MAGDALENA OGÓREK – POSTAĆ Z INNEJ CZERWONEJ BAJKI
– LWICA LEWICY.
Postacią z innej bajki, chociaż równie czerwonej, jest Magdalena Ogórek, reprezentująca młode pokolenie lewicowych aktywistów, która w tej chwili przechodzi proces „nawrócenia” i aklimatyzacji do nowej rzeczywistości politycznej.
Procesowi jej przemiany światopoglądowej towarzyszy rozwijająca się zadziwiająco gwałtownie kariera medialna, która w oczywisty sposób łagodzi u niej ewentualne rozterki ideowe.
Do wytrwałości w podążaniu nową ścieżką polityczną, zachęcają ją również słowa podziwu dla jej uroku osobistego, wypowiadane często przez prawicowych pochlebców.
Jednak warto zauważyć, iż ocenianie kogoś pod kątem jego wyglądu zewnętrznego, nacechowane jest dużą dozą subiektywizmu, wszak to, co się nam podoba lub nie podoba jest kwestią gustu, a ten u różnych osób bywa bardzo odmienny.
Dlatego nie zamierzam się skupiać na powierzchowności pani Magdaleny Ogórek, bo nie ma to wiele wspólnego z treścią tego artykułu.
Dla porządku rzeczy chcę tylko zaznaczyć, iż nasza „bohaterka”, przypominająca trochę postać „Makowej Panienki” z pewnej czechosłowackiej bajki, zdołała choćby oczarować Leszka Millera, kreowanego niegdyś na „rasowego” macho.
Magdalena Ogórek ma prawdopodobnie dużą wprawę w zalotnym trzepotaniu rzęsami, bo do tego stopnia omotała lidera postkomunistów, iż ten, nie zważając na zastrzeżenia swoich partyjnych towarzyszy, obwołał ją kandydatką SLD w wyborach prezydenckich w 2015 roku.
Walory estetyczne nie były oczywiście decydującą przesłanką, którą kierował się Leszek Miller przy podejmowaniu tej ryzykownej decyzji, ponieważ, jak sam stwierdził, do kandydowania: – „Nie było innych chętnych. Wszyscy mówili, iż to wybory na niby”.
Niemniej jednak rzucił na szalę resztki swojego „autorytetu”, jaki posiadał wśród czerwonej hołoty i próbował wykreować ją na nową „lwicę lewicy”, która miała tchnąć ożywczego ducha w rozkładające się truchło SLD.
Magda, choć nie przypominała w niczym owego drapieżnika, a raczej prezentowała się jak „słodki kociak” rodem z „Pudelka”, to dość gwałtownie zerwała się ze smyczy i zaczęła brykać.
W efekcie całkowicie położyła kampanię wyborczą i ostatecznie uzyskała jedynie 2,38% głosów.
Nie pomogły jej ani zalotne miny robione do elektoratu, ani wykształcenie, ani to, iż była jedyną kobietą wśród kandydatów.
Przepadła z kretesem, pogrążając swojego patrona i wbijając gwóźdź do trumny lewicy, która ostatecznie została wyeliminowana z parlamentu.
Ktoś mało zorientowany w meandrach polskiej polityki, mógłby uznać, iż wpadka SLD z kandydaturą Ogórek, to jakiś przypadek lub efekt fatalnego zauroczenia, ale jeżeli się temu dokładniej przyjrzeć, to z łatwością można zauważyć, iż jest wprost przeciwnie.
Magda była bowiem od wczesnej młodości zaangażowana w działalność obozu postkomunistycznego, jest też typowym produktem lewicowej kuźni kadr.
Odbywała staże w kancelarii (p)rezydenta „Alka” Kwaśniewskiego, pracowała w MSWiA za rządów SLD, a następnie zatrudniono ją w klubie poselskim tego ugrupowania.
Na kilka lat związała się z Grzegorzem Napieralskim, wspierając go aktywnie w wyborach prezydenckich, a w 2011 roku. bezskutecznie próbowała się dostać z lewicowej listy do Sejmu.
Wyszła też za mąż za dość wpływowego polityka SLD, Piotra Mochnaczewskiego, który znany jest z tego, iż prowadził samochód w stanie upojenia alkoholowego, za co został choćby ukarany, oraz iż ma lepkie ręce, ponieważ zasiadając we władzach jednej z prywatnych uczelni, wykorzystał okazję i ukradł sztućce za pół miliona złotych.
Jego nazwisko znalazło się także na tzw. liście Macierewicza, jako tajnego współpracownika (TW) służb specjalnych PRL.
Widać więc, iż Magda nie zaniedbywała żadnych sposobów na lewarowanie swojej politycznej kariery, której przebieg może budzić przeróżne skojarzenia, ale trzeba przyznać, iż miała wszelkie dane do tego, aby dochrapać się poważnego awansu na lewicowych salonach.
Na przeszkodzie stanęła jej jednak degradacja tego środowiska.
