„Stan Wyjątkowy”. PiS buduje mit pani Basi. Ostre wojny w koalicji. Kaczyńskiemu nie powiedzieli, iż Nawrocki to Batyr

news.5v.pl 1 день назад

Zapraszamy do zapisywania się na newsletter „Stanu Wyjątkowego”. Co tydzień zwracamy Państwa uwagę na najważniejsze wydarzenia oraz polecamy interesujące teksty. Zapisać można się tu.

„Basieńko” – mówił do niej. „Szefie” – odpowiadała. Poznali się w 1990 r. w Kancelarii Prezydenta, gdy Jarosław Kaczyński trafił tam po zwycięstwie Lecha Wałęsy, którego wówczas wspierał. Barbara Skrzypek już tam pracowała — była sekretarką generała Michała Janiszewskiego, szefa kancelarii Wojciecha Jaruzelskiego, który był prezydentem przejściowym — między PRL a III RP. Janiszewski był zaufanym człowiekiem Jaruzelskiego. W 1981 r. razem wprowadzali stan wojenny — Janiszewski był prominentnym członkiem Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego (WRON) — słynnej „wrony”, która do dziś pojawia się w politycznym alfabecie PiS („Ruda WRON-a Orła nie pokona” — krzyczą zwolennicy partii do Tuska).

Wprost/East News / East News

Generał Jaruzelski

Za PRL Janiszewski zajmował najważniejsze stanowiska w strukturach władzy, a od 1981 do 1989 r. pełnił funkcję szefa Urzędu Rady Ministrów. To właśnie wtedy poznał młodą Barbarę Skrzypek, która dopiero stawiała pierwsze kroki w administracji. Z URM zabrał ją do Pałacu Prezydenckiego — za Jaruzelskim.

Kaczyński twierdził po latach, iż miał do niej dystans, gdy po upadku komunizmu i zwycięstwie prezydenckim Wałęsy spotkali się w Kancelarii Prezydenta. Faktem jest jednak, iż od tej pory byli nierozłączni — Skrzypek zarządzała codziennym życiem Kaczyńskiego lepiej, niż on sam. W jej przypadku komunistyczny rys mu nie przeszkadzał — dość typowe podejście prezesa, który zaufanym ludziom wybaczał błędy i wypaczenia.

Barbara Skrzypek była powiernicą Kaczyńskiego. W praktyce była ważniejsza od wiceprezesów PiS

Nie ma się co dziwić tej pragmatycznej niechęci Kaczyńskiego do dekomunizowania pani Basi — okazała mu lojalność w trudnym do niego momencie, gdy Wałęsa wyrzucił go z Kancelarii Prezydenta. Odeszła razem z nim i zaczęła pracować w Porozumieniu Centrum, pierwszej partii braci Kaczyńskich. I tak było przez niemal trzy dekady. Zmieniała się pozycja polityczna Kaczyńskiego, zmieniały się jego partie, zmieniali się — i to wielokrotnie — ludzie z jego najbliższego kręgu. Ona jedna była opoką — czy był na wozie, czy pod wozem.

Z jednej strony, służbowo, pilnowała jego biura, korespondencji i archiwum. Z drugiej, prywatnie, dbała o to, żeby coś jadł i jako tako wyglądał. Przez 30 lat nie było nikogo spoza rodziny, do kogo miałby tak wielkie zaufanie. Barbara Skrzypek była jego powiernicą. Trzeba było się z nią liczyć — w praktyce była ważniejsza niż wielu wiceprezesów PiS.

PIOTR GRZYBOWSKI /SE/EAST NEWS / East News

Barbara Skrzypek, Jarosław Kaczyński

Za rządów PiS w każdą barbórkę na Nowogrodzkiej stały korki rządowych limuzyn, którymi ministrowie przyjeżdżali z kwiatami oddać hołd pani Basi — czyli w praktyce dbać o swój dostęp do ucha prezesa i swe kariery.

