Kryzys energetyczny wisi nad Europą. "Płacimy za brak naszej transformacji" [Jakub Wiech]

ine.org.pl 1 год назад
Zdjęcie: Jakub Wiech


Poniższy wywiad jest fragmentem publikacji Instytutu Nowej Europy – Rok obaw i nadziei. Co czeka Europę w 2023? [Raport]

Rezygnacja z finansujących kampanię wojenną surowców energetycznych z Rosji doprowadziła do skokowego wzrostu cen paliw, gazu i energii elektrycznej, a eksperci wieszczą, iż problemy energetyczne Europy gwałtownie nie znikną. Czy powinno się je rozwiązywać kosztem rezygnacji z polityk klimatycznych? Czy receptą na nagły kryzys jest szeroki powrót do węgla? To pytania do Jakuba Wiecha, dziennikarza i publicysty specjalizującego się w tematyce energetycznej.

Michał Banasiak: Rekruterzy lubią zadawać pytanie: „gdzie się pan widzi zawodowo za 5 lat?”. To ja trochę je zmodyfikuję i zapytam: „gdzie Pan widzi europejską energetykę za lat 20?”.

Jakub Wiech: Za 20 lat, czyli w roku 2043, widzę europejską energetykę z jeszcze większym udziałem OZE niż obecnie. Widzę energetykę, która jest stopniowo dekarbonizowana i mam nadzieję, że Europa na stałe przeprosi się z energetyką jądrową. Może będzie to już czas, gdy pojawią się zaawansowane technologie małych reaktorów jądrowych, czy też pierwsze duże projekty dotyczące skutecznego magazynowania energii. Widzę też Europę, która energetyką zajmuje się coraz mniej, ponieważ przez 20 lat ten sektor może przejść naprawdę daleko idącą transformację i być może zajmiemy się przede wszystkim przemysłem i transportem, bo te sektory są bardziej kłopotliwe, jeżeli chodzi o całkowitą dekarbonizację i osiągnięcie neutralności klimatycznej.

Proces dekarbonizacji europejskiej energetyki można by zakończyć happeningiem „Palimy ostatnią bryłkę węgla w Unii Europejskiej”. W którym roku taki happening jest Pana zdaniem realny?

Sądzę, że lata 30. XXI wieku to dla większości państw w Europie ostatnie lata z użyciem elektrowni węglowych. Dla Polski data graniczna to może początek lat 40. Uważam, że wówczas węgla w europejskiej energetyce po prostu nie będzie. Już teraz na naszym kontynencie wydobywają go tylko dwa państwa – Polska i Czechy, przy czym Polska odpowiada za 95 proc. wydobycia. To pokazuje, w którą stronę zmierzamy.

Zostanie z nami jeszcze węgiel koksujący, używany w przemyśle.

Jest potrzebny do produkcji stali, używanej nie tylko w przemyśle zbrojeniowym, ale także w energetyce – do budowy zarówno wiatraków, jak i reaktorów jądrowych. Na odejście od tego węgla trzeba będzie poczekać dłużej.

Dojście do neutralności klimatycznej zajmie nam w Europie dużo więcej czasu?

Neutralność klimatyczna, czyli sytuacja, kiedy gospodarka nie emituje netto gazów cieplarnianych, to trochę bardziej skomplikowana sprawa. Sądzę, że ten wskazywany 2050 rok jest bardzo ambitny – choć nie powiem, że jest on nieosiągalny – i jakbym miał obstawiać, to powiedziałbym, że może raczej lata 50., rok 2060. Do 2050 nie zostało nam dużo czasu.

Dzięki zabiegom fiskalnym, dzięki nowemu kształtowi rynku, źródła nisko- i zeroemisyjne biorą ekonomiczną górę nad paliwami kopalnymi. To już się dzieje np. w Europie. Do tego zaczynają również dążyć Chiny, które zdały sobie sprawę już jakiś czas temu, iż nie zatrzymają tego pędu zmiany modelu światowego rynku

O potrzebie transformacji energetycznej mówimy od lat. Jest wiele zapowiedzi, pomysłów, ale równie dużo zmian zdania i porzucanych projektów. Kryzys energetyczny związany z wojną i rezygnacją z surowców rosyjskich okaże się przełomowy?

