Okręt skrojony na Bałtyk

polska-zbrojna.pl 4 часы назад

Niezależny od powietrza napęd AIP, cztery wyrzutnie torped i rozwiązania, które umożliwiają prowadzenie działań z wykorzystaniem bezzałogowych pojazdów i nurków – oto zalety szwedzkich okrętów A26 Blekinge, które buduje stocznia Saab Kockums w Karlskronie. Polski rząd zdecydował dziś, iż zakupi dla Marynarki Wojennej trzy tego typu jednostki.

Zakup A26 ma wydźwignąć polską flotę podwodną z głębokiego regresu. Kontrakt na trzy okręty powinien zostać podpisany najdalej w drugim kwartale przyszłego roku. W tej chwili realizowane są jeszcze negocjacje, ale ze słów wicepremiera i ministra obrony Władysława Kosiniaka-Kamysza wynika, iż pierwsza jednostka typu Blekinge może dotrzeć do Polski w 2030 roku. Jakie okręty zamierzamy kupić?

REKLAMA

Okręt-duch

A26 to projekt nowy. Z jednostek tego typu nie korzysta jeszcze żadne państwo na świecie. Dwie zamówili Szwedzi. Początkowo miały wejść do służby w latach 2022-2024, ostatecznie jednak termin dostaw został przesunięty na początek kolejnej dekady. Szwedzka marynarka czeka na ten moment z niecierpliwością. Tym bardziej, iż jak zapewniają konstruktorzy, A26 będą jednostkami wyjątkowymi.

Okręty zostały zaprojektowane specjalnie z myślą o prowadzeniu działań na stosunkowo płytkich wodach Bałtyku, ale oczywiście mogą operować także poza nim. Są budowane w technologii GHOST (z ang. Genuine Holistic Stealth). Dzięki dodatkowemu wygłuszeniu wnętrza, a także pokryciu kadłuba powłoką dźwiękochłonną i specjalną farbą A26 staną się trudne do namierzenia przez stacje hydroakustyczne okrętów ZOP (Zwalczania Okrętów Podwodnych) – fregat czy korwet.

Blekinge mają 66 metrów długości, ich wyporność została obliczona na 1925 ton, zaś autonomiczność, czyli zdolność operowania na morzu bez konieczności zawijania do portu – na 45 dni. Załoga każdego z nich będzie liczyć około 30 marynarzy. A26 będą korzystać z tradycyjnego napędu dieslowsko-elektrycznego. Otrzymają jednak także niezależny od powietrza napęd AIP z silnikami Stirlinga, które by funkcjonować, nie potrzebują dostępu do atmosferycznego powietrza. Dzięki temu okręty będą mogły dłużej operować pod wodą, bez konieczności wychodzenia na tzw. chrapy.

W szwedzkich jednostkach nie znajdziemy też tradycyjnych peryskopów. Zamiast nich załogi skorzystają z głowic optoelektronicznych, które pozwolą na szerszy i szybszy ogląd sytuacji wokół okrętu. Każdy z A26 zostanie wyposażony w cztery wyrzutnie torped kalibru 533 mm i zdolność stawiania min morskich. W razie potrzeby jednak, poprzez dołożenie dodatkowego modułu, zasób ten można zwiększyć do sześciu wyrzutni. Modułowa konstrukcja okrętów umożliwia też doposażenie ich w wyrzutnie pocisków manewrujących. Sam kadłub A26 został skonstruowany tak, by z pokładu poprzez specjalną śluzę w razie potrzeby schodzili nurkowie – choćby żołnierze wojsk specjalnych. Tą drogą do morza będzie też można wypuszczać pojazdy podwodne. Okręty wreszcie zostaną wyposażone w szereg sonarów, między innymi boczny do określania kursu i odległości do celu, czy przeciwminowy.

- Systemy wykorzystywane na A26 są równie złożone jak te spotykane na stacjach kosmicznych. Tyle iż stacje kosmiczne nie funkcjonują w środowisku tak pełnym zagrożeń – podkreślał wiosną Per-Ola Hedin, główny inżynier projektu A26 w stoczni Saab Kockums.

Skryty znaczy skuteczny

Na pozyskanie nowoczesnych okrętów podwodnych marynarze czekają od blisko trzech dekad. Potrzeba taka sygnalizowana była już na przełomie wieków. Wtedy też do służby weszły pozyskane od norweskiej marynarki jednostki typu Kobben. W założeniu miały być rozwiązaniem pomostowym, ostatecznie jednak pozostały w linii przez kilkanaście kolejnych lat. Bandera na ostatnich dwóch została opuszczona dopiero w 2021 roku. Od tamtej chwili polska flota podwodna składa się z jednego zaledwie okrętu – ORP „Orzeł”, którego rodowód sięga jeszcze końcówki lat 80. Tymczasem specjaliści od lat powtarzają: okręty podwodne są Polsce niezbędne. Dlaczego?

– Aktywność Rosjan na Bałtyku rośnie. Mamy zakłócenia sygnału GPS, trudne do wyjaśnienia incydenty wokół infrastruktury krytycznej, flotę cieni, która przewozi objętą embargiem ropę. W takich warunkach dobre rozpoznanie to kwestia kluczowa – dla sił zbrojnych, jak i szerzej, dla państwa – argumentował w niedawnym wywiadzie dla polska-zbrojna.pl kmdr Łukasz Szmigiel, dowódca Dywizjonu Okrętów Podwodnych w 3 Flotylli Okrętów. Jak dodawał, okręt podwodny pod wieloma względami ma tu większe możliwości niż jednostki nawodne m.in. nie jest tak bardzo uzależniony od pogody i może realizować zadania przy silnym wietrze i wysokiej fali. - Do tego jest w stanie podejść do przeciwnika naprawdę blisko. Operować w bezpośrednim sąsiedztwie lądu, podejrzanych statków, okrętów i pozostać niezauważonym – wyliczał oficer.

Okręty podwodne mają możliwość w efektywny sposób osłaniać szlaki żeglugowe. To ważne nie tylko w obliczu nasilających się zagrożeń hybrydowych, ale też na wypadek otwartej wojny. Bałtyckie linie zaopatrzeniowe nawet, a może zwłaszcza, w takiej sytuacji będą prawdopodobnie intensywnie wykorzystywane. Tym bardziej, iż to właśnie przez Bałtyk wiedzie najkrótsza droga do Skandynawii, na Łotwę, czy do Estonii.

– Okręty nie pozostaną w portach. A w cenie będą zwłaszcza te jednostki, które mają możliwość skrytego działania – podkreślał podczas ubiegłorocznej rozmowy z miesięcznikiem „Polska Zbrojna”, kmdr Leszek Dziadek z Centrum Operacji Morskich - Dowództwa Komponentu Morskiego. Tym bardziej, iż sam Bałtyk choć płytki, sprzyja okrętom podwodnym. To kwestia specyficznej hydrologii. Warstwy wody o zmiennej temperaturze i zasoleniu układają się tak, iż dźwięk pod powierzchnią rozchodzi się nieregularnie. A to sprawia, iż jednostkę, która operuje pod wodą trudno namierzyć.

Łukasz Zalesiński
Читать всю статью