Antoni Ciszewski: jeżeli prawo nie jest uznawane, przymusu państwa wobec obywateli się nie stosuje
Niewykluczone, iż tytuł tego felietonu definiuje brakującą zasadę prawną, o której mogli przecież rozważać już starożytni Rzymianie, w ówczesnym Cesarstwie Rzymskim. Pominięcie tej definicji w szeregi innych, znanych prawu stanowionemu, mogło być spowodowane względami praktycznymi, a wyraźną przeszkodą mogła być sukcesja cesarska do dziedziczenia tronu cesarskiego, która nie miała monarchicznego odpowiednika.
W republice (łac. res publica – dosłownie rzecz pospolita, w znaczeniu jako rzecz publiczna, rzecz stworzona pospołu) na plan pierwszy zawsze będą zdążać znajomości i pokrewieństwa, a nie system obowiązującego prawa. Czy dostrzegamy to podobieństwo między (quasi) republiką cesarza Nerona, a pryncypatem Donalda Tuska, który zupełnie zmarginalizował rolę prezydenta jako głowy państwa tylko dlatego, iż Andrzej Duda nie pochodzi z grona jego znajomych ?
Innym zagadnieniem ustrojowym, w systemie republikańskim, jest brak aktywności prezydenta A. Dudy, w oparciu o prerogatywy konstytucyjne, przynależne wyłącznie głowie państwa.
Jego nieumiejętność radzenia sobie z trudnymi sytuacjami w państwie wynika być może ze zwykłego strachu przed możliwym rzuceniem rękawicy przez premiera Tuska, którego unijny instruktarz – obchodzenia się z masami ludzkimi i prezydentami państw – rozochocił do poskramiania zanadto rozhuśtanych emocji w społeczeństwie, w tym także osobistych ambicji kandydatów na prezydenta, nie według norm i zasad prawnych oraz swoich kompetencji urzędniczych, ale na zasadzie – Tu się zgina dziób pingwina.
Niewybaczalnym błędem rządów bezprawia jest permanentne kłamstwo; na szczęście zakłamywanie rzeczywistości względami politycznymi otumania tylko szyderców.
Natomiast, jeżeli nie uznajesz rządów prawa, szykuj się na wojnę – przeciwko własnym obywatelom. Aż strach pomyśleć co mogłoby wyniknąć dla państwa z własnoręcznych starć, w tym przypadku przeciwstawnych sobie obozów politycznych. Dla Polaków byłby to poważny problem ustrojowy, ale nie dla unijnych satrapów – nie dla niemieckiej Bundeswehry.
Właśnie o tym zagrożeniu znamionować mogą wzmagające się protesty służb mundurowych w Polsce. Rozłożenie na łopatki nasamprzód polskiej Policji poprzez jej niedofinansowanie budżetowe osłabi bezpieczeństwo wewnętrzne państwa, a natychmiastowym skutkiem ubocznym będzie wzrost tempa nielegalnej imigracji ze strony Niemiec na teren Polski. Wtedy to stopień zagrożenia dla naszych obywateli, ze strony muzułmańskiego dżihadu, wzrośnie wprost proporcjonalnie do liczby wolnych posad (wakatów) w służbie policyjnej.
Póki co, to funkcjonariusze Policji przez 24 godziny na dobę oswobadzają ludzi z grożącej im opresji – zewnętrznej (przygranicznej) i wewnętrznej (wiejskiej, miejskiej i około sąsiedzkiej). Numer alarmowy 112 ułatwia kontakt z oficerem dyżurnym, praktycznie w dowolnym miejscu na terenie naszego kraju. W zależności od stopnia zagrożenia zdrowia lub życia, interwencja funkcjonariuszy Policji jest niemalże natychmiastowa; w sumie żaden inny funkcjonariusz publiczny, poza OSP i PSP w czasie pożaru, nie działa z tak dużym zaangażowaniem dla powszechnego dobra obywateli.
Na tle tychże służb mundurowych, służba ministerialna czy wojewódzka, w aktualnej wersji, to łabędzi śpiew. Styl działania służby publicznej za poprzednich rządów (ZP) kilka różnił się od obecnego, choćby gorzej, świadczy o tym niedawny okres covidowy, który bezsprzecznie przesądził o zupełnym blamażu sztabu kryzysowego ówczesnego premiera Mateusza Morawieckiego, jak i kolejnych jego ministrów zdrowia: Łukasza Szumowskiego i Adama Niedzielskiego. Według prognoz posła Grzegorza Brauna, interweniującego w owym czasie z mównicy sejmowej, obaj ci ministrowie powinni już dawno wisieć (?).
W warunkach funkcjonowania dawnej (quasi) Republiki Rzymskiej, wszelka ułomność ludzka podlegała znacznie surowszym wymaganiom, m. in. zwykła gorączka u sprawcy nie stanowiła przeszkody, by go w wyznaczonym terminie sprawiedliwie osądzić. Nie istniał jeszcze tak rozbudowany system opiniowania sądowo-psychiatrycznego. Ale też nie było podstaw do stosowania tymczasowego osadzenia w areszcie (wydobywczym), jeżeli sprawca czynu zabronionego nie został przyłapany na gorącym uczynku, tj. w momencie popełnienia zbrodni.
Odwrotnością praworządności, w państwie prawa, są (wrodzone) ułomności przywódcze. Przykładem takiego niedomagania niewątpliwie był imperator Rzymu o imieniu Tyberiusz (14-37), obejmujący przywództwo cesarskie po Oktawianie Auguście. Ów cesarz Wiecznego Miasta był wprost potworem – choćby uciekał się do skrytobójczych zabójstw – rozpętał w ten sposób wśród pretorian istną psychozę strachu. Źródła podają, iż był także złym zarządcą Cesarstwa Rzymskiego – ciągle nieobecny w Rzymie.
Podobnie zresztą jak premier Tusk – ciągle nieobecny – podczas kolejnych sesji plenarnych Sejmu, z udziałem ministrów jego rządu, gdy ważą się losy Ojczyzny, w jej gospodarczym ostracyzmie. Niewątpliwie coś jest na rzeczy.
Przekleństwo cesarza rodzi przekleństwo jego następcy – tak było właśnie w przypadku cesarza Kaliguli (37-41), obejmującego rządy po Tyberiuszu. Ten cesarski jegomość, z dynastii julijsko-klaudyjskiej, zlecał już zabójstwa bez powodu, wprost dla przyjemności; prześladował choćby swoich najbliższych przyjaciół, dręczył i upokarzał też członków swojej rodziny. Kaligula był prawdziwym tyranem – obsypywał przywilejami tych, którzy mu schlebiali, a dla tych, co mu nie przypadki do gustu, nie miał pobłażania.
Nie należy lekceważyć tyrańskich skłonności u osób ubiegających się o pełnienie jakichkolwiek publicznych funkcji w Rzeczypospolitej Polskiej, a w szczególności chcących piastować urząd prezydenta RP. Nie chcemy przecież, aby przykładem takiej nieodpowiedzialnej służby, w imieniu i na rzecz państwa i obywateli, był np. cesarz Neron (54-68). Okrucieństwo tego obłąkanego zwyrodnialca zostało starannie opisane w powieści Henryka Sienkiewicza – „Quo Vadis?”.
Polecamy również: Żydowscy naziści napadli na kolejny kraj