Koziołka akademickie gadanie

jacekh.substack.com 7 месяцы назад

Tygodnik Polityka nr 4 (3448),17-23 stycznia 2024

Felieton w Polityce jest ważny, gdyż pokazuje w jaki sposób, jeżeli w ogóle, polskie media przedstawiają sprawy dziejące się za oceanem. Po przejęciu mediów przez PO nie ma szans na alternatywne spojrzenie. Warto więc zobaczyć jak dalece zafałszowany obraz nam serwują.

Felietonista Ryszard Koziołek porusza temat niezależności wyższych uczelni w tekście pod tytułem Akademickie gadanie zamieszczonym na stronie 91 tygodnika. Chodzi tu o wyjaśnienia w sprawie demonstracji studenckich składane przed komisją kongresu przez trzy rektory rządzące na trzech amerykańskich uczelniach. (Ten rektor, ta rektora; ci rektorzy, te rektory; wezwano tych rektorów i te rektory — tak się powinno poprawnie mówić. Rektorka to część od traktorka).

Na uniwersytetach odbyły się demonstracje, w związku z czym trzy panie rektory zostały wezwane przed komisję Kongresu USA w celu złożenia wyjaśnień. Pan Koziołek pisze:

Nie potrafię ocenić, czy forma protestów studenckich, które spowodowały przesłuchania rektorek, była naganna, czy nie, ale jeżeli dzieje się to na uniwersytecie, wówczas nie politycy powinni o tym decydować.

Być może, ale istotne są okoliczności i to nimi powinien zainteresować się felietonista, zanim napisał to, co napisał, i nie o formę protestów tu chodzi, a głównie o treści. Zwłaszcza gdy felietonista jest naukowcem, sprawa poznania faktów przed wyrażeniem opinii powinna być fundamentalna. W tych konkretnych przypadkach demonstracje nie były protestami w obronie Palestyńczyków ani przeciwko izraelskiemu ludobójstwu w Gazie, ale były poparciem działań Hamasu i otwartym wezwaniem do zabijania wszystkich Żydów wszędzie na świecie, czyli nawoływaniem do ludobójstwa. Wszędzie, czyli również w USA i na tych konkretnych uczelniach. Władze uczelni nie zareagowały na to w żaden sposób, dlatego poproszono panie o wyjaśnienia. Jak pisze pan Koziołek:

Agresywny, prokuratorski ton przesłuchującej je republikańskiej kongresmenki z Nowego Jorku Elise Stefanik wprawił mnie w osłupienie. W końcu przed komisją Kongresu zasiadły osoby kierujące trzema potężnymi uniwersytami […]. Tymczasem obserwowaliśmy, jak pomiata nimi teatralnie rozjuszona polityczka. Żądała odpowiedzi „tak” lub „nie” na jedno adekwatnie pytanie: Czy nawoływanie do zagłady Żydów narusza obowiązujące na pani uczelni przepisy o nękaniu i zastraszaniu? One zaś cierpliwie odpowiadały, iż to zależy od kontekstu.

No właśnie, jak się ma jedno do drugiego? Pytanie warte jest rzeczowej odpowiedzi. Naganność nawoływania do ludobójstwa zależy od kontekstu? interesujący pomysł. Pan Ryszard Koziołek powinien wypróbować go w swoim kolejnym tekście. Ponieważ pan profesor Koziołek jest również rektorem Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, może także dokonać takiej próby na swojej uczelni. Niech jego studenci troszkę ponawołują do powtórzenia holokaustu, a on znajdzie odpowiedni kontekst.