Kluczowe było to, iż pani Basia w zamian za swe oddanie niczego od Kaczyńskiego nie oczekiwała — nie walczyła miejsce na liście wyborczej ani pozycję strukturach partii. Była tylko dla niego — w odróżnieniu od przeważającej liczby polityków PiS, którzy w relacjach z Kaczyńskim walczą wyłącznie o własny interes. Zaufał jej tak bardzo, iż gdy zastanawiał się, jak rozpisać majątek, który jego partia w mętny sposób przejęła od państwa na początku lat 90., to wybrał sobie ją na figurantkę — to nacechowane negatywnie słowo akurat w tym przypadku stanowi dowód bezgranicznej wiary Kaczyńskiego w lojalność pani Basi.

Prezes PiS szermujący od końca lat 90. hasłami antykorupcyjnymi i protestujący przeciwko uwłaszczaniu się na państwowym uznał, iż nie może osobiście pokazywać się we władzach spółki Srebrna — zarządzającej przejętym od państwa majątkiem, w tym nieruchomościami. Wyznaczył do tego Barbarę Skrzypek — umieścił ją we władzach Srebrnej oraz Instytutu Lecha Kaczyńskiego, który formalnie kontroluje Srebrną.

Beata Zawrzel/REPORTER / East News

Pogrzeb Barbary Skrzypek

Właśnie to zaprowadziło ją na przesłuchanie do Ewy Wrzosek — bo Srebrna jest epicentrum afery „dwóch wież”.

Spośród wszystkich spraw politycznie skręcanych za rządów PiS to jedyna, która wprost dotyczy Kaczyńskiego

Afera „dwóch wież” ma dwóch głównych bohaterów: Kaczyńskiego oraz austriackiego dewelopera, Geralda Birgfellnera. Za rządów PiS Birgfellner miał zbudować wieżowiec dla Srebrnej na jej działce. Gdy jednak inwestycja została wstrzymana latem 2018 r., Kaczyński pokłócił się z nim o wynagrodzenie za wykonaną pracę. W trakcie tej walki o kasę, Birgfellner zaczął nagrywać Kaczyńskiego.

Wkrótce potem, na początku 2019 r., z pomocą adwokatów Romana Giertycha i Jacka Dubois – związanych z Platformą Obywatelską – Birgfellner złożył te taśmy w prokuraturze. Jednak była to prokuratura pod przewodnictwem Zbigniewa Ziobry — śledztwo zostało umorzone, a prokuratura stanęła na głowie, byle tylko nie przesłuchiwać Kaczyńskiego, któremu Birgfellner zarzucił oszustwo. Spośród wszystkich spraw politycznie skręcanych za rządów PiS to bodaj jedyna, która wprost dotyczy Kaczyńskiego. A zatem najbardziej dla niego osobiście niebezpieczna.

Mateusz Jagielski / East News / East News

Gerald Birgfellner

Uruchamiając strategiczny projekt deweloperski, Kaczyński oparł się na rodzinie. Bo Birgfellner to zięć Jana Marii Tomaszewskiego — słynnego kuzyna, któremu za rządów PiS Kaczyński zawsze zapewnia lukratywne, w dużej mierze fikcyjne posady. Karolina Tomaszewska tłumaczyła męża podczas negocjacji z prezesem, podczas których lansowali projekt drapacza chmur z dwoma wieżami. Na jednej miały być inicjały „LK”, zaś na drugiej „JK”. „Byłem pod pewnym naciskiem moralnym ze strony tej części rodziny” — przyznał potem Kaczyński. Gdy wybuchła afera, Karolina Tomaszewska stanęła po stronie męża. Zaś jej ojciec pozostał lojalny wobec swego sponsora, Jarosława.

Andrzej Iwańczuk/Reporter / East News

Jan Maria Tomaszewski, Jarosław Kaczyński

Po groźbach ze strony zwolenników PiS Wrzosek dostała ochronę i poszła na urlop

Czemu Kaczyński zostawił Birgfellnera na lodzie? Głównie dlatego, iż nie wierzył, iż PiS wygra wybory w stolicy. Zgoda ratusza była niezbędna na inwestycję, a prezydenci z Platformy nie chcieli o tym słyszeć. W dodatku na początku 2018 r. w mediach pojawiało się coraz więcej przecieków dotyczących planowanej inwestycji, bo Birgfellner i władze Srebrnej zaczęli przygotowania do budowy. Kaczyński bał się, iż to zaszkodzi PiS przed wyborami samorządowymi w 2018 r. i parlamentarnymi w 2019 r.

