Zbliża się rocznica rosyjskiej inwazji na Ukrainę, która zapoczątkowała ciągnącą się od tamtej pory pełnoskalową krwawą wojnę. W niniejszym artykule nie będę jednak zajmował się przebiegiem wydarzeń, ale odniosę się, w formie swego rodzaju podsumowania, do wypowiedzi tych, którzy to zabierają głos na każdy temat, który aktualnie jest na topie – i zawsze w tonie wszystkowiedzących ekspertów. Nie inaczej rzecz się miała w temacie wojny rosyjsko-ukraińskiej…
Od kilkunastu lat z ogromną uwagą śledzę to, co dzieje się w krajach, które ongiś wchodziły w skład Rzeczypospolitej, a więc na Ukrainie, na Białorusi i na Litwie. Z czasem te moje zainteresowania rozciągnąłem na cały obszar postradziecki, a później także na Turcję i na kraje Bliskiego Wschodu. Moją uwagę przykuła bowiem rywalizacja turecko-rosyjska w Azji Środkowej i na Kaukazie, a także w Syrii i Libii. Obserwowałem więc działania polityków, ale też aktywność wojskową, w tym w szczególności poczynania tzw. wagnerowców, którzy z bronią w ręku rozszerzali rosyjskie wpływy na Bliskim Wschodzie i w Afryce. Obserwowałem coraz ściślejszą współpracę Rosji z Iranem, w którym to – co sygnalizowałem już dawno – wzbierała fala rewolucyjna i w którym żyje liczna mniejszość turecka, zwłaszcza w regionie Azerbejdżan Południowy. Turcy nie tylko stanowią tam większość ludności, ale dodatkowo jest to region, który oddziela Turcję od zasadniczego terytorium Azerbejdżanu oraz tureckich państw Azji Środkowej.
Codziennie przeglądałem portale rosyjskie, ukraińskie, białoruskie, tureckie, arabskie itp., śledziłem dyskusje prowadzone w mediach społecznościowych, czytałem różnego rodzaju analizy… W efekcie uznałem za wielce prawdopodobne, iż nadchodzi czas poważnych rozstrzygnięć militarnych. Narastało we mnie przekonanie, iż Rosja przy użyciu środków wojskowych może podjąć próbę odbudowy Związku Radzieckiego poprzez ściślejsze podporządkowania sobie państw postradzieckich, które to coraz wyraźniej zaczęły się od niej oddalać. Miałem tu na myśli tureckie kraje Azji Środkowej, Południowy Kaukaz oraz Ukrainę. Trudno było nie widzieć narastających wśród rosyjskich elit mocarstwowych resentymentów, czemu towarzyszyło poczucie krzywdy z powodu rozpadu ZSRR oraz tego wszystkiego, co działo się w krajach, które w wyniku tego uzyskały niepodległość.
W pierwszych dniach stycznia 2022 roku doszło do burzliwych protestów w Kazachstanie. W tle rozgrywała się walka o wpływy między prezydentem Tokajewem i klanem Nazarbajewa. Kasym-Żomart Tokajew zwrócił się wówczas o pomoc wojskową do Rosji, a ta ową prośbę spełniła. Wszystko to poszło nadzwyczaj sprawnie, a do tego przy niemal całkowitym milczeniu tak Turcji, jak i Zachodu. Protesty zostały stłumione, a klan Nazarbajewa został pozbawiony wpływów w państwie. Media tradycyjne i internet pełne były filmów i relacji z wzorowo – jak podkreślano – przeprowadzonej przez rosyjskie wojska operacji desantowej. Towarzysząca temu retoryka wskazywała, iż był to pierwszy krok do wypchnięcia Turcji z z Azji Środkowej, ale także do odbudowy rosyjskiej strefy wpływów obejmującej całość obszaru postradzieckiego.
Byłem już wtedy niemal pewien, iż niedługo Rosja skieruje swe wojska przeciw Ukrainie i iż jest to kwestia nie lat czy miesięcy, ale najbliższych kilku tygodni. Spodziewałem się przy tym. ze jeżeli Rosja zaatakuje Ukrainę, to nie będzie ona dla niej łatwym kąskiem. Do takich wniosków skłaniały mnie zachodzące w tym kraju i dające się zaobserwować procesy. Ukraina się zmieniała, zmieniał się poziom świadomości obywateli, zmieniała się też jej armia.
