Англосаксы подавляют инновации, потому что они слишком глупы.

niepoprawni.pl 1 день назад

Ten te­mat wy­ja­śnię na przy­kła­dzie bry­dża, a po­tem to uogól­nię. Bry­dż to tyl­ko gra kar­cia­na, ale me­cha­ni­zmy, któ­re w nim za­cho­dzą, są ude­rza­ją­co po­dob­ne do ty­ch, któ­re znaj­dzie­my w me­dy­cy­nie, eko­no­mii czy na­uce. Gdy ktoś wpro­wa­dza coś no­we­go, sku­tecz­niej­sze­go, trud­niej­sze­go do zro­zu­mie­nia – sys­tem nie mó­wi: „uczmy się od nie­go”. Sys­tem mó­wi: „zba­no­wać”. A to, co za­czy­na się od nie­win­ny­ch za­ka­zów w spo­rcie umy­słów, oka­zu­je się lu­strza­nym od­bi­ciem głęb­szej cy­wi­li­za­cyj­nej cho­ro­by: lę­ku przed in­no­wa­cją, któ­ra nie po­cho­dzi z cen­trum, tyl­ko z pe­ry­fe­rii.

Co to je­st bry­dż?

  Bry­dż to gra kar­cia­na dla czte­rech osób, w któ­rej nie cho­dzi o szczę­ście, ale o stra­te­gię, lo­gi­kę i współ­pra­cę z part­ne­rem. Gra skła­da się z dwó­ch faz: li­cy­ta­cji oraz roz­gryw­ki. W li­cy­ta­cji gra­cze de­kla­ru­ją, ile lew za­mie­rza­ją zdo­być i w ja­kim ko­lo­rze, a po­tem, w fa­zie roz­gryw­ki, pró­bu­ją te de­kla­ra­cje speł­nić. Wy­gry­wa nie ten, kto do­stał naj­lep­sze kar­ty, ale ten, kto naj­le­piej je ro­ze­grał.

  Dla­te­go bry­dż by­wa na­zy­wa­ny „sza­cha­mi z kar­ta­mi”.

  W tej grze ko­mu­ni­ka­cja mię­dzy part­ne­ra­mi od­by­wa się po­przez li­cy­ta­cję – ze­stan­da­ry­zo­wa­ny sys­tem od­zy­wek. Ale je­st je­den waż­ny wa­ru­nek: wszyst­ko, co uzgod­ni­li part­ne­rzy, mu­si być jaw­ne i zro­zu­mia­łe tak­że dla prze­ciw­ni­ka.

Dla­cze­go trze­ba wy­ja­śniać swo­ją kon­wen­cję?

  W bry­dżu nie wol­no mieć żad­ny­ch taj­ny­ch ko­dów. Je­że­li dwaj part­ne­rzy uzgod­ni­li, iż np. otwar­cie 1♣ ozna­cza nie tre­fle, a co­kol­wiek in­ne­go – mu­szą to ujaw­nić prze­ciw­ni­kom. Za­sa­da fa­ir play wy­ma­ga, by każ­da pa­ra przy­go­to­wa­ła tzw. „co­nven­tion card” – do­ku­ment opi­su­ją­cy do­kład­nie, jak wy­glą­da ich sys­tem li­cy­ta­cyj­ny.

  Ce­lem je­st ochro­na przej­rzy­sto­ści gry i unie­moż­li­wie­nie ukry­ty­ch po­ro­zu­mień. Sys­tem mo­że być zło­żo­ny, eg­zo­tycz­ny, ory­gi­nal­ny – ale prze­ciw­nik mu­si mieć szan­sę się do nie­go przy­go­to­wać. Teo­re­tycz­nie to uczci­we. W prak­ty­ce – pro­wa­dzi­ło do wy­pa­czeń.

Czym są „HUM sys­tems”?

