Marcin Bogdan: Ośmiogwiazdkowy plebiscyt

solidarni2010.pl 1 год назад
Felietony
Marcin Bogdan: Ośmiogwiazdkowy plebiscyt
data:19 grudnia 2023 Redaktor: GKut

Wiele osób w prywatnych rozmowach, a także wielu komentatorów w publikowanych analizach wciąż się zastanawia, jakie były przyczyny porażki Zjednoczonej Prawicy w wyborach parlamentarnych 15 października br. Na pewno przyczyną nie były braki czy kontrowersje w programie wyborczym prawicy, czego dowodem jest fakt, iż totalna opozycja w ogóle nie zaproponowała żadnego programu, a mimo to wygrała wybory. W tym sensie można zgodzić się z opinią, iż nie były to wybory, tylko plebiscyt. Plebiscyt kto jest za PiSem a kto przeciw. W wersji wulgarnej plebiscyt, kto jest za hasłem ośmiu gwiazdek a kto przeciw. Pytanie zatem brzmi, dlaczego opozycja wygrała ten plebiscyt?

Skoro był to plebiscyt a nie wybory to nie liczyły się kwestie merytoryczne tylko techniczne i taktyczne. I w obu tych kwestiach, technicznych i taktycznych, totalna opozycja dołożyła wszelkich możliwych starań, by plebiscyt ten za wszelką cenę przechylić na swoją stronę. Rządząca dotychczas prawica, albo czuła się zbyt pewna swojego zwycięstwa, albo nie doceniła poszczególnych zagrożeń, zapominając zarazem, iż suma małych strat może stać się w rezultacie dużą stratą i przyczyną porażki. Przyjrzyjmy się zatem tym małym ,pozornie nieistotnym, kwestiom technicznym i taktycznym.

Kwestie techniczne

Dwa miesiące przed wyborami powstał wreszcie od dawna oczekiwany Centralny Rejestr Wyborców. Zaczął obowiązywać dyskretnie, bez nagłośnienia i szumu medialnego. Może przyczyną takiej sytuacji było to, iż wprowadzony CRW nie rozwiązał jednej, kluczowej sprawy. Nie wprowadził możliwości kontrolowania, czy wyborca pobierający zaświadczenie umożliwiające głosowanie w dowolnym lokalu wyborczym nie dopuścił się przestępstwa polegającego na wielokrotnym głosowaniu przy użyciu skopiowanego, a więc fałszywego zaświadczenia. Funkcja taka, banalnie prosta z punktu widzenia informatycznego, wymagałaby jednak wyposażenia wszystkich komisji wyborczych w komputery połączone online z Centralnym Rejestrem Wyborców. Słyszałem opowieść, jak wnuczek relacjonował dziadkowi, iż jego rodzice po oddaniu głosu w lokalu wyborczym na swoim osiedlu, pojechali potem do innego województwa, by zagłosować ponownie. Tego typu oszustwa były praktycznie niewykrywalne. Świadczy o tym fakt, iż PKW wie z protokołów wyborczych ile oddano w kraju głosów na zaświadczenia, ale nie wie, ile łącznie takich zaświadczeń wydano w urzędach. Nie można więc stwierdzić nie tylko kto oszukał, ale choćby jaka była skala tego typu oszustw. Czy zatem zamiast obdarowywać czwartoklasistów laptopami nie lepiej było wyposażyć w laptopy komisje wyborcze? Byłaby to dużo lepsza inwestycja w przyszłość Polski i w przyszłość tychże czwartoklasistów.