Na długo zanim zaczęła się wojna, mówiłem też i pisałem, iż wraz z jej wybuchem zaleje nas fala uchodźców, czego w żaden sposób nie będzie się dało uniknąć. Należało się więc na nią przygotować (można wszak było sobie wyobrazić, co by się działo, gdyby jej napływowi towarzyszyły społeczne niepokoje i ogólny chaos). Tłumaczyłem, iż fala ta odpłynie z powrotem i uchodźcy powrócą do swych domów, o ile Ukraina zdoła odeprzeć rosyjską agresję. Niezależnie od kwestii moralnych – jakże przecież istotnych – był to jeden z wielu czynników, które wskazywałem jako powód, by wspierać aktywnie Ukrainę, przede wszystkim poprzez dostawy broni. Podnosiłem też sprawę bezpośredniego zagrożenia dla naszego kraju ze strony Rosji, w przypadku gdyby zdołała ona połknąć Ukrainę. Nieuchronnie prowadziłoby to – co wielokrotnie podkreślałem – do jeszcze większego uzależnienia nas od Niemiec.
A co na to ci, którzy nieustannie radzą wszystkim, by wyłączyli telewizor i włączyli myślenie? Można było odnieść wrażenie, iż przez długi czas kwestie te absolutnie nie zaprzątały ich uwagi. Zauważyli je dopiero wtedy, gdy żyła tym już większość społeczeństwa. Oni oczywiście temu trendowi się nie poddali…
Gdy więc ja skrupulatnie zbierałem dane o przebiegu koncentracji wojsk rosyjskich, na bieżąco dzieląc się informacjami o tym, co udało mi się dowiedzieć, nieustannie czytałem w komentarzach: „przestańcie straszyć”, „ludzie przestali bać się koronowirusa, więc trzeba straszyć ich wojną oraz napływem uchodźców z Ukrainy” itp., itd… Taki bowiem obowiązywał przekaz wśród tych, „którzy myślą samodzielnie i nie dają się prowadzić jak barany”…
Ja zamieszczałem zdjęcia i filmiki przedstawiające transporty przemieszczanego z odległych regionów Rosji w pobliże granicy z Ukrainą i na Białoruś sprzętu wojskowego, sporządzałem spisy identyfikowanych przy okazji jednostek, gromadziłem dane odnośnie miejsc ich koncentracji, a ci, którzy „wyłączyli telewizor i włączyli myślenie”, szyderczo drwili ze mnie i ze wszystkich tych, co to „dali się nabrać, iż Putin planuje wojnę”.
„Putin osiągnął swój cel bez (gorącej) wojny (starczyło samo straszenie), Zachód groźnie kiwa palcem w bucie (tzw „sankcje”), a NordStream2 – oczywiście – jak miał być, tak będzie. Koniec przedstawienia; można się rozejść (merdia gównego ścieku mogą zmienić temat)” – pisał drwiąco jeszcze na dwa dni przed wybuchem wojny Jacek Wilk. Ten i podobne posty udostępniane były wręcz masowo…
Ileż to było śmiechu, ileż było drwin z tych, którzy „dali się ponieść gorączce wojennej”. I choćby gdy od wybuchu wojny świat dzieliły dosłownie godziny, „kierujący się rozumem realiści” wciąż przekonywali, iż żadnej wojny na wielką skalę Putin nie planuje i iż jest to z jego strony jedynie gra…
Wojna? Jaka wojna? Jedynie umyka nam okazja, by robić z Rosją interesy, tak jak to robią Niemcy, którzy realizują z Rosjanami wielkie inwestycje… – wskazywali, gdy Rosjanie grzali już silniki w czołgach, ci, co to „wyłączyli TV i włączyli myślenie”, szydząc z informacji medialnych, iż Polska uniezależnia się od dostaw surowców z Rosji.