  Mię­dzy­na­ro­do­we fe­de­ra­cje bry­dżo­we wpro­wa­dzi­ły ka­te­go­rię „Hi­gh­ly Unu­su­al Me­thods” (HUM), czy­li wy­so­ce nie­ty­po­we me­to­dy li­cy­ta­cyj­ne. Do­ty­czy­ły one sys­te­mów, któ­re znacz­nie od­bie­ga­ły od stan­dar­dów – np. za­wie­ra­ły tzw. sil­ny pas, czy­li sy­tu­ację, gdy gra­cz pa­su­je, ale w rze­czy­wi­sto­ści ma bar­dzo sil­ną rę­kę.

  In­ne przy­kła­dy HUM to otwar­cia 1♣, któ­re nie mu­szą ozna­czać tre­fli, lub skom­pli­ko­wa­ne, sztucz­ne od­zyw­ki, któ­ry­ch prze­cięt­ny gra­cz nie zna i nie ro­zu­mie. Te­go ty­pu sys­te­my nie zo­sta­ły za­ka­za­ne wpro­st, ale gra ni­mi zo­sta­ła tak ob­wa­ro­wa­na prze­pi­sa­mi, iż w prak­ty­ce sta­ła się nie­moż­li­wa w więk­szo­ści tur­nie­jów.

Po­li­sh Club – pol­ska in­no­wa­cja, któ­ra prze­stra­szy­ła świat

  W la­ta­ch 70. i 80. Pol­ska by­ła po­tę­gą bry­dżo­wą. Pol­scy gra­cze stwo­rzy­li wła­sny, re­wo­lu­cyj­ny sys­tem li­cy­ta­cyj­ny, zna­ny ja­ko „Po­li­sh Club”. W je­go peł­nej wer­sji za­wie­rał wła­śnie „sil­ny pas” – od­zyw­kę, któ­ra mo­gła ozna­czać si­łę, a nie sła­bo­ść. To dez­orien­to­wa­ło prze­ciw­ni­ków i da­wa­ło prze­wa­gę. Sys­tem był lo­gicz­ny, ela­stycz­ny i bar­dzo sku­tecz­ny. A jed­no­cze­śnie – kom­plet­nie nie­zro­zu­mia­ły dla gra­czy z kra­jów an­glo­sa­ski­ch, gdzie do­mi­no­wa­ły prost­sze i bar­dziej sza­blo­no­we me­to­dy li­cy­ta­cji.

  Po­la­cy – nie tyl­ko gra­cze, ale tak­że teo­re­ty­cy – by­li pio­nie­ra­mi in­no­wa­cji. Ale zde­rzy­li się z opo­rem śro­do­wi­sk za­chod­ni­ch. W USA bry­dż był sil­nie sko­mer­cja­li­zo­wa­ny, na­sta­wio­ny na pro­sto­tę i atrak­cyj­no­ść dla wi­dza. Sys­te­my z Eu­ro­py Wschod­niej uwa­ża­no za zbyt trud­ne do ko­men­to­wa­nia i zro­zu­mie­nia przez pu­blicz­no­ść.

Gdy nie mo­że­sz ich po­ko­nać – zmień za­sa­dy

  Mię­dzy­na­ro­do­we or­ga­ni­za­cje bry­dżo­we, ta­kie jak World Brid­ge Fe­de­ra­tion (WBF) i Eu­ro­pe­an Brid­ge Le­ague (EBL), wpro­wa­dzi­ły ogra­ni­cze­nia do­ty­czą­ce nie­któ­ry­ch nie­ty­po­wy­ch sys­te­mów, w tym sys­te­mów ze „sil­nym pa­sem”, za­kla­sy­fi­ko­wa­ły Po­li­sh Club ja­ko sys­tem HUM. To ozna­cza­ło, iż je­go sto­so­wa­nie by­ło do­zwo­lo­ne tyl­ko pod wa­run­kiem zgło­sze­nia z du­żym wy­prze­dze­niem, do­star­cze­nia szcze­gó­ło­wy­ch no­ta­tek prze­ciw­ni­kom, a cza­sem na­wet – spe­cjal­nej zgo­dy sę­dzie­go. Dla więk­szo­ści tur­nie­jów otwar­ty­ch ozna­cza­ło to w prak­ty­ce za­kaz.