Do fałszowania wyników wyborów mogło dochodzić też w procesie oceny i liczenia głosów w poszczególnych komisjach. W tym roku obowiązywała wreszcie zasada kolegialnej oceny tego, czy głos jest istotny i na kogo został oddany. Jednak PKW nie opracowała zasad kolegialnej pracy członków komisji pozostawiając to inwencji członków poszczególnych komisji. Dobrze opracowane zasady pracy kolegialnej mogą wręcz przyspieszyć prace komisji, ale brak tych zasad prowadzi wprost do wydłużenia pracy choćby o kilka godzin. Stąd wynikał niestety opór wielu członków komisji (opór naturalny bądź powodowany chęcią oszustwa) do kolegialnej a zatem transparentnej oceny głosów. W wielu komisjach liczono głosy w podgrupach, co mogło powodować nadużycia czy choćby zwykłe ludzkie pomyłki. Szerzej rzecz ujmując, członkowie komisji wyborczych nie zostali adekwatnie przeszkoleni i przygotowani do rzetelnego wykonania powierzonych im zadań. Większość komisji wyborczych uległa presji tych członków komisji, którzy zadawali niezgodne z prawem pytania o to, czy wydać wszystkie karty wyborcze, także kartę do głosowania referendalnego. Było to publiczną formą agitacji w lokalu wyborczym, złamaniem ciszy wyborczej i odnosiło się w sposób oczywisty nie tylko do referendum, ale także, a może choćby przede wszystkim do wyborów parlamentarnych.

Kolejną, chyba najważniejszą kwestią techniczną, która wpłynęła na wynik wyborów, była tzw. turystyka wyborcza. Mało kto wie, iż obowiązująca w Polsce metoda podziału mandatów D'Hondta stosowana jest na poziomie poszczególnych okręgów wyborczych. To w praktyce powoduje, iż nasz głos ma różną siłę, w zależności od tego, gdzie zostanie oddany. o ile kilka / kilkanaście tysięcy wyborców z dużego miasta typu Warszawa odda swoje głosy w okręgu, w którym poparcie dla obu stron sceny politycznej jest podobne (są to z amerykańskiego tzw. „Swing States”), to efekt jest taki, iż głosy te przyczynią się do uzyskania większej liczby mandatów przez opcję polityczną wspartą tego typu turystyką wyborczą. Trudno zapobiec tego typu zjawiskom, ale też równie trudno skutecznie je wykorzystać na rzecz którejś z opcji. Jednak przed tegorocznymi wyborami dostępny był w internecie specjalny program komputerowy, podobno napisany przez programistów jednego ze światowych gigantów informatycznych, który to program wyliczał na podstawie skomplikowanych algorytmów stworzonych na potrzeby polskich wyborów, gdzie dany wyborca powinien pojechać i oddać swój głos, by przyczynić się do pozyskania dla totalnej opozycji kilku dodatkowych mandatów. Analitycy szacują, iż w ten sposób totalna opozycja odebrała Zjednoczonej Prawicy około 5-ciu mandatów. Zorganizowana „turystyka wyborcza” sterowana poprzez specjalne oprogramowanie opracowane przez zagranicznych specjalistów wyczerpuje znamiona nieuprawnionej obcej ingerencji w polskie wybory i powinna być wystarczającą przyczyną dla Sądu Najwyższego do ich unieważnienia.

Kwestie taktyczne

Totalna opozycja wspierana przez ulicę i zagranicę dopilnowała każdego detalu, by wygrać ten plebiscyt. Oprócz kwestii technicznych profesjonalnie rozegrano kwestie taktyczne. Pierwszą z nich było wystawienie w wyborach odrębnej listy tzw. „Trzeciej Drogi”. Politycy prawicy i sympatyzujące z nią media nie rozpoznały adekwatnie zagrożenia i uruchomiły błędną, przeciwskuteczną narrację. Cieszono się, iż totalna opozycja nie potrafi się ze sobą dogadać i nie jest w stanie stworzyć jednej wspólnej listy wyborczej. Tymczasem był to świadomy zabieg taktyczny, by część elektoratu antypisowskiego zrażona do Tuska, czy choćby zrażona do całej Platformy Obywatelskiej, mogła zagłosować na inne, nowe, nieskażone przeszłością ugrupowanie. Przypuszczam, iż w ramach tego taktycznego zabiegu Donald Tusk podczas debaty w telewizji publicznej pozwolił zrobić z siebie kompletnego idiotę, by dodatkowo uwiarygodnić Hołownię jako inteligentnego, sprawnego, obiecującego polityka. I to się całkowicie udało. Platforma zachowała swój żelazny elektorat na poziomie z ostatnich wyborów, a wyborcy Trzeciej Drogi głosowali na Hołownię i Kosiniaka- Kamysza nie dostrzegając, iż są oni wiernymi żołnierzami Tuska. Wierniejszymi choćby od niejednego prominentnego członka Platformy.

