"Superpaństwo powstaje bez zgody narodu – ostrzega polski europoseł Jacek Saryusz-Wolski"

grazynarebeca.blogspot.com 10 месяцы назад

Opinia publiczna ma nie zauważyć, iż szykuje się pucz, iż Unia Europejska jako wspólnota suwerennych państw jest likwidowana i powstaje superpaństwo bez zgody narodu – mówi polski europoseł Jacek Saryusz-Wolski



Komisja Spraw Konstytucyjnych Parlamentu Europejskiego przyjęła 25 października rezolucję zawierającą raport zawierający daleko idące zmiany traktatowe przygotowane przez tzw. Grupę Verhofstadta, zespół kierowany przez belgijskiego eurofederalistę Guya Verhofstadta.

Głosowanie plenarne zaplanowano na 22 listopada i formalnie uruchomi procedurę zmiany obowiązujących traktatów.

Polski eurodeputowany Jacek Saryusz-Wolski, który do lipca był członkiem Grupy Verhofstadt, wyjaśnia w ekskluzywnym wywiadzie dla Remix News, dlaczego ta ostatnia próba przekształcenia Unii Europejskiej w niedemokratyczne superpaństwo, którą opisuje jako cichy pucz o komunistycznych korzeniach, ma realną szansę powodzenia, jeżeli nie zostanie gwałtownie powstrzymana.

***

W Polsce odbyły się wybory i wiemy, iż nowy rząd prawdopodobnie utworzy Koalicja Obywatelska wraz z Trzecią Drogą i Nową Lewicą. Czy to oznacza, iż Polska poprze teraz daleko idące zmiany w traktatach unijnych proponowane przez lewicę i centroprawicę w Parlamencie Europejskim?

Wolę mówić w trybie warunkowym, ponieważ na dzień dzisiejszy utworzenie rządu przez opozycję jest prawdopodobne, ale nie przesądzone. jeżeli jednak tak się stanie, to rzeczywiście nie można już oczekiwać, iż Polska będzie blokować te zmiany w funkcjonowaniu UE.

Polska opozycja, na etapie prac parlamentarnych, poparła te zmiany, zarówno głosami przedstawicieli swoich grup politycznych w zespole współsprawozdawców sprawozdania, który potocznie nazywamy Grupą Verhofstadta, a z którego odszedłem w lipcu na znak protestu, jak i głosami w Komisji Spraw Konstytucyjnych, a także w głosowaniach plenarnych.

Jeśli chodzi o głosowania na posiedzeniu plenarnym, to w sprawozdaniu w sprawie parlamentaryzmu, obywatelstwa europejskiego i demokracji, w którym znalazła się poprawka mająca na celu wyeliminowanie prawa weta państw członkowskich, opozycja głosowała za zniesieniem tego prawa weta.

Podczas głosowania w Komisji Spraw Konstytucyjnych Parlamentu Europejskiego 25 października przedstawiciele tych polskich partii wyrazili zasadnicze poparcie dla planu utworzenia superpaństwa i zredukowania roli państw członkowskich do roli "landów" w stylu niemieckim.

Jest więc niemal pewne, iż jeżeli te trzy partie utworzą w Polsce rząd z Donaldem Tuskiem na czele, poprą te zmiany.

Czy zakładając, iż tak się stanie, zmiany te mogą zostać zablokowane przez mniejsze kraje, takie jak Węgry i Słowacja, których nowy premier Robert Fico wyraził zdecydowany sprzeciw wobec likwidacji prawa weta?

Musimy wziąć pod uwagę doświadczenia związane z traktatem konstytucyjnym. Było wielu opornych i w końcu, pod presją i szantażem, choćby najbardziej oporna Wielka Brytania zgodziła się. Traktat ten został zablokowany tylko przez dwa referenda, w Holandii i Francji. Dopiero wtedy traktat ten został porzucony. Ostatecznie został on jednak przyjęty w okrojonej formie i przemianowany na Traktat z Lizbony. Historia Traktatu Konstytucyjnego dowodzi więc, iż choćby najwięksi oporni z czasem ustępują i ustępują pod presją.