Myślę, że nie powinniśmy traktować kryzysów jako czegoś społecznie przełomowego. Kryzys pandemiczny był tak postrzegany, a w gruncie rzeczy dosyć gwałtownie powróciliśmy do dawnego modelu funkcjonowania, czy to naszych gospodarek, czy w ogóle społeczeństw. Po kryzysie energetycznym z lat 70. XX wieku mieliśmy wyraźny wzrost zainteresowania nowoczesną formą aktywizmu środowiskowego, wzrost zainteresowania alternatywnymi źródłami energii, wzrost zainteresowania odchodzeniem od paliw kopalnych. Po kryzysie energetycznym z lat 2011- 2012, związanym z arabską wiosną, mieliśmy rozwój USA jako sprzedawcy ropy i gazu, rozwój technologii szczelinowania, co z punktu widzenia rynku było bardzo pozytywne, bo stanowiło jego stabilizację, np. dla Polski – Polska korzysta z tej rewolucji łupkowej. A zatem uważam, że po tym kryzysie też coś dobrego pozostanie. Sądzę, że to będzie właśnie przyspieszenie dekarbonizacji, przyspieszenie polityk klimatycznych i głębsze zaawansowanie tychże, ukierunkowanych już nie tylko, jako nasza droga do radzenia sobie ze zmianami klimatu, ale także jako nasz sposób na przecinanie pewnych zależności importowych, które wciąż ciążą na naszej gospodarce.

W czasie kryzysu podniosły się głosy, by część polityk klimatycznych zawiesić. Można by rzec odwieczny problem transformacji: odkładamy ją na później, bo mamy do rozwiązania bieżące problemy.

Żaden poważny kraj nie podejmuje działań na rzecz klimatu tylko po to, by ciąć emisje. Za tym zawsze stoi coś jeszcze, najczęściej zmiana paradygmatu gospodarczego. Odchodzimy od rynku opartego na surowcach kopalnych, rozumianych jako najtańsze, do pewnej nowej struktury na zasadzie „kto emituje, ten płaci”. Dzięki zabiegom fiskalnym, dzięki nowemu kształtowi rynku, źródła nisko- i zeroemisyjne biorą ekonomiczną górę nad paliwami kopalnymi. To już się dzieje np. w Europie. Do tego zaczynają również dążyć Chiny, które zdały sobie sprawę już jakiś czas temu, że nie zatrzymają tego pędu zmiany modelu światowego rynku, bo Europę zaczynają wspierać na tym polu także Stany Zjednoczone i generalnie biznes już przesterował się na nowe tory ekonomiczne. W tym wszystkim jest ogromny wątek geopolityczny. Wątek, który mam wrażenie nie jest dostrzegany przez wielu komentatorów, zwłaszcza w Polsce, uważających politykę klimatyczną za jakiś wymysł pewnego bardzo wąskiego środowiska, kolportowany za pomocą lewicowych organizacji i nic więcej. Nie. To jest oficjalna doktryna ekonomiczna przeważającej części gospodarek świata, bo pięć największych gospodarek, czyli Stany Zjednoczone, Chiny, Unia Europejska, Indie i Japonia idzie w tym kierunku. Obserwujemy zatem dosyć dobrze ukierunkowaną ścieżkę dochodzenia do pewnych celów klimatycznych i kto się nie dostosuje dostatecznie szybko, ten zostanie w tyle.

Jak Polska dziś wypada na tle czołówki?

Polska jest krajem, w którym zachodzi istotne ryzyko, że będzie na uboczu tego wyścigu ekonomicznego, że stracimy konkurencyjność gospodarki, będziemy coraz bardziej poddawani zaburzeniom energetycznym. Zaniedbaliśmy swoje szanse, stawiając na innego konia w tym wyścigu. Konia, który okazał się w ogóle nie startować. Teraz powinniśmy nadrobić braki dzielące nas od średniej unijnej w zakresie dekarbonizacji systemów energetycznych. Moim zdaniem, choćby pomimo tego obecnego kryzysu energetycznego, jednoznacznie musimy iść w kierunku dekarbonizacji.

Póki co daliśmy sobie węglową dyspensę. Jesienią ściągaliśmy go skąd się dało, schowaliśmy do szuflady niektóre programy proekologiczne. Ich realizacja wymaga czasu, a kryzys trzeba zwalczać natychmiast. Jest ryzyko renesansu węgla czy to jego przymusowy i ostatni taniec?

