Nisztor postanowił ukrócić euforia Tuska i zarzucił mu kłamstwo. Swój niefortunny wpis skasował już z mediów społecznościowych, ale w "internecie nic nie ginie". Okazuje się, iż prawicowy dziennikarz podjął próbę policzenia, ile miesięcy minęło od wprowadzenia rządowego dofinansowania procedury in vitro do narodzin pierwszego dziecka. Rząd uruchomił program w czerwcu, mamy styczeń, minęło osiem miesięcy. A ciąża trwa dziewięć.
Normalny człowiek najpierw by sprawdził, czy z ciążą wszystko było w porządku. I miałby rację, bo w końcu sam premier mówił o tym, iż urodzona dzięki rządowemu wsparciu dziewczynka przyszła na świat wcześniej, niż powinna. Jest wcześniakiem, ale na szczęście wszystko z nią w porządku.
Nisztor nie sprawdził, ale od razu postanowił uderzyć w wiarygodność premiera. Tak się złożyło, iż na szwank naraził swoją. O ile jeszcze jest co narażać.
"Ech nosek rośnie... Tak jak z pierwszym dzieckiem z programu in vitro, który ruszył 1 czerwca 2024 r. I niedawno Donald Tusk chwalił się, iż już urodziło się pierwsze dziecko. Pod koniec stycznia 2025, po... 8 miesiącach. Łyso wam, iż nie wiecie, ile faktycznie trwa ciąża?" – pisał Nisztor, suto okraszając wpis emotikonkami podkreślającymi swoje zażenowanie "niewiedzą" Tuska i popleczników jego.
Kim jest Piotr Nisztor?
To dziennikarz od lat związany z mediami prawicowymi i ultraprawicowymi. w tej chwili pracuje dla Tomasza Sakiewicza, pisząc w Gazecie Polskiej i Gazecie Polskiej Codziennie i udzielając się na antenie TV Republika.
Nisztor od lat podejrzewany jest o zbyt bliskie jak na dziennikarza związki ze służbami, szczególnie z Centralnym Biurem Antykorupcyjnym. Według wielu osób został choćby tajnym współpracownikiem tej formacji.
Wiarygodność Nisztora jest zresztą dość problematyczna. Jako dziennikarz przez pięć lat pracował w "Rzeczpospolitej". To na jej łamach w 2008 r. opublikował nagranie rozmowy prezydenta Sopotu Jacka Karnowskiego z biznesmenem, Karnowski był podejrzany o wzięcie łapówki. Ostatecznie śledztwo w tej sprawie zostało umorzone, bo okazało się, iż taśma będąca dowodem okazała się zmontowana.
Do 2014 r. Nisztor współpracował z redakcją "Wprost". Tam opublikował zapisy podsłuchanych rozmów z politykami w restauracji Sowa i Przyjaciele. Był to początek tzw. afery podsłuchowej. Była ona jedną z przyczyn porażki wyborczej PO w 2015 r. Do dziś tak naprawdę nie wiadomo, kto stał za podsłuchami. Jedna z teorii mówi choćby o rosyjskich służbach.
Od 2015 r. dziennikarz związany jest z "Gazetą Polską" i "Gazetą Polską Codziennie". To media Tomasza Sakiewicza, które były wyjątkowo hojnie wspierane finansowo przez rząd PiS.
Podsłuchami wojuje, od podsłuchu ginie
Dodajmy też, iż ostatnio o Nisztorze było głośno po ujawnieniu rozmowy podsłuchanej w gabinecie dawnego prezesa Orlenu, Daniela Obajtka. Wedle zapisów ochrony, Nisztor odwiedzał go w miejscu pracy aż 72 razy. Problem w tym, iż Obajtek miał w swoim gabinecie podłożony podsłuch.
Część rozmów wypłynęła, na jednym z nagrań uwieczniono rozmowę Obajtka z Nisztorem. Dziennikarz prosił szefa Orlenu o pracę dla żony i ojca.
– My o nią zadbamy i się zaopiekujemy. Tak samo z ojcem – zapowiedział "Don Orleone".
Nisztor ze swojej strony opowiedział o ustaleniach w sprawie afery GetBack. Mówił Obajtkowi, iż o aferze wiedzieli wcześniej politycy prawicy, w tym Kornel Morawiecki, ojciec Mateusza. Obajtek poprosił o udostępnienie mu nagrania, "by tych skurw*synów w końcu na smycze pozawiązywać".
Niedługo po rozmowie, której zapis opublikował Onet, żona Nisztora (Aleksandra Dołhan) została zatrudniona w Orlenie. Jego ojciec (Zdzisław) został prokurentem w należącej do koncernu spółce Energa-Operator.
Kariera Aleksandry Dołhan, wręcz eksplodowała po 2015 roku. Była ona członkinią rad nadzorczych spółek PZU Centrum Operacji, PKO BP Finat i należącego do Agencji Rozwoju Przemysłu Instytutu Wzornictwa Przemysłowego. Z kolei Zdzisław Nisztor po wygranej PiS członkiem rady nadzorczej należącej do PZU spółki Armatura Kraków i wiceprezesem zarządu w spółce ZEP Centrum Wykonawstwa Specjalistycznego.