Tutaj presja jest bardzo duża, a narzędzia, którymi dysponuje Komisja Europejska, są znacznie potężniejsze niż w czasach prób przeforsowania Traktatu Konstytucyjnego. W tamtych czasach Komisja nie mogła blokować funduszy, tak jak robi to obecnie. Nie może postawić państwa członkowskiego pod ścianą w sprawie wymyślonych zarzutów dotyczących na przykład tzw. praworządności.

Arsenał środków wymuszenia i szantażu jest dziś znacznie większy i jest aktywnie wykorzystywany. Prezydent Francji Marine Le Pen powiedziała, iż premier Włoch Giorgia Meloni nie chce głosować za pakietem imigracyjnym i relokacyjnym, uważając, iż potrzebna jest blokada morska, a nie tego typu nieskuteczny środek. Zagrożono jej jednak, iż transza włoskich funduszy naprawczych zostanie zablokowana, a ona ugięła się pod presją, ponieważ ryzykowała, jak wiemy, atak rynków finansowych na Włochy.

Włosi rzeczywiście znają to od 2011 roku. Ale powiedział pan, iż w akcie protestu opuścił pan tzw. grupę Verhofstadta, czyli zespół pracujący nad sprawozdaniem w sprawie wniosków Parlamentu Europejskiego dotyczących zmiany traktatów. Akt protestu przeciwko czemu?

Przeciwko tej ostatecznej formule i brakowi poszanowania zasady konsensusu. Nad raportem pracowaliśmy od lipca 2022 r. do lipca 2023 r. To były setki godzin negocjacji. Było sześciu przedstawicieli sześciu grup politycznych, w tym ja w imieniu grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (ECR). Grupa Tożsamość i Demokracja nie została wpuszczona.

Dlaczego?

Jest to tak zwana polityka "kordonu sanitarnego" narzucona przez inne ugrupowania, od centroprawicowej EPL po skrajną lewicę. jeżeli chodzi o sześciu sprawozdawców, Konferencja Przewodniczących zdecydowała, iż będzie sześciu współsprawozdawców, tj. będzie obowiązywała zasada konsensusu. Oznacza to, iż wszyscy mieli zgodzić się na ostateczną wersję.

Jako jeden z tych sześciu współsprawozdawców protestowałem przeciwko różnym rozwiązaniom, niestety bezskutecznie. Zaproponowałem inne rozwiązania, takie jak Izba Pomocniczości TSUE złożona z prezesów krajowych sądów konstytucyjnych, czy procedura czerwonej kartki, w której połowa parlamentów narodowych mogłaby zatrzymać legislację w Komisji Europejskiej itp.

Wszystko to zostało odrzucone, a zasada "konsensusu sześciu współsprawozdawców" została zamieniona na "konsensus minus jeden". Innymi słowy, pięć pozostałych grup politycznych porozumiało się w sprawach między sobą, a ECR ostatecznie również znalazł się poza kordonem sanitarnym. Dlatego zatrzasnąłem drzwi w imieniu mojej grupy.

W swoim projekcie rezolucji, który dotyczy właśnie tych propozycji zmian traktatowych, Parlament Europejski powołuje się na tak zwaną Konferencję w sprawie przyszłości Europy jako źródło tych pomysłów. Czy nie oznacza to, iż za proponowanymi zmianami stoi demokratyczna procedura? W końcu były to konsultacje obywatelskie, prawda?

Absolutnie nie.

Przede wszystkim przestrzegałbym przed czytaniem samego projektu rezolucji, ponieważ słyszałem na własne uszy, jak mówiono wśród współsprawozdawców, iż rezolucja ma być sformułowana w taki sposób, aby ukryć najbardziej radykalne propozycje i przeorganizować je tak, aby choćby w obozie tych pięciu grup politycznych, od komunistycznej lewicy po Europejską Partię Ludową, nie wzbudziłyby oporu. Dlatego sama rezolucja jest wersją "lekką", wersją, która jest celowo zafałszowana, aby ukryć prawdziwy radykalizm tego, co znajduje się na 110 stronach raportu.

