Silnie antyrosyjskie stanowisko, zdecydowanie pro-kijowska postawa podczas obecnej wojny, no i fakt, iż jest… kobietą zdaniem komentatorów poważnie zwiększają szanse Chrystii Freeland na zostanie następcą Jensa Stoltenberga. Wprawdzie statutowo zmiana taka powinna nastąpić nie wcześniej niż za rok, jednak sam fakt omawiania takich kandydatur jednoznacznie wskazuje na tendencje dominujące w głównych stolicach NATO. Tym bardziej winno to zachęcić zwłaszcza Polaków, nieodmiennie popierających nasz udział w Pakcie, do zapoznania się z biografią i otoczeniem rodzinno-społecznym kanadyjskiej polityk z ukraińskimi korzeniami.
Imigranci ze skazą
Potomkowie ukraińskich imigrantów mają znaczący wpływ na kanadyjską politykę, co nie powinno dziwić, skoro ukraińskie pochodzenie deklaruje tam ok 1,36 mln mieszkańców, czyli blisko 3,5 populacji kraju. Na jakościowy kształt tej diaspory szczególny wpływ miału wpuszczenie do Kanady prawie 100.000 „uchodźców”, w tym przede wszystkich ukraińskich żołnierzy Waffen-SS Hałyczyna i innych ukraińskich formacji zbrojnych kolaborujących z Niemcami, relokowanych przy założeniu III wojny światowej przeciw Blokowi Wschodniemu oraz dla realizacji zadań wywiadowczych dla mocarstw zachodnich. Nowi przybysze początkowo podjęli próbę przejęcia starszej organizacji, Komitetu Ukraińców Kanady, założonego jeszcze w 1940 r. przez emigracyjnych działaczy związanych z Cerkwią uniacką, dawnych hetmańszczyków (zwolenników Hetmanatu Pawła Skoropadskiego) i stronników ks. Augustyna Wołoszyna (przejściowego przywódcy Karpato-Ukrainy, czyli hitlerowskiego państewka na Rusi Zakarpackiej). Z nowej fali do grona tego dołączyli działacze melnykowskiej frakcji OUN. Krąg ten prowadził następnie przede wszystkim intensywną pracę wychowawczo-propagandową wśród młodzieży, nie zaniedbując jednak organizowania weteranów z 1 Dywizji Ukraińskiej Armii Narodowej (czyli rebrandowanej Waffen-SS Hałyczyna).
Z kolei banderowcy wobec niepowodzenia akcji przejęcia, w 1949 r. założyli jednak własną formację, Kanadyjską Ligę na rzecz Wyzwolenia Ukrainy (obecnie Ligę Ukraińców Kanady), od początku swego istnienia po dziś dzień używającą dumnie czarno-czerwonych kolorów i wprost deklarującą dumę z dziedzictwa Stepana Bandery. W składzie Ligi prężną sekcją było Koło Bojowników Ukraińskich Powstańczej Armii. Ukraińskim krajowym współpracownikiem Ligi był m.in. Jurij Szuchewycz, syn wodza UPA i znany z antypolskich poglądów niegdyś antysowiecki dysydent, a do dziś aktywny ukraiński polityk nacjonalistyczny i Narodowy Bohater Ukrainy. Banderowski organ w Kanadzie, „Homin Ukrainy” („Echo Ukrainy”) odegrał znaczącą rolę we wpisaniu w dominujący nurt kanadyjskiej historiografii wybielonej legendy „bohaterskich obrońców cywilizacji zachodniej przed rosyjskim komunizmem”. Praktyczną realizacją takiej polityki była dominująca pozycja banderowskich środowisk emigracyjnych w składzie tzw. Antybolszewickiego Bloku Narodów. Skutki tej obliczonej na pokolenia gry wpływów w pełni dają się odczuć właśnie podczas obecnego kryzysu międzynarodowego.