Paradoksalnie ta sytuacja pokazuje, jak ogromne są problemy z węglem. Polska, kraj uchodzący za giganta węglowego, nie jest w stanie mocą swoich kopalń zaspokoić choćby własnych potrzeb. W Niemczech, Holandii, czy we Francji – tam jakieś „węglówki” wróciły do użycia, ale to nie jest ta skala, by mówić o renesansie. Jeżeli miałbym to porównać do jakiegoś antropomorficznego zjawiska, to są to raczej takie wstrząsy przedśmiertne, ostatnie drgawki tego sektora. W Polsce górnictwo jest w gigantycznych tarapatach. Sprzedajemy węgiel, który jest, w normalnych warunkach, nierynkowy. On przegrywa konkurencję choćby z węglem z tak egzotycznych państw pochodzenia, jak Kolumbia czy Australia. Trudno odzyskiwać nagle wiarę w ten surowiec. Powinniśmy robić wszystko, żeby odsączyć z pozostałego nam zasobu kopalnie trwale nierentowne i inwestować w te moce wydobywcze, które są jeszcze w stanie produkować nam paliwo do elektrowni. My nie odejdziemy od węgla z dnia na dzień. Przez te co najmniej kilkanaście lat będziemy musieli opierać się na źródłach węglowych, więc warto byłoby, żebyśmy w jakiś sposób zaopatrywali je własnymi mocami, bo jeżeli pogłębialibyśmy teraz jeszcze uzależnienie importowe od węgla to – moim zdaniem – byłaby to już totalna degrengolada polskiego sektora węglowego, w który i tak już zainwestowaliśmy ogromne pieniądze. Natomiast Polska w zasadzie podjęła już decyzję o zamknięciu swojego sektora górniczego. Podpisano umowę społeczną między rządem a górnikami. Wiemy, jakie są perspektywy czasowe w tym procesie. Chcemy do 2040 roku wyjść z węgla i to jest droga słuszna. Myślę wręcz, że ten sektor zwinie się choćby wcześniej, bo po naborach do szkół górniczych widać, że nie ma zainteresowania pracą w nim.

W Polsce górnictwo jest w gigantycznych tarapatach. Sprzedajemy węgiel, który jest, w normalnych warunkach, nierynkowy. On przegrywa konkurencję choćby z węglem z tak egzotycznych państw pochodzenia, jak Kolumbia czy Australia.

Istnieje obawa, że za transformację przyjdzie nam drogo zapłacić, że nowe źródła energii oznaczają – przynajmniej w krótkiej perspektywie – droższą energię.

My już teraz płacimy, ale za brak naszej transformacji. Płacimy przede wszystkim w cenach za energię elektryczną, ale to jest bardzo płytkie rozumienie tematu. Musimy importować węgiel, bo niestety mamy praktycznie nieruszany udział tego surowca w miksie energetycznym w ciągu ostatnich 30 lat. On się zmieniał oczywiście o kilkanaście punktów procentowych, ale to nie jest ta zmiana, którą powinniśmy wykonać w tym okresie. Dlatego dziś musimy ściągać węgiel zza granicy. Gdybyśmy w ciągu ostatnich 10 lat postawili na dynamiczny rozwój źródeł alternatywnych, udałoby się nam zmniejszyć udział węgla w miksie na tyle, by to wydobycie, którym w tej chwili zajmują się nasze kopalnie, starczyło może choćby dla całego kraju. I wcale nie mówię, że trzeba było od razu wchodzić w atom. Wystarczyło nie blokować wiatraków, żeby utrzymać dynamikę wzrostu produkowanej przez nie energii sprzed wejścia w życie ustawy odległościowej. Dzisiaj mielibyśmy około 12 GW mocy w tej technologii. Nie musielibyśmy teraz kupować surowca z Australii, Indonezji, Kolumbii, USA czy RPA.

Jeśli chcemy w jakiś sposób złagodzić skutki tej transformacji, to możemy z jednej strony szukać tańszej energii, ale jest też druga droga, mam wrażenie, że trochę niedostrzegana – a może pomijana – czyli oszczędzanie, ograniczenie zużycia energii. Teraz oczywiście jesteśmy do tego niejako przymuszeni na poziomie każdego gospodarstwa i też na poziomie administracji publicznej. Czy w ostatnich latach z tej swojej wygody trochę się nie rozleniwiliśmy? Czy nie moglibyśmy globalnie oszczędzać energię nie tylko w czasie kryzysu, ale na stałe?

