– Po 1989 r., gdy zaczął rozwijać się u nas system parlamentarny, pojawiło się kilkaset partii politycznych. O takich, jak Związek Komunistów Polskich „Proletariat”, Sztandar Matki Boskiej Licheńskiej Bolesnej Królowej Polski, Polska Partia Posiadaczy Magnetowidów, przeciętny Polak choćby nie słyszał. Niektóre, jak Polska Partia Erotyczna (nie została formalnie zarejestrowana) albo Polski Ruch Monarchistyczny, swoją egzotyką wzbudzały chwilowe zainteresowanie mediów. Były też takie, jak Polska Partia Przyjaciół Piwa lub Partia X, którym choćby udało się wprowadzić do Sejmu swoich przedstawicieli. Potem pojawiły się ugrupowania, które przez krótki czas odgrywały rolę języczka u wagi: LPR, Samoobrona, Kukiz’15, Ruch Palikota, Nowoczesna. Dziś wszystkie (także teoretycznie istniejąca Nowoczesna) to przeszłość. Czy niedługo będzie można do tej listy dopisać Polskę 2050?
– Jeszcze nie, ale w dłuższej perspektywie ta formacja będzie skazana na rozmycie się w Platformie Obywatelskiej. W obecnym systemie partyjnym, przy trwale podzielonym społeczeństwie, trudno sobie wyobrazić istnienie dwóch partii o niemal bliźniaczych programach i odwołujących się do podobnych grup wyborców. Muszą się więc połączyć w jedną albo, co bardziej prawdopodobne, jedna musi zwasalizować drugą. Tak jak to się stało z Prawem i Sprawiedliwością oraz Suwerenną Polską, Platformą i Nowoczesną.
– Dziś Nowoczesna to tylko szyld i nic więcej. Ale w 2016 r. według jednego z sondaży cieszyła się poparciem na poziomie 29,6 proc., a Platforma – 16,2 proc. Czy gdyby na czele tej pierwszej nie stał Ryszard Petru, losy obu ugrupowań mogłyby być inne?
– Gdyby działacze Nowoczesnej myśleli w kategoriach strategicznych – a z dzisiejszej perspektywy widać, iż było tam bardzo dużo improwizacji – to wówczas mogliby złożyć Platformie propozycję nie do odrzucenia – połączenie sił na warunkach Nowoczesnej.
– I mielibyśmy dziś premiera Petru?