„Stan Wyjątkowy”. Tusk składa Platformę do grobu. Kaczyński chce sobie kupić powrót do władzy. Duda pragnie zostać milionerem

news.5v.pl 6 часы назад

Zjednoczenie wszystkich — poza Zielonymi — partii tworzących Koalicję Obywatelską to gest jedności, bo wyborcy takie gesty lubią. Nic tak nie działa na elektorat, jak obraz polityków z własnego obozu, którzy potrafią się dogadać. Tusk potrzebował takiego sygnału po tygodniach koalicyjnych przepychanek, zwłaszcza z Szymonem Hołownią i jego kandydatką na wicepremierkę Katarzyną Pełczyńską-Nałęcz.

To symboliczne, iż Tusk — który był ojcem założycielem PO i jej najbardziej udanym liderem — dziś bez sentymentów składa szyld „Platforma” do politycznego grobu.

Partię założyło w 2001 r. trzech gentlemanów na rozdrożu — Andrzej Olechowski właśnie przegrał wybory prezydenckie, Tusk przegrał wybory na szefa Unii Wolności, zaś marszałek Sejmu Maciej Płażyński znalazł się na marginesie dryfującej w kierunku samozagłady centroprawicowej koalicji Akcja Wyborcza Solidarność.

Z tamtej trójki to właśnie Tusk przetrwał — nie tylko jako lider, ale jako symbol politycznej skuteczności. Gdy inni znikali z pierwszego planu, on krok po kroku rozszerzał swe wpływy i budował partię, która miała być czymś innym niż ówczesne ugrupowania: bardziej obywatelska, bardziej europejska i mniej partyjna.

Donald Tusk, Maciej Płażyński, Andrzej OlechowskiJanek Skarzyński / PAP

Platforma rosła w siłę, bo ludzie potrzebowali czegoś świeżego po latach 90., w których rządziły na przemian ultrakatolicka prawica i postkomunistyczna lewica. Równolegle na gruzach starych partii prawicy wykiełkował PiS — i oba ugrupowania szykowały się do wspólnego przejęcia władzy. W 2005 r. wybory prezydenckie niespodziewanie wygrał Lech Kaczyński, zaś PiS pokonało PO w wyborach sejmowych. Kaczyński postawił twarde warunki koalicji — co skończyło się fiaskiem. To jest właśnie moment, w którym rozpoczęła się święta wojna polsko-polska, czyli starcie PO z PiS i Tuska z Kaczyńskim.

Donald Tusk i Lech Kaczyński w 2005 r.Tomasz Gzell / PAP

Co prawda PiS utworzyło wówczas rząd z liderem Samoobrony Andrzejem Lepperem i szefem Ligi Polskich Rodzin Romanem Giertychem, ale gabinet kierowany osobiście przez Jarosława Kaczyńskiego upadł pod ciężarem własnych skandali i wewnętrznych wojen między koalicjantami.

Roman Giertych, Jarosław Kaczyński, Andrzej LepperRadek Pietruszka / PAP

W 2007 r. Tusk doprowadził Platformę do zwycięstwa i przez siedem lat rządów był hegemonem na scenie politycznej — przetrwał choćby Smoleńsk. Padł pod ciężarem „afery taśmowej” — kelnerzy nagrywali polityków Platformy w modnych knajpach podczas libacji, na których ustalali polityczne deale. Czując możliwą porażkę w kolejnych wyborach Tusk ewakuował się do Brukseli — i wtedy pojawiły się po raz pierwszy głosy, iż to pogrzeb Platformy, zaś mistrzynią ceremonii będzie Ewa Kopacz, którą Tusk wyznaczył na swą następczynię.


Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo

To Schetyna wymyślił Koalicję Obywatelską

Po przegranych przez PO wyborach do Sejmu w 2015 r. i powrocie PiS do władzy, partię przejął z rąk Kopacz nielubiany przez Tuska Grzegorz Schetyna. To on jako pierwszy zjednoczył antypisowską opozycję — w wyborach europejskich w 2019 r. wystartowała Koalicja Europejska, zrzeszająca Platformę, PSL i Lewicę. Pół roku później w wyborach sejmowych Schetyna wystawił Koalicję Obywatelską, choć bez chłopów, którzy wybrali start z nieobliczalnym Kukizem.