Po zmianie władzy w 2023 r. sprawa „dwóch wież” znalazła się w raporcie Prokuratury Krajowej wśród 200 skręcanych za rządów PiS śledztw. Cytujemy obszerny fragment tego raportu. Inicjałów tłumaczyć nie trzeba. „Istotą zawiadomienia było to, iż pokrzywdzony G.B. podjął się pracy i wykonał szereg czynności, nadto zaciągnął zobowiązania, działając na zlecenie J.K., w zaufaniu do niego i w przeświadczeniu, iż uczestniczy w realizacji poważnego przedsięwzięcia gospodarczego, a następnie po zmianie planów biznesowych przez J. K. nie otrzymał wynagrodzenia za wykonaną przez siebie pracę. […] Podczas trwającego przez okres ponad 8 miesięcy postępowania sprawdzającego (od 29 stycznia do 11 października 2019 r.) siedmiokrotne przesłuchano G.B. na te same lub pozostające bez znaczenia dla oceny prawnej zdarzenia okoliczności, w sytuacji, gdy odpowiedzi na pytania dotyczące okoliczności mających znaczenie można było uzyskać już podczas pierwszego przesłuchania (np. w zakresie kwoty wskazywanej w zawiadomieniu o popełnieniu przestępstwa).

Od strony merytorycznej przesłuchania w dużej mierze koncentrowały się na prowadzonej działalności gospodarczej w Polsce, np. w kontekście schematy prowadzenia przez spółki spraw podatkowych. Równolegle do prowadzonych przesłuchań organa skarbowe wszczynały kontrole skarbowe w tych spółkach […]. Prokuratora referenta nie interesowały okoliczności związane z ustaleniem zaistnienia znamion przestępstwa z art. 286 § 1 k.k. , na czym miało polegać wprowadzenie w błąd pokrzywdzonego, natomiast wielokrotnie dopytywano o umowy

zawarte przez pokrzywdzonego ze spółką Srebrna, mając od początku świadomość, iż pokrzywdzony podjął działania zmierzające do realizacji przedsięwzięcia deweloperskiego na podstawie ustnych uzgodnień i żadnych umów nie podpisywał. Pomimo iż w toku postępowania sprawdzającego pokrzywdzony został przesłuchany siedem razy, to i tak prokurator referent nałożyła na niego kary pieniężne po 3.000 zł za niestawiennictwo na wezwanie. Wszystkie te kary zostały uchylone przez Sąd Okręgowy w Warszawie, po rozpoznaniu zażaleń pełnomocników pokrzywdzonego. W dniu 11 października 2019 r. wydane zostało postanowienie o odmowie wszczęcia śledztwa wobec braku ustawowych znamion czynu zabronionego.

Za zbędne uznać należy przytaczanie argumentów merytorycznych wyrażonych w decyzji o odmowie wszczęcia śledztwa, albowiem mają one specyficznie rozłożone akcenty i koncentrują się wyłącznie na osobie J.K. i chęci jego ekskulpacji. Powyższe rozstrzygnięcie zostało utrzymane w mocy przez sąd, który nie uwzględnił zażalenia pełnomocników pokrzywdzonego. Badający ocenił powyższą decyzję za przedwczesną. Jego zdaniem okoliczności wskazane w pisemnym zawiadomieniu o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, uzupełnione w toku pierwszego przesłuchania zawiadamiającego, wskazywały na uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa i wymagały wszczęcia śledztwa. Przeprowadzenie niniejszego postępowania w formie postępowania sprawdzającego, a de facto śledztwa, uzasadnione było względami pozamerytorycznymi, czyli — jak należy sądzić — dążeniem do uniknięcia przesłuchania J.K. w charakterze osoby podejrzewanej.” — uznała Prokuratura Krajowa. I zapowiedziała wznowienie sprawy.

„Zaplanowanie czynności procesowych poprzez przesłuchanie w charakterze świadków m.in. osób uczestniczących w rozmowach na temat tego przedsięwzięcia, prawników, jak również samego J.K. […] pozwoli na ustalenie prawidłowego stanu faktycznego, jego ocenę prawnokarną, a w konsekwencji podjęcie prawidłowej decyzji merytorycznej w przedmiotowej sprawie.”