Jeśli chodzi o Konferencję w sprawie przyszłości Europy, to była ona tylko przygotowaniem. Zebrało się ośmiuset przedstawicieli tzw. społeczeństwa obywatelskiego. Zostali oni poddani coachingowi i sformatowani z pomocą organizacji pozarządowych typu Sorosa, tak aby włożyć w ich usta przesłanie, iż brukselski establishment chce być słyszany przez szerszą opinię publiczną. Nie miało to nic wspólnego z konsultacjami społecznymi. To był tylko parawan, ustawienie, potiomkinowska wioska zbudowana po to, żeby było się do czego przywołać. W rzeczywistości treść konferencji została napisana w biurach Komisji Europejskiej i Grupy Spinellego.

Warto zauważyć, iż w rezolucji Parlamentu Europejskiego jej autorzy odwołują się do Manifestu z Ventotene Altiero Spinellego, włoskiego komunisty trockistowskiego. Na pierwszym miejscu cytowany jest jego manifest, a na drugim deklaracja Schumana. To wyraźnie pokazuje, iż pomysł zmiany traktatu UE jest zakorzeniony w komunistycznej marksistowskiej wizji Europy, w której państwa narodowe są znoszone, a demokracja w zasadzie nie istnieje.

Wystarczy przeczytać, co Spinelli napisał na ten temat. Schuman głosił, iż jego ideą nie było łączenie państw w celu stworzenia superpaństwa, a idea Unii jako superpaństwa ma swoje źródło w koncepcjach ujawnionych przez Spinellego w Manifeście z Ventotene.

Mówi ona, iż "czerpie swoją wizję i pewność tego, co należy zrobić, ze świadomości, iż reprezentuje najgłębsze potrzeby współczesnego społeczeństwa, a nie z jakiegokolwiek wcześniejszego uznania przez wolę ludu, jeszcze nieistniejącego. W ten sposób wydaje podstawowe wytyczne nowego porządku, pierwszej dyscypliny społecznej skierowanej do nieuformowanych mas. Przez tę dyktaturę partii rewolucyjnej powstanie nowe państwo, a wokół tego państwa wyrośnie nowa, prawdziwa demokracja".

To jest czysty bolszewizm! Ta przyszła demokracja, podobnie jak w komunizmie, ma być prowadzona przez dyktaturę partii rewolucyjnych. Manifest z Ventotene mówi dalej, iż będzie to stabilne państwo federalne z armią europejską itp.

Bądźmy szczerzy: ten projekt reformy traktatów UE jest komunistyczny i odrzuca chrześcijańsko-demokratyczną koncepcję Schumana. Grupa Spinellego, która jest współautorem propozycji, jest nieformalną grupą w Parlamencie Europejskim, w skład której wchodzi kilkudziesięciu posłów do Parlamentu Europejskiego. Twierdzą, iż są federalistami, ale ich projekt jest w rzeczywistości antyfederalistyczny.

W federacji, jeżeli spojrzymy na Niemiecką Republikę Federalną, Szwajcarię lub Stany Zjednoczone, części składowe federacji są równe lub prawie równe. Każdy stan w Stanach Zjednoczonych ma dwóch przedstawicieli w Senacie. Niemieckie landy mają prawie równą reprezentację w Bundesracie. To samo dotyczy Rady Państw w Szwajcarii.

Z kolei w Unii Europejskiej siła głosu państw członkowskich jest proporcjonalna do liczby ludności. Jest to więc projekt nie tylko antydemokratyczny, ale także antyfederalistyczny, mimo iż nazywają siebie federalistami. W rzeczywistości są one dalekie od koncepcji federalnych. Są centralizatorami.

Jest to swego rodzaju grupa ideologów politycznych, z których niektórych nazwałbym choćby fanatykami, którzy chcą zbudować superpaństwo na gruzach państw narodowych, w którym polityczna oligarchia będzie rządzić w sposób niewytłumaczalny i wymykać się demokratycznej kontroli obywateli.

