„Ja się nie pakuję, zdecydowanie”
Sędzia Małgorzata Manowska odniosła się do niepotwierdzonych informacji sugerujących, iż jej kadencja na stanowisku I prezes Sądu Najwyższego może zakończyć się wcześniej niż planowano. Powodem tego miały być przyszłe zmiany w sądownictwie i Krajowej Radzie Sądownictwa. Manowska zapewniła, iż nie zamierza rezygnować ze stanowiska.
Wyraziła jednak obawy związane z możliwością podobnych zagrożeń, jakie miały miejsce w siedzibie TVP, i skrytykowała sposób wprowadzania zmian w mediach publicznych, nazywając go “złotoustym piractwem”. Podkreśliła, iż najpierw określa się cel, a następnie tworzy się ideologię, która go usprawiedliwia.
Manowska wskazała, iż w takim procesie mogą pojawić się różne autorytety, które mówią o obronie Konstytucji, ale efekt końcowy może być opłakany. Zasugerowała, iż mogą zaistnieć wymogi składania oświadczeń lojalnościowych, nielegalne jej zdaniem weryfikacje sędziów i “ochroniarze w siedzibach urzędów publicznych”. Przywołała swoje doświadczenia z czasów stanu wojennego i stwierdziła, iż te działania kojarzą jej się z tym okresem.
Na koniec skomentowała decyzję ministra kultury o likwidacji mediów publicznych, nazywając ją decyzją polityczną, która w żaden sposób nie jest powiązana z kulturą. Wyraziła obawy, czy po tej reformie cokolwiek jeszcze zdoła się utrzymać.
Nie powinno się podejmować nerwowych ruchów, bo przy likwidacji tego typy spółek cierpią ludzie, którzy są tam zatrudnienie – stwierdziła Manowska.
Ułaskawienienie Kamińskiego i Wąsika
Prezes Sądu Najwyższego odniosła się również do kwestii ułaskawienia Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika przez prezydenta Andrzeja Dudę w 2015 roku, co było przedmiotem sporu w Sądzie Najwyższym. Sprawa trafiła do Sądu Apelacyjnego i ma wrócić do Sądu Najwyższego. Manowska nie ujawniła swojego stanowiska w tej sprawie, zgodnie z tradycją sędziowską.
Poinformowała, iż Sąd Najwyższy nie otrzymał jeszcze protestu Kamińskiego i Wąsika przeciwko decyzji marszałka Sejmu o wygaszeniu ich mandatów poselskich. Przypomniała, iż odpowiednim organem do rozpatrzenia tej sprawy jest Izba Kontroli Nadzwyczajnej Spraw Publicznych.
Przypomnijmy, iż 20 grudnia byli szefowie CBA zostali skazani na dwa lata więzienia za działania podczas “afery gruntowej”. Następnego dnia marszałek Sejmu, Szymon Hołownia, ogłosił wygaśnięcie ich mandatów. Politycy utrzymują swoją niewinność, co popiera prezydent, który ułaskawił ich w 2015 roku. Adwokat Kamińskiego i Wąsika złożył wniosek o umorzenie postępowania wykonawczego, powołując się na prezydenckie ułaskawienie. Sąd ma teraz dwa tygodnie na rozpatrzenie wniosków.
25 głosów silniejsze od 50?
Cofnijmy się do 2020 roku. Wówczas to Małgorzata Manowska objęła stanowisko pierwszej prezes Sądu Najwyższego. Mimo iż jej rywal Włodzimierz Wróbel zdobył podczas obrad Zgromadzenia Ogólnego Sądu Najwyższego dwa razy więcej głosów – 50, to prezydent Andrzej Duda zdecydował o nominacji właśnie jej.
Manowska jest doktorem habilitowanym nauk prawnych, profesorem nadzwyczajnym Uczelni Łazarskiego, a w 2007 roku pełniła funkcję podsekretarza stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości. Od 2016 roku była dyrektorem Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury, a od 2018 roku sędzią Sądu Najwyższego.
Podczas obrad Zgromadzenia Ogólnego Sądu Najwyższego zdobyła 25 głosów, co stanowiło zaledwie połowę tego, co uzyskał Wróbel. Eksperci i politycy podkreślają, iż Manowska miała doświadczenie polityczne jako wiceminister sprawiedliwości.
Pod koniec maja 2020 roku były prezes Trybunału Konstytucyjnego, profesor Andrzej Zoll, wyraził negatywne zdanie na temat decyzji prezydenta. Argumentował swoje stanowisko brakiem prawnej podstawy, ponieważ kandydaci nie byli formalnie przedstawieni prezydentowi przez Zgromadzenie Ogólne. Zauważył, iż przewodniczący obrad Zgromadzenia Ogólnego samodzielnie przekazał kandydatów, co jego zdaniem obniża prestiż polskiego Sądu Najwyższego i wprowadza niezdrową atmosferę pracy.
Zoll stwierdził, iż prezydent zaszkodził sobie, ignorując zdanie Sądu Najwyższego na rzecz interesów partii, której jest zwolennikiem, zamiast dbać o dobro państwa. Jego zdaniem, ta decyzja “zamyka” system, pozostawiając Rzecznika Praw Obywatelskich jako jedyny urząd niezależny od partii rządzącej.