Dlatego też Barbara Skrzypek została przesłuchana jako przedstawicielka władz Srebrnej — miała zresztą wraz z synem drobne udziały w tej spółce. Trzy dni po przesłuchaniu zmarła na zawał, za co Kaczyński oskarża prokuraturę, Romana Giertycha, Adama Bodnara i rzecz jasna Donalda Tuska.

Prezes ma jeden cel — chce zneutralizować to śledztwo, w którym potencjalnie grożą mu zarzuty. Dochodzenie prowadzi gnębiona za czasów Ziobry prokuratorka Ewa Wrzosek, która nie kryje swej niechęci do PiS. Donosząc do prokuratury na Wrzosek w sprawie śmierci pani Basi, Kaczyński zyska argument, by wnosić o jej wyłączenie ze sprawy.

Andrzej Iwańczuk/Reporter / East News

Ewa Wrzosek

Podczas pikiety PiS pod prokuraturą, Wrzosek wyszła do tłumu. Kamery TVP nagrały europosła PiS Jacka Ozdobę, który zastanawia się, czy ją popchnąć. A Kaczyński odmówił potępienia takich prób prowokacji.

Piotr Nowak / PAP

Jacek Ozdoba

Po groźbach ze strony zwolenników PiS Wrzosek dostała ochronę i poszła na urlop. Na razie twierdzi jednak, iż ze sprawy się nie wyłączy. Wspiera ją Prokurator Krajowy Dariusz Korneluk.

Ale Kaczyński pokazał, iż potrafi wykorzystywać śmierć bliskich sobie ludzi do skutecznego realizowania własnych interesów politycznych. Dlatego też w najbliższym czasie będzie budował mit Barbary Skrzypek jako ofiary rządów Tuska.

Koalicjanci Tuska wzięli się za łby. Najostrzejsze wojny toczą się w Trzeciej Drodze

W sprawę zaangażował się także Andrzej Duda, który dobrze znał Skrzypek — w czasach, gdy jeszcze przyjeżdżał na Nowogrodzką, popalali sobie papierosy. Prezydent wprost zaatakował premiera, który w sprawie Skrzypek nie zabiera głosu.

Leszek Szymański / PAP

Andrzej Duda, Donald Tusk

Strategia Tuska jest logiczna — nie chce włączać się do politycznego sporu o śmierć, do którego chce go wciągnąć PiS.

Tusk i tak ma wystarczająco dużo przyziemnych problemów politycznych we własnej koalicji. Weźmy wojnę o składkę zdrowotną. Rządowy projekt zakłada znaczące obniżenie składki dla osób prowadzących działalność gospodarczą. Przedsiębiorcy od 2026 r. mieliby płacić tylko minimalną ryczałtową stawkę wynoszącą 6,75 proc. najniższej krajowej — dziś byłoby to 314,95 zł miesięcznie. Dopiero gdy ich dochody przekroczyłyby 1,5-krotność średniego wynagrodzenia (w obecnych warunkach ten próg wynosiłby ok. 12,3 tys. zł miesięcznie), składka miałaby się zwiększać o 4,9 proc. nadwyżki ponad tę kwotę.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Według Ministerstwa Finansów nowe rozwiązanie ma zmniejszyć wpływy do Narodowego Funduszu Zdrowia w przyszłym roku o ponad 4,6 mld zł. To wszystko w sytuacji, gdy już w tym roku w budżecie NFZ może zabraknąć 30 mld zł.

Składki dla przedsiębiorców zostały podniesione za rządów PiS, co przyczyniło się do utraty władzy przez Jarosława Kaczyńskiego. W kampanii wyborczej w 2023 r. większość partii koalicyjnych obiecywała przedsiębiorcom obniżenie składek — a to 2,5 mln wyborców plus ich rodziny. Do dziś obniżki nie ma, bo koalicjanci kłócą się o rządowy projekt. W ostatnim tygodniu wykroczyło to poza standardy koalicyjnych konfliktów. Po pierwsze sprzeciw Lewicy wobec obniżki poparła ministra zdrowia Izabela Leszczyna z KO — co utrudnia sytuację Tuska. „NFZ z pewnością tego nie udźwignie. Nie zagłosuję za obniżeniem składki zdrowotnej” — oświadczyła Leszczyna.