Felietoniście Polityki rzekomo bardzo nie podoba się ton pytań, ale jestem przekonany, iż w praktyce najbardziej boli go fakt, iż pytanie pani kongresmen obnaża hipokryzję, jaka zapanowała na amerykańskich uczelniach. Uczelnie te chwalą się, iż podobno tworzą bezpieczną przestrzeń dla studiujących i pracowników. Bezustannie kosztem nauki i całej społeczności akademickiej bronią rzekomo uciskanych mniejszości. W związku z tym panuje tam nieustanne polowanie na osoby nieprzestrzegające reguł, a reguły są bardzo liczne i bezwzględnie egzekwowane. Na przykład nieużywanie zaimków br, gr, tr, wymaganych przez kogoś, kto uznał siebie za przedstawiciela wymyślonej przez siebie płci bgtr-ts i zwrócenie się do tej osoby pan/pani jest agresją i mową nienawiści. Niewinne nieostrożnie wypowiedziane słowo zostaje uznane za mowę nienawiści, za atak na kogoś i powoduje wydalenie „agresora” z uczelni, a równocześnie głośne i publiczne nawoływanie do natychmiastowego wymordowania konkretnej grupy narodowościowej nie spotyka się z żadną reakcją władz uczelni. Coś się tu nie składa. Tak jak późniejszy długi komentarz autora o tym, jak to wyższe uczelnie są ostoją swobodnego i niezależnego myślenia i nieskrępowanej dyskusji. Akurat pod rządami takich uczonych jak Claudine Gay na Harvardzie jest dokładnie na odwrót.

Claudine Gay była pierwszą osobą czarnoskórą i drugą kobietą na stanowisku rektora Harvardu i prawdopodobnie to oraz jej orientacja seksualna stanowiły główną podstawę mianowania na tak wysokie stanowisko. Jak podaje strona Wikipedii, jej badania dotyczą amerykańskich zachowań politycznych, w tym frekwencji wyborczej oraz polityki rasowej i tożsamościowej. Nie przeczytamy na stronie Wikipedii zbyt wiele o osiągnięciach naukowych, bo zbyt wiele ich nie ma. W innych miejscach podawano, iż na dorobek Claudine Gay składa się podobno aż 11 artykułów. Niezwykle imponujący dorobek jak na rektora uczelni należącej do Ivy League i zajmującej wysokie miejsca w światowych rankingach, w tym pierwsze miejsce na liście Szanghajskiej. Pan Ryszard Koziołek w bazie Scopus ma 8 prac, więc może zostać rektorem Harvardu. Nawiasem mówiąc, uważam za duży błąd czynienie rektorami uniwersytetów przedstawicieli nauk humanistycznych. Po pierwsze absolutnie nie są oni w stanie pojąć innych nauk ani ich potrzeb, na przykład eksperymentalnych. To leży daleko poza ich zdolnościami pojmowania. Co gorsza, podatni są na różne ideologiczne nowinki, które z zapałem przyjmują, a potem wdrażają. U pana Koziołka prawdopodobnie też studiują „osoby studenckie”, a nie zwykli studenci.

Może źle szukałem, ale w bazie Scopus znalazłem tylko dwie publikacje Claudine Gay, natomiast Baza Web of Science podaje aż siedem jej artykułów w latach 2006-2020 i jeden w 2024 roku (super, Gay właśnie dogoniła Koziołka!). Dziwna proporcja, bo z reguły baza Scopus jest bardziej liberalna i uwzględnia więcej prac, również te w niżej notowanych czasopismach (dlatego w Polsce ministerstwo od nauki jeszcze za Gowina w ocenianiu uczelni i uczonych przeszło na Scopus). Zamieszanie może wynikać z faktu, iż część prac dzielnej rektory została wycofana w związku z oskarżeniami o plagiat. Pan Koziołek nie pisze o tej sprawie praktycznie wcale, tylko wspomina na zakończenie felietonu, iż na zachętę do ustąpienia pani Gay ze stanowiska:

„dołożono sugestię popełnienia plagiatu. Skończyło się na pouczeniu, aby staranniej cytowała źródła”.

Dobre sobie, dołożono sugestię. Udowodniono popełnienie plagiatu w prawie wszystkich jej pracach, ale skończyło się na pouczeniu. Ponieważ plagiaty znaleziono również w jej dysertacji, powinno skończyć się na odebraniu doktoratu i relegowaniu z uczelni, ale co tam. Takie wymagania nie dotyczą osób słusznych rasowo i ideologicznie. Według oświadczenia wydanego przez Harvard pani Gay zaktualizowała swoją rozprawę doktorską i zażądała poprawek od czasopism.

https://www.thecrimson.com/article/2023/12/15/gay-corrections-plagiarism-allegations/