Ba, choćby gdy wojna już wybuchła, wielu w to nie wierzyło, utrzymując, iż żadnej wojny nie ma. Posty zawierające zdjęcia i filmy mające dowodzić, iż to wszystko to jedna wielka mistyfikacja, cieszyły się ogromną popularnością i udostępniane były wręcz masowo…
Ale w końcu i ci najwytrwalsi ostatecznie przyznać musieli, iż wojna jednak ma miejsce, przy czym gwałtownie zapomnieli, co pisali i udostępniali dosłownie chwilę wcześniej. Nieliczni przyznawali, iż Putin ich jednak zaskoczył. Większość przeszła nad tym do porządku dziennego. Teraz za to zgodnym chórem i z miną ekspertów wszyscy niemal poczęli głosić, iż Ukraina nie ma szans w starciu z Rosją, a Anglosasi palcem w bucie nie kiwną w jej obronie, iż upadek Ukrainy to kwestia kilku dni. A skoro tak, to my przede wszystkim nie powinniśmy wychodzić przed szereg, a winniśmy skorzystać z okazji, by siedzieć cicho. Sprawa była prosta jak drut, bo dla „kierujących się rozumem”, rozedrganych emocjonalnie „realistów” zawsze wszystko jest niezwykle proste. Chętnie więc udostępniali utrzymane w tym duchu wpisy, pochodzące zarówno z kont anonimowych użytkowników, jak i osób znanych szerszemu ogółowi…
Szczególne wzmożenie, ocierające się wręcz o histerię, wywoływały wszelkie doniesienia o wysyłce z Polski czy przez Polskę sprzętu wojennego na Ukrainę. Padały przy okazji zarzuty, iż ma nas to wciągnąć w wojnę, którą to niechybnie przegramy. Zresztą generalnie roiło się tu od różnych teorii spiskowych…
Ale oto po pewnym czasie poczęła dominować nowa narracja – gdy już trudno było zaprzeczyć, iż Rosji w tej wojnie nie idzie, chór tych, co to „wyłączyli TV i włączyli myślenie”, zaczął wszem i wobec głosić, iż to wszystko to jeden wielki spisek, iż Putina wciągnięto w pułapkę i iż kryją się za tym globaliści i inne ciemne siły… niedługo zresztą i tę narrację wyparła kolejna, a adekwatnie kolejne, bo zaczęły się one rozchodzić. Tak więc jedni twierdzili, iż jesteśmy oszukiwani, bo w rzeczywistości Rosji świetnie idzie, inni zaś mówili, iż mamy do czynienia z jedną wielką mistyfikacją, w której udział biorą wszyscy możni tego świata, nie wyłączając władz na Kremlu, a chodzi o to, by przykryć rzeczy naprawdę ważne albo by mieć dla nich pretekst. Zresztą sporo było takich, którzy upowszechniali równocześnie obie te narracje, nie bacząc, iż stoją one względem siebie w jaskrawej sprzeczności. Towarzyszyło temu kontestowanie doniesień o zbrodniach dokonywanych przez żołnierzy rosyjskich.
I tak to się kręciło i kręci… Ludzie, którzy „wyłączyli telewizor i włączyli myślenie”, co do zasady nie podpierają się jakimikolwiek analizami, zawierającymi twarde dane z odniesieniem do liczb, zestawień, wykresów, położeniem na mapie… Jest w tym coś naprawdę niesamowitego, iż osoby rozedrgane emocjonalnie, z wypiekami na ustach powtarzające na przykład „złote myśli” red. Łukasza Warzechy, będące w zasadzie zbiorami banałów i niedorzeczności, podawanych przy tym w histerycznym tonie, uważają siebie za „politycznych realistów”.
„Powinniśmy mieć nadzieję na jak najszybsze zakończenie działań wojennych na Ukrainie, za każdą cenę. Bo w przeciwnym wypadku nasze kartonowe państwo za najdalej miesiąc, jak nie szybciej, zawali się pod naporem uchodźców” – utyskiwał w marcu ubiegłego roku red. Warzecha, nie precyzując, jaką to cenę gotów byłby zapłacić za jak najszybsze zakończenie działań wojennych na Ukrainie. Faktem natomiast jest, iż „nasze kartonowe państwo”, jak z pogardą o Polsce pisał Warzecha, wbrew jego „przepowiedniom”, nie runęło w ciągu miesiąca. Oto bowiem minął już prawie rok, a ono jak było, tak jest.
No cóż, wiedza tych, którzy zawsze najgłośniej krzyczą, by kierować się rozumem i by nie dać się prowadzić jak barany, z reguły okazuje się być co najwyżej powierzchowna, a przy tym często mocno wybiórcza. Tak naprawdę skupiają się oni na wyszukiwaniu i upowszechnianiu tego, co wpisuje się w ich wyobrażenia, lęki, fobie i niezdrowe fascynacje, przy czym nierzadko są to zwykłe plotki albo wręcz wrzutki, suflowane im przez różnego rodzaju hochsztaplerów oraz obce służby (niekoniecznie tylko rosyjskie).
Wojciech Kempa