Jednym z najważniejszych wyzwań współczesnej geopolityki i geoekonomii jest konieczność dostrzeżenia ich humanistycznego wymiaru.
Postępująca od lat 80-tych XX wieku finasjalizacja relacji stosunków międzyludzkich nieuchronnie doprowadziły do postawienia fundamentalnych pytań: jak daleko można się posunąć, komercjalizując ludzkie życie? Jak wiele z człowieczeństwa można wystawić na sprzedaż, by dana osoba pozostała dalej człowiekiem?
Czy istniejemy poza siecią?
Zagadnienia, które jeszcze niedawno należały raczej do sfery science-fiction – dziś muszą być poważnie rozpatrywane przez odpowiedzialnych kierowników polityki. W szczególności dotyczy to narodów nie poddających się łatwo dominującym trendom cywilizacyjnym i przywiązanych do własnych wartości. Musimy zrozumieć, iż postępująca cyfryzacja naszego funkcjonowania jako podmiotów rynkowych: podatników, pracowników, pracodawców – stopniowo skupia naszą uwagę właśnie na objawach naszej aktywności istniejących wyłącznie cyfrowo, w internecie. W realiach obecnego stadium kapitalizmu coraz trudniej jest nam udowodnić, iż zwyczajnie istniejemy, jeżeli nie przedstawimy w tym zakresie dowodów naszej aktywności w sieci, w systemie bankowym, a najlepiej osobnego cyfrowego ID, w ramach którego dane te są gromadzone i podlegają dalszej komercjalizacji i obrotowi handlowemu.
Faktycznie w ramach obecnego etapu kapitalizmu istniejemy jako modele, monitorowane, finansjalizowane i komercjalizowane przez algorytmy, górnolotnie nazywane w tej chwili AI. Umówmy się, gdyby ktokolwiek z uczestników niniejszej konferencji zniknął bez śladu – platformy sprzedażowe oraz społecznościowe, na których jest zalogowany byłyby bez większego trudu zdolne do wykreowania profilu klienckiego kontynuującego zwyczaje, zakupy i dane wyszukiwania zaginionego. Jest to absolutny klucz do zrozumienia na jakim etapie kapitalizmu znajdujemy się obecnie. W rzeczywistości nie są już potrzebni na masową skalę wytwórcy, w każdym razie na pewno nie w Europie, ale także – paradoksalnie – w coraz mniejszym zakresie potrzebni są konsumenci.
Nie będzie jak dawniej
Podobno generałowie zawsze przygotowują swoje kraje do wojen, które już zostały przegrane. Podobnie rzecz się ma z ekonomistami; są gotowi tylko na historyczne kryzysy. Choć skutki globalizacji i mechanizmów dla uproszczenia nazywanych niegdyś liberalizmem-reaganizmem-thatcheryzmem są oczywiste już od kilku dekad – głównonurtowa ekonomia skupia się na łataniu dziur dochodowych rosnącą spiralą zadłużenia, zaś politycy coraz wyraźniej przychylają się do poglądu, iż kolejna wojna światowa wydaje się zupełnie akceptowalną alternatywną dla nieuchronnej katastrofy.
W tych okolicznościach podstawowym problemem Rosji jest, iż jej rządzący chcieliby, żeby było jak poprzednio, a Chin, iż wolałyby, żeby nic się nie zmieniło w stosunku do stanu obecnego. Obie to postawy, niestety, grzeszą anachronizmem. Patrząc z perspektywy Zachodniej Europy, gdzie mieszkam, można sobie wprawdzie wyobrazić dwa scenariusze:
- W ramach pierwszego gwarantem obecnego modelu kapitalizmu byłby dostęp do tanich surowców energetycznych, dostarczanych przez Rosję, ale oznaczałoby to zakończenie absurdalnej co do samej zasady wojny na Ukrainie,
- W ramach drugiego modelu – nie sprzecznego z pierwszym – dla tzw. transformacji energetycznej i stopniowego wzmocnienia sektora tzw. energii ze źródeł odnawialnych absolutnie niezbędna jest kooperacja z Chinami, produkującymi niezbędne komponenty dla zaawansowanych instalacji off i on-shore oraz mobilności elektrycznej. Nie mówiąc już o tym, iż to wciąż Chiny i kontrolowane przez Pekin szlaki komunikacyjne gwarantują trwanie konsumpcyjnego modelu kapitalizmu, zapatrywanego przez fabryki Azji Południowo-Wschodniej.