Grzegorz Schetyna, Donald TuskPaweł Supernak / PAP

Latem 2021 r. Donald Tusk ogłosił swój powrót do polskiej polityki. Nie był to gest spontaniczny tylko starannie zaplanowany — stało się to akurat w momencie, gdy w kuluarach wrzało od spekulacji o przyszłości Platformy. Po wyborach prezydenckich pojawiały się plotki, iż Rafał Trzaskowski może opuścić Platformę i stworzyć własną „partię 40-latków”, skupiającą innych prezydenckich kandydatów, takich jak Szymon Hołownia czy Władysław Kosiniak-Kamysz.

Rafał Trzaskowski, Władysław Kosiniak-KamyszTomasz Waszczuk / PAP

Tusk wrócił, by temu przeciwdziałać. Z jednej strony Tusk chciał ratować swoje polityczne dziecko — wszak Platform przez lata była jego wizytówką i symbolem jego politycznej tożsamości. Z drugiej — dbał o własną pozycję w opozycji.

Gdyby nowa formacja Trzaskowskiego stała się największą siłą anty-PiS-owską, Platforma przestałaby się liczyć. Tusk wiedział, kiedy trzeba wrócić, by nie dać innym przejąć sterów formacji, którą sam kiedyś budował. Wrócił nie jako „nowy lider”, ale jako ten, który przywraca pamięć o dawnych czasach. Ten ruch ujawniał coś charakterystycznego w jego polityce: przywiązanie do dawnych szyldów i starych wojen, ale jednocześnie energię i determinację.

I dokładnie to chciał na zjednoczeniowej konwencji pokazać Tusk swym wyborcom, z których część jest rozczarowana na półmetku jego rządów.

Donald Tusk, Szymon HołowniaPaweł Supernak / PAP

Tusk o Kaczyńskim: coś się staruszkowi pomyliło

Oczywiście więc — wystąpienie Tuska było odpowiedzią na konwencję PiS w Katowicach i pokrzykiwania Jarosława Kaczyńskiego. Taka jest logika tej wojny — i formalna likwidacja szyldu „Platforma” tego nie zmieni.

Kiedy prezes PiS straszył Niemcami i Francją oraz sugerował, iż Zachód ponosi winę za rosyjską agresję, Tusk go wprost zaatakował. „Każdy ma czasem tę pokusę, żeby powiedzieć: 'co ten Kaczyński chrzani, coś się staruszkowi pomyliło’, bo on widzi we Francji głównego wroga. Ktoś by mógł pomyśleć, iż coś nie gra. Ale to nie o to chodzi. Zło ma dzisiaj wymiar geopolityczny. Trudno niektórym przyjąć do wiadomości, iż tu się toczy gra bardzo serio — czy Polska obroni swoją suwerenność i drogę do dobrobytu, którą idzie od ponad 30 lat. Można by sądzić, iż gdyby PiS odzyskał władzę, to fortyfikacje, setki kamer, tysiące żołnierzy i funkcjonariuszy straży granicznej chcieliby postawić na granicy Polski z resztą Europy. Na zachodzie, a nie na wschodzie — grzmiał premier.

Donald Tusk na konwencji KOPaweł Supernak / PAP

To był powrót do narracji sprzed dwóch lat: prostej, czarno-białej. Tusk mówił językiem emocji, po jednej stronie — Europa, wolność, praworządność, zaś po drugiej — Wschód, kłamstwo, autorytaryzm. Dla wyborców to znany język, który w 2023 r. pomógł KO wygrać wybory.

Kurski i Przyłębska na kongresie PiS. Czemu nie jesteśmy zdziwieni?

Tusk wielokrotnie odnosił się do katowickiej imprezy PiS-u, wspominając choćby o tym, iż w panelu o mediach uczestniczy Jacek Kurski, a Julia Przyłębska — w panelu poświęconym praworządności. Dla elektoratu antypisowskiego to ikony państwa Kaczyńskiego, którego nienawidzą.