Polityczny romans Magdaleny Ogórek z Leszkiem Millerem, przypomina perypetie bohaterów tandetnej opery mydlanej, co może mieć jakiś związek z jej wcześniejszymi doświadczeniami, ponieważ zagrała kilka epizodycznych ról w podrzędnych produkcjach filmowych.
I jak to często bywa w życiu, a jeszcze częściej zdarza się w telenowelach, po intensywnym związku nierzadko następuje burzliwe rozstanie.
Tak też się stało w przypadku Magdy, która zakończyła nie tylko współpracę z obozem lewicy, ale podobno porzuciła także swojego męża, który przestał być dla niej użyteczny, a mógłby stanowić przeszkodę na drodze do nowej kariery, tym razem na prawicowych salonach.
Magda, jak przystało na bardzo zaradną osóbkę, wyczuła doskonale nie tylko zmieniające się wiatry historii, ale także słabość, jaką mają do niej niektórzy prawicowi politycy, co ułatwiło jej kokietowanie kolejnego starszego pana, którego przychylność ma niebagatelny wpływ na rozwój jej osobistej kariery.
W nagrodę za porzucenie „ciemnej strony mocy” została zatrudniona w TVP, gdzie prowadzi choćby własny program „Studio Polska”.
Bryka zresztą w różnych zakątkach prawicowego salonu, stała się bowiem nie tylko „uznanym” i „cenionym” komentatorem politycznym, ale także autorką wielu wpadek, a choćby skandali…
Nie można przecież inaczej nazwać lansowania się Magdy na tle szczątków ofiar komunistycznego terroru, wydobytych podczas prac ekshumacyjnych na tzw. „Łączce” na Powązkach, czy też wpadki z fałszywym powstańcem warszawskim, któremu ostentacyjnie okazane zainteresowanie miało jej zaskarbić większą sympatię w środowiskach patriotycznych.
Przykładów niestosownego zachowania się tej „rasowej” celebrytki jest o wiele więcej, jednak nie warto ich tu wymieniać, ponieważ poświęcono im tyle uwagi w mediach, iż każdy, kto zachce się bliżej im przyjrzeć, bez większego problemu odnajdzie potrzebne informacje w sieci.
Jej zachowanie można by skwitować powiedzeniem, że: „kto się wróblem urodził, kanarkiem nie umrze”, co idealnie pasuje do podejmowanych przez nią nieudolnych prób wpasowania się w prawicowe klimaty.
Niestety, nie wróżę Magdzie wielkich sukcesów w tej materii, ponieważ nie posiada ona odpowiedniego wyczucia patriotycznych nastrojów i choćby dobre rozpoznanie słabostek u paru ważniejszych prawicowych polityków, nie zagwarantuje jej życzliwości całego środowiska.
Zachowuje się bowiem jak „słoń w składzie porcelany”, gdy bezceremonialnie wykorzystuje narodowe świętości do swoich partykularnych celów.
Tylko osoba ukształtowana w środowisku postkomunistycznym może się charakteryzować brakiem wrażliwości i niezrozumieniem tego, iż o ile takie żenujące zachowania mogły być dobrze przyjmowane przez czerwoną hołotę, to jej taniec na grobach narodowych bohaterów musi być zdecydowanie potępiony przez patriotów.
Dlatego nie może dziwić fala krytyki, która ją za to spotkała.Jak na razie nic nie zagraża jej karierze, ponieważ składając publiczne wyznanie „wiary” w nieomylność prezesa oraz deklarując, iż jej nową misją jest „mówienie, kto szkodzi Polsce”, zaskarbiła sobie przychylność, a choćby sympatię pewnych środowisk, czego dowodem może być zaproszenie tej „gwiazdy” na „Zlot Prawych”.
Ta odbywająca się w Chojnicach impreza, jest stosunkowo niewielkim wydarzeniem, ale można rzec elitarnym, bowiem zjeżdża się na nią wielu prawicowych tuzów, którym pozdrowienia przesłał ostatnio choćby prezydent Andrzej Duda.
Magdalena Ogórek jest niewątpliwie przykładem „błyskotliwej” kariery na salonach nowej władzy, ponieważ „w dwa lata przepoczwarzyła się z wysługującej się SLD gąsienicy w pięknego motyla „Dobrej Zmiany”.
I pomimo rozlicznych zastrzeżeń, co do szczerości jej „nawrócenia”, cieszy się poparciem i opieką możnych protektorów, którzy dbają o to, aby bajka „O Makowej Panience i smutnym Emanuelu” miała swój dalszy ciąg…
Magda nie jest jedynym głosem lewicy, który rozbrzmiewa w rządowych mediach.
Wprawiło mnie bowiem w zdumienie, gdy pewnego czerwcowego wieczoru na antenie TVP, wystąpił z komentarzem do rozgrywającego się na naszych oczach spektaklu z obrad komisji Amber Gold, niejaki Marek Formela, który robił tam za „eksperta”.