Oczywiście jesteśmy rozpieszczeni przez dostatek energii, ale to samo w sobie nie jest niczym złym. Jesteśmy w modelu gospodarczym, który wiąże ilość zużywanej energii z poziomem życia. Bogata Północ, zwłaszcza Europa, zużywa ponad dziesięciokrotnie więcej energii niż państwa afrykańskie. To jest wymiar naszego rozwoju, ta dziesięciokrotność wyznacza barierę między bogatą Północą a biednym Południem. Na razie nie mamy modelu ekonomicznego, który pozwalałby zrezygnować z konsumpcji energii, zachowując przy tym tempo dotychczasowego rozwoju. Oczywiście uważam, że powinniśmy się jako cywilizacja dalej rozwijać, żeby kolejne pokolenia żyły w lepszych warunkach niż poprzednie. Musimy także myśleć o tych, którzy już w tym momencie żyją na znacznie niższym poziomie, czyli na przykład mieszkańcy państw afrykańskich. Tam rozwój też musi być związany ze wzrostem zużycia energii, zwłaszcza per capita. Tylko żeby to zrobić, to my, jako bogata Północ, musimy wyjść z pewnym programem zapewnienia tym ludziom dostatecznie dużych ilości energii, ale generowanych już w sposób nieobciążający klimatu środowiskowo – inaczej będzie to zagrożenie dla naszych celów klimatycznych. Nie mamy moralnego prawa, by im powiedzieć: „my się rozwijaliśmy przez 150 lat dzięki paliwom kopalnym, ale wy nie możecie, bo zniszczycie nam politykę klimatyczną”.

Jaka jest na to odpowiedź?

Powinniśmy zrobić wszystko, żeby inwestować na przykład w czyste moce w Afryce, czy w Ameryce Południowej, w Azji Południowej. To wszystko się powoli dzieje, tylko niestety za tym też idą poszczególne argumenty czy problemy geopolityczne. Jeżeli spojrzymy na Afrykę, to tam inwestują głównie Rosja i Chiny. Chiny inwestują bardzo dużo na przykład w elektrownie jądrowe. Dlatego uważam, że powinniśmy zacząć przejmować inicjatywę, bo to jest nie tylko w naszym interesie geopolitycznym, ale po prostu w interesie ludzkim, jako swego rodzaju zadośćuczynienie dekadom kolonizacji, czym się przede wszystkim powinny zająć byłe mocarstwa kolonialne. Będzie to też pożyteczne dla wszystkich celów, które sobie stawiamy jako rozwijająca się cywilizacja.

Wrócę do pytania o oszczędzanie, ale trochę je przeformułuję. Czy gdyby ta bogata Północ zaczęła się samoograniczać, nie byłoby nam łatwiej z transformacją?

Nie podpisuję się pod tym, że teraz powinniśmy dokonać masowego samoograniczenia. Oczywiście w czasie kryzysu ograniczenie to jest niezbędne, ale dlatego, iż wiemy, że nie starczy nam energii dla wszystkich, więc tutaj pewne działania zaradcze są obowiązkowe. Ale przy założeniu powrotu do stanu sprzed 2019 roku, takie samoograniczenia będą niewykonalne. Ludzie bardzo łatwo przyzwyczajają się do wygody. Człowiek znacznie chętniej będzie walczył o to, co już ma i bronił tego, niż starał się osiągnąć coś, czego nie ma albo co jest dla niego pewną abstrakcją. Myślę, że większość wyborców w Europie czy w Stanach Zjednoczonych będzie bronić swojego komfortu np. jazdy samochodem, możliwości bezkarnego włączania świateł, czy innych sprzętów domowych niż dążyć do tego, żeby teraz samoograniczyć się w imię, wciąż dla wielu abstrakcyjnej, zmiany klimatu. Powinniśmy dążyć do tego, żeby zapewnić wszystkim tyle energii, ile będzie potrzebne i żeby ta energia była produkowana przy minimalnym śladzie środowiskowym.

Prezydent Duda mówił na szczycie klimatycznym COP27 w Szarm El-Szejk, żebyśmy nie byli klimatycznymi hipokrytami. Żebyśmy dążąc do swoich celów klimatycznych, nie robili tego poprzez wyrzucanie wszystkich fabryk do Chin, Indii czy Bangladeszu. Zresztą za chwilę może się okazać, że Chiny, które też mają postawiony swój cel neutralności węglowej, zaczną przenosić kominy do Afryki i powiedzą: „mamy czyste ręce i jesteśmy eko”. Jak zamiast takiej „spychologii”, żeby za wszelką cenę na papierze sprostać wszystkim celom, faktycznie je osiągać?