Żeby było śmieszniej, plagiat znaleziono choćby w podziękowaniach, które zamieściła w swojej pracy doktorskiej. Mogła tam kogoś zacytować, a podanie źródła nic by nie umniejszyło, ale wolała przerżnąć tekst i podać jako swój. Ta pani jest notoryczną i patologiczną nałogową plagiatorką, która powinna zostać nieodwołalnie przegnana z nauki na cztery wiatry, ale skończyło się na pouczeniu. Swoją drogą wszystko wydaje się trochę dziwne, gdyż obecna praktyka również w Polsce nakazuje poddanie dysertacji kontroli antyplagiatowej jeszcze przed dopuszczeniem jej do dalszego procedowania. Istnieją do tego specjalne programy korzystające z akademickich baz danych. Także zwykłą praktyką wydawnictw jest sprawdzanie nadesłanych prac pod kątem plagiatu. Wiem, iż robią to redakcje zajmujące się naukami przyrodniczymi i technicznymi, więc tym bardziej powinny robić to te od politologii, socjologii, gender itd. o ile w trakcie dotychczasowej kariery Claudine Gay nie spotkała się z tego rodzaju kontrolą, a w tej chwili skończyło się na pouczeniu, wskazuje to na mocne polityczne tej pani ustosunkowanie. Zwłaszcza iż sam Barack Obama interweniował w jej obronie. To panu Ryszardowi Koziołkowi nie przeszkadza i o tym nie pisze, bo zaburzyłoby to jednoznaczny obraz, który chce namalować. Tymczasem to właśnie polityka posadziła panią Claudine Gay na stanowisku rektora, dlatego też zmiana politycznych wiatrów ułatwiła jej zwolnienie ze stanowiska.

Warto jeszcze odnieść się do tyrady felietonisty Polityki na temat wolności akademickiej. Sporą część swojego tekstu poświęca on na pisaniu takich oczywistości, jak na przykład, iż nauka może się rozwijać tylko w warunkach swobodnej wymiany myśli i nieskrępowanego przepływu idei. Niewątpliwie jest to prawda, tylko związek wolności myślenia akademickiego z postacią Claudine Gay jest całkiem przeciwny do tego, jaki przedstawia profesor Ryszard Koziołek. Fakt, iż ta pani została pomimo braku kwalifikacji naukowych wprowadzona na swoje wysokie stanowisko, jest skutkiem i dowodem nadmiernego wpływu na uniwersytety wywieranego przez politykę i przebudzoną ideologię. Zadaniem rektory Gay było działanie w charakterze komisarza wprowadzającego tę ideologię do życia akademickiego. Dla nas w Polsce hasła takie jak: krytyczna teoria rasowa, akcja afirmatywna albo DEI szczęśliwie jeszcze nic nie znaczą. Czasem tylko gdzieś przebudzony dziekan mówi o „osobach menstruujących” i domaga się tamponów w męskich toaletach oraz mówienia „osoby studenckie”, bo zwykłe określenie studenci jest obraźliwe i nie obejmuje wielorakości. Niestety, wraz ze zmianą rządu możemy oczekiwać nasilania tego szaleństwa również u nas, pomimo deklarowanej wolności akademickiej.

https://en.wikipedia.org/wiki/Diversity,_equity,_and_inclusion

Warto może przybliżyć, co taki skrót D.E.I. oznacza, gdyż jeszcze nie ma on choćby polskiej wersji strony w Wikipedii. Według Wikipedii angielskojęzycznej są to Diversity, Equity, and Inclusion, czyli Różnorodność, równość i włączenie (społeczne). Sposoby wdrażania i jego skutki spowodowały, iż ostatnio skrót bywa rozwijany jako Distractions, Errors and Incompetence (D.E.I.) - zakłócenia, błędy i niekompetencja.