Wśród proponowanych zmian w traktatach unijnych jest też dość rewolucyjna zasada w porównaniu z obowiązującą do tej pory: kolejne traktaty miałyby być przyjmowane większością 4/5 państw członkowskich. Z drugiej strony, ten pierwszy traktat, który byłby przełomowy i wprowadzałby taką zasadę, będzie musiał zostać przyjęty jednogłośnie, prawda?

Tak. A kiedy już zostanie przyjęty, nie będzie już potrzeby forsowania woli niektórych państw członkowskich, gdy będzie można go obejść. Jest to ciekawostka, bo nigdzie w żadnej organizacji międzynarodowej nie ma czegoś takiego, iż ustawowy, konstytucyjny akt organizacji jest przyjmowany inaczej niż jednomyślnie.

Kolejna rewolucyjna zmiana dotyczy sposobu przydzielania kompetencji Unii. Do tej pory – przynajmniej w teorii, bo w praktyce jest nieco inaczej – to państwa członkowskie przyznają Unii nowe uprawnienia. Z drugiej strony, zgodnie z tym nowym projektem traktatu, nad którym w tej chwili debatuje Parlament Europejski, Unia mogłaby oficjalnie przyznać sobie nowe kompetencje i decydować o kompetencjach państw członkowskich.

W chwili obecnej, przynajmniej na papierze, zgodnie z art. 5, istnieje tak zwana zasada przyznania. Oznacza to, iż Unia ma tylko te kompetencje, które zostały jej przyznane przez państwa członkowskie i są wymienione w traktatach.

Natomiast w sprawozdaniu tzw. grupy Verhofstadt proponuje się przekazanie Unii 10 obszarów kompetencji, w tym dwóch jako kompetencji wyłącznych, w sferze klimatu i środowiska, oraz ośmiu jako tzw. kompetencji dzielonych. Traktat stanowi, iż kompetencje dzielone to te, w których wykonywaniu Unia ma pierwszeństwo, a państwa członkowskie mogą działać tylko w takim zakresie, w jakim Unia nie wykonuje tych kompetencji.

Krótko mówiąc, to Unia będzie decydować o tym, jakie są uprawnienia i zakres suwerenności państw, a nie odwrotnie. W ten sposób suwerenność w ramach Unii Europejskiej nie spoczywałaby już w państwach członkowskich, ale w samej Unii, a Unia byłaby podporządkowana.

Nawiasem mówiąc, waluta euro ma stać się obowiązkowa dla wszystkich członków UE. Dlatego też mówię o zagrożeniu, iż państwa członkowskie staną się po prostu "landami": będą to tylko państwa Unii Europejskiej, tak jak istnieją państwa niemieckie.

Teoretycznie imigracja pozostaje na razie wyłączną kompetencją państw członkowskich Unii Europejskiej...

W tej chwili imigracja ekonomiczna jest rzeczywiście wyłączną kompetencją państw członkowskich na podstawie obowiązujących traktatów europejskich, ale w praktyce nie jest to przestrzegane. Finalizowany pakt migracyjny z zasadą relokacji daje UE uprawnienia, które nie zostały nadane przez państwa członkowskie.

A jeżeli chodzi o kompetencje w przyszłości, jeżeli przejdziemy przez wszystkie te kompetencje, które otrzyma UE – środowisko, klimat, leśnictwo, zdrowie publiczne, transgraniczna infrastruktura transportowa, polityka granic zewnętrznych, sprawy zagraniczne, sprawy bezpieczeństwa wewnętrznego, obrona, obrona cywilna, przemysł, edukacja... Państwom członkowskim kilka pozostało. Kompetencje państw członkowskich będą zatem szczątkowe i częściowe.

Do tego dochodzi wielki rozdział rewolucji kulturalnej, czyli ideologii gender, w której wszędzie w Traktacie "równość kobiet i mężczyzn" zostaje zastąpiona pojęciem "gender". A to ma wejść do katalogu tzw. wartości europejskich.

