Logika była kiedyś silną domeną Polaków. Podejdźmy więc do sprawy dronów od strony logicznej, bazując na posiadanych informacjach. Logika wskazuje, iż owszem były to rosyjskie drony, ale wystrzelone z Ukrainy.
Dnia 10 września 2025 roku kilkanaście rosyjskich dronów przeleciało od strony Ukrainy do Polski. Rosja została natychmiast oskarżona o atak. Sytuacja ta wywołała szerokie reperkusje dyplomatyczne i została zinterpretowana jako dalsza eskalacja konfliktu rosyjsko-ukraińskiego, który w tej chwili rozszerza się na Polskę. W rzeczywistości drony wyrządziły niewielkie szkody, ponieważ nie miały ładunków wybuchowych i nikt z tego powodu nie zginął ani nie został ranny. Podejdźmy do kwestii dronów logicznie, opierając się na posiadanych informacjach.
- Dron ma ograniczony zasięg. Wszystkie odnalezione w Polsce drony to wielofunkcyjne drony Gerbera, używane w celach rozpoznawczych i przekazywania sygnałów. Ich zasięg to 300-600 km, chociaż część dronów miała dodatkowe zbiorniki, przedłużające zasięg do 700-900 km. Według mapy przelotu dronów, jaki dostarczyła Ukraina, miały one być wystrzelone z terenów rosyjskich leżących za Ukrainą. Od tych terenów do Polski odległość wynosi około 1000 km (np. od miasta Sumy w Ukrainie koło granicy rosyjskiej do Rzeszowa jest 1052 km drogą lądową). Prosta logika wskazuje, iż drony Gerbera, choćby te z dodatkowymi zbiornikami z Rosji do Polski nie mogłoby dolecieć. Dalsze rozważenie tematu długości lotu polecam ekspertom wojskowym.
- Powiązanie nalotu dronów z operacją wojskową. Informacja o nalocie dronów na Polskę pokazała się na ukraińskiej mapie rosyjskiego ataku dronów na Ukrainę, na której były tory przelotów dronów. Część z tych torów wskazywało na przelot do Polski. Podczas ataku 10 września rano Rosja użyła nowoczesnych dronów wyposażonych w potężne ładunki wybuchowe i zdolnych do precyzyjnej identyfikacji celów. Tymczasem drony Gerbera, które doleciały do Polski, nie miały ładunku wybuchowego i służą one dla celów rozpoznawczych, ewentualnie dla wywołania szumu informacyjnego. W żaden sposób nie pasuje więc powiązanie ataku Rosji z tym typem dronów. Wydaje się to być operacją psychologiczną. Tak jakby ktoś chciał powiązać rosyjski atak, w którym użyto setek rakiet i dronów dla celów bojowych i zniszczono liczne obiekty na Ukrainie, z przelotem dronów do Polski.
- Operacja fałszywej flagi. Operacja fałszywej flagi (false-flag operation) to działania mające na celu wprowadzenie opinii publicznej w błąd, aby uwierzyła, iż druga strona konfliktu dopuściła się agresji, podczas gdy faktycznie tak nie było, i w ten sposób uzasadnić podjęcie działań militarnych lub innych działań o charakterze represyjnym przeciwko tej stronie. Wszystko wskazuje, iż oskarżenie Rosji o wysłanie dronów do Polski jest operacją fałszywej flagi, gdyż można zadać podstawowe pytanie: „po co Rosja miałaby to robić?” Taka operacja nie przynosi Rosji żadnej korzyści, a odwrotnie naraża ją na ataki ze strony polityków i wzburzonej opinii publicznej. Przynosi za to korzyści Ukrainie, która na rzekomej „prowokacji rosyjskiej” zbija kapitał polityczny, psuje jeszcze bardziej stosunki polsko-rosyjskie i próbować wciągnąć Polskę w konflikt.
Czas dla polityków i ekspertów powtórzyć kurs z logiki i ostudzić emocje przed wypowiadaniem zbyt pochopnych sądów. Oczywiście wystrzelenie kilkunastu dronów z Ukrainy do Polski nie byłoby problemem, gdyż część z dronów Gerbera znalazła się w ukraińskich rękach. Skąd więc taka pewność, iż incydent ten był prowokacją ze strony Kremla? Chyba dlatego, iż odkrycie prawdy kto wystrzelił drony może się dla wielu osób okazać bardzo niewygodne. Polecam zweryfikować przedstawione informacje.
Prof. W. Julian Korab-Karpowicz
Autor jest emerytowanym profesorem Uniwersytetu Opolskiego w Instytucie Nauk Politycznych i Administracji. Specjalizuje się w filozofii polityki i teorii stosunków międzynarodowych.