To co zaprezentowano na otwarciu obecnej olimpiady w Paryżu wzbudziło wielki odzew, zaś powodem było to, iż uderzono tam i zadrwiono z tego co jest święte dla dwóch i pół miliarda chrześcijan żyjących na całym świecie. Chodzi o sparodiowanie wyobrażenia Ostatniej Wieczerzy, o której piszą Ewangelie, a której najbardziej znane przedstawienie kojarzy się z obrazem Leonarda da Vinci.
Dla każdego chrześcijanina, który poważnie, a nie tylko formalnie, czy koniunkturalnie, traktuje swoją wiarę musiało to być bardzo bolesne, co wyraził też wysłannik Watykanu na obecną olimpiadę, mówiąc, iż „wyśmiewanie w ten sposób wiary i religii jest bardzo szokujące” i on sam też czuje się „głęboko zraniony”.
W wielu normalnych krajach, cały ten skandaliczny spektakl z Paryża został ocenzurowany i to nie tylko iż względu na uczucia chrześcijan, czy też muzułmanów, ale też z uwagi na obsceniczne sceny, gdyż w całej tej żałosnej imprezie nie zabrakło prezentowania, przez prawie nagich aktorów, i to w obecności dzieci, fragmentów ich genitaliów w postaci, na przykład, jąder.
Jeśli organizatorzy tego przedstawienia, upierają się jednak by zaliczyć to do sztuki, to w takim razie trzeba wymyślić jakąś nową nazwę na określenie tego kierunku w sztuce. Niektórzy, zniesmaczeni tym widowiskiem, określają je pogardliwym słowem – shitshaw.
Z uwagi jednak na rozmiar widowiska i znaczenie jakie temu nadano należy poszukiwać określeń bardziej poprawnych, które by sugerowało, iż jest to nowy awangardowy rodzaj sztuki, mający jednak już rangę akademicką. Taką możliwą nazwą wydaje się być, na przykład, ekspresjonizm genitalny. Oczywiście, należy tu wprowadzić dodatkowe zastrzeżenie, iż tego rodzaju przedstawienie można będzie nazywać sztuką, tylko w przypadku, gdy autorami i wykonawcami tego są osoby deklarujące się jako należące do społeczności LGBT. W innym wypadku byłby to zwyczajny ekshibicjonizm lub obraza moralności, i wtedy byłby to karane zgodnie z odpowiednim paragrafem.
Inne możliwe, i bardziej chyba dziś powszechne, podejście jest takie, iż gdy obrażane są uczucia chrześcijan, a szczególnie katolików, to wtedy jest to oczywiście sztuka, natomiast gdyby chodziło o negatywne opinie na temat LGBTQ+ i gender, to wtedy traktuje się to jako „mowę nienawiści” i oczywiście karze z najwyższą mocą.
Jednak nie chodzi tu tylko o taką kwestię, czy było to wydarzenie kulturalne, czy też nie. Wielkie oddziaływanie paryskiego przedstawienia polega na tym, iż tym razem, i to bez żadnej przesady, można śmiało powiedzieć, iż zostało to zaprezentowane całemu światu.
Wymowa tego jest bardzo istotna i moim zdaniem polega ona na tym, iż Zachód, czyli, w pewnym uproszczeniu, UE oraz kraje anglosaskie, wobec całego świata dokonały symbolicznego coming-outu, czyli ujawniły i zademonstrowały to, iż tożsamość LGBTQ+ i ideologia gender są najważniejszą dla Zachodu sprawą, która wszędzie, zarówno w kulturze, życiu codziennym, jak i w prawie ustalającym ład polityczny i społeczny, są absolutnie priorytetową sprawą.
Sądzę, iż od dzisiaj nikt już nie może udawać, iż Zachód prezentuje w tej chwili jakieś inne zasady niż te objawione w Paryżu. Chociaż już od dawna było wiadomo, iż sprawy tak właśnie wyglądają, to jednak dopiero teraz z taką mocą zostało to jednoznacznie zakomunikowane.
Szok wywołało to jednak duży i skala protestów i dezaprobaty jest zadziwiająco szeroka. Wynika to też z tego, iż w krajach owego Zachodu, który ma pretensje do przewodzenia i zarządzania całym światem, żyje dziś niecały miliard ludzi, czyli tylko około 11 proc. ludności naszego globu. Zatem jakby nie patrzeć, jest to przecież margines, a nie żadna większość.
