Między wodą, a niebem,
fal miarowym oddechem,
kołysze ją migotliwy,
bliski, a obcy sen.
I z powierzchni spogląda,
jak się w toni odbija
nieba - z wolna przecieka
aż za horyzont, hen..
Gdzie się przestrzeń zaciera.
I w powietrze spoziera
z mgiełki lżejszej utkane,
niźli i sam jej sen.
Nie zagląda w głębiny -
tylko głuche godziny
bez uśmiechu, bez drwiny -
jak w bezczasie ten dzień.
Rozedrgana granica.
Ostateczna kotwica -
oceanu powierzchnia -
pień się śnie, mień się, mień..