Dzień po wyborze obecnego prezydenta USA pisałem: „Dla Polski wybór Donalda Trumpa jest lepszy ze względu na chłodniejszy stosunek do wojny na Ukrainie. Jego wybór może zminimalizować lub choćby zakończyć wojnę, która ma miejsce na terenie Ukrainy. Wojnę, która dla naszego narodu jest bardzo kosztowna i bardzo niebezpieczna. Nie oznacza to oczywiście tego, iż Donald Trump jest człowiekiem pokoju. Były prezydent USA ma mentalność geszefciarza. Ukraina nie jest dla niego odnośnikiem ideologicznym. Nie jest on jednak również chory na Rosję. Jest wstanie przehandlować wojnę na Ukrainie, gdy bardziej będzie mu opłacał się pokój”.
Wielu Kolegów wtedy się na mnie zżymało, bo ocena ta nie mieściła się w ich ideologicznym horyzoncie. Ja się przy niej upierałem i dzisiaj stwierdzam, iż miałem rację. Totaliści i maksymaliści w polityce zawsze będą zawiedzeni. Po obu stronach barykady. A przecież to nie jest nasza wojna. My na te wydarzenia powinniśmy patrzeć przez pryzmat zysków i strat dla naszego narodu. Rola Polski pod rządami obecnych kompradorskich elit jest wyjatkowo nieopłacalna i ryzykowna. jeżeli wojna rosyjsko-ukraińska przebiegałaby w dalszym stopniu w podobnym tempie, to z całą pewnością Polska zostałaby wciągnięta do tego konfliktu.
Nam powinno szczególnie zależeć na wymuszonym choćby gangstersko pokoju przez Stany Zjednoczone. Taka jest polityka 2025 roku. Nie dzieje się nic zaskakującego – sędziwy realista polityczny Andrzej Werblan od początku pisał, iż tak to się musi skończyć. Moim zdaniem również ideowym stronnikom Ukrainy powinno zależeć na zakończeniu tej wojny, na tym etapie. Każdy kolejny dzień bez wsparcia wywiadowczego i finansowo-militarnego Stanów Zjednoczonych będzie oznaczał utratę nowych terenów na rzecz Federacji Rosyjskiej, które prawdopodobnie nigdy nie wrócą już do Ukrainy.
Niebezpieczeństwa czyhają na Polskę w dalszym ciągu. jeżeli Ukraina za namową europejskich przywódców – na przykład Wielkiej Brytanii, Niemiec i Francji – stanie okrakiem i nie zgodzi się na amerykańską wersje pokojową, to może oznaczać jeszcze większe zaangażowanie państw Unii Europejskiej po stronie Ukrainy. Nie idzie mi o finanse – płacić i tak będziemy. Tutaj nie da się wykluczyć udziału państw NATO w tej wojnie wbrew Stanom Zjednoczonym. Jakie państwa znajdują się w strefie zgniotu, nie trzeba przecież pisać. Wtedy będziemy za Ukrainę i płacić i być może bić się. A wojna rosyjsko-ukraińska/europejska bez wsparcia Stanów Zjednoczonych to zupełnie inna wojna. I chociaż wydaje się to scenariuszem science fiction, to już w lutym pojawiły się przecież informacje o tym, iż prezydent Donald Trump „rozważa” wycofanie Stanów Zjednoczonych z NATO. Taką wojnę Ukraina również przegra, ale jej przegrana będzie arcykosztowną przegraną jej europejskich sojuszników. Unia Europejska i Ukraina muszą sobie zdać sprawę, iż ośrodkami decyzyjnymi w tej sprawie jest Waszyngton i Moskwa.
