ANNA M. PIOTROWSKA W minioną niedzielę minister obrony narodowej Antoni Macierewicz oraz minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Błaszczak wzięli udział w zorganizowanych w Ossowie obchodach 96. rocznicy Bitwy Warszawskiej 1920 roku. Podczas uroczystości, na Polanie Dębów Pamięci odsłonięte zostały popiersia gen. Tadeusza Buka, gen. Kazimierza Gilarskiego i adm. Andrzeja Karwety, którzy zginęli w katastrofie smoleńskiej 10 kwietnia 2010 r. Tam też, z ust szefa MON padły słowa o „wspaniałych dowódcach, działaczach, politykach, którzy polegli w Smoleńsku”. Jeszcze dalej poszedł minister Błaszczak, który oznajmił: „Są tacy dziś, w Polsce, którzy nie godzą się na powstanie pomników poległych w katastrofie smoleńskiej. Oni rządzą stolicą naszego kraju. Niech się wstydzą, niech się wstydzą takiej postawy, niech się wstydzą tego, iż próbowali zatrzeć pamięć o bohaterach, próbowali zatrzeć pamięć o tych, którzy służyli ojczyźnie. Oni polegli wbrew temu, co próbują powiedzieć inni, nienawistni, oni polegli, dlatego iż byli na służbie, oni służyli Polsce". Czym kierują się ci, którzy dziś nie chcą pomników i co powodowało tymi, którzy kazali sprzątać kwiaty i znicze z Krakowskiego Przedmieścia – nie mam żadnych wątpliwości. Zupełnie inaczej wygląda jednak kwestia poruszona przez ministra jako druga. Wbrew temu, co stwierdził szef MSWiA, sprzeciw wobec używania sformułowania „polegli” w stosunku do ofiar katastrofy smoleńskiej nie wynika z żadnej nienawiści, żadnych przesłanek politycznych. Jego powód jest o wiele bardziej prozaiczny – jest nim znaczenie tego słowa. Słownik języka polskiego PWN jasno wskazuje, iż „poległy” oznacza „tego, który zginął w walce, bitwie”. Tą samą logiką, a więc zgodną z poprawnym znaczeniem tego słowa, kieruje się Ceremoniał Wojskowy Sił Zbrojnych Rzeczpospolitej Polskiej, w którym nie bez powodu rozróżniony został apel poległych od apelu pamięci. „O apelu pamięci mówimy, kiedy w jego treści przywoływane są osoby związane z wydarzeniem historycznym, które nie poległy w boju. o ile w treści apelu (w przeważającej jego części) wymienia się tych, którzy polegli podczas działań wojennych mówimy wówczas o apelu poległych” – czytamy. Skoro sformułowanie „zginęli” nie urąga pomordowanym w UB-eckich więzieniach, którzy „zginęli śmiercią męczeńską”, a nie „polegli na polu chwały”, to na pewno niczego nie ujmuje również ofiarom katastrofy smoleńskiej. Nie jest to słowo wartościujące, a stwierdzające fakt, nie umniejsza zasług osoby, której dotyczy. Budowanie przez Prawo i Sprawiedliwość pamięci o tragedii smoleńskiej jest zrozumiałe, ale we wszystkim należy zachować umiar. O ile jednak godne uczczenie ofiar jest jak najbardziej pożądane i chwalebne, o tyle nadgorliwość, próba nadania im rangi uczestników walk o niepodległość i zaklinanie rzeczywistości przynoszą skutek odwrotny od oczekiwanego i prowadzą do ośmieszenia zarówno samej katastrofy, jak i tych, którzy posługują się taką retoryką. Bo upieranie się, iż znaczenie słowa „poległ” jest tożsame ze znaczeniem słowa „zginął”, nie różni się niczym od twierdzenia, iż 2+2 to 5. Zginął, choćby jeżeli śmiercią tragiczną, wciąż nie oznacza poległ. Mamy w tym przypadku do czynienia z dokładnie takim samym mechanizmem, jaki PiS zastosowało włączając ofiary z 10 kwietnia do apelu odczytywanego w przeddzień rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego, czyli mieszaniem porządków. A przecież miało chodzić o to, by tym o których pamięć jak znicze gaszono, przywrócić należne miejsce w historii – w szeregu polskich patriotów.
