"Oddam za swoje", czyli handel dziećmi w przedwojennej Polsce. Prasa była pełna takich ogłoszeń

gazeta.pl 5 часы назад
"Czworo dzieci na sprzedaż. Wiadomość w środku" - szyld z takim napisem stanął przed jednym z domów na przedmieściach Chicago. To był rok 1948 i chociaż handel dziećmi nie był prawnie zakazany, fakt ten zszokował opinię publiczną. Jednak okazuje się, iż ta historia to nie wyjątek i do podobnych transakcji dochodziło także w Polsce. Przedwojenna prasa w Polsce również była pełna tego typu ogłoszeń. "Oddam dziecko nieślubne za swoje. Bardzo ładne. Córka, osiem miesięcy" - czytamy w jednym z ogłoszeń opublikowanym w Ilustrowanym "Kurierze Codziennym".
"Zwykle jednak niechciane ciąże prowadzą do niechcianych porodów. A potem matki muszą sobie odpowiedzieć na pytanie, co zrobić z tym dzieckiem, którego zatrzymać nie można. Zwłaszcza gdy jest się służącą. To wybór: na bruk z dzieckiem lub praca bez dziecka. Poza materialną klęską spotyka je dotkliwa kara otoczenia, gniew ojca, ból i wstyd matki. Ona dostaje piętno dziwki i latawicy, jej dziecko bękarta. Ksiądz nie chce go ochrzcić, a dziadek karmić" - pisze Joanna Kuciel-Frydryszak w swojej książce "Chłopki. Opowieść o naszych babkach".


REKLAMA


I tu właśnie zaczyna się historia prawdziwa, czyli proceder handlu dziećmi. Przedwojenna prasa polska z lat 20. i 30. XX wieku pełna jest ogłoszeń o tym, iż jakaś kobieta "odda za swoje", czyli dziecię przysposobić, adoptować, usynowić. Traktować, jako swoje. Czy dzieci te trafiały do domów pełnych miłości, mogąc liczyć na opiekę? Tu brak konkretnych informacji, jednak biorąc ówczesne realia, stawały się one tanią siłą roboczą, nie mając choćby pojęcia o swoim pochodzeniu.


Zobacz wideo Czy Roxie Węgiel wciąż czuje się traktowana jak dziecko? "Ta 13-latka dojrzała" [materiał wydawcy kobieta.gazeta.pl]


Oddam dziecko bezdzietnej rodzinie. Na dziecku można było się wzbogacić
Proceder oddawania dzieci na wychowanie był swego czasu mocno zakorzeniony w polskiej kulturze. Rodzice, którzy nie mogli zapewnić utrzymania kolejnym maluchom, oddawali je do bliższej lub dalszej rodziny, często bezdzietnej parze. Nieco starsze i po części odchowane oddawano również na służbę do dworów i pałaców. To niechlubna część historii, o której mało się mówi.
Jednak przerażające dziś jest to, iż chęć oddania dziecka ogłaszano w prasie. W jednym z przedwojennych numerów "Mojej Przyjaciółki" z 1939 roku natknęłam się na takie ogłoszenia: "Córeczkę 16-stomiesięczną, zdrową, ładną oddam na własność uczciwym ludziom. Łaskawe zgłoszenia uprzejmie proszę skierować do działu ogłoszeń 'Mojej Przyjaciółki'"; "Od 9 lat opiekuję się sierotką (bardzo inteligentną dziewczynką), którą z powodu ciężkich warunków materialnych oddam bezdzietnemu małżeństwu".
Podobnych ogłoszeń było znacznie więcej i pojawiały się głównie w lokalnych wydaniach dzienników. "Oddam swoją śliczną córeczkę, czarne włosy, niebieskie duże oczy. 10. miesięczna" - to ogłoszenie, które pojawiło się w Ilustrowanym "Kurierze Codziennym" (1928 rok). Oczywiście wśród wymienionych atutów maluchów do oddania (ładne, rumiane, fotogeniczne, grzeczne - przymiotników było sporo), pojawiały się także ceny takiej "wymiany". Tu nie używano słowa "zapłata", a raczej "jednorazowe wynagrodzenie". Ile matki życzyły sobie pieniędzy za oddanie dziecka? Około 5/6 tys. złotych. Jak na ówczesne czasy (początek lat 30. XX wieku), była to bardzo wysoka kwota, która dla porównania odpowiadała niemal 100-krotność pensji pracownika fizycznego najniższego szczebla.


Są pytania. Czy poznamy odpowiedzi?
Ogłoszenia o oddaniu dziecka wydają się dziś nam okrutne, jednak często były one pisane z miłości i troski o malucha. Kobiety z różnych powodów nie mogły pozwolić sobie na zatrzymanie córki czy syna. Nie chciały oddawać ich do przytułku. Liczyły, iż los do nich się uśmiechnie i trafią do domu pełnego miłości. Będą nakarmione i zaopiekowane. Nie poznają już nigdy więcej głodu i chłodu.
jeżeli chcesz podzielić się swoją historią - zapraszam do kontaktu: [email protected].
Читать всю статью