Dla samego prezydenta USA Donalda Trumpa takie rozwiązanie, też jest korzystne. To biznesmen i jak słusznie zauważył były premier Polski Leszek Miller cały plan pokojowy wygląda jak projekt biznesowy. Biznes wychodzi lub nie. jeżeli nie wyjdzie, to Stany Zjednoczone wycofają swoje zaangażowanie wywiadowcze i wojskowe. On wychodzi na tego, który chciał zakończyć wojnę. Jak się czasowo uda – jeszcze lepiej. Będzie znów mógł ogłosić, iż należy mu się za to Pokojowa Nagroda Nobla.
Kanclerz Niemiec Friedrich Merz, prezydent Francji Emmanuel Macron i spoza Unii Europejskiej premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer mogą poklepywać po plecach Wołodymyra Zełenskiego hartując jego bojowego ducha. Mogą go dofinansowywać, dozbrajać i wysłać na front tych, których uważają za mniej wartościowych w Europie, kontynuując wojnę na Ukrainie przeciwko Rosji. Osłabią tym samym i tak ledwo dyszącą Unię Europejską, ku uciesze i zyskom wielkich graczy – Stanów Zjednoczonych, Chin i Federacji Rosyjskiej. Tym samym przyszłościowo kontynuacja wojny na Ukrainie, może stać się początkiem erupcji ideologizowanej Unii Europejskiej.
Nawet jeżeli ten pokój dzisiaj zostanie wprowadzony, ja nie wierzę w definitywny koniec tej wojny. Ten konflikt zbrojny najprawdopodobniej się odrodzi, bo jest wiele wpływowych ośrodków, którym na nim zależy. Nie da się również powstrzymać rosnącego w siłę ruchu postbanderowskiego na samej Ukrainie. Zwłaszcza, iż do niego będzie się uciekać wielu zawiedzionych wynikiem wojny Ukraińców. Za to przyjdzie jeszcze Europie zapłacić.
Ja jednak w odróżnieniu od wielu Kolegów-maksymalistów chciałbym czasowego zamrożenia tego konfliktu. Czas ten mógłby się stać okresem nauki realizmu politycznego, przez jakąś część naszych rodaków. Niech popatrzą na rzeczywistą Ukrainę bez okularów z filtrem – wojna. Ta chłodna lekcja twardej polityki, może zadziałać na nasz naród jak chluśnięcie zimnej wody w twarz. Być może, to wydarzenie wypędzi z części polskich umysłów archaiczne i od początku kulawe idee mesjanizmu, prometeizmu i bredni o Chrystusie narodów i rzekomej powinności walki za cudze. Być może, przyszłe rządy dzięki temu zamiast bredzenia o „sługach narodu ukraińskiego”, będą potrafiły twardo walczyć o własny interes narodowy.
PS. Media piszą, iż w nieoficjalnych rozmowach przedstawiciele rządu przyznają, iż sytuacja Kijowa na froncie stała się w ostatnich dniach „bardzo trudna”. Mówią, iż Polska nie znała wcześniej dokładnych zapisów planu pokojowego dla Ukrainy, jaki USA przedstawiły Wołodymyrowi Zełenskiemu. Rządzący nie brali pod uwagę takich rozwiązań. Było rozwiązanie. Zamiast nielegalnie blokować stronę „Myśli Polskiej”, a jaj redakcję pomawiać o brzydkie sprawy należało ją czytać. Nie byłoby dzisiaj takiego zaskoczenia.
PSS. „Polacy żyją z Bożej łaski – piastując myśli nie dzisiejsze” śpiewał Jacek Kaczmarski w utworze „Lalka. – polski pozytywizm”. To się niestety nie zmienia w naszym kraju. W czasie gdy dotychczasowe atlantyckie dogmaty się kruszą, nasz Sejm uchwala uchwałę mówiącą między innymi o potrzebie przeniesienia Ambasady Federacji Rosyjskiej w Warszawie w inne miejsce. Za kilka chwil rządzący, być może będą się musieli z tego wycofywać rakiem po jakiejś popołudniowej rozmowie przy kawie z ambasadorem Stanów Zjednoczonych Thomasem Rose.
Łukasz Jastrzębski