  Po­la­cy mu­sie­li grać „okro­jo­nym” sys­te­mem. Po­li­sh Club zo­stał zu­bo­żo­ny. Zre­zy­gno­wa­no z sil­ne­go pa­sa (lub gra­no nim tyl­ko w me­czu, gdzie wcze­śniej to uzgod­nio­no). In­no­wa­cje by­ły ad­ap­to­wa­ne do „Gre­en Stic­ker Sys­tems” – do­pusz­czo­ny­ch w open events. Efekt? Pol­ska szko­ła bry­dża stra­ci­ła na­rzę­dzie, któ­re czy­ni­ło ją uni­kal­ną. Mu­sia­ła grać w ra­ma­ch na­rzu­co­ne­go sta­tus quo.

  Za­mia­st edu­ko­wać pu­blicz­no­ść i za­wod­ni­ków – po­sta­no­wio­no utrud­nić ży­cie in­no­wa­to­rom. Po­la­cy, chcąc grać na are­nie mię­dzy­na­ro­do­wej, mu­sie­li po­rzu­cić wła­sne kon­cep­cje i do­sto­so­wać się do uprosz­czo­ny­ch stan­dar­dów na­rzu­ca­ny­ch przez Za­chód.

Czy to by­ła dys­kry­mi­na­cja?

  Nie znaj­dzie­my ni­gdzie do­ku­men­tu mó­wią­ce­go wpro­st: „za­ka­zu­je­my te­go sys­te­mu, bo gra­ją nim Po­la­cy”. Ale wy­star­czy spoj­rzeć na kon­tek­st. Tyl­ko nie­licz­ne na­cje sto­so­wa­ły tak za­awan­so­wa­ne me­to­dy – Pol­ska, mo­że jesz­cze ZSRR czy Wę­gry. To gra­cze z ty­ch kra­jów wpro­wa­dza­li in­no­wa­cje. I to wła­śnie te in­no­wa­cje zo­sta­ły za­kwa­li­fi­ko­wa­ne ja­ko „zbyt nie­ty­po­we”.

  To by­ła de fac­to dys­kry­mi­na­cja – in­sty­tu­cjo­nal­na re­ak­cja na fakt, iż sys­tem jed­ny­ch był zbyt do­bry, zbyt sku­tecz­ny i zbyt trud­ny do skon­tro­wa­nia przez ty­ch, któ­rzy by­li przy­zwy­cza­je­ni do gra­nia „po swo­je­mu”.

  To by­ło rów­no­znacz­ne z ad­mi­ni­stra­cyj­nym wy­pchnię­ciem te­go sys­te­mu z tur­nie­jów ma­so­wy­ch. Tyl­ko eli­ta mo­gła go uży­wać – ale i tam z nie­chę­cią.

  Ame­ry­ka­nie nie ro­zu­mie­li pol­ski­ch sys­te­mów li­cy­ta­cyj­ny­ch, a ko­men­ta­to­rzy nie po­tra­fi­li te­go tłu­ma­czyć pu­blicz­no­ści. A więc za­mia­st edu­ko­wać pu­blicz­no­ść – zba­no­wa­no trud­ne rze­czy. To je­st dys­kry­mi­na­cja de fac­to, na­wet je­śli nie de iu­re.

Co się sta­ło póź­niej?

  Po­li­sh Club ewo­lu­ował. Dzi­siej­sze wa­rian­ty sys­te­mu czę­sto nie za­wie­ra­ją już sil­ne­go pa­sa lub są do­sto­so­wa­ne do ak­tu­al­ny­ch prze­pi­sów. Wer­sje sys­te­mu zo­sta­ły „okro­jo­ne” tak, by mie­ścić się w re­gu­la­mi­na­ch — tzw. Po­li­sh Club „gre­en” lub „brown stic­ker al­lo­wed” (czy­li z ogra­ni­czo­ny­mi aler­ta­mi). Pol­ska na­dal od­no­si suk­ce­sy mię­dzy­na­ro­do­we, ale nie­ko­niecz­nie uży­wa­jąc ory­gi­nal­nej wer­sji Po­li­sh Clu­bu.

