Dostawcy turbin gazowych boją się inwestować w nowe fabryki
Choć centra danych i sztuczna inteligencja doprowadziły do skokowego wzrostu zapotrzebowania na turbiny gazowe, to ich najwięksi producenci nie zwiększają znacząco swoich mocy produkcyjnych. Powodem są obawy o to, czy ten trend okaże się długotrwały - analizuje amerykański serwis informacyjny Semafor.
Portal podkreśla, iż rozwój technologii cyfrowych dał mocny impuls energetyce gazowej. Dotyczy to zwłaszcza USA, gdzie tzw. Big Techy ogłaszają warte dziesiątki miliardów dolarów inwestycje w centra danych i sztuczną inteligencję.
Sektor ten jest bardzo energochłonny i potrzebuje stabilnych dostaw dużych wolumenów energii, czego w tej chwili nie są w stanie zagwarantować odnawialne źródła energii. Z kolei inwestycje w czystą energetyką jądrową są czasochłonne i kosztowne. Do wyboru pozostają zatem elektrownie gazowe.
Cytowany przez portal Bill Newsom, prezes Mitsubishi Power Americas, podkreśla, iż dostawcy turbin gazowych mają wypchane portfele zamówień na nadchodzące kilka lat. W latach 2023–2024 zamówienia w Ameryce Północnej i Południowej wzrosły pięciokrotnie. Gdyby producenci dysponowali większymi zdolnościami wytwórczymi, to ten wzrost mógłby być choćby siedmiokrotny.
Z kolei John Ketchum, prezes firmy NextEra Energy, ocenia, iż aktualny czas oczekiwania na dostawę turbin to minimum trzy lata i cały czas rośnie. Jednocześnie w górę idą ceny urządzeń, które w ciągu ostatnich kilku lat podrożały choćby trzykrotnie, a wprowadzone przez Donalda Trumpa wysokie cła na stal i aluminium będą skutkować dalszym wzrostem kosztów.
Semafor zaznacza, iż choć dużych dostawców turbin gazowych jest tylko kilku, a koniunktura im sprzyja, to mimo tego zwlekają oni ze znaczącym zwiększeniem swoich mocy produkcyjnych.
Taką postawę Tim Holt, członek zarządu Siemens Energy, tłumaczy tym, iż branża nie może podejmować wartych setki milionów inwestycji w swoje fabryki w oparciu o aktualne prognozy związane z AI i centrami danych. Rynek ten jest bowiem bardzo rozgrzany i związane z nim oczekiwania mogą być przeszacowane - również pod względem zapotrzebowania na energię. Ponadto Siemens Energy wciąż odczuwa skutki zbyt szybkiego zwiększania swojego potencjału w energetyce wiatrowej, gdzie koncern wpadł w duże problemy z powodu awarii turbin wiatrowych.
Bill Newsom z Mitsubishi Power przypomina, iż producenci turbin w przeszłości przesadzili z optymizmem, gdy w USA rozpoczęła się "łupkowa rewolucja". Ceny gazu wtedy gwałtownie spadły, co spowodowało wysyp inwestycji związanych z energetyką gazową. Wiele z nich się nie zmaterializowało, bo rynek gwałtownie się nasycił, a producenci turbin zostali z przerośniętym zatrudnieniem i zbędnymi liniami produkcyjnymi.
Newsom ocenia, iż tę niepewność na rynku mógłby zmniejszyć sam sektor technologiczny, gdyby podpisywał długoterminowe umowy na dostawy turbin zamiast pojedynczych kontraktów. Zwłaszcza, iż sektor ten ma znacznie większy potencjał finansowy niż energetyka. To pozwoliłoby producentom lepiej zaplanować potencjał wytwórczy.
Amerykanie rzucili się na magazyny energii
W 2024 r. domowe magazyny energii w USA zaliczyły wzrost pojemności o 64 proc. - do ponad 3000 MWh. Amerykanie chcą obniżyć swoje rachunki oraz zabezpieczyć się przed przerwami w dostawach energii - informuje Bloomberg.
Agencja powołuje się przy tym na dane firmy doradczej Wood Mackenzie i branżowej organizacji American Clean Power Association.