Czy to oznacza, iż jeżeli traktaty zostaną zmodyfikowane zgodnie z obecnymi propozycjami Parlamentu Europejskiego, UE będzie mogła oficjalnie i legalnie narzucić małżeństwa osób tej samej płci wszystkim państwom członkowskim?

Niedopuszczenie do małżeństw osób tej samej płci w państwie członkowskim będzie bowiem stanowiło naruszenie praworządności w rozumieniu nowej unijnej definicji. Dodajmy do tego, iż art. 7, którym od lat krytykuje się Polskę i Węgry, zostałby zmieniony w taki sposób, aby można było stwierdzić brak poszanowania praworządności przez dany kraj i ukarać go już nie jednomyślnie, ale większością głosów pozostałych państw członkowskich.

Przyjęcie tych zmian będzie skutkowało ubezwłasnowolnieniem państw w tej kwestii. Łatwiej będzie ukarać państwo członkowskie i zablokować należne mu fundusze unijne. Krótko mówiąc, to, co teraz robią nielegalnie, mogliby odtąd robić legalnie, ponieważ wszystko byłoby zapisane w Traktacie.

Jak te zmiany mają się do tych zaproponowanych we wrześniu przez panel ekspertów powołany przez Francję i Niemcy? Czy te dwie inicjatywy są ze sobą w jakiś sposób powiązane?

Nie, nie są. Prace zespołu parlamentarnego rozpoczęły się w lipcu 2022 r. Natomiast mówimy tu o zespole utworzonym z inicjatywy ministrów spraw europejskich Niemiec i Francji. Ich raport został napisany przez naukowców, którzy napisali coś, do czego ci dwaj ministrowie mogą się teraz odnieść. Tematy są podobne, a intencje zbieżne, ale na tym podobieństwa się kończą.

Sprawozdanie Parlamentu jest wcześniejsze, obszerniejsze i głębsze, a przede wszystkim pełni rolę formalną. Opiera się ono na art. 48 Traktatu o Unii Europejskiej i uruchamia procedurę zmiany Traktatu, podczas gdy niemiecko-francuskie sprawozdanie jest jedynie ekspertyzą sporządzoną na zamówienie. Te dwa sprawozdania mają bardzo różną wagę.

Jaka jest Twoja prognoza? Czy nowy traktat ma wystarczające poparcie w dużych krajach UE i czy zostanie po prostu narzucony reszcie?

Najpierw przejdzie w Parlamencie Europejskim. Z grubsza, sądząc po poprzednich głosowaniach, przewiduję, iż powinno to być około 330 głosów "za" i 170 "przeciw". Pokazują to poprzednie głosowania, na przykład w sprawie całkowitego zniesienia prawa weta, co jest przewidziane w innym sprawozdaniu przegłosowanym w Parlamencie Europejskim we wrześniu.

Propozycja zmiany traktatów unijnych, po przyjęciu przez Parlament Europejski, trafi na biurko Rady UE, w której zasiadają ministrowie zainteresowanych państw UE-27. Zostanie on przekazany Radzie Europejskiej, czyli na posiedzenie szefów państw i rządów.

Rada Europejska może wówczas zwykłą większością głosów podjąć decyzję o zwołaniu konwentu, co jest czymś niezwykłym. Jest to rodzaj Konwentu, któremu kiedyś przewodniczył Giscard d'Estaing, a który doprowadził do upadku traktatu konstytucyjnego UE. Taka konwencja jest instytucją przewidzianą w obowiązujących traktatach. Kolejnym krokiem jest decyzja o zwołaniu konferencji międzyrządowej, która uchwali to wszystko wraz ze wspólnym porozumieniem w sprawie zmian traktatowych.