Muszę uczciwie przyznać, iż jego wypowiedź nosiła znamiona dobrego rozeznania w tej tematyce, ale nie to zwróciło moją uwagę, ale raczej jego wątpliwe kwalifikacje etyczne, których brak powinien go wykluczać spośród „autorytetów” w zakresie rozliczania aferzystów.
Nie jest bowiem tajemnicą, iż Marek Formela został parę lat temu skazany przez Sąd Okręgowy w Gdańsku za udział w aferze „Stella Maris” i pranie brudnych pieniędzy, na rok i trzy miesiące więzienia z warunkowym zawieszeniem na trzy lata.
Być może o zaproszeniu go do tego programu zdecydowało to, iż w 2015 roku przed drugą turą wyborów prezydenckich, jako członek Rady Krajowej SLD, wystosował apel do lewicowego elektoratu i władz swojej partii o poparcie dla Andrzeja Dudy.
Przedstawił wtedy dość trafną analizę sytuacji politycznej i namawiał do zaangażowania się po stronie kandydata PiS-u, twierdząc, iż leży to bardziej w interesie SLD „niż grzebanie w garderobie Magdaleny Ogórek”.
Stwierdził również, że: „Zbieżności społeczne z programem Andrzeja Dudy powinny mieć pierwszeństwo przed różnicami w tzw.
No cóż, terminologię zaczerpnął z dialektyki marksistowskiej, ale instynkt niezawodnie podpowiedział mu na jakiego „konia” postawić w prezydenckim wyścigu.
Długo można by jeszcze wymieniać podobne transfery do salonu nowej władzy, ale myślę, iż przedstawione przykłady wystarczą, aby wzbudzić refleksje, co do sposobu układania listy pasażerów płynących okrętem „Dobrej Zmiany”, w kierunku znanym jedynie „Wielkiemu Sternikowi”.
Mam też świadomość, iż niniejszy artykuł może się nie spodobać bezkrytycznym wielbicielom nowego układu, którzy prawdopodobnie woleliby, abym się zajął huczną imprezą w willi Romana Giertycha, na której balowali przedstawiciele upadłej koalicji.
A bawili się tak doskonale, iż musiała choćby interweniować policja, wezwana przez sąsiadów rozrywkowego mecenasa.
W tym kontekście nasuwa się pytanie: co wprawiło wspomniane towarzystwo w szampański nastrój, przecież zgodnie z zapewnieniami rządzących oni już dawno powinni siedzieć za kratkami ?
Odpowiedzi na to pytanie niech każdy poszuka samodzielnie. Ja tymczasem mam zamiar wytykać palcami, choć zdaję sobie sprawę z tego, iż to mało eleganckie, tych osobników, którzy jeszcze do niedawna stali tam, gdzie stało ZOMO, a teraz, korzystając z niezwykłej dla nich przychylności, przenikają do szeregów prawicy.
Uważam ich bowiem za farbowane lisy, a ich nagłe „nawrócenia” za akty koniunkturalizmu, za co prawdopodobnie przyjdzie nam kiedyś słono zapłacić, bo zamiast wykreowania nowej i zdrowej moralnie elity, mamy znowu do czynienia z próbą asymilacji komuchów…
Wojciech Podjacki „Polski Szaniec” 2/17
TOTUMFACKA LESZKA MILLERA – MAGDALENA OGÓREK
W DZIAŁALNOŚCI LEWICOWO – PRAWICOWEJ.
Po latach okazuje się, iż red. naczelny „Polskiego Szańca” Wojciech Podjacki był przewidywalny w swoim tekście
„MAGDALENA OGÓREK – POSTAĆ Z INNEJ CZERWONEJ BAJKI” pomieszczonym w „Polskim Szańcu” (nr 2/17).
OSTATNI ZJAZD POLSKIEJ ZJEDNOCZONEJ PARTII ROBOTNICZEJ (PZPR). WYPROWADZENIE SZTANDARU PZPR.
CO SIĘ STAŁO Z MILIONAMI DOLARÓW AMERYKAŃSKICH – MAJĄTKIEM PZPR? – BADA RADA INSTYTUTU PAMIĘCI NARODOWEJ.
MAJĄEK ZOSTAŁ ROZKRADZIONY – PRAWDĘ ZNAJĄ
LESZEK MILLER…
Antoni Dudek IPN: majątek został rozkradziony. Prawdę znają Leszek Miller i Aleksander Kwaśniewski .
Co się stało z majątkiem, który po poprzedniczce przejęła SdRP?
W większości został rozkradziony.
Abyśmy mogli poznać prawdę, musieliby o tym opowiedzieć szczerze Leszek Miller i Aleksander Kwaśniewski – mówi w wywiadzie dla („Dziennika Gazeta Prawna” („DGP”) Antoni Dudek politolog i historyk, członek Rady Instytutu Pamięci Narodowej w latach 2010–2016, profesor zwyczajny Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.
Źródła:
Antoni Dudek – Rada Instytutu Pamięci Narodowej,
https://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/artykuly/1450223,antoni-dudek-jerzy-miller-aleksander-kwaswniewski-prl.html