Łącznie magazyny energii posiada już około pół miliona amerykańskich gospodarstw domowych. Większość z nich jest podłączona do instalacji fotowoltaicznych, dlatego najwięcej domowych magazynów jest w słonecznych stanach, takich jak Kalifornia i Teksas.
Magazynowanie energii staje się jednak coraz bardziej popularne też m.in. na wschodnim wybrzeżu. Sprzyjają temu taniejące technologie bateryjne, a inwestowaniu w domową energetykę pomagają też rekordowo niskie ceny paneli fotowoltaicznych.
Bloomberg podkreśla, iż rosnące zdolności magazynowania energii to dobra wiadomość w kontekście stabilności amerykańskich sieci elektroenergetycznych. Te dosyć często są wystawiane na ekstremalne warunki pogodowe, a na pracę sieci coraz mocniej wpływa szybki rozwój centrów danych oraz rosnąca generacja energii odnawialnej.
BloombergNEF przewiduje, iż domowych magazynów przez cały czas będzie gwałtownie przybywać w nadchodzących latach, dzięki czemu ich moc zwiększy się 3 GW w 2024 r. do 15 GW w 2030 r. Dla porównania w Niemczech będzie to wzrost z 8 do 41 GW, we Włoszech z 3 do 9 GW, w Australii z 2 do 8 GW, a w Japonii z 2 do 5 GW.
Wzrost tego rynku może jednak spowolnić potencjalne ograniczenie przez administrację prezydenta Donalda Trumpa wsparcia dla czystych technologii. w tej chwili gospodarstwa domowe inwestujące w fotowoltaikę i magazyny energii mogą korzystać z atrakcyjnych ulg podatkowych. Dodatkowe ryzyko stanowią potencjalne cła na importowane baterie.
Prezydent Francji użył opcji atomowej wobec szefa EDF
Pod rządami Emmanuela Macrona władze zaczęły postrzegać EDF jako przedłużenie polityki państwa. Problem w tym, iż jego prezes nie chciał działać w myśl zasady "po pierwsze Francja", wedle której koncern miał skoncentrować się na budowie nowych elektrowni jądrowych, a także na zapewnieniu rodzimemu przemysłowi przystępnych cenowo, długoterminowych umów na dostawy energii - analizuje Politico.
Portal opisuje okoliczności, które sprawiły, iż Luc Rémont stracił posadę jednego z największych koncernów energetycznych w Europie.
Nie uchroniły go przed tym osiągnięcia, jakie miał na swoim koncie od objęcia sterów grupy w 2022 r. Wówczas blisko połowa elektrowni jądrowych należących do EDF zmagała się z awariami i była wyłączona z użytkowania. Pod rządami Rémonta udało się przywrócić jednostki do sprawności, a wyniki finansowe firmy uległy znaczącej poprawie.
Zyski przez pewien czas maskowały narastające zniecierpliwienie władz ws. przygotowań do budowy sześciu nowych reaktorów. Postępy tych prac były niewielkie, a to natomiast groziło dalszym opóźnieniem programu inwestycyjnego - w tym kluczowych decyzji związanych z jego finansowaniem. Przy czym rząd francuski dobrze wiedział, choćby z raportów francuskiej Izby Obrachunkowej, iż EDF sam nie da rady sfinansować inwestycji w nowe reaktory, ale wobec potężnego długu publicznego francuski rząd nie przedstawił żadnych realnych propozycji jak to zrobić.
Politico wskazuje, iż ambicje Rémonta wykraczały poza granice Francji - chciał, żeby EDF budował elektrownie w całej Europie. Tak, aby zmobilizować w jak największym stopniu francuski przemysł jądrowy. Natomiast na krajowym rynku chciał sprzedawać energię po cenie, która pozwoliłaby koncernowi inwestować w nowe moce wytwórcze.
Takie podejście kłóciło się z oczekiwaniami energochłonnego przemysłu, który choć od lat korzysta z dostępu do energii po stałej cenie, to oczekiwał dalszych obniżek, aby poprawić konkurencyjność swojej produkcji. Rémont już w 2023 r. groził z tego powodu dymisją, ale przy rządowym dialogu ustalono, iż EDF wynegocjucje długoterminowe umowy z największymi odbiorcami, m.in. z branży hutniczej i chemicznej.