Drugą kwestią taktyczną było rozbicie głosów prawicowego elektoratu, najlepiej w taki sposób, by część głosów została zmarnowana poprzez oddanie ich na ugrupowanie, które nie przekroczy progu wyborczego. Temu służyła rejestracja list wyborczych nowej, niszowej partii PJJ Rafała Piecha. Także w tym wypadku politycy Zjednoczonej Prawicy nie dostrzegli powagi sytuacji i skali zagrożenia. Uznali więc, iż najlepszym rozwiązaniem będzie przemilczenie tego tematu. Telewizja Publiczna prezentując sondaże zaznaczała jedynie, iż nie uwzględniono w nich partii PJJ. Inne media przychylne rządowi w ogóle omijały ten temat. Dopiero teraz, dwa miesiące po wyborach, prezes spółki wydającej portal Niezalezna.pl, redaktor Tomasz Sakiewicz stwierdził, iż „sytuację polityczną w Polsce przesądziła partia, która ma 1,5 procent głosów, nie dostała się, prawie nikt jej nie zauważył - Polska Jest Jedna. To, iż ultrakatolicka partia doprowadzi do liberalizacji aborcji, to brak zdrowego rozsądku”. Trzeba jednak zadać pytanie, czy rzeczywiście prawie nikt jej nie zauważył, czy może nikt nie chciał jej zauważyć? Przecież wszystkie media publikowały wyniki prawyborów w Wieruszowie, i o ile do samej idei tych prawyborów można podchodzić z rezerwą, to wyniki te pokazały czarno na białym mechanizm, który powtórzył się później w rzeczywistych wyborach. Partia PJJ nie przekroczyła w Wieruszowie progu wyborczego uzyskując 4% poparcia, ale właśnie te 4% spowodowały, iż PO z 34% wyprzedziła PiS, który uzyskał 32%. To było ostrzeżenie, które powinno wywołać reakcję prawej strony sceny politycznej.

A jedyną odpowiedzią było dalsze milczenie zarówno prawicowych polityków jak i przychylnych prawicy dziennikarzy. Podobnie jak w przypadku portalu Niezealezna.pl także tygodnik „Sieci” przed wyborami nie zauważał problemu PJJ. Dopiero ponad miesiąc po wyborach, w 48 numerze tygodnika z końca listopada ukazał się artykuł Macieja Walaszczyka, w którym autor stwierdza, iż „Polska Jest Jedna Rafała Piecha dla Zjednoczonej Prawicy okazała się zabójcza”. Czy naprawdę nie dało się tego wcześniej przewidzieć i skutecznie temu przeciwdziałać? Autor artykułu przypomina hasło wyborcze Piecha: „Stań po stronie prawdy, a prawda cię wyzwoli”. Ci, którzy stanęli po stronie Piecha, którzy zagłosowali na PJJ, nie zostali wyzwoleni ale skazani na niewolę. Skazali na niewolę nie tylko siebie, skazali nas, skazali Polskę na niewolę antydemokratycznych, antychrześcijańskich i antypolskich rządów. Analitycy szacują, iż te 360 tys. głosów oddanych na PJJ przekłada się na ok. 14 mandatów utraconych przez Zjednoczoną Prawicę na rzecz totalnej opozycji pod przywództwem Donalda Tuska.