Dziadek-kolaborant
Zgodnie z nadrzędną dla ukraińskiego nazizmu zasadą entryzmu środowiska te wspierały aktywność potomków ukraińskich imigrantów w kanadyjskiej polityce – z zaiście imponującymi rezultatami. Ukraińskie korzenie deklarował jeden gubernator generalny Kanady i trzech premierów rządów stanowych. Chrystia Freeland jest zaś w tej chwili szykowana, by sięgnąć jeszcze wyżej. Urzędująca wicepremier i minister finansów Kanady z ramienia Partii Liberalnej jest znaną orędowniczką bezwarunkowego poparcia całego Zachodu dla władz w Kijowie. Własne sympatie ujawnia zresztą również bez skrępowania, pozując z czarno-czerwonymi barwami ukraińskiego nazizmu, co „The Times Israel” pobłażliwie wspomniał jako „faux pas”. Afiszowanie to nie powinno jednak dziwić. były to wszak kolory rodzonego dziadka Freeland, Mychajło Chomiaka, podczas II wojny światowej z nadania niemieckiego redaktora naczelnego „Krakiwśkich Wisti”, wyjątkowo polakożerczego organu melynkowskiego Ukraińskiego Komitetu Centralnego, politycznej czapy dla 14. Dywizji Grenadierów Waffen-SS Hałyczyna. Dziadek pani wicepremier jeszcze po wojnie należał do najbliższych współpracowników Wołodymyra Kubijowycza, prominentnego melnykowca i wpływowego kolaboranta, z czasem coraz nieufniej traktowanego choćby przez Niemców w związku z wizjami masowych czystek etnicznych w Małopolsce Wschodniej, dokonywanych na ludności polskiej. Na emigracji Chomiak pomagał Kubijowyczowi stworzyć „Encyklopedię Ukrainoznastwa”, biblię fałszywej historiografii ukraińskiej, szowinizmu i mitów narodowych.
Fakty zawsze są „rosyjską manipulacją”?
Gdy kolaboracyjna przeszłość dziadka wyszła na jaw (dopiero w 2017 r. po publikacjach kanadyjskiej lewicy) – Freeland określiła zarzuty jako „rosyjską dezinformację” i nie zmieniła wersji choćby po publikacji zdjęcia Chomiaka z Emilem Gassnerem, Szefem Wydziału Prasy Generalnego Gubernatorstwa, ani po upublicznieniu artykułów z „Krakiwśkich Wisti” wychwalających Adolfa Hitlera i niemiecką politykę na terenach „wyzwalanych od bolszewizmu”. Nie przekonał jej również własny wuj, znany historyk ukraińskiego pochodzenie prof. John-Paul Himka, który wychodząc zresztą z ukraińskich pozycji przyznał, iż badając tematykę holocaustu badając archiwum własnego teścia znalazł potwierdzenia jednoznacznego poparcia jego gazety dla hitlerowskiej polityki eksterminacyjnej. Prof. Himka w efekcie przeszedł na pozycje krytyczne wobec gloryfikacji OUN i UPA, jednak Freeland wypomniała mu jedynie z przekąsem, iż „przecież dziadek wspomagał go, gdy decydował się eksplorować tak trudne tematy”. Powtórzyła też, iż oskarżenia to „element rosyjskiej strategii zmierzającej do destabilizacji zachodnich demokracji”.
Kwestia odpowiedzialności
Jasne, nie odpowiada się za grzechy ojców. Nie jest to jednak jeszcze uzasadnienie, by grzechy te, a zwłaszcza zbrodnie wychwalać. Na tym polega podstawowa kontrowersja związana z aktywnością niektórych środowisk ukraińskich. Nie ma bowiem niczego nienaturalnego, ani choćby subiektywnie godnego potępienia w kultywowaniu własnych narodowych tradycji, choćby tych niekoniecznie podobających się innym nacjom. Rocznice zwycięstw dla jednych – będą zawsze wspomnieniami klęsk dla tych drugich. Jest jednak, a w każdym razie w powszechnym odczuciu powinna istnieć nieprzekraczalna granica, taka jak jednoznacznie potępienie zbrodni, zwłaszcza tych najcięższych, jak ludobójstwo. A właśnie tego brakuje w postawie wielu Ukraińców, poddanych intensywnej indoktrynacji ideologicznej w duchu neonazizmu. Jeszcze zaś wyraźniejsze takie Non Possumus obowiązywać musi wobec jawnych neobanderowców, neomelnykowców i innych dziedziców zbrodniczych tradycji OUN, UPA i Waffen-SS Hałyczyna. Niestety, jak widać po polityce nie tylko Zachodu – zasada ta odchodzi w przeszłość.
Konrad Rękas