Jacek Kurski, Jarosław KaczyńskiLeszek Szymański / PAP

Tusk od lat wie, iż emocje wygrywają wybory. I iż wyborcy, choćby jeżeli mają dość polityki, wciąż reagują na prosty komunikat: „tu są ludzie przyzwoici, tam ci, którzy kłamią”. Tak wygląda nowa-stara twarz Koalicji Obywatelskiej — partii, która przestała być zlepkiem szyldów, a znowu zaczyna być ruchem. A Donald Tusk? Jak dwadzieścia lat temu — stoi na czele i przekonuje, żeby po raz kolejny mu zaufać.

Tusk chce się znów bić z Kaczyńskim i ani myśli o oddaniu premierostwa, ani szefostwa w partii

Premier wrócił też do tematu, który w ostatnich latach był dla niego obciążeniem w relacjach z własnymi wyborcami — rozliczeń. To hasło napędzało kampanię wyborczą sprzed dwóch lat, rozpalało emocje w elektoracie Koalicji Obywatelskiej, ale też budziło frustrację, gdy efekty okazały się mniej spektakularne, niż oczekiwano. „Za mało, za wolno, zbyt po amatorsku” — te zarzuty powtarzano niemal jak refren. Donald Tusk dobrze wie, iż zaufanie ludzi buduje się nie deklaracjami, ale konsekwencją. Wie też, iż nic tak nie demobilizuje jego elektoratu, jak poczucie, iż sprawiedliwość w Polsce to fikcja.

Tusk się usprawiedliwiał. „Oni nie wszyscy poszli siedzieć. Część uciekła za granicę, część ciągle chowa się za immunitetem. Ale czy nie widzicie tej różnicy, iż jeszcze niedawno ci, którzy kradli, byli ministrami i prezesami, a dziś muszą uciekać?” — mówił Tusk. „Wolę żyć w państwie, w którym złodziej się boi, a nie sprawuje władzę”.

To wystąpienie to był manifest, zapowiedź politycznej ofensywy. Po miesiącach sporów w koalicji i wewnętrznych napięć Tusk znów przyjął rolę lidera, który nie tylko tłumaczy, ale prowadzi. To moment, w którym wyraźnie widać, iż chce odejść od roli menedżera kompromisów.

Dla jego otoczenia to sygnał długo oczekiwany. Jeszcze niedawno współpracownicy mówili, iż Tusk wygląda na zmęczonego, jakby nie miał już w sobie dawnego ognia. Teraz ci sami ludzie powtarzają: „On znów chce się bić”. To nie tylko metafora. W politycznym języku Tuska „bić się” oznacza walczyć o narrację, o emocje, o wyobraźnię wyborców.

Dla jego obozu to oddech ulgi. Dla Kaczyńskiego — ostrzeżenie, iż zbyt wcześnie obsadził się w roli zwycięzcy wyborów w 2027 r. Wszystko teraz zależy od tego, czy za słowami Tuska, pójdą jego czyny, bo nie zawsze tak bywa. Ale konwencja zjednoczeniowa pokazała jedno: Tusk chce się znów bić z Kaczyńskim i ani myśli o sukcesji w rządzie, ani w partii.

To gra pełna ryzyk, bo jeżeli jednak Kaczyński zdoła przejąć władzę i będzie wystarczająco silny, by dyktować nowemu rządowi kierunki działania, to Tusk znajdzie się na celowniku jako pierwszy. A to będą brutalne rozliczenia.

Kaczyński pokazuje, iż jest gotów zrobić wszystko, żeby wrócić do władzy

A Kaczyński rzeczywiście pokazuje, iż jest gotów zrobić wszystko, by wrócić do władzy. Na programowej konwencji PiS mniej ważne były merytoryczne panele, takie jak z Kurskim i Przyłębską. najważniejsze były obietnice Kaczyńskiego.

