

Sytuacja opisana przez DeepState ukazuje również problemy dowódcze po stronie ukraińskiej. Według analityków, niektórzy dowódcy wojsk ukraińskich mają trudności z oceną sytuacji lub bagatelizują problem, prezentując go jako „opanowany”. Tymczasem ukraińscy żołnierze, którzy utrzymują linię obrony, wyrażają swoje zaniepokojenie chaosem.
Czy załamanie frontu w Ukrainie może przełożyć się na skalę oczekiwań Rosji przed piątkową rozmową z przywódcą USA? I czy Kreml, rozochocony korzystną dla Rosji sytuacją na froncie, może swoje oczekiwania mnożyć?
— Żądania Rosji będą zawsze maksymalizowane i mnożone, bo na takiej zasadzie oni działają. Jednak co do tej przewagi na froncie, to cóż, jej „skala” jest taka, iż trzeba wziąć mikroskop, żeby ją na mapie zauważyć – mówi Onetowi gen. Roman Polko, były dowódca GROM i były wiceszef BBN.
— To, co teraz dzieje się w rejonie Pokrowska to nie są jakieś wielkie zdobycze Rosjan, choć nie ulega wątpliwości, iż to oni od ponad pół roku mają inicjatywę. Nie bez powodu. Morale w armii ukraińskiej jest obniżone, Kijów co chwila musi mierzyć się z albo zapowiedziami, albo realnym wstrzymaniem pomocy wojskowej i wywiadowczej, co wynika z chaotycznych działań obecnej administracji USA. A to, co się szykuje na piątek na Alasce, czyli spotkanie Trumpa z Putinem, jeszcze sytuację Ukraińców pogarsza – mówi gen. Polko.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo
„To może być nowa Jałta”
— Całe to spotkanie to jest kompletna porażka negocjacyjna Trumpa, bo Putin nie ustąpił ani o milimetr. Nie godzi się na zawieszenie broni, tylko powtarza wciąż, iż Ukraina ma ulec demilitaryzacji i denazyfikacji. Czyli żąda dokładnie tego samego, z czym szedł na tę wojnę w 2022 r. — wskazuje.
— Ta „denazyfikacja” oznaczać ma, w rozumieniu Putina tyle, iż Zełenski ma „iść precz”, a w Kijowie trzeba zainstalować rząd, który będzie posłuszny Rosji. I tyle. Więc to, co szykują nam Trump i Putin na Alasce, to może być nowa Jałta i podział stref wpływów, jeżeli oni zawrą jakiś zgniły kompromis. A deal, według Trumpa, ma być prosty: my wam oddajemy Ukrainę, a wy nam pomagacie na Bliskim Wschodzie. Nie to miał na myśli Joe Biden, gdy mówił, iż czeka nas długi marsz – zaznacza.
Co z Polską? „Putin zacznie się rozglądać za nowym celem, podobnie Specnaz”
— Powiem wprost, to spotkanie na Alasce niczego dobrego nie przyniesie. Więcej, jego efekty mogą sprawić, iż Polska stanie się bardziej zagrożona, bo kiedy rosyjska armia się odbuduje i nie będzie już zaangażowania w Ukrainie, to Putin zacznie się rozglądać za nowymi celami – mówi gen. Polko.
— Bo według doktryny Kremla ma być tak, jak mówił w 2021 r. Siergiej Ławrow, Rosja ma odzyskać te strefy wpływów, które miał Związek Radziecki. Czyli jakby powtórka z Układu Warszawskiego. My już mamy wojnę informacyjną i hybrydową, mnożą się akty dywersji i to będzie narastało, jeżeli zasoby rosyjskiej armii zostaną uwolnione. Dziś Rosja kupuje sobie bandytów, żeby tych aktów sabotażu dokonywali, ale ja nie wątpię, iż rosyjski Specnaz już może planować w Polsce jakieś poważne ataki na infrastrukturę krytyczną, linie kolejowe i temu podobne – wymienia.
„Nie jesteśmy bezsilni, nie jest bezsilna Europa”
Zdaniem byłego szefa GROM Polska musi się na taki rozwój sytuacji przygotować.
– Nie jesteśmy bezsilni, ani my, ani Europa. Musimy pogodzić się z tym, iż Trump, z jego niewiarygodnie rozdętym ego, nie będzie żadnym gwarantem bezpieczeństwa dla świata, a może przeciwnie. I Europa musi budować swoją strategiczną niezależność – podkreśla.
— Zaś polscy politycy muszą zdać sobie sprawę, iż na Trumpie i USA nie można już polegać. Musimy zbudować sojusze europejskie. Owszem, jedną nogę mieć w USA, ale nacisk kładźmy na to, by Europa, czyli my, budowała zdolność do obrony naszego terytorium. Kluczowa jest tu kompatybilność armii państw UE i interoperacyjność. Czyli żeby armie europejskie nauczyły się działać razem – podsumowuje.