W ostatnich tygodniach, Ukraińcy przez cały czas odnoszą sukcesy i wyzwalają kolejne miejscowości spod rosyjskiej okupacji. Po Bałakiji i Iziumie przyszedł czas na wyzwolenie Łymana. Ukraińcy odnotowują sukcesy nie tylko na północy kraju. W ciągu ostatniego tygodnia odepchnęli Rosjan o ok. 30 km pod Chersoniem. Rosyjskie dowództwo liczy na to, iż ten negatywny trend uda się odwrócić dzięki ogłoszonej mobilizacji. Każdy kolejny dzień przynosi jednak Rosjanom kolejne upokarzające porażki – jeżeli nie pod Łymanem i Chersoniem, to na Krymie, gdzie 8 października doszło do uszkodzenia mostu krymskiego, stanowiącego symbol rosyjskiej okupacji półwyspu.
Wyzwolenie Łymana. Kolejny przystanek Swatowo.
Rosjanie przez cały czas nie są w stanie ustabilizować frontu po porażce jaką ponieśli pod Charkowem na początku września, gdy ukraińskie wojska w zaledwie kilka dni zajęły Bałakiję, Izium i Kupiańsk.
Plany utworzenia nowej linii obronnej na linii rzeki Oskil nie powiodły się, a wojska rosyjskie zostały zmuszone do odwrotu dalej na wschód.
Rosjanom nie udało się także ochronić swoich pozycji wzdłuż rzeki Doniec. W momencie gdy na początku września jedno ukraińskie ugrupowanie nacierało na Kupiańsk, drugie zaczęło tworzyć przyczółki na drugim brzegu Dońca, w lasach pod Łymanem (przed wojną miasto zamieszkane przez ok. 20 tysięcy osób).
O ile pod Charkowem rosyjski opór był minimalny, a ich jednostki gwałtownie dały wyjść Ukraińcom na swoje tyły, o tyle w lasach pod Łymanem, Rosjanie stawiali zażarty opór, kilkukrotnie podejmując próby kontrataków i odrzucenia Ukraińców na drugi brzeg Dońca.
Ostatecznie jednak to Ukraińcy wygrali tę bitwę. Po czterech tygodniach walk, 1 października Ukraińcy wyzwolili Łyman.
W relacjach rosyjskich żołnierzy, walczących pod Łymanem, przewija się jeden główny motyw – całkowity chaos i brak koordynacji działań między poszczególnymi oddziałami. O ile niektóre jednostki walczyły bardzo dobrze, inne wpadały w panikę i szły w rozsypkę.
Na szczególną uwagę zasługuje postawa oddziałów tzw. BARS (Specjalna Rezerwa Wojskowa Armii). BARSy to rosyjskie oddziały, które zostały stworzone kilka lat temu. Werbowano je z rezerwistów, którzy odbyli już szkolenie wojskowe. Żołnierze BARS pracowali „w cywilu” i mieli być zmobilizowani w sytuacji np. wojny. Rosjanie zaczęli mobilizować BARSy i wysyłać je na Ukrainę jeszcze latem, przed ogłoszeniem mobilizacji przez Putina.
Właśnie oddziały BARSów broniły Łymana, gdy Ukraińcy zaczęli przekraczać Doniec i szturmować miasto. Na tle innych jednostek rosyjskich, BARSy zaprezentowały się bardzo pozytywnie, jako oddziały dobrze zmotywowane i gotowe do walki do końca. BARSy broniły Łymana choćby w momencie gdy miasto dostało się już w okrążenie. Dopiero gdy stało się jasne, iż wsparcia nie będzie, BARSy – przebijając się wąskim korytarzem i pod stałym ostrzałem – wycofały się z miasta.
Trzymając swoje pozycje do końca BARSy poniosły jednak bardzo duże straty i prawdopodobnie będą musiały przejść gruntowną reorganizację, żeby odzyskać chociaż część swojej siły bojowej.
Obecnie Ukraińcy kontynuują natarcie w regionie, a Rosjanie wycofują się na nową linię obronną Swatowo-Kreminna (poniżej mapa). jeżeli Rosjanie nie zatrzymają tutaj Ukraińców, to za kilka tygodni zaczną się walki o Rubiżne i Siewierodonieck, a Rosjanie będą musieli rozważyć ewakuację Lisiczańska.