A Kaczyński obiecuje to, co zwykle, tylko iż bardziej i więcej. W ramach „bardziej” poszerzył grono państw Unii, które atakuje zarzucając im dybanie na Polską niepodległość — teraz dybie Francja. Idzie to tak. Polsce grozi opcja „niemiecko-brukselska”, która zakłada powstanie „państwa hegemonialnego”. Wszystko, co zaczęło się po II wojnie światowej, ma zostać sfinalizowane jako wielkie zwycięstwo Niemiec i powstanie czegoś w rodzaju nowego imperium. Po prostu Niemcy chcą nam zabrać państwo. Francuzi razem z nimi”. Proszę nas zwolnić z egzegezy myśli prezesa — choćby my wymiękamy.

Jarosław KaczyńskiArt Service / PAP

Ale może być też „więcej” — nieoficjalnie wiadomo, iż Kaczyński rozważa obiecanie wyborcom w nowym programie PiS góry pieniędzy. Po pierwsze — 500 zł dla wszystkich, czyli rodzaj dochodu gwarantowanego. Po drugie — 100 tys. w bonach za urodzenie trzeciego dziecka oraz 40 tys. zł od pierwszego dziecka, a do tego program darmowych obiadów w podstawówkach. Czytaj: to będzie góra pieniędzy za zagłosowanie na PiS, po którym nastąpi reprodukcja. Kaczyński świetnie wie, iż wielu obietnic za swych rządów nie zrealizował. Ale akurat transfery socjalne wprowadził, co ma w elektoracie zbudować wiarygodność dzisiejszych obietnic.

Jarosław Kaczyński, Julia PrzyłębskaPaweł Supernak / PAP

Prezes PiS wymienił trzy kryteria, zgodnie z którymi powinien zostać przygotowany nowy program partii. Po pierwsze — kryterium polityczne, czyli oddziaływanie na świadomość społeczną. Po drugie — kryterium prakseologiczne, zgodnie z którym program powinien uwzględniać związki przyczynowo-skutkowe między różnymi sferami życia. Po trzecie — kryterium generalne uwzględniające wybór wizji przyszłości Polski w kontekście międzynarodowym. Ponownie: proszę nas zwolnić z konieczności tłumaczenia prezesowskiego haiku.

Duda w stanie ZEN, czyli kasa jest dobra

Jesteśmy za to w stanie wytłumaczyć prezydenta Andrzeja Dudę, który zaraz po wyprowadzce z Pałacu Prezydenckiego rzuci się w wir zarabiania pieniędzy. Prezydent wszedł do „międzynarodowej rady nadzorczej” spółki ZEN.com — to firma oferująca karty, wymiany walut i płatności online. ZEN to firma Dawida Rożka, który działa w nowych technologiach. W czerwcu Duda zabrał ze sobą Rożka do Singapuru. To była ostatnia prezydencka wizyta zagraniczna. I tak oto Duda skończył kadencję: obłaskawiając swego przyszłego pracodawcę. „Nowoczesny profil spółki świadczy o kreatywności młodych polskich przedsiębiorców” — twierdzi Duda. Tłumacząc po ludzku: kasa jest dobra.

Dawid Rożek, założyciel Zen.comMateriał prasowy

Finanse Dudów od dawna są wyzwaniem. Emerytura prezydencka wynosi niespełna 20 tys. zł brutto, a małżonka nie pracuje. Agata Kornhauser-Duda była nauczycielką niemieckiego, ale jej powrotu do pracy w dawnym liceum nie chcą nauczyciele.

Duda bezskutecznie szukał zatrudnienia międzynarodowego — ONZ, MKOl, instytucje zajmujące się odbudową Ukrainy. Przyjaciel z Ameryki Donald Trump, którym Duda jest autentycznie zafascynowany, nie kiwnął palcem, żeby pomóc swemu fanowi z Polski. Dudzie został więc biznes.

Andrzej Duda, Agata Kornhauser-DudaDarek Delmanowicz / PAP

Zakompleksiony wobec swych kolegów, krakowskich prawników, którzy dorobili się milionów, Duda postanowił nadrobić stracony na służbie dla państwa. Cel ma dokładnie taki sam — najpierw pierwszy milion, a potem kolejne. Przy okazji znaczy to tyle, iż podobnie jak sztandar Platformy, tak też baner „Duda” można wyprowadzić z polskiej polityki na zawsze.

Читать всю статью