chcę w tobie dilować. niech otworzy się,
mało oficjalnie, kramik z cudzymi pradziejami,
gdzie sprzedawać będę bilety na spektakle
w zburzonych operach, listy nieotwarte od lat,
muszkatołowe wina wyprodukowane w Jugosławii,
błotniki z DDR, reflektory od Wartburga
i trabancie kierownice, widokówki
z dawno anektowanych krajów.
łatwo będzie doszukać się w tym mnie
rzeczywistego. poznasz po wieczornym kołataniu
serca (niby po nadużyciu śmiesznych substancji),
cierpkim dreszczu przebiegającym przez struny.
jestem tu, widzisz? ja to ukrywające się w piasku,
zagrzebane płytko, ale tak, by całkiem nie było
widać, płastugokształtne i z zębami; to, co
szepcze zaciskając się: `czemu ludzie
cały czas sobie to robią?`.
ja to ten zgrzyt pomiędzy mijanymi na chodniku
przechodniami, zabawa w `wytęż wzrok i znajdź
ukryte na obrazku`, neologizmy dostrzegane ze zdziwieniem
na zdjęciu z polaroida (niby – zagon słoneczników, a ty
widzisz i sianecznik, deszcznik, i wrzeszcznik).