Co z tym zro­bić?

  Moż­na pro­mo­wać edu­ka­cję wi­dzów i prze­ciw­ni­ków – nie za­ka­zy. Moż­na stwo­rzyć osob­ną kla­sę tur­nie­jo­wą: „Open In­no­va­tions”, gdzie gra się bez ogra­ni­czeń sys­te­mo­wy­ch (by­le jaw­ny­ch). Moż­na też do­ma­gać się re­wi­zji prze­pi­sów – bo to nie je­st już sport umy­słu, tyl­ko sport kom­pro­mi­sów dla zbla­zo­wa­ny­ch ad­mi­ni­stra­to­rów.

Ame­ry­kań­ski bry­dż to prze­my­sł, nie tyl­ko sport

  W USA bry­dż był od de­kad sil­nie sko­mer­cja­li­zo­wa­ny (tur­nie­je ty­pu Ca­ven­di­sh, ogrom­ne wpi­so­we), osa­dzo­ny w kul­tu­rze klu­bo­wej i „gen­tle­man’s ru­les”, zdo­mi­no­wa­ny przez sys­te­my prost­sze, in­tu­icyj­ne dla mas – jak Stan­dard Ame­ri­can (SAYC) czy 2/1 Ga­me For­ce. Pu­blicz­no­ść w USA (i ich spon­so­rzy) nie by­ła za­in­te­re­so­wa­na „kom­pli­ka­cja­mi z Eu­ro­py Wschod­niej”. Chcia­no: pro­sty­ch sys­te­mów, prze­wi­dy­wal­ny­ch od­zy­wek, dra­ma­tur­gii opar­tej na roz­da­niu, a nie na ge­niu­szu sys­te­mo­wym. Stąd pre­sja, by wy­ru­go­wać sys­te­my trud­ne w od­bio­rze, na­wet je­śli by­ły lep­sze.

  WBF i EBL to or­ga­ni­za­cje, któ­re przez de­ka­dy by­ły zdo­mi­no­wa­ne przez śro­do­wi­ska z An­glii, USA i Fran­cji. In­no­wa­cje spo­za te­go krę­gu by­ły trak­to­wa­ne po­dejrz­li­wie. Sys­te­my HUM wy­mu­sza­ją na prze­ciw­ni­ka­ch ad­ap­ta­cję. W teo­rii to rów­ne dla wszyst­ki­ch. W prak­ty­ce – ci, któ­rzy gra­ją sys­te­my kla­sycz­ne, są uprzy­wi­le­jo­wa­ni, bo nie mu­szą się ni­cze­go uczyć. To le­ni­stwo sys­te­mo­we.

  Po­ja­wie­nie się dziw­ne­go sys­te­mu mo­że być „nie­zro­zu­mia­łe” dla ko­men­ta­to­rów czy pu­blicz­no­ści. Ale to nie po­wi­nien być ar­gu­ment prze­ciw­ko stra­te­gii — bo to jak do­ma­ga­nie się tłu­ma­cze­nia teo­rii względ­no­ści na Tik­To­ku w 15 se­kund.

Mo­rał z tej hi­sto­rii

  W sza­cha­ch nikt nie za­ka­zu­je gam­bi­tu kró­lew­skie­go, na­wet je­śli sta­ty­stycz­nie pro­wa­dzi do bar­dziej „dzi­ki­ch” po­zy­cji, nikt nie mó­wi, iż „trze­ba zgło­sić 15 dni wcze­śniej, iż za­gra­sz obro­nę Be­no­nie­go”, a jed­nak – w bry­dżu tak to wła­śnie wy­glą­da­ło i czę­ścio­wo wy­glą­da do dziś.