Po kilkunastu miesiącach od tamtych wydarzeń koncernowi udało się podpisać tylko kilka listów intencyjnych z przemysłowcami. Natomiast w ostatnich tygodniach Rémont stwierdził, iż EDF podpisze długoterminowe umowy z tymi odbiorcami, którzy zaoferują najlepsze warunki współpracy.
W odpowiedzi ze strony energochłonnych podniosło się larum. Benoît Bazin, dyrektor generalny Saint-Gobain, producenta materiałów dla budownictwa i przemysłu, stwierdził publicznie, iż EDF „pokazuje środkowy palec francuskiemu przemysłowi”.
Rząd stanął po ich stronie. Roland Lescure, minister przemysłu, ocenił, iż EDF nie wywiązał się ze swoich zobowiązań. Rémont stracił więc posadę, a w kwietniu ma go zastąpić Bernard Fontana, dotychczas związany z należącą do grupy EDF spółką Framatome, która dostarcza urządzenia dla elektrowni jądrowych.
Chaos celny Trumpa mrozi nafciarzy
Chaotyczna polityka celna administracji Donalda Trumpa i jego oczekiwania związane z obniżeniem cen ropy budzą niepokój branży paliwowej. Dotychczasowe działania prezydenta USA zaprzeczają zapowiedziom wspierania większego wydobycia ropy w myśl sloganu "drill, baby, drill" ("wierć, kochanie, wierć") - pisze "Financial Times".
Takie wnioski przynosi badanie, które przeprowadził Fed (amerykański odpowiednik banku centralnego) w swoim oddziale w Dallas w Teksasie, czyli w głównym zagłębiu wydobycia ropy w USA. Fed w Dallas przeprowadza te sondaże regularnie i są one uważane za dobry barometr nastrojów branży.
Anonimowo uczestniczą w nim przedstawiciele branży paliwowej, a dominujący przekaz, który płynie z najnowszego badania, to największa od wielu lat niepewność. Stanowi ona główne zagrożenie dla planów inwestycyjnych branży. Jeden z badanych stwierdził nawet, iż "takiej niepewności nie widział nigdy w ciągu swojej 40-letniej kariery".
Teksas to bastion Republikanów, w którym Donald Trump cieszy się dużym poparciem. Wśród darczyńców jego kampanii wyborczej byli też właściciele firm naftowych, choć to za czasów byłego prezydenta Joe Bidena branża osiągnęła rekordowe poziomy wydobycia. Trump zapowiadał jednak, iż uchyli przepisy środowiskowe wprowadzone przez administrację Bidena.
Takie działania Trump faktycznie podejmuje, ale to nie zmienia jednak stanowiska branży. W obliczu chaotycznej polityki administracji Trumpa ocenia ona slogan "drill, baby, drill" jako "mit i populistyczny okrzyk bojowy". Nafciarze oczekują większej stabilności i nie dostrzegają jasnego celu w nakładanych cłach.
- Słowem kluczowym opisującym rok 2025 jest jak dotąd "niepewność", a nasi inwestorzy nienawidzą niepewności - przytacza jedną z opinii "Financial Times".
Skutkiem może być zmniejszenie wydobycia, choćby w najbardziej wydajnym Basenie Permskim, gdzie większość ze 130 szefów firm zadeklarowało w pierwszym kwartale 2025 r. wzrost niepewności, a ponad jedna trzecia stwierdziła pogorszenie swoich perspektyw względem minionego roku.
Branża chłodno postrzega oczekiwania administracji Trumpa, która chciałaby spadku cen ropy do 50 dolarów za baryłkę, co miałoby pomóc walce z inflacją i pobudzić gospodarkę. Zdaniem nafciarzy spadek poniżej obecnego poziomu około 70 dolarów zaszkodzi sektorowi i może skutkować choćby wstrzymaniem produkcji. Według oddziału Fed w Dallas, granicą rentownego wydobycia ropy jest poziom co najmniej 65 dolarów za baryłkę.