"Zginął" zasług nie ujmuje
Zdjęcie: mswia.gov.pl
OPINIA | Skoro sformułowanie „zginęli” nie urąga pomordowanym w UB-eckich więzieniach, którzy „zginęli śmiercią męczeńską”, a nie „polegli na polu chwały”, to na pewno niczego nie ujmuje również ofiarom katastrofy smoleńskiej. Nie jest to słowo wartościujące, a stwierdzające fakt, nie umniejsza zasług osoby, której dotyczy.
ANNA M. PIOTROWSKA W minioną niedzielę minister obrony narodowej Antoni Macierewicz oraz minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Błaszczak wzięli udział w zorganizowanych w Ossowie obchodach 96. rocznicy Bitwy Warszawskiej 1920 roku. Podczas uroczystości, na Polanie Dębów Pamięci odsłonięte zostały popiersia gen. Tadeusza Buka, gen. Kazimierza Gilarskiego i adm. Andrzeja Karwety, którzy zginęli w katastrofie smoleńskiej 10 kwietnia 2010 r. Tam też, z ust szefa MON padły słowa o „wspaniałych dowódcach, działaczach, politykach, którzy polegli w Smoleńsku”. Jeszcze dalej poszedł minister Błaszczak, który oznajmił: „Są tacy dziś, w Polsce, którzy nie godzą się na powstanie pomników poległych w katastrofie smoleńskiej. Oni rządzą stolicą naszego kraju. Niech się wstydzą, niech się wstydzą takiej postawy, niech się wstydzą tego, iż próbowali zatrzeć pamięć o bohaterach, próbowali zatrzeć pamięć o tych, którzy służyli ojczyźnie. Oni polegli wbrew temu, co próbują powiedzieć inni, nienawistni, oni polegli, dlatego iż byli na służbie, oni służyli Polsce". Czym kierują się ci, którzy dziś nie chcą pomników i co powodowało tymi, którzy kazali sprzątać kwiaty i znicze z Krakowskiego Przedmieścia – nie mam żadnych wątpliwości. Zupełnie inaczej wygląda jednak kwestia poruszona przez ministra jako druga. Wbrew temu, co stwierdził szef MSWiA, sprzeciw wobec używania sformułowania „polegli” w stosunku do ofiar katastrofy smoleńskiej nie wynika z żadnej nienawiści, żadnych przesłanek politycznych. Jego powód jest o wiele bardziej prozaiczny – jest nim znaczenie tego słowa. Słownik języka polskiego PWN jasno wskazuje, iż „poległy” oznacza „tego, który zginął w walce, bitwie”. Tą samą logiką, a więc zgodną z poprawnym znaczeniem tego słowa, kieruje się Ceremoniał Wojskowy Sił Zbrojnych Rzeczpospolitej Polskiej, w którym nie bez powodu rozróżniony został apel poległych od apelu pamięci. „O apelu pamięci mówimy, kiedy w jego treści przywoływane są osoby związane z wydarzeniem historycznym, które nie poległy w boju. o ile w treści apelu (w przeważającej jego części) wymienia się tych, którzy polegli podczas działań wojennych mówimy wówczas o apelu poległych” – czytamy. Skoro sformułowanie „zginęli” nie urąga pomordowanym w UB-eckich więzieniach, którzy „zginęli śmiercią męczeńską”, a nie „polegli na polu chwały”, to na pewno niczego nie ujmuje również ofiarom katastrofy smoleńskiej. Nie jest to słowo wartościujące, a stwierdzające fakt, nie umniejsza zasług osoby, której dotyczy. Budowanie przez Prawo i Sprawiedliwość pamięci o tragedii smoleńskiej jest zrozumiałe, ale we wszystkim należy zachować umiar. O ile jednak godne uczczenie ofiar jest jak najbardziej pożądane i chwalebne, o tyle nadgorliwość, próba nadania im rangi uczestników walk o niepodległość i zaklinanie rzeczywistości przynoszą skutek odwrotny od oczekiwanego i prowadzą do ośmieszenia zarówno samej katastrofy, jak i tych, którzy posługują się taką retoryką. Bo upieranie się, iż znaczenie słowa „poległ” jest tożsame ze znaczeniem słowa „zginął”, nie różni się niczym od twierdzenia, iż 2+2 to 5. Zginął, choćby jeżeli śmiercią tragiczną, wciąż nie oznacza poległ. Mamy w tym przypadku do czynienia z dokładnie takim samym mechanizmem, jaki PiS zastosowało włączając ofiary z 10 kwietnia do apelu odczytywanego w przeddzień rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego, czyli mieszaniem porządków. A przecież miało chodzić o to, by tym o których pamięć jak znicze gaszono, przywrócić należne miejsce w historii – w szeregu polskich patriotów.
