Hiszpański premier, Pedro Sanchez, nie zamierza przejść na polityczną emeryturę. Po skandalu korupcyjnym z udziałem jego żony, szef partii socjalistycznej na kilka dni zawiesił pełnienie urzędu, by zdecydować o kolejnych krokach. Jednak szczególne skutki tej refleksji nie są widoczne – po powrocie do funkcji Sanchez przedstawia siebie i Begonię Gomez jako ofiary kampanii nienawiści skrajnej prawicy. Jak deklaruje lewicowy polityk – zamierza przeprowadzić kampanię „demokratycznego odrodzenia”, co oznacza próbę umocnienia władzy i złamania opozycji, uważa Angel Manuel Garcia Carmona.
W zeszłym tygodniu Sanchez opublikował list otwarty, w którym zapowiedział pięciodniową „przerwę”, podczas której miał rozważyć ewentualną rezygnację. Powodem były zarzuty korupcyjne wobec jego żony, Begonii Gomez. Prawicowe organizacje Manos Limpias i Hazte Oir złożyły pozew w związku z podejrzeniem płatnej protekcji.
Gomez miała podpisać wiele listów polecających w ramach swojego rodzaju „fundraisingu” dla pewnych przedsiębiorstw. Dokumenty te wysyłano do sześciu ministerstw (Finansów, Edukacji, Przemysłu, Transportu, Pracy i Bezpieczeństwa Społecznego), co pozwoliło na zebranie 15,6 miliona euro.
Zarządzała również tymczasowym zrzeszeniem firm, które przygotowywało fałszywe dokumenty, mające zwiększyć prawdopodobieństwo zawarcia korzystnego kontraktu z rządem.
Kontrowersje otaczają także wydział zajmujący się „trzecim sektorem” Uniwersytetu Complutense w Madrycie. Begoña Gomez – od 2012 roku wykładająca na tej uczelni – zwiększyła znacząco swoją pozycję w 2019 roku, kiedy została współdyrektorem programu studiów magisterskich, a w 2020 roku, kiedy utworzono dla niej oddzielną katedrę, sponsorowaną przez firmę ubezpieczeniową Reale Seguros i Fundację „La Caixa”. Jej awans wzbudził obawy o nepotyzm na uniwersytecie, który stanowi akademicką twierdzę hiszpańskiej skrajnej lewicy.
Jednak Partia Socjalistyczna, jej media i sprzymierzeńcy polityczni próbują przekonać opinię publiczną, iż zarzuty są wynikiem „prawicowego spisku”. Sugerują, iż nielewicowi dziennikarze i politycy organizują prześladowania lewicowych polityków i ich rodzin. W ostatnią sobotę zebrali oni sympatyków socjalistów na manifestacji przy madryckiej ulicy Ferraz, gdzie znajduje się siedziba PSOE. Uczestnicy skandowali podczas wydarzenia hasło „No Pasaran” (Nie przejdą), używane przeciwko Armii Narodowej w czasie Hiszpańskiej Wojny Domowej. Śpiewano również „Międzynarodówkę”, pomimo iż przywołuje ona ideologię, która doprowadziła do ponad 100 milionów śmierci.
Obecnie Partia Socjalistyczna zorganizowała nadzwyczajny komitet wsparcia prezydenta. Nikt nie wiedział, czy rzeczywiście ustąpi on z urzędu. Teraz wiemy, iż zdecydował się zostać, co ogłosił w przemówieniu pełnym narcystycznych i cierpiętniczych słów.
W poniedziałkowym wystąpieniu Sanchez ogłosił, iż zamierza przeprowadzić „demokratyczne odrodzenie”. Nie wykazał woli współpracy z sądami. Jego mowa była pozbawiona pokory. Więc czy mamy powodu, by spodziewać się dyktatury?
Potwierdza to fakt, iż za fasadą przedstawioną międzynarodowej prasie, istnieje zapotrzebowanie na wystąpienie w roli ofiary „skrajnej prawicy”, wzmacniając w ten sposób żądania poszerzenia własnej kontroli nad instytucjami…
To, co zaczęło się od preludium sympatyzujących z socjalistami mediów, wskazujących na konieczność kontroli mediów odbiegających od „prawdy” i nacisku na kontrolę sędziów nie pomyśli Partii Socjalistycznej, zostało zsyntezowane w eufemizmie „odrodzenia demokratycznego”.
Wytłumaczeniem tych działań, usprawiedliwianych przez sztucznie wylewane łzy, jest rzekoma konieczność powstrzymania „prześladowań”, na których ofiarę kreuje się Sanchez. Ale nie trzeba wiele politycznej inteligencji, by uniknąć wpadnięcia w tę dialektyczną pułapkę. Nadchodzi bardzo niepokojący okres, rodem z reżimów Ameryki Łacińskiej.
Pamiętajmy, iż w listopadzie uczestnicy pokojowych protestów (przeciwko planowanej przez rząd amnestii dla separatystów) zostali zaatakowani gazem pieprzowym i pobici w madryckiej dzielnicy Argüelles. Jednocześnie w kierunku konkretnych (sprzyjających opozycji) redakcji kierowano ostrzeżenia i napomnienia. Wychodzi to daleko poza dostosowywanie mediów publicznych do rządowego dyskursu. W parlamentarnych pokojach prasowych panuje nakaz uciszania i nie odpowiadania konserwatywnym dziennikarzom rozpoznawalnym w mediach społecznościowych i umiejętnie krytykującym władzę.
Co więcej, są powody, by obawiać się wzrostu anty-katolickich prześladowań. Rząd podejmuje spory krok w kierunku rewolucji, tak jak opisał ją prof. Plinio Correa de Oliveira. Łączy rozrost biurokracji z „bogobójstwem”, nastawieniem „pro-death” i relatywizmem.
Ta postmodernistyczna dyktatura domaga się raportu od rzecznika praw obywatelskich, który umożliwi konfiskatę lub wywłaszczenie instytucji edukacyjnych o orientacji katolickiej (pod pretekstem nadużyć).
Ta postmodernistyczna dyktatura naciska na prawne ściganie tych, którzy pokojowo modlą się przed ośrodkami aborcyjnymi, podczas gdy ich intencją jest wybłaganie bożej interwencji, w celu wsparcia ciężarnej matki i ochrony dziecka nienarodzonego.
Ten rząd obmyśla atak na własność Kościoła pod pretekstem równego obłożenia podatkiem katastralnym.
Ten rząd chce wyeliminować naukę religii chrześcijańskiej ze szkół i sprawnie usunąć wszystkie symbole religijne z ceremonii państwowych, mimo iż katolicyzm jest częścią hiszpańskiej tożsamości.
Ważne jest, aby pamiętać, iż podczas wspomnianych już jesiennych demonstracji to spontaniczna modlitwa różańcowa przy Parafii Niepokalanego Serca okazała się dla nich bardziej problematyczna niż wymachiwanie flagami i śpiewy patriotyczne. Musimy zatem uważać na możliwe strategie prześladowania hiszpańskiego Kościoła, mające zmusić go do przyjęcia roli posłusznego narzędzia rewolucji komunistycznej. Może to spotkać również opozycję polityczną i inne wolne głosy – toteż musimy być odważni i korzystać z szans, jakie daje nam internet.
Angel Manuel Garcia Carmona
Tłum. FA