Po porażce pod Łymanem, rosyjskie morale spadło jeszcze mocniej niż po upadku Kupiańska i Izium. choćby BARSowcy są bardzo rozgoryczeni, donosząc o braku wsparcia i rotacji (te problemy ma rozwiązać mobilizacja, o czym później).
Porażka pod Chersoniem
Utrata Łymana to nie jedyny problem Rosjan. W ostatnim tygodniu, Ukraińcy zaskoczyli Rosjan także na przyczółku chersońskim. Ukraińskie zgrupowanie runęło tutaj na rosyjską prawą flankę (od strony Krzywego Rogu). Powtórzony został tutaj scenariusz spod Charkowa – mobilne ukraińskie oddziały, wychodzące na tyły wroga i zmuszające go w ten sposób do odwrotu.
W ciągu ostatniego tygodnia, Ukraińcy zmusili Rosjan – na niektórych odcinkach frontu – do odwrotu o choćby 30 km (poniżej mapa).
Rosjanie narzekają na brak ludzi do obsadzenia całego frontu. Rosyjskie wojska stacjonują głównie w chersońskich wioskach, które zamieniły się w małe twierdze. Komunikacja między poszczególnymi wioskami-twierdzami jest utrudniona, a w rezultacie jakiekolwiek próby kontrataków mało skuteczne.
Rosjanie raportują też o dużej liczbie ukraińskich dywersantów, którzy operują na ich tyłach na Chersońszczyźnie. Ukraińskie pojazdy, z wymalowanymi literami „Z” to podobno plaga. Rosjanie nie dysponując systemami identyfikacji elektronicznej swój-wróg nie są w stanie najczęściej rozpoznać czy dany pojazd należy do nich czy do Ukraińców. Jednocześnie Rosjanie twierdzą, iż Ukraińcy otrzymali takie systemy od NATO, ale wydaje się, iż jest to próba zrzucenia z siebie odpowiedzialności za porażki pod Chersoniem.
Sytuacja na Chersońszczyźnie jest trudna dla Rosjan. Tam przez cały czas trwa wojna na wyniszczenie, a głównym celem Ukraińców jest rozłożenie rosyjskiej logistyki na łopatki. Mimo, iż ta wojna na wyniszczenie trwa od lipca, gdy pierwsze ukraińskie rakiety zaczęły spadać na most antonowski, to Rosjanie przez cały czas nie podjęli dostatecznych środków zaradczych, które mogłyby uchronić ich od pełzającej porażki w tym sektorze. W miarę upływu czasu rosyjska sytuacja na chersońszczyźnie będzie się pogarszać.
Ciekawe informacje dobiegają także z Zaporoża. Rosjanie raportują o dużej liczbie dywersantów, którzy przekraczają linię frontu. Niewykluczone, iż Ukraińcy przygotowują się tutaj do ofensywy. Podobnie jak na innych odcinkach frontu, na Zaporożu Rosjanie także są mocno rozciągnięci, a raporty o ukraińskiej koncentracji na tym odcinku frontu pojawiają się już od kilku tygodni.
Most krymski
Mówiąc na temat mostów i logistyki – w sobotę 8 października most krymski łączący okupowany Krym z Rosją, został poważnie uszkodzony. Trzy przęsła mostu drogowego spadły z filarów, na których były umieszczone – dwa przęsła wpadły do wody, a jedno, lekko przechylone, wisi w powietrzu. Uszkodzeniu uległ także sąsiedni most kolejowy – stojące na nim cysterny stanęły w płomieniach, prawdopodobnie uszkadzając część konstrukcji mostu.
Nie wiadomo na 100% co było powodem wybuchu na moście. Rosjanie twierdza, iż była to detonacja ciężarówki, która przejeżdżała mostem. Część ekspertów twierdzi natomiast, iż źródło eksplozji znajdowało się pod mostem – ładunki wybuchowe przy filarach, które doprowadziły do wyrzucenia przęseł w górę.