Podobno DEI to są ramy organizacyjne, których celem jest promowanie „sprawiedliwego traktowania i pełnego uczestnictwa wszystkich ludzi”, w szczególności grup, „które w przeszłości były niedostatecznie reprezentowane lub podlegały dyskryminacji” ze względu na tożsamość lub niepełnosprawność. W opisach DEI można znaleźć mnóstwo pięknie brzmiących słów, ale praktyka jest przygnębiająca. Warto zwrócić uwagę na sformułowanie: w szczególności grup, które w przeszłości były niedostatecznie reprezentowane lub podlegały dyskryminacji. Uważa się na przykład, iż ponieważ w przeszłości Murzyni w USA byli niedostatecznie reprezentowani i podlegali dyskryminacji, w tej chwili należą im się różnorakie przywileje, natomiast instytucje i firmy powinny prowadzić politykę wynagradzającą im przeszłe krzywdy. Z powodu nieszczęść Wuja Toma przyjmiemy cię na studia albo powierzymy odpowiedzialne stanowisko, będziesz lekarzem lub pilotem. Prowadzi to do takich sytuacji jak w American Airlines, których samoloty mają ostatnio częste problemy przy lądowaniu i w innych wymagających umiejętności sytuacjach z racji słabo wyszkolonego, ale za to mocno zdywersyfikowanego personelu. Z kolei uczelnie zalewane są coraz mniej kompetentnymi studentami. Do tego dochodzi krytyczna teoria rasy (Critical Race Theory), według której wszyscy biali są z urodzenia skażeni piętnem rasizmu i jako tacy wymagają reedukacji, a ich rasistowskie wytwory, w tym nauka, technika, prawo itd. są narzędziami ucisku, które należy zneutralizować.

Nie wyjaśnił żarliwy obrońca wolności akademickiej, w jaki to sposób należy rozumieć działania przebudzonych komisarzy nauki na amerykańskich uniwersytetach i jak służą one swobodnemu przepływowi myśli i nieskrępowanemu rozwojowi idei. Przykładów takich działań jest coraz więcej. Na przykład umieszczanie ostrzeżeń na dziełach literackich w bibliotekach wydziałów literatury. Przy braku ostrzeżenia nieroztropny czytelnik mógłby przeczytać książkę Marka Twaina i nie tylko zetknąć się z archaicznym językiem i dawnymi stosunkami społecznymi, ale spotkać tam słowo Murzyn i byłoby nieszczęście. Zatem wszystkie takie książki należy odpowiednio oznaczyć, aby przyszli absolwenci wydziału literatury nie musieli się z nimi stykać. Także z opisami patriarchalnych społeczeństw w literaturze światowej XIX wieku, bo mogliby doznać szoku i nie przeżyć. Uczucia studentów są chronione, więc można ukończyć studia z literatury, nie znając tej literatury wcale. Czy studenci literatury u pana profesora Koziołka też mogą ukończyć studia nie czytając literatury? Na przykład trylogii Sienkiewicza, bo umniejsza ona rolę kobiet, przedstawia patriarchalne społeczeństwo oraz liczne sceny okrucieństw, które mogłyby urazić ich wrażliwe uczucia? A co z innymi autorami?

Ogólnie rzecz biorąc, w tej chwili żadna konfrontacja idei i poglądów na amerykańskich uniwersytetach nie jest dobrze widziana. Uniwersytet ma stanowić „bezpieczną przestrzeń”, w której nikt nie zostanie narażony na kontakt z poglądami różnymi od jego własnych, z faktami, które są mu niemiłe albo zajęciami, które są zbyt trudne.

W ciągu ostatnich kilku lat można było znaleźć liczne informacje na temat ograniczania wolności akademickiej w USA i upadającym w związku z tym poziomie nauczania. Po pierwsze na celowniku znalazły się nauki „twarde”, wymagające konkretnej wiedzy i umiejętności, których braku nie da się zamaskować gadaniem i powtarzaniem słusznie brzmiących zaklęć. Na przykład uznano, iż matematyka jest nadmiernie zmaskulinizowana i niedostępna dla mniejszości. Po dokładniejszym zbadaniu naukowczynie stwierdziły, iż spowodowane jest to jej sformalizowaniem, wymogami ścisłych dowodów opartych na precyzyjnie sformułowanych założeniach i temu podobnymi nienawistnymi wykwitami patriarchalnego społeczeństwa białych. Ponieważ nijak się ma to do zaklęć DEI, uniwersyteckie nauczanie matematyki wymaga radykalnej reformy polegającej na porzuceniu wymagań ścisłości i precyzji. Matematyka ma być bardziej inkluzywna, a więc jej ścisłość musi ustąpić przed ideologią równości, włączenia i różnorodności.