A jednak scenariusze te, pomimo oczywistych wielostronnych korzyści i gwarancji stabilności – nie są realizowane.
Oni już nie potrzebują ludzi
Nasi panowie zachowują się tak, jakby w jakimś szaleńczym odruchu nie potrzebowali ani rosyjskiej energii, ani chińskich REE i azjatyckiej produkcji. Sytuacja wygląda, jakby Zachód po prostu już więcej nie potrzebował zwykłych ludzi, jakoś tam pracujących, coś tam konsumujących, po prostu do tej pory funkcjonujących codziennie jako może wstydliwy, ale niezbędny element systemu.
Co zatem, jeżeli staliśmy się zbędni? jeżeli już nie musimy ani pracować na większe zyski naszych panów, ani kupować, by zapewniać stabilność obrotu finansowego? jeżeli wartość pieniądza tak dalece oderwała się od pracy, iż nikt już nie zauważa tego związku, bo ważniejsze jest oprocentowanie obrotu kapitałowego? Czy jesteśmy pewni, iż chodzi tylko o przyznanie nam dodatkowego czasu w aktywność sportową lub artystyczną? A może po prostu staliśmy się już zbędnym kosztem?
Paradoks polega na tym, iż codziennie społeczeństwa Zachodu są karmione newsami o tym jak wielkim zagrożeniem dla ich stylu życia są Rosja i Chiny. Tymczasem to właśnie Moskwa i Pekin robią najwięcej, by uratować choćby resztki konsumpcyjnego kapitalizmu, gwarantującego przy okazji pewną stabilność stosunków międzynarodowych. Moim zdaniem zresztą dwa najbardziej obiecujące mocarstwa świata popełniają w ten sposób błąd, ponieważ tego co było nie da się uratować.
Inny system światowy
Rosja i Chiny stoją dziś przed gigantycznym wyzwaniem, które być może przekracza horyzont elit politycznych tych krajów. Jakakolwiek forma stabilizacji, normalizacji, rzekomego powrotu do wcześniejszych relacji, suflowana przez obecną administrację Stanów Zjednoczonych – byłaby katastrofą i kapitulacją. Czy jednak w Moskwie i (zwłaszcza) w Pekinie znajdą się siły zdolne do stworzenia alternatywnego systemu, innego niż liberalny (co ważne dla Rosji), ale zachowującego elementy globalne (co jest najważniejsze dla Chin)?
Alternatywa nie sprowadza się wyłącznie do wojny światowej i zniszczenia ludzkości jaką znamy (przy zachowaniu życia, majątku i poziomu życia górnego 1%). Odrzucenie związanej z Moskwą i Pekinem wizji stworzenia systemu, który korzystałby łącznie ze wzorców zarówno wolnej wymiany handlowej (jak w Chinach) i wspólnotowości (jak historycznie w Rosji) oznaczałoby katastrofę i oddanie pola czemuś, co z braku lepszych nazw nazywa się transhumanizmem, gdy ja wolę nazwę antyhumanizm. Człowiek, który nie jest ani producentem, ani konsumentem, po prostu przestanie być potrzebny jako byt – wszak wystarczy, by aktywny był tylko jego awatar, wykonujący podstawowe i wymagane funkcje rynkowe!
Rosja i Chiny mogą zatem nie chcieć się widzieć w roli cywilizacyjnej, wręcz gatunkowej. Zarówno w Moskwie, jak i Pekinie bardzo silne są tendencje, by „po prostu robić interesy”, co jednak dowodzi raczej naiwności niż realizmu. Niestety, ale już nie będzie „jak dawniej”. Ostatnim pytaniem zostaje zatem czy po wszystkich stronach są jeszcze ludzie zdolni zawrzeć wielostronnie korzystne umowy oparte na rachunku ekonomicznym, biorąc pod uwagę szanse na przetrwanie człowieczeństwa w formie jaką znamy – czy też to wszystko uczyni algorytm uznający ludzkość za nieistotny punkt w kosztorysie.
Konrad Rękas
Wystąpienie na konferencji Cooperation between Europe and Russia in the New Geopolitical Context: Reconciliation or Continued Confrontation? zorganizowanej przez Rosyjską Akademię Nauk we współpracy z serbskim Centrum Studiów Geostrategicznych w Moskwie, 17 października 2025 r.