Jakiekolwiek nie byłoby źródło wybuchu na moście krymskim, to zniszczenia są dość poważne – ale nie an tyle, aby wyłączyć most z użytku. Jeszcze tego samego dnia, w którym nastąpił wybuch, Rosjanie wznowili ruch drogowy i kolejowy. Na moście drogowym ruch prowadzony jest przez sąsiednie przęsło, które ocalało. Dzięki tej mijance, przez most, póki co mogą przejeżdżać tylko samochody osobowe – ciężarówki mają być transportowane promem do czasu zakończenia oceny stabilności mostu.
Ruch na moście kolejowym także został wznowiony. Jednak cysterny, które wcześniej stały w ogniu, przez cały czas blokują jeden z torów. Tutaj też otwarte pozostaje pytanie o stabilność konstrukcji mostu.
Atak na most krymski to duży sukces PR-owy Ukrainy, która po raz kolejny pokazała iż cele na Krymie są w jej zasięgu.
Z wojskowego punktu widzenia z oceną ataku trzeba jednak poczekać. Przepustowości mostu została ograniczona, ale sam most przez cały czas funkcjonuje. najważniejszy będzie wpływ ataku na ruch kolejowy, który ma dla wojska pierwszorzędne znaczenie. Może się bowiem okazać, iż uszkodzenia konstrukcji w wyniku pożaru cystern są na tyle poważne, iż ruch kolejowy będzie musiał zostać całkowicie wstrzymany – ale o tym przekonamy się dopiero w kolejnych dniach/tygodniach.
Moobilizacja i miesiące przed nami
Rosyjskie dowództwo zdaje się uważać obecne problemy za przejściowe, a ich rozwiązaniem ma być pojawienie się mobilizowanych właśnie rezerwistów na froncie.
W takim podejściu jest nieco racji. Gdy spojrzymy bowiem np. na porażki Rosjan pod Bałakiją i Izium, to okaże się iż głównym problemem Rosjan był tutaj brak dostatecznej ilości ludzi do obsadzenia całej długości frontu. Rosjanie nie przegrali walki o Bałakiję czy Izium w „bezpośredniej walce”, a raczej zostali ograni w „wojnie manewrowej” – Ukraińcy, przełamując front na jednym odcinku i wychodząc na rosyjskie tyły, zmuszali do odwrotu całe rosyjskie zgrupowania.
Oczywiście, nagrania pokazujące jak w niektórych przypadkach przebiega mobilizacja są komiczne. Brak mundurów, zardzewiała broń, brak oficerów szkoleniowych. To wszystko są realne problemy. Jednak nie są to problemy unikatowe tylko dla rosyjskiej armii. Podobnie, pod względem organizacyjnym, wyglądał proces mobilizacji na Ukrainie w pierwszych miesiącach wojny.
Oczywiście w żaden sposób nie jest to z mojej strony próba „wybielenia” Rosjan. Z punktu widzenia organizacji – inwazja na Ukrainę była całkowicie nieprzemyślana. Zbyt mało ludzi i zbyt późno ogłoszona mobilizacja. Do jakiego stopnia inwazja była nieprzemyślna najlepiej pokazuje najlepiej to, iż wielu oficerów którzy mieli odpowiadać za werbowanie nowych jednostek na rosyjskich tyłach, wiosną i latem przerzucono do uzupełniania strat na Ukrainie – w efekcie teraz brakuje oficerów do formowania jednostek z nowo zmobilizowanych żołnierzy. Absurd goni absurd.
Chodzi mi o to, iż całkowite wyśmiewanie rosyjskiej mobilizacji jest nieuzasadnione. Nigdy nie należy lekceważyć przeciwnika. Prawie na pewno mobilizacja ustabilizuje front (może poza Chersoniem, bo tam Rosjanie mają ogromne problemy logistyczne) i utrudni Ukraińcom dalsze próby odbijania kolejnych terenów.
Najciekawsze jednak będzie to co nastąpi po stabilizacji frontu. Zimą zobaczymy bowiem „wielką bitwę o inicjatywę strategiczną”. Będzie to w dużej mierze bitwa na wycieńczenie, w której z jednej strony stanie Rosja i jej przemysł zbrojny (w ograniczony sposób wspierany tylko przez niektóre kraje jak np. Iran), a z drugiej Ukraina, dysponująca szerokim wsparciem NATO.