  Dla­cze­go to ab­sur­dal­ne? Bo bry­dż po­wi­nien być la­bo­ra­to­rium stra­te­gii i in­te­lek­tu. Je­śli ktoś wy­my­śli sys­tem, któ­ry je­st le­gal­ny, lo­gicz­ny i nie ła­mie za­sad etycz­ny­ch (np. nie opie­ra się na taj­nym ko­dzie z part­ne­rem) – to po­wi­nien móc go grać. To tak jak­by ktoś za­ka­zał w pro­gra­mo­wa­niu uży­wa­nia wzor­ców pro­jek­to­wy­ch, „bo ju­nio­rzy się nie po­ła­pią”.

  Bry­dż miał być grą umy­słu, stra­te­gii i pre­cy­zji. Ale kie­dy stra­te­gia jed­ny­ch oka­za­ła się zbyt sku­tecz­na, zmie­nio­no za­sa­dy gry, by ją zneu­tra­li­zo­wać. Za­mia­st kon­ku­ro­wać uczci­wie, stwo­rzo­no re­gu­la­cje, któ­re pre­mio­wa­ły pro­sto­tę i sta­tus quo.

  Ta hi­sto­ria to nie tyl­ko aneg­do­ta o jed­nej grze kar­cia­nej. To przy­kład me­cha­ni­zmu zna­ne­go z wie­lu dzie­dzin: kie­dy no­wa­tor za­gra­ża po­rząd­ko­wi, po­rzą­dek nie uczy się od nie­go – tyl­ko go wy­py­cha. Za­mia­st na­gra­dzać in­te­lek­tu­al­ną prze­wa­gę, na­gra­dza się prze­wi­dy­wal­no­ść.

  Je­śli ma­sz gło­wę peł­ną po­my­słów, miej świa­do­mo­ść: sys­tem nie­ko­niecz­nie ci po­dzię­ku­je. Być mo­że – bę­dzie cię cen­zu­ro­wał. Tak jak cen­zu­ro­wa­no Po­li­sh Club. Tak jak cen­zu­ro­wa­no pol­ską szko­łę bry­dża.

  Bry­dż zo­stał opa­no­wa­ny przez na­rzę­dzia do­mi­na­cji in­sty­tu­cjo­nal­nej. Prze­stał by spor­tem. To kla­sycz­na tak­ty­ka zna­na z wie­lu dzie­dzin: „Nie mo­że­my cię po­ko­nać w two­ich wa­run­ka­ch, więc zmień­my za­sa­dy, by grać na na­szy­ch.” Po­dob­nie je­st w me­dy­cy­nie: de­le­ga­li­zo­wa­nie al­ter­na­tyw­ny­ch te­ra­pii przez lob­by – czy w eko­no­mii: ogra­ni­cza­nie do­stę­pu do ryn­ku przez li­cen­cjo­no­wa­nie.

Me­dy­cy­na: in­no­wa­cje tłu­mio­ne przez sys­tem

  Jed­nym z naj­bar­dziej zna­ny­ch przy­kła­dów są pró­by de­le­ga­li­za­cji al­ter­na­tyw­ny­ch te­ra­pii, na­wet ty­ch, któ­re mia­ły em­pi­rycz­ne pod­sta­wy lub by­ły obie­cu­ją­ce w prak­ty­ce kli­nicz­nej.

