszkał również pochwalić się swoją formą fizyczną. Chcąc przetestować użyteczność osobistego asystenta AI poprosił o zestaw ćwiczeń, które może zrobić we własnym biurze. Zaraz potem kamera pokazuje jak 68-latek robi pompki opierając ręce o biurko.
W serialu co jaki czas przewijają się peany i laudacje na cześć miliardera. „Cała kariera opierała się na wypatrywaniu nadchodzących innowacji, chwytaniu ich i wykorzystywaniu”, „nikt nie ma w tym lepszego rozeznania”, „Bill ma grubą skórę. Nie przejmuje się opiniami na swój temat” – słyszymy choćby z ust jego akolitów z Gates Ventures.
Przekaz serialu jest jasny: mamy do czynienia z jednostką wybitną, niejako predestynowaną do zarządzania problemami o globalnej skali. Jednak ci niewdzięcznicy, zamiast docenić wszystko co dla nas robi, wolą snuć teorie spiskowe i oskarżać go o masę brzydkich rzeczy.
Memy zakazane
Wśród siedmiu odcinków serialu, nie ma drugiego tak tendencyjnego i agresywnego w swej wymowie jak ten poświęcony tematyce dezinformacji w internecie. Choć zaczyna się niewinnie; niegroźnymi memami lub gierkami przeglądarkowymi z Gatesem w roli głównej, w pewnym momencie zabawa się kończy. Teorie spiskowe na temat miliardera, choć w większością brzmią absurdalnie i wywołują śmiech, są – jak dowiadujemy się z serialu – szczególnie szkodliwe.
„Musisz dokonać wyboru: albo wolność słowa, albo walka ze szkodliwymi treściami” – mówi jeden z występujących ekspertów. Jak na ironię, w tym temacie wypowiada się również niesławna gwiazda sanitaryzmu, Anthony Fauci. A nigdzie walka z „dezinformacją” nie nabiera takiej rangi, jak w przypadku kryzysów zdrowotnych; chodzi wszak o ratowanie ludzkich istnień. „Co o ile nastąpi dziesięciokrotnie groźniejsza pandemia?” – pyta retorycznie Gates.
Oczywiście, w serialu nie zaprezentowano choćby znikomej refleksji nad słusznością polityki lockdownów i masowych szczepień. Zamiast tego mamy walkę dobra ze złem (dobroczyńcy ludzkości vs. antyszczepionkowcy) – i okładanie chochoła w postaci absurdalnych teorii o mikroczipach w szczepionkach, jaszczuroludziach, kleszczach alergizujących na tradycyjne mięso…
„Anti-vaxxers” towarzyszą w tej opowieści zwolennicy chemitrails, ruch MAGA czy QAnon. Co ciekawe, zaraz obok nich (choć nie bezpośrednio) pojawiają się terroryści z Państwa Islamskiego. Metoda jest prosta: uznać każdą wątpliwość wobec oficjalnej narracji za śmiertelne niebezpieczeństwo i pozbyć się z internetowego obiegu pod pretekstem działania w interesie społecznym.
Choć Gatesa niepokoi, iż nie mamy systemowego sposobu radzenia sobie z dezinformacją to zaznacza, iż „w końcu będziemy mieć prawa i regulacje dotyczące tego problemu”. W tym momencie na przebitkach pojawia się m.in. Parlament Europejski, a przedstawiciele Gates Ventures zapowiadają, iż śledzą najpopularniejsze „teorie spiskowe” już od początku pandemii.
Mamy czuć się ostrzeżeni?
Tyrania ekspertów
Serial po raz kolejny utwierdza w wyświechtanym już powiedzeniu, iż w socjalizmie bohatersko zwalcza się problemy niewystępujące w żadnym innym systemie. Zdumiewa niesłychana nieumiejętność lewicowego amerykańskiego establishmentu do dostrzeżenia adekwatnych źródeł problemów, którym bardzo często okazują się ich własne recepty.
Pomstujący na „teorie spiskowe” i „szkodliwą dezinformację” środowiska zapominają, iż to często reakcja na świadomą i zrealizowaną w wymiarze globalnym cenzurę przestrzeni informacyjnej. A społeczeństwo buntowało się przeciwko tyranii ekspertów nie dlatego, iż posłuchało w internecie Człowieka-Bawoła, ale dlatego, iż w pandemii zamykano szpitale dla chorych, kościoły i cmentarze dla wiernych, lockdowny załatwiły niejeden biznes, a za nieprzyjęcie najpopularniejszego preparatu świata można było pożegnać się z pracą.
Sytuacja powtarza się dzisiaj w odniesieniu do sztucznej inteligencji. Szkodliwe skutki rewolucji cyfrowej zdają się nie burzyć dobrych nastrojów magnatów technologicznych. Przyspieszając w niesamowitym tempie prace nad rozwojem AI, ledwie muskają potencjalnych dramatycznych konsekwencji dla całych społeczeństw. A kiedy zabierają już głos, fałszywa scjentyczno-materialistyczna antropologia nie pozwala dostrzec adekwatnych rozwiązań.
Przykładowo, zaproszony do programu reżyser James Cameron stwierdza wprost – z implementacją AI jest jak z pierwszymi fazami demencji; wykluczeni z procesu decyzyjnego ludzie najpierw będą źli, potem będą się buntować, a następnie popadać w depresję, bo wiedzą, iż już nie będzie lepiej. Ale zamiast ponownie postawić człowieka w centrum, technologiczni wizjonerzy przekonują, iż AI ponownie wymyśli człowiekowi sens życia.
Na marginesie, takiej perspektywy przestraszył się sam Gates. Przerażeniem napawa go chociażby myśl, iż AI dużo lepiej niż on sam zajmie się „zbawianiem” świata, a jemu nie pozostanie nic innego jak tylko grać w pickleballa.
W netflixowym serialu w pewnym momencie pada stwierdzenie, „jak wspaniały byłby świat, gdybyśmy potrafili przyznać się do błędu”. Rzeczywiście, sam bohater zauważa, iż jego pokolenie „zrobiło wiele fantastycznych rzeczy, ale przekazaliśmy następnym cholerny bałagan”. Niestety, jedyne co może zrobić to zrzucić odpowiedzialność na następców. „Hej młodzi ludzie, ustalcie nowe zasady” – zachęca beztrosko. Ale młode pokolenie reprezentuje w serialu twarz jego córki Phoebe, która za szczyt heroizmu uznaje półnagie pozowanie na Instagramie w obronie „prawa” do mordowania nienarodzonych.
Piotr Relich
Zobacz filmy PCh24.TV z serii „Władcy świata”: