Rosja kontra Europa. Sprawdzamy, kiedy będziemy mogli obronić się sami

news.5v.pl 19 часы назад

W Europie coraz głośniej słychać o scenariuszu, w którym Unia Europejska będzie musiała sama bronić przed imperialnymi zakusami Putina. Zwłaszcza, o ile okazałoby się, iż ze względu na zawirowania w światowej polityce, Amerykanie odwrócą się plecami do naszego regionu świata.

– Nikt nie powinien być zaskoczony, iż nasi europejscy partnerzy zdają sobie sprawę, iż nadszedł czas na dużo większą zdolność Europy do samoobrony – tuż po nieformalnym, poniedziałkowym szczycie w Paryżu ogłosił Donald Tusk. – Wydatki na obronę nie będą już traktowane jako nadmierne wydatki, a więc nie będziemy zagrożeni procedurą nadmiernego deficytu – podkreślał.

Polski premier, podobnie jak wcześniej inni europejscy przywódcy, zaznaczył również, iż w tej chwili „Unia Europejska nie jest w stanie sama się obronić”. Kiedy to się zmieni? Czy, a jeżeli tak, to kiedy powinniśmy się spodziewać ataku Rosjan? Te i wiele innych pytań zadaliśmy ekspertom, również wojskowym.

Na ile groźne są zbrojenia Kremla

O wzrastających rosyjskich wydatkach na obronność w grudniu pisał Filip Bryjka, analityk ds. zagrożeń hybrydowych Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Jak zauważył, według ustawy o budżecie federalnym na lata 2025-2027, Kreml chce wydać na wojsko 6,3 proc. PKB, czyli 145 mld dolarów. Do tego należy doliczyć kolejne 37 mld dolarów na bezpieczeństwo wewnętrzne. Łącznie to aż 41 proc. budżetu publicznego. Co to oznacza z perspektywy Europejczyków?

„Rosnące wydatki wojskowe w przyszłym roku mają umożliwić Rosji uzyskanie przewagi wojskowej nad Ukrainą, co pozwoli zrealizować minimalistyczne plany inwazji, tj. całkowite zajęcie częściowo okupowanych obwodów Ukrainy. Utrzymanie ich w dłuższej perspektywie (5-10 lat) będzie jednak poważnym wyzwaniem dla rosyjskiej gospodarki” – pisał Bryjka.

Jak wnioskował ekspert PISM, Kreml będzie dążył do wypracowania jak najlepszej pozycji negocjacyjnej, a następnie tymczasowego zamrożenia konfliktu. I prawdopodobnie właśnie takie zabiegi obserwujemy obecnie. Cel? Odbudowa strat ponoszonych na wojnie z Ukrainą. Do tego wiarygodna groźba szerszej eskalacji przeciwko NATO. Do chłodnych analiz trzeba jednak dodać szczyptę polityki i ludzkich emocji.

Faktem jest, iż reżim rosyjski nie chce przerwać wojny, bo byłoby to polityczne samobójstwo. Chwali się choćby wzrostem gospodarczym, który jest budowany w sztuczny sposób. Bo jeżeli 50 proc. budżetu wydaje się na wojnę, nie oznacza to rozwoju gospodarki. Rosja ma ogromne problemy, jest słaba ekonomicznie – uważa Robert Pszczel, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich i były dyrektor Biura Informacji NATO w Moskwie.

Eksperci, z którymi rozmawia Interia, jak jeden mąż, wskazują na słabość Rosjan w sferze gospodarczej. To ona uniemożliwia im dalszą ekspansję na Zachód. Przynajmniej w najbliższych latach.

– Nie dziwi pośpiech rosyjskich dyplomatów, którzy chcą jak najszybciej zawrzeć porozumienia z Amerykanami. Nie dotyczące wojny, ale współpracy gospodarczej – podnosi dr Tomasz Pawłuszko, ekspert ds. bezpieczeństwa międzynarodowego ze Stowarzyszenia Studiów Strategicznych. – Dla Rosjan to dość desperacka próba odzyskania znaczenia w gospodarce światowej. Z każdym rokiem tracą demograficznie i ekonomicznie – powiedział.

Nasi rozmówcy porównują gospodarkę rosyjską do gospodarek takich państw jak Holandia, Korea Południowa czy Włochy. – W zakresie bezpieczeństwa nie liczą się potencjały, a mobilizacja na potrzeby prowadzenia konfliktu. A Kreml już jest w stanie konfliktu z Zachodem, to nie są żadne domysły czy plotki. Próby mordowania szefów koncernów zbrojeniowych, niszczenie kabli podmorskich: tego nie robią krasnoludki. Technicznie to nie są drogie „rozwiązania” – przekazał Pszczel.

Dogonić Moskwę przed potencjalną wojną

Chociaż Rosja, ze względu na straty wojenne i kulawą gospodarkę, nie jest w stanie otwarcie wystąpić przeciwko państwom Europy Zachodniej, wcale nie powinno to nikogo uspokajać. Prowokacje na granicach, ataki terrorystyczne czy sabotaż to rozwiązania, których jak najbardziej powinniśmy się spodziewać. Biorąc pod uwagę wojenne zapędy Kremla, nie ma czasu do stracenia.

Jak powiedział Interii Pawłuszko, jeśli poszczególne kraje Unii Europejskiej zwiększą wydatki na obronność do 3 proc. PKB, będziemy w stanie stawić czoła Rosjanom, najszybciej do końca lat 20. XXI w. Czyli do końca tej dekady. Dlaczego nie prędzej? Choćby dlatego, iż Europa przekazuje część własnych zasobów na rzecz zaatakowanych Ukraińców. I z pewnością będzie to robić, dopóki trwa rosyjska agresja.