Jacek Domiński/Reporter / East News

Donald Tusk, Izabela Leszczyna

Po wtóre, odezwała się jej koleżanka z rządu Paulina Hennig-Kloska z Polski 2050, dopominającej się obniżki. Ministra klimatu świadczyła, iż Lewica — no ale w takim razie także Leszczyna — to piąta kolumna w rządzie. Są dwie możliwości. Hennig-Kloska postanowiła wywołać koalicyjną wojnę albo nie wie, co to jest „piąta kolumna”.

Marysia Zawada/REPORTER / East News

Paulina Hennig-Kloska, Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz

Zresztą pani minister — jedno z najsłabszych ogniw rządu — uczestniczy też w innych konfliktach. Ze swą partyjną koleżanką, szefową resortu od funduszy Katarzyną Pełczyńską-Nałęcz kłócą się o to, czy przez cały czas mrozić ceny energii. To wojna zastępcza, bo tak naprawdę walczą o schedę po Szymonie Hołowni, który — na co liczą — wypadnie marnie w wyborach i zrezygnuje z szefostwa partii.

Zresztą Pełczyńska-Nałęcz równocześnie okłada się z liderem PSL Władysławem Kosiniakiem Kamyszem, swym — teoretycznie — sojusznikiem z Trzeciej Drogi.

Marysia Zawada/REPORTER / East News

Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, Szymon Hołownia, Władysław Kosiniak-Kamysz

Spierają się o kontrolę nad wartym 30 mld zł nowym funduszem bezpieczeństwa i obronności. Pieniądze pochodzą z Krajowego Planu Odbudowy, którym zawiaduje Pełczyńska-Nałęcz, dlatego ministra chciałaby je przez cały czas kontrolować. Wzbudza to irytację WKK, bo 30 mld to kawał grosza, zaś KPN nie jest znana ze swych talentów militarnych.

A te wszystkie koalicyjne wojny szczycie kampanii wyborczej.

Batyr ogląda ciało „Nikosia”, czyli kaseta od gangsterów

Kandydaci na prezydenta akurat kompletują podpisy niezbędne do zatwierdzenia ich startu. Rekordzistą został Karol Nawrocki, który złożył 1,3 mln podpisów pod swą kandydaturą — co oznacza, iż PiS już go na pewno nie wycofa.

A powodów do tak desperackich myśli na prawicy przybywa. Przede wszystkim Nawrocki ma sondaże gorsze od notowań PiS, a zatem nie popiera go cały elektorat jego własnej partii. Biorąc pod uwagę rosnące notowania lidera Konfederacji Sławomira Mentzena, można zakładać, iż część wyborców PiS woli jego od Nawrockiego. W sumie trudno się dziwić, bo niezbadana jest biografia pana Karola. choćby podczas składania podpisów w PKW — co zawsze dla kandydata jest świętem, bo przesądza jego start w wyborach — Nawrocki był pytany przez podłych i małostkowych dziennikarzy, czy to na pewno podpisy zebrane na jego nazwisko.

Szymon Pulcyn / PAP

Sławomir Mentzen

To efekt naszej publikacji. Ujawniliśmy bowiem, iż Nawrocki używał w przeszłości drugiej, zmyślonej tożsamości — „Tadeusz Batyr”. Pod takim pseudonimem napisał książkę „Spowiedź Nikosia zza grobu”, biografię trójmiejskiego gangstera Nikodema Skotarczaka.

„Oglądam ciało „Nikosia” sfilmowane dokładnie godzinę po śmierci. Jeszcze parę lat po zabójstwie Skotarczaka, dzięki policyjnemu przeciekowi, kaseta będzie krążyła w świecie przestępczym jako rarytas. Każdy przestępca będzie mógł ją kupić za jedyne 50 dolarów (…) Prawa skroń przytulona do bocznej ściany, lewa roztrzaskana i zakrwawiona, widać wylot kuli. Czarne dżinsy, czarny podkoszulek, na wieszaku czarna skóra — strój bardziej żałobny niż imprezowy. W lewej ręce, na której uwagę przyciąga srebrny zegarek Cartrier Santos, „Nikoś” ściska niezidentyfikowany przedmiot przypominający talię kart lub papierosy” — pisał w swej książce.

Wśród historyków i znajomych „Nikosia” od lat trwały spekulacje, kto jest autorem tej biografii. Wiele poszlak wskazywało na Nawrockiego — choćby to, iż część książki pokrywa się z fragmentami jego pracy „Brudne wspólnoty”, dotyczącej przestępczości w PRL, opublikowanej przez Instytut Pamięci Narodowej. Zdjęcie na okładkę robił jego nadworny fotograf z IPN. Znana jest też fascynacja Nawrockiego trójmiejskim półświatkiem, w tym „Nikosiem”.

Ale prezes IPN przez wiele lat się do tego nie przyznawał. Do czasu, aż sprawą zainteresowaliśmy się my. „Tadeusz Batyr to pseudonim literacki Karola Nawrockiego” — potwierdziła nam Emilia Wierzbicki, rzeczniczka kampanii Nawrockiego.

Kaczyński nie zna Batyra. „Nie jestem pewien, czy w ogóle takie wydarzenie miało miejsce”

Nie jest problemem to, iż Nawrocki wydał książkę pod pseudonimem. Problemem jest to, iż po wydaniu tej książki Nawrocki szeroko wykorzystywał fałszywą tożsamość „Tadeusz Batyr”. W programie TVP z 2018 r. (za rządów PiS) Nawrocki występuje przedstawiony i podpisany jako „Tadeusz Batyr” — w bejsbolówce, z rozmazaną twarzą i zmienionym głosem. Opowiadając o „Nikosiu”, wychwala jednocześnie Karola Nawrockiego, czyli siebie samego. Mówi: — To historyk, który zainspirował mnie do mojej pracy, pierwszy, który zajmował się zagadnieniami przestępczości zorganizowanej w PRL. Ja starałem się do tych suchych historycznych i badawczych prac doktora Nawrockiego dołożyć to, czym się zajmuję na co dzień: czyli publicystykę, ale też rozmowy z ludźmi, ze świadkami tamtych wydarzeń.

Podobny występ jako Batyr zaliczył w Polskim Radiu i w kilku mediach internetowych — we wszystkich lojalnie chwalił Nawrockiego.

Ten kamuflaż działał też w drugą stronę. 5 maja 2018 r. Nawrocki na swe oficjalne konto na Facebooku wrzucił zdjęcia okładki książki o „Nikosiu”. „Kilka lat zajmowałem się przestępczością zorganizowaną w PRL, więc i Tadeusz Batyr zgłosił się do mnie po kilka wskazówek dotyczących uwikłań Nikosia. Za ich udzielenie podziękował ciekawą książką, którą polecam. Jest choćby autograf autora!” — pisał o książce, na której podpisał się sam sobie jako Batyr, będąc Nawrockim.

Cała ta sytuacja naraża Nawrockiego na śmieszność — a to potężna broń polityczna. choćby teraz pytany pod PKW o Batyra, Nawrocki używa dwóch tożsamości. „Jeśli mieliśmy w Polsce tylko jednego historyka, który miał odwagę zajmować się przestępczością zorganizowaną w PRL, ja byłem tym historykiem. No to Tadeusz Batyr nie miał możliwości odwołać się do żadnych innych badań i źródeł naukowych” — stwierdził.

A zapytany, czy wystąpienie w telewizji w TVP pod pseudonimem Batyr i wychwalanie Nawrockiego nie było żenujące, odparł z beztroską, iż nie sądzi. „To była konwencja, w której Tadeusz Batyr może odwołać się tylko do jednego źródła” — oznajmił.

Nas jednak najbardziej bawi to prezes PiS Jarosław Kaczyński, który zapytany o podwójną tożsamość Nawrockiego/Batyra, odparł: „Nic o tym nie wiem. Nie jestem pewien, czy w ogóle takie wydarzenie miało miejsce”.

I chyba mówił prawdę. Wszystko wskazuje bowiem na to, iż sztabowcy PiS prewencyjnie przestali informować Kaczyńskiego o wyczynach jego prezydenckiego wybrańca.

Читать всю статью