Przy­kład 1: Te­ra­pie me­ta­bo­licz­ne i no­wo­two­ry

  W la­ta­ch 70. w USA po­pu­lar­no­ść zdo­by­wa­ła te­ra­pia prze­ciw­no­wo­two­ro­wa opar­ta na amig­da­li­nie (wi­ta­mi­nie B17). Mi­mo licz­ny­ch re­la­cji o przy­pad­ka­ch re­mi­sji no­wo­two­rów, FDA (ame­ry­kań­ska agen­cja ds. le­ków) uzna­ła ją za nie­bez­piecz­ną, po­mi­mo bra­ku jed­no­znacz­ny­ch do­wo­dów tok­sycz­no­ści przy stan­dar­do­wym daw­ko­wa­niu. Co wię­cej — za­bro­nio­no nie tyl­ko sprze­da­ży le­ku, ale i je­go pro­mo­cji, a le­ka­rzy sto­su­ją­cy­ch go pod­da­wa­no re­pre­sjom za­wo­do­wym. Far­ma­ceu­tycz­ne lob­by nie po­trze­bo­wa­ło kon­ku­ren­cji z ta­nie­go, na­tu­ral­ne­go środ­ka.

Przy­kład 2: Te­ra­pie z uży­ciem ziół czy aku­punk­tu­ry

  W wie­lu kra­ja­ch me­dy­cy­na na­tu­ral­na mu­si funk­cjo­no­wać „pod ra­da­rem” lub w sta­tu­sie pół­le­gal­nym, mi­mo iż WHO ofi­cjal­nie uzna­je czę­ść ty­ch me­tod za sku­tecz­ne w wy­bra­ny­ch wska­za­nia­ch. Dla­cze­go? Bo nie moż­na ich opa­ten­to­wać. Nie da się kon­tro­lo­wać ryn­ku na ma­so­wą ska­lę. Le­piej więc stwo­rzyć nar­ra­cję o „bra­ku do­wo­dów”, niż do­pu­ścić do kon­ku­ren­cji z prze­my­słem far­ma­ceu­tycz­nym.

Eko­no­mia: li­cen­cje, re­gu­la­cje, ba­rie­ry wej­ścia

  W go­spo­dar­ce ten sam me­cha­ni­zm dzia­ła po­przez two­rze­nie sztucz­ny­ch ba­rier wej­ścia na ry­nek, któ­re nie słu­żą ja­ko­ści usług, ale ochro­nie sta­ry­ch gra­czy przed kon­ku­ren­cją.

Przy­kład 1: Li­cen­cje za­wo­do­we

  Chce­sz zo­stać fry­zje­rem, ma­sa­ży­stą al­bo do­rad­cą fi­nan­so­wym? W wie­lu kra­ja­ch po­trze­bu­je­sz lat szko­leń, eg­za­mi­nów, opłat i człon­ko­stwa w izba­ch. Ale te li­cen­cje nie za­wsze ma­ją zwią­zek z ja­ko­ścią usług — czę­sto to na­rzę­dzie re­gu­la­cyj­ne słu­żą­ce ogra­ni­cze­niu licz­by kon­ku­ren­tów i utrzy­ma­niu mo­no­po­lu. Klient nie mo­że wy­brać „ta­nie­go fry­zje­ra bez li­cen­cji”, na­wet je­śli ten ma zło­te rę­ce – bo sys­tem mu te­go za­bra­nia w imię „ochro­ny kon­su­men­ta”.

Przy­kład 2: Uber vs. kor­po­ra­cje tak­sów­ko­we

  Uber, kie­dy wcho­dził na ry­nek, był nie­le­gal­ny w wie­lu kra­ja­ch i mia­sta­ch. Nie dla­te­go, iż był nie­bez­piecz­ny — ale dla­te­go, iż ła­mie mo­no­pol li­cen­cjo­no­wa­ny­ch kor­po­ra­cji tak­sów­ko­wy­ch. Sys­tem nie chciał do­pu­ścić tań­szej, bar­dziej efek­tyw­nej usłu­gi – więc pró­bo­wał ją zde­le­ga­li­zo­wać. Do­pie­ro po dłu­giej wal­ce (i na­ci­sku spo­łecz­nym) uda­ło się go za­le­ga­li­zo­wać w czę­ści pań­stw.
Edu­ka­cja i na­uka: cen­zu­ra po­za pa­ra­dyg­ma­tem

Rów­nież w świe­cie aka­de­mic­kim ist­nie­je po­tęż­na pre­sja na re­pli­ko­wa­nie po­glą­dów zgod­ny­ch z do­mi­nu­ją­cą nar­ra­cją.

