wiatrem deszczem po niebie i z nieba
czy człowiek wart narodzin
gdy życie kłodą nacisk kładzie
biegnę skryć oczy
by nikt nie patrzył
w nie jak w lustro
boję się z każdym rokiem
coraz bardziej i bardziej
chowane myśli płyną
ułożone w cegły mych ust
słowa kłamstwem obleczone
zmuszą do przyjęcia besti
krew popłynie
popłyną łzy
nie potrafię płakać
szukam odpowiedzi
szukam siebie jak noclegu
odpadam
nie mam siły na zmiany
na to by żyć w bezprawiu
chaos bagno i zatracanie
ślepiec powie iż
wszystko jest dobrze
powiedz jak jest naprawdę
rządzą nami łabędzie
jakoś to będzie
w stawie pełnym ryb