Z jakiej niby racji Zachód uzurpuje sobie prawo do narzucania większości swoich zasad? Tym bardziej, iż i w samych krajach Zachodu nie ma absolutnej zgodności co do akceptacji tak całkowicie przekształconego wizerunku cywilizacji zachodniej, która jeszcze niedawno była przecież chrześcijańska.
Przekaz płynący z Paryża został odebrany jako obraźliwy wobec Jezusa Chrystusa, który jest najważniejszy dla chrześcijan, ale też jest ważna postacią i prorokiem dla muzułmanów.
W ten oto sposób Francja rzuciła wyzwanie dla czterech miliardów wyznawców tych religii.
Dezaprobatę wyraziło wielu biskupów oraz rzeczników episkopatów różnych państw (dziwne jednak, iż sam papież dotychczas nie zabrał głosu), ale też przedstawiciele licznych wspólnot i państw muzułmańskich, w tym minister kultury Iranu, który stwierdził: „przedstawienie Jezusa Chrystusa w Paryżu było całkowicie obraźliwe i przekroczyło wszelkie czerwone linie”, zaś największa religijna instytucja muzułmanów w Egipcie – Al-Azhar Al-Sharif – ostrzegła „przed niebezpieczeństwem wykorzystywania wydarzeń o zasięgu globalnym do wprowadzania obelg wobec religii oraz promowania homoseksualizmu i transpłciowości”.
Zaprotestowały także liczne znane osoby niezwiązane z religią, jak Elon Musk, który powiedział: „To był skrajny brak szacunku wobec chrześcijan”. A choćby lider francuskiej, przecież antyklerykalnej, lewicy, Jean-Luc Mélenchon był zniesmaczony: „Nie podobało mi się wyśmiewanie chrześcijańskiej Ostatniej Wieczerzy. […] czemu dobremu służy ryzyko, iż zrani się wierzących?”.
Takich wątpliwości nie mają jednak liberałowie, w Polsce często komunistycznej proweniencji, którzy płynnie przeszli od marksizmu do gender, co wydaje się im naturalną transformacją i „postępem”.
Wielki zakres protestów spowodował, iż organizatorzy zaczęli się wycofywać i po dwóch dniach ogłosili, iż przepraszają osoby, które poczuły się obrażone. Czy to cokolwiek załatwia? W żadnym razie!
Najważniejsze jest to, iż intencje organizatorów zostały odkryte i od tego momentu nikt rozumny nie powinien mieć wątpliwości o co im idzie. To, iż w tej chwili się taktycznie wycofują, nic nie znaczy, gdyż dla niech jest to tylko sprawa nieudanego jednego testu, który powtórzą, gdy tylko uznają, iż już można.
Oni stosują starą bolszewicką strategię dzielenia rewolucji na etapy, czyli określania jakie zmiany można wprowadzić już przy obecnym stanie podporządkowania sobie społeczeństwa, a z czym się jeszcze trzeba wstrzymywać, aż do czasu, gdy wyeliminują opór. Lenin nazywał to „mądrością etapu”.
Na razie przepraszają i się tłumaczą, próbując odwrócić kota ogonem, ale zgodnie ze znanym francuskim powiedzeniem – kto się usprawiedliwia, ten się oskarża (qui s’excuse, s’accuse).
Teraz maski opadły i wielu uznało, iż opowieści o „mowie nienawiści” i „szanowaniu wrażliwości” osób LGBTQ+ to hipokryzja, nieuczciwość i tylko próba obezwładnienia przeciwnika. Wobec tego, coraz powszechniejsze stają się takie deklaracje: ”jeśli ty nie szanujesz moich poglądów, wrażliwości i świętości, to ja nie jestem zobowiązany i nie będę zwracał uwagi na twoje pretensje tego dotyczące”.
Upowszechnienie się takiego podejścia może być właśnie takim niezamierzonym, i sprzecznym z intencjami organizatorów, skutkiem tego prowokacyjnego show z Paryża. Czy będzie to początek dużego zwrotu i chrześcijanie, którzy byli do tej pory bezkarnie obrażani, zaczną w końcu ostrzej reagować? Wiele wskazuje, iż tak właśnie może się stać.
Stanisław Lewicki