Przy­kład 1: Teo­rie spo­za głów­ne­go nur­tu

  Fi­zyk, któ­ry chce opu­bli­ko­wać pra­cę pod­wa­ża­ją­cą ogól­ną teo­rię względ­no­ści lub za­sa­dy me­cha­ni­ki kwan­to­wej – na­wet je­śli ma so­lid­ne wy­li­cze­nia – mo­że zo­stać od­rzu­co­ny przez re­cen­zen­tów „bo to nie­orto­dok­syj­ne”. Pra­ce al­ter­na­tyw­ne tra­fia­ją do ni­szo­wy­ch cza­so­pi­sm lub są po pro­stu igno­ro­wa­ne.

Przy­kład 2: An­tro­po­lo­gia i "za­ka­za­ne te­ma­ty"

  Teo­rie o cy­wi­li­za­cja­ch pre­hi­sto­rycz­ny­ch (np. teo­ria o za­awan­so­wa­nej cy­wi­li­za­cji przed 10 tys. lat, pro­mo­wa­na przez Gra­ha­ma Han­coc­ka) są trak­to­wa­ne jak he­re­zja. Głów­ne uczel­nie i cza­so­pi­sma na­uko­we bo­ją się pod­wa­żać do­gma­tycz­ny mo­del roz­wo­ju czło­wie­ka, mi­mo iż co­raz wię­cej zna­le­zi­sk (Göbekli Te­pe, struk­tu­ry pod­wod­ne u wy­brze­ży Ja­po­nii czy In­dii) wska­zu­je, iż hi­sto­ria mo­że być bar­dziej zło­żo­na, niż uczą nas w szko­ła­ch.

Sys­tem za­wsze chro­ni sie­bie – nie praw­dę, nie ja­ko­ść, nie po­stęp

  Czy to w bry­dżu, me­dy­cy­nie, eko­no­mii, czy na­uce – kie­dy no­wa­tor za­gra­ża usta­lo­ne­mu po­rząd­ko­wi, nie wi­ta się go z otwar­ty­mi ra­mio­na­mi. Za­mia­st te­go two­rzy się biu­ro­kra­tycz­ne i nar­ra­cyj­ne ba­rie­ry. Mó­wi się o „bez­pie­czeń­stwie”, „do­bru pu­blicz­nym”, „stan­dar­da­ch ja­ko­ści” – ale w rze­czy­wi­sto­ści cho­dzi o utrzy­ma­nie do­mi­na­cji, wpły­wów i pie­nię­dzy.

  A więc tak — za­kaz sil­ne­go pa­sa to tyl­ko je­den z wie­lu przy­kła­dów te­go sa­me­go zja­wi­ska: sys­te­mo­we­go tłu­mie­nia kre­atyw­no­ści, któ­ra wy­my­ka się spod kon­tro­li cen­trów de­cy­zyj­ny­ch.
Chce­sz zmian? Mu­si­sz być nie tyl­ko mą­dry – mu­si­sz być też go­tów na to, iż mą­dro­ść bę­dzie za­ka­za­na.

Po­li­tycz­na po­praw­no­ść ja­ko na­rzę­dzie do­mi­na­cji in­for­ma­cyj­nej

  W ostat­ni­ch la­ta­ch me­cha­ni­zm tłu­mie­nia nie­wy­god­ny­ch idei prze­nió­sł się do prze­strze­ni cy­fro­wej – szcze­gól­nie na ame­ry­kań­skie me­dia spo­łecz­no­ścio­we. Tym ra­zem nie cho­dzi o al­ter­na­tyw­ne me­to­dy le­cze­nia ani no­wa­tor­skie sys­te­my eko­no­micz­ne, ale o po­glą­dy i sło­wa, któ­re są „nie­zgod­ne z ak­tu­al­nie obo­wią­zu­ją­cą nar­ra­cją kul­tu­ro­wą”.