ANNA M. PIOTROWSKA W minioną niedzielę minister obrony narodowej Antoni Macierewicz oraz minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Błaszczak wzięli udział w zorganizowanych w Ossowie obchodach 96. rocznicy Bitwy Warszawskiej 1920 roku. Podczas uroczystości, na Polanie Dębów Pamięci odsłonięte zostały popiersia gen. Tadeusza Buka, gen. Kazimierza Gilarskiego i adm. Andrzeja Karwety, którzy zginęli w katastrofie smoleńskiej 10 kwietnia 2010 r. Tam też, z ust szefa MON padły słowa o „wspaniałych dowódcach, działaczach, politykach, którzy polegli w Smoleńsku”. Jeszcze dalej poszedł minister Błaszczak, który oznajmił: „Są tacy dziś, w Polsce, którzy nie godzą się na powstanie pomników poległych w katastrofie smoleńskiej. Oni rządzą stolicą naszego kraju. Niech się wstydzą, niech się wstydzą takiej postawy, niech się wstydzą tego, iż próbowali zatrzeć pamięć o bohaterach, próbowali zatrzeć pamięć o tych, którzy służyli ojczyźnie. Oni polegli wbrew temu, co próbują powiedzieć inni, nienawistni, oni polegli, dlatego iż byli na służbie, oni służyli Polsce". Czym kierują się ci, którzy dziś nie chcą pomników i co powodowało tymi, którzy kazali sprzątać kwiaty i znicze z Krakowskiego Przedmieścia – nie mam żadnych wątpliwości. Zupełnie inaczej wygląda jednak kwestia poruszona przez ministra jako druga. Wbrew temu, co stwierdził szef MSWiA, sprzeciw wobec używania sformułowania „polegli” w stosunku do ofiar katastrofy smoleńskiej nie wynika z żadnej nienawiści, żadnych przesłanek politycznych. Jego powód jest o wiele bardziej prozaiczny – jest nim znaczenie tego słowa. Słownik języka polskiego PWN jasno wskazuje, iż „poległy” oznacza „tego, który zginął w walce, bitwie”. Tą samą logiką, a więc zgodną z poprawnym znaczeniem tego słowa, kieruje się Ceremoniał Wojskowy Sił Zbrojnych Rzeczpospolitej Polskiej, w którym nie bez powodu rozróżniony został apel poległych od apelu pamięci. „O apelu pamięci mówimy, kiedy w jego treści przywoływane są osoby związane z wydarzeniem historycznym, które nie poległy w boju. o ile w treści apelu (w przeważającej jego części) wymienia się tych, którzy polegli podczas działań wojennych mówimy wówczas o apelu poległych” – czytamy. Skoro sformułowanie „zginęli” nie urąga pomordowanym w UB-eckich więzieniach, którzy „zginęli śmiercią męczeńską”, a nie „polegli na polu chwały”, to na pewno niczego nie ujmuje również ofiarom katastrofy smoleńskiej. Nie jest to słowo wartościujące, a stwierdzające fakt, nie umniejsza zasług osoby, której dotyczy. Budowanie przez Prawo i Sprawiedliwość pamięci o tragedii smoleńskiej jest zrozumiałe, ale we wszystkim należy zachować umiar. O ile jednak godne uczczenie ofiar jest jak najbardziej pożądane i chwalebne, o tyle nadgorliwość, próba nadania im rangi uczestników walk o niepodległość i zaklinanie rzeczywistości przynoszą skutek odwrotny od oczekiwanego i prowadzą do ośmieszenia zarówno samej katastrofy, jak i tych, którzy posługują się taką retoryką. Bo upieranie się, iż znaczenie słowa „poległ” jest tożsame ze znaczeniem słowa „zginął”, nie różni się niczym od twierdzenia, iż 2+2 to 5. Zginął, choćby jeżeli śmiercią tragiczną, wciąż nie oznacza poległ. Mamy w tym przypadku do czynienia z dokładnie takim samym mechanizmem, jaki PiS zastosowało włączając ofiary z 10 kwietnia do apelu odczytywanego w przeddzień rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego, czyli mieszaniem porządków. A przecież miało chodzić o to, by tym o których pamięć jak znicze gaszono, przywrócić należne miejsce w historii – w szeregu polskich patriotów.