Moja odpowiedź na pańskie pytanie jest taka, iż jeżeli społeczeństwa i siły polityczne nie obudzą się teraz i nie powstrzymają tego na wczesnym etapie, walec UE będzie jechał do samego końca. Z drugiej strony, jeżeli teraz spotka się ze sprzeciwem, a w społeczeństwach państw członkowskich zbuduje się opór i będzie miał wpływ na debaty polityczne i wybory, jeżeli siły przeciwne tej zmianie reżimu dojdą do władzy we Francji, czego się oczekuje, i jeżeli w przyszłorocznych wyborach do Parlamentu Europejskiego dojdzie do przesunięcia sceny politycznej na prawo, jeżeli stanie się to istotną kwestią dla tych wyborów europejskich, tak jak powinno, to jest szansa na zablokowanie tych zmian traktatowych.

Ale jeżeli będzie się to odbywało po cichu, jak to miało miejsce do tej pory, przy zachowaniu milczenia polityków i mediów, to proces ten będzie trwał do samego końca. Teraz prace są prowadzone poza zasięgiem radaru. Zauważyli to tylko eksperci i bardzo niewielka liczba dziennikarzy.

Nawiasem mówiąc, taki jest zamiar, aby zrobić to we własnym zakresie, w dyskretny sposób. Opinia publiczna nie powinna zauważyć, iż szykuje się pucz, iż Unia Europejska jako wspólnota suwerennych państw jest likwidowana i powstaje superpaństwo bez zgody narodu, a państwa członkowskie są sprowadzane do roli państw niemieckich.

Dlatego, podobnie jak gęsi kapitolińskie, dziś trzeba ostrzegać i alarmować, iż ten zamach stanu niedługo nastąpi. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby zgodziły się na to społeczeństwa europejskie. jeżeli ludzie chcą zniesienia państw narodowych, to jest to w porządku, choćby jeżeli mi się to nie podoba. Czy wy ludzie chcecie superpaństwa, w którym kasta eurokratów będzie rządzić bez kontroli obywateli? jeżeli tak, wyraź swoją aprobatę.

Ale w Brukseli doskonale wiedzą, iż takiego porozumienia nie ma i nie będzie. Chcą to robić potajemnie i dlatego nazywam to spiskiem i puczem. To atak na demokrację. Robert Schuman musi przewracać się w grobie. Gdyby żył i był posłem do Parlamentu Europejskiego, głosowałby przeciwko. Podobnie jak Włoch Alcide de Gasperi, kolejny z ojców założycieli Europy.

Problem polega na tym, iż Europa została porwana, skradziona. Tak jak Zeus pod postacią byka porwał Europę, tak środowiska lewicowo-liberalne zawładnęły czymś, co było pojęciem o chrześcijańskiej genezie, czymś, co zostało oparte na zasadzie pomocniczości, która, nawiasem mówiąc, wywodzi się z nauki społecznej Kościoła. To coś jest przez nich przekształcane w projekt o komunistycznych korzeniach. Autorzy projektu rezolucji i sprawozdania Parlamentu Europejskiego choćby tego nie ukrywają.

***

Jacek Saryusz-Wolski jest ekonomistą i europeistą. Był jednym z głównych polskich negocjatorów w sprawie członkostwa w Unii Europejskiej i odpowiadał za relacje z UE w kilku rządach w latach 1990. i na początku 2000 roku. Od 2004 r. jest posłem do Parlamentu Europejskiego. W latach 2004-2007 był wiceprzewodniczącym Parlamentu Europejskiego, a w latach 2007-2009 przewodniczył Komisji Spraw Zagranicznych PE. Jacek Saryusz-Wolski był także członkiem komunistycznej partii NSZZ "Solidarność" w latach 1980. Zniesmaczony sposobem, w jaki jego liberalni koledzy starali się przeforsować sankcje wobec Polski w Brukseli po porażce wyborczej w 2015 r., zdystansował się od Platformy Obywatelskiej (PO), której był czołową postacią (był wówczas wiceprzewodniczącym Europejskiej Partii Ludowej) i zbliżył się do Prawa i Sprawiedliwości (PiS), z którym w tej chwili zasiada w grupie Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR).


Przetlumaczono przez translator Google

zrodlo\:https://rmx.news/european-union

Читать всю статью