– Kolejny element to zbrojenie własnych armii, co idzie powoli. Większość europejskich sojuszników dobiła dopiero do 2 proc. PKB na wojsko, dojście do 3 proc. PKB zajmie również od 5 do 8 lat – ocenia ekspert Stowarzyszenia Studiów Strategicznych. – Mamy przynajmniej tyle czasu. Na wschodniej flance NATO sytuacja jest dużo lepsza, ale myśmy przez wiele lat nadrabiali opóźnienia. Kluczowa jest rozbudowa zdolności NATO-wskich, czyli interoperacyjność – dodaje dr Pawłuszko.

Nierówność w inwestowaniu środków w obronność, niezależnie od wysokiego poziomu dobrobytu w Europie, jest bolączką całej wspólnoty. Chociaż Unia Europejska, porównywalnie do USA, stanowi choćby 20 proc. światowej gospodarki, trudno pomijać lata zaniedbań. Jankesi nie mają takich problemów.

– Prywatne kawiarnie na Zachodzie nie przydadzą się w trakcie działań wojennych. Nie zaczną nagle produkować trotylu. Jednak choćby bez Stanów Zjednoczonych, Europa dysponuje odpowiednim potencjałem – uważa Robert Pszczel. – Powinna być gotowa, w lepszej sytuacji, ale nie jest. Bo przez lata Europejczycy przyzwyczaili się, iż za bezpieczeństwo odpowiada USA. I tu jest pies pogrzebany – mówi ekspert OSW.

Dr Tomasz Pawłuszko: – PKB całej Europy to ogromne pieniądze. Jedni wydają więcej, inni mniej. jeżeli zsumować wzrost o 1 punkt proc., do tego zyski ze wzrostu gospodarczego, byłbym spokojny. Natomiast kluczowa jest jakość przywództwa. Czy Amerykanie będą gotowi dalej angażować się w Europie? Czy będziemy musieli zastąpić czymś wojska amerykańskie? Potrzebujemy dobrej strategii – przekonuje.

Reżim rosyjski nie chce przerwać wojny (kolaż: Aleksandra Włodarczyk/Interia)/Photo by Contributor/Chris McGrath/Getty Images

Czarny scenariusz. Europa broni się sama

Wystąpienia administracji Donalda Trumpa wydają się o tyle dobre, iż motywują europejskich sojuszników. Gen. Stanisław Koziej, były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, mówi o „próbie wymuszenia, aby Stary Kontynent sam zadbał o własne bezpieczeństwo”. Dlaczego dotychczas nikt o tym nie myślał? Bo Unia Europejska, w dużej mierze, w sferze obronności, liczyła właśnie na Stany Zjednoczone.

Tu nie idzie o zdolności NATO, ale czarny scenariusz, w którym Sojusz mógłby być sparaliżowany albo osłabiony wycofaniem się USA. Na przykład wycofaniem sił konwencjonalnych – podnosi wojskowy. – Jeszcze niedawno to były mało prawdopodobne scenariusze, ale dzisiaj musimy na nie patrzeć bardziej poważnie niż jeszcze wczoraj – dodaje.

Gen. Koziej uważa, iż „warto rozpocząć dyskusję nad problemem samodzielnego prowadzenia obrony, gdyby Stany Zjednoczone nie chciały, albo nie mogły się w pełni zaangażować”. W tym wypadku problemem są struktury w armii. Chodzi o dublowanie tych obecnych już w NATO.

– Dotychczas, wszyscy analizujący warunki bezpieczeństwa, raczej się temu sprzeciwiali. Powinniśmy rozmawiać o budowaniu zdolności obronnych wspólnoty, co oznaczałoby stworzenie struktur, które są do tego zdolne. Czyli dowództw operacyjnych jak w NATO. I tu właśnie mówimy o dublowaniu funkcji na najwyższym poziomie – podnosi były szef BBN.

Tylko na ile w ogóle prawdopodobne jest, iż Unia Europejska będzie bronić się sama? Deklaracje administracji Donalda Trumpa nie napawają optymizmem i co do tego chyba nikt nie ma wątpliwości.

– Zdolności trzeba po prostu wygenerować. Można to zrobić relatywnie szybko, ale nie da się nadrobić strategicznych wakacji w ciągu kilku miesięcy – zauważa Robert Pszczel. – Same deklaracje polityków tego nie zmienią. Żeby było jasne: sporo się dzieje, gra się toczy i dużo może się zmienić na lepsze. A potrzeba szybkiej implementacji oraz podejmowania decyzji – mówi ekspert OSW.

Zdaje się jednak, iż europejscy przywódcy znaleźli w końcu motywację, by zacząć gwałtownie decydować. I nie chodzi wyłącznie o Rosjan. – jeżeli jedno mocarstwo zabiera część terytorium, drugie, w zamian za ochronę, drenuje gospodarkę ukraińską (chodzi o przekazanie metali ziem rzadkich Ukrainy dla USA – red.) musi to robić w Europie, która pamięta wojny światowe, duże wrażenie. Dlatego Europa wejdzie do gry – uważa dr Pawłuszko.

– Pytanie, czy Donald Trump jest świadomy tego, iż jest rozgrywany. Nie skreślałbym jednak do końca administracji amerykańskiej. Bo upadek ich wpływów w Europie, hegemonii, wcale nie będzie brzmiał jak „Make America Great Again” – konkluduje.

Jakub Szczepański

Zobacz również:

Czarnek w „Graffiti”: Lewacka Europa się wścieka, dlatego iż sama doprowadziła do tej wojny/Polsat News/Polsat News

Читать всю статью