Świętokradcze wypowiedzi Piecha i sympatyków PJJ były w środowisku katolickim znane. Autor artykułu w Sieci przypomina wypowiedzi Wojciecha Sumlińskiego, który mówił o Piechu „jako o mężu opatrznościowym zesłanym przez Boga”. Przypomina także wypowiedź pełnomocnik finansowej partii Sylwii Pawełczak, która mówiła, iż „to Bóg posługuje się Piechą, jako narzędziem”. Sam Piech odnosząc się do swojej prezydentury w Siemianowicach Śląskich przywoływał Matkę Bożą mówiąc: „Ona jest menadżerem miasta, ona nim zarządza”. Maciej Walaszczyk przytacza też mniej znane informacje dotyczące Piecha. Przypomina, iż Rafał Piech, tak często mówiący o „czystości w polityce” uczestniczył „w siatce skupiającej prezydentów miast, głównie z PO i Lewicy, którzy wzajemnie obsadzali się w radach nadzorczych spółek miejskich”. Jak pisze autor przywołanego artykułu Rafał Piech zarabiał z tego tytułu dziesiątki tysięcy złotych. Dodam, iż podobne funkcje w spółkach samorządowych na terenie Górnego Śląska pełniła też Joanna Piech, żona Rafała. Ale najciekawszą informacją przywołaną przez redaktora Macieja Walaszczyka jest to, iż Rafał Piech był członkiem rady nadzorczej Agencji Rozwoju Regionalnego w Częstochowie. W konkluzji artykułu autor stwierdza, iż Piech „posadę dostał dzięki lewicowemu prezydentowi Częstochowy Krzysztofowi Matyjaszczykowi. Czy w tym też maczała ręce Matka Boża w roli menadżera?

By zrozumieć w pełni wagę i powagę tej informacji i takiej puenty tego artykułu przypomnę, iż Krzysztof Matyjaszczyk mówił kandydując na urząd prezydenta Częstochowy: „Chcę przełamać stereotyp w myśleniu o Częstochowie jako ośrodku pielgrzymkowym”. Mottem jego kampanii było hasło „Powstań z kolan Częstochowo”. Jedną z pierwszych uchwał była próba wprowadzenia „myta od pielgrzymów i turystów, którzy przebywają w mieście dłużej niż dobę”. Radni Częstochowy jako pierwsi w Polsce uchwalili dofinansowanie zabiegów in vitro o czym w sposób nie pozostawiający złudzeń informowano na oficjalnej stronie Urzędu: „To przełomowa decyzja. I co znamienne, decyzja, która zapadła w mieście kojarzonym głównie z Jasną Górą i tysiącami katolickich pielgrzymów”. Sam Prezydent Krzysztof Matyjaszczyk przyznawał, iż decyzja ta to „jedna z potyczek w zimnej wojnie z Jasną Górą”. Decyzję radnych Częstochowy Arcybiskup Wacław Depo nazywał „niechlubnym pierwszeństwem”. I były to słowa prorocze w kontekście tego, co w tej chwili dzieje się w Polsce.

Każdy katolik, który zagłosował w ostatnich wyborach na partię PJJ Rafała Piecha musi sobie odpowiedzieć na pytanie, czy rzeczywiście wierzy w to, iż Matka Boża nakłoniła Piecha do współpracy z ludźmi zwalczającymi jej Sanktuarium na Jasnej Górze? Czy rzeczywiście Matka Boża nakłoniła Piecha do rozbicia prawicowego elektoratu, w efekcie czego realizowana jest systemowa walka z katolicyzmem, polskim patriotyzmem i polską Niepodległością? Czy rzeczywiście dalej w to wierzy?

Dzięki takim, opisanym pokrótce działaniom, totalna opozycja wygrała ten ośmiogwiazdkowy plebiscyt.

Marcin Bogdan

P.S. Matematyka: Prawica zdobyła 194 mandaty, utracone na turystyce wyborczej 5, utracone z powodu Piecha 14 - to daje łącznie 213 mandaty + 18 mandatów Konfederacji = 231

Czy Konfederacja utworzyłaby rząd z PiSem? prawdopodobnie nie. Ale koalicja ośmiu gwiazdek z 229 mandatami też by rządu nie utworzyła i Tusk nie byłby premierem.

Читать всю статью