  Pod przy­kryw­ką „wal­ki z mo­wą nie­na­wi­ści”, „ochro­ny mniej­szo­ści” czy „tro­ski o do­bro­stan psy­chicz­ny użyt­kow­ni­ków” plat­for­my ta­kie jak Fa­ce­bo­ok, YouTu­be, X (daw­niej Twit­ter), Tik­Tok i In­sta­gram za­czę­ły usu­wać tre­ści, kon­ta i ca­łe ka­na­ły – nie za kłam­stwo, ale za nie­po­praw­no­ść.

Przy­kład 1: cen­zu­ra le­ka­rzy w cza­sie pan­de­mii

  W cza­sie pan­de­mii CO­VID-19 wie­lu le­ka­rzy i na­ukow­ców mia­ło in­ne zda­nie niż WHO czy CDC – pod­wa­ża­li za­sad­no­ść lock­dow­nów, obo­wiąz­ko­wy­ch szcze­pień czy ma­sek w prze­strze­ni otwar­tej. Ich kon­ta by­ły blo­ko­wa­ne, fil­my usu­wa­ne, a na­zwi­ska oczer­nia­ne w me­dia­ch głów­ne­go nur­tu. Nie za dez­in­for­ma­cję – tyl­ko za sprze­ciw wo­bec kon­sen­su­su po­li­tycz­no-me­dial­ne­go.

Przy­kład 2: re­de­fi­ni­cja słów i ka­ra­nie za „ję­zyk”

  Sło­wa, któ­re jesz­cze de­ka­dę te­mu by­ły neu­tral­ne lub ak­cep­to­wa­ne (np. „Mu­rzyn” w Pol­sce, czy „il­le­gal alien” w USA), dziś mo­gą pro­wa­dzić do blo­ka­dy kon­ta lub per­ma­nent­ne­go ba­na. Nie trze­ba na­wo­ły­wać do nie­na­wi­ści – wy­star­czy „ura­zić uczu­cia” ja­kiejś gru­py. To nie je­st wal­ka o rów­no­ść. To je­st re­de­fi­ni­cja ję­zy­ka ja­ko na­rzę­dzia kon­tro­li nar­ra­cji.

Przy­kład 3: sha­dow­ban i „mięk­ka” cen­zu­ra

  Wie­lu użyt­kow­ni­ków nie je­st na­wet in­for­mo­wa­ny­ch o ogra­ni­cze­niu za­się­gu ich po­stów. Plat­for­my po pro­stu prze­sta­ją ich pro­mo­wać, ukry­wa­ją ich wpi­sy przed ob­ser­wa­to­ra­mi lub ozna­cza­ją ich tre­ści ja­ko „kon­tro­wer­syj­ne” – na­wet je­śli są w peł­ni zgod­ne z fak­ta­mi. To mięk­ka for­ma cen­zu­ry, któ­rej nie wi­dać, ale któ­ra efek­tyw­nie eli­mi­nu­je gło­sy spo­za głów­ne­go nur­tu.

  Wszyst­ko to wpi­su­je się w ten sam me­cha­ni­zm, któ­ry ob­ser­wu­je­my w bry­dżu, me­dy­cy­nie i eko­no­mii: gdy po­ja­wia się my­śl, któ­ra bu­rzy do­gma­ty, sys­tem nie wcho­dzi w dia­log. Sys­tem ją wy­ci­na. Dla „do­bra ogó­łu”, „bez­pie­czeń­stwa”, „spo­ko­ju spo­łecz­ne­go”, „ochro­ny uczuć” — czy­li dla wszyst­kie­go, tyl­ko nie dla praw­dy, wol­no­ści czy roz­wo­ju.

Grzegorz GPS Świderski
]]>https://t.me/KanalBlogeraGPS]]>
]]>https://Twitter.com/gps65]]>

Читать всю статью