Przede wszystkim, ten problem „ucieczki emisji” jest już dosyć dobrze zbadany na płaszczyźnie Unii Europejskiej. Rozwiązaniu tej kwestii ma służyć Carbon Border Adjustment Mechanism, który z jednej strony zastopuje tę ucieczkę przemysłu z Europy, a z drugiej nie pozwoli grać państwom trzecim niską ceną produkcji, zasadzoną głównie na wysokim udziale źródeł takich jak węgiel, czyli spalanych bez norm środowiskowych. A zatem, to się już powoli rozwiązuje. Mamy pewne przykłady dotyczące chociażby ucieczki przemysłu stalowego, które mogą posłużyć jako case studies. Co więcej, duża część światowych gospodarek już teraz powiela mechanizmy wdrażane przez Unię Europejską, także następuje pewna unifikacja. Dla przykładu, Chiny wdrożyły swój własny system handlu emisjami wzorowany na europejskim ETS. Działa od września 2021 roku i myślę, że można to w jakimś czasie zacząć ujednolicać już w ujęciu globalnym, co rozwiązałoby właśnie ten problem ucieczki emisji.

Byłaby na to zgoda polityczna? Przecież mechanizm ucieczki jest bardzo przydatny, stąd jego powszechność.

Myślę, że taka zgoda jest powoli budowana, przynajmniej w kręgu tych największych gospodarek, które deklarują cele neutralności klimatycznej i starają się obniżać emisje, czy inwestują w nowe źródła energii. Co ważne, liderem inwestycji w OZE i atom od lat są Chiny, a zatem ten kraj, który jest uważany za państwo odstające od polityk klimatycznych .Jeśli spojrzymy na udział węgla w chińskiej energetyce, to zobaczymy, że on spada. Choć nowe bloki węglowe oczywiście są budowane, a Chiny wciąż pozostają liderem energetyki węglowej, to udział węgla spada, ponieważ tamtejsze jednostki węglowe są ustawione na re powering – zamykamy stare „węglówki”, otwieramy nowe. A zatem nie wzrasta już udział tych mocy w strukturze wytwórczej chińskiej energetyki. Choć jest ryzyko, że Chiny spróbują w pewnym momencie przerzucić wysokoemisyjny przemysł do Afryki i uczynić z niej „Chiny Chin”.

Liderem inwestycji w OZE i atom od lat są Chiny, a zatem ten kraj, który jest uważany za państwo odstające od polityk klimatycznych. jeżeli spojrzymy na udział węgla w chińskiej energetyce, to zobaczymy, iż on spada.

Politycy wyborców słuchają różnie, ale na pewno słuchają ich wtedy, kiedy są wybory, a wyborcy, jak wiadomo, głosują portfelem. Czy nie ma więc takiego zagrożenia, w skali całego globu, że politycy będą próbować zbijać kapitał na zaprzeczaniu potrzebie transformacji i przekonywaniu, że paliwa kopalne mogą być tańsze?

Oczywiście to jest zagrożenie. Pewne wahania obserwowane były np. za prezydentury Donalda Trumpa. Ale choćby mimo jego działań dotyczących wskrzeszenia węgla, wyjścia USA z porozumienia klimatycznego, czy zejścia z limitami wewnętrznymi dla węglowych jednostek wytwórczych, nie udało mu się zatrzymać spadku udziału węgla w energetyce i Stany Zjednoczone zaczęły tracić ten surowiec w swojej strukturze energetycznej na rzecz czystych źródeł: energetyki jądrowej, źródeł odnawialnych, ale też gazu, który tam pełni rolę „wypychacza” węgla. A więc widzimy tu pewien trend, który jest coraz mniej uzależniony od działań konkretnych polityków, bo jest trendem globalnym. Myślę, że najważniejsze koszty, które możemy ponieść, to raczej koszty walki z tym trendem. Polska np. teraz, patrząc przez pryzmat normalnych warunków, tych sprzed cienia pandemii, wojny czy kryzysu energetycznego, płaci nie za swoją walkę ze zmianą klimatu, tylko za walkę z walką ze zmianą klimatu. To przez takie podejście nie transformowaliśmy swojej energetyki, przez co jest ona trzykrotnie bardziej emisyjna od średniej unijnej. I to dlatego nasze rachunki za prąd skaczą w górę wraz ze wzrostem opłat za prawa do emisji.

Читать всю статью