Podobnie niedawno stało się tak z chemią, która jest zbyt trudna dla czarnoskórych społeczności. Skutkiem działań na rzecz różnorodności czarnoskórych studentów na uczelniach jest coraz więcej, a iż sobie z trudniejszymi przedmiotami nie radzą, wymaga to zmniejszenia poziomu trudności. Stąd pomysły chemii przyjaznej dla czarnoskórych. Jakoś nikomu do głowy nie przychodzi, iż lepszym remedium na zbyt trudną chemię byłyby egzaminy wstępne i przyjmowanie na studia ludzi będących w stanie ją zrozumieć. Niestety ideologia zmierza dokładnie w przeciwnym kierunku, a DEI jest tylko jednym z narzędzi krytycznej teorii rasowej, zgodnie z którą wszystkie nauki ścisłe zostały stworzone przez białych rasistów w celu podtrzymywania ich dominacji.

Dlatego nauczanie należy zdefiniować na nowo, aby pozbyć się obecnych i uniknąć tworzenia w przyszłości kolejnych białych przywilejów. Umożliwianie zdolnym studentom szybszych postępów, na przykład dzięki specjalnym zajęciom na wyższym poziomie też jest rasistowskie i służy utrwalaniu podziałów, więc jako takie jest niedopuszczalne. Na uniwersytetach utworzono specjalne dobrze płatne stanowiska urzędników od DEI, którzy tego pilnują. Kiedyś dawno temu mieliśmy na coś takiego określenie urawniłowka. Jeszcze wspomnę, iż deklarowana inkluzywność dziwnie nie obejmuje żółtoskórych Azjatów, którzy są słabo reprezentowani na amerykańskich uczelniach, mimo iż słyną z pracowitości i umiejętności uczenia się. Także pomimo DEI i tworzenia bezpiecznej przestrzeni, antysemityzm szerzy się bez przeszkód. Zacytuję jeszcze fragment za Wikiwand:

https://www.wikiwand.com/en/Diversity,_equity,_and_inclusion

Historyk Niall Ferguson nazwał DEI programem politycznym i ideologią hierarchii, argumentując, iż należy uznać, iż DEI jest rodem z roku 1984. Jest to nowomowa mająca na celu osiągnięcie czegoś dokładnie odwrotnego, niż słowa te zdają się oznaczać. Nie różnorodność, ale jednorodność myśli. Nie sprawiedliwość, ale głęboka niegodziwość i brak należytego procesu dla wszystkich, kto odstępuje od obudzonej ideologii. A jeżeli chodzi o włączenie, cały proces polega na wykluczeniu każdego, kto nie chce się dostosować. Ferguson dokonał także bezpośrednich porównań między amerykańskimi uniwersytetami w latach 20. XXI wieku a upolitycznieniem niemieckich uniwersytetów w latach 20. XX w.

I jeszcze tylko wiadomość z ostatniej chwili: 40 oskarżeń o plagiat w stosunku do szefowej Harvardu ds. różnorodności.

Dziękuję za przeczytanie Substacka Jacka! Zapisz się bezpłatnie, aby otrzymywać nowe posty i wspierać moją pracę.

Harvard’s diversity chief hit with 40 plagiarism accusations in wake of Claudine Gay scandal: report

https://nypost.com/2024/01/30/news/harvards-chief-diversity-officer-sherri-ann-charleston-accused-of-plagiarism-report/

Jak widać nie koniec sprawy. Na pewno przebudzeni komentatorzy stwierdzą, iż uwzięto się na przedstawicielki DEI, które powinny móc w spokoju generować ^C^V swoje prace i robić kariery uniwersyteckie. Pewnie znowu szczęśliwie skończy się na pouczeniu.

https://twitter.com/BrendanMcInnis/status/1752371883784433760

https://twitter.com/i/status/1752333723050094838

Gdy wczytamy się w nowomowę tekstów DEI i Critical Race Theory można zacząć rozumieć skąd biorą się plagiatorskie ciągotki wdrażających je osób akademickich. Otóż to nie jest nauka ani choćby polityka. To nowa religia, a tekstów religijnych nie opowiada się swoimi słowami. Można je tylko pokornie i dokładnie kopiować. Nie ma tu miejsca